Daniel Ricciardo stanowi żywe zaprzeczenie starej wyścigowej prawdy, która podkreśla ogromny wpływ dobrej pozycji startowej na ostateczny sukces. Wiecznie uśmiechnięty Australijczyk ma na koncie już sześć zwycięstw i po żadne z nich nie ruszył z miejsca wyższego niż czwarte. Średnia to zaledwie osiem – w minioną niedzielę było to szóste pole, a w zeszłorocznej Grand Prix Azerbejdżanu dopiero dziesiąte. – Wygląda na to, że nie wygrywam nudnych wyścigów – mówił ostatnio na podium.

Sam zresztą walnie przyczynia się do emocji i nie pozostawia tych triumfów w rękach przypadku. Podręcznikowe manewry wyprzedzania, przeprowadzane z chirurgiczną precyzją, stają się jego wizytówką – często zaskakuje nawet wytrawnych graczy, skutecznie atakując w sytuacji, z której pozornie nie da się niczego wyczarować. Jakże duży to kontrast z jego zespołowym partnerem: Max Verstappen zawsze tworzy wokół siebie zamieszanie, stara się walczyć zawsze i wszędzie, ale ostatnie wydarzenia pokazują, że przynosi to więcej szkody niż pożytku. Zwłaszcza dla zespołu Red Bull, który stracił w Szanghaju dublet.

Nikt nawet nie próbuje kwestionować szybkości Verstappena, ale wiele do życzenia pozostawia sposób jej wykorzystywania. Priorytetem jest atak – już, teraz, natychmiast. Od zewnętrznej, poza torem, bez najmniejszego marginesu na cokolwiek. Na inną niż spodziewana reakcję rywala, na błąd z jego strony. Czasami nawet bez marginesu na obronę. Wyścigu nie wygrywa się jednym manewrem, wykonywanym do tego na łapu-capu.

Priorytetem dla Ricciardo jest znalezienie się przed rywalem. Wyprzedza nie tylko efektownie, ale i skutecznie. Potrafi zaskoczyć przeciwnika: zamiast wikłać się w długie pojedynki, atakuje przy pierwszej możliwej – ale rozsądnej – okazji. Oczywiście trudno mówić o rozsądku, gdy decyzje trzeba podejmować w ułamku sekundy, ale Danielowi wychodzi to wybornie. Wciska się w lukę pozostawioną przez rywala, któremu nawet nie przychodzi do głowy konieczność wykonania manewru obronnego przy tak dużej różnicy dystansu na hamowaniu. Ricciardo ma niesamowity zmysł do wyczucia przyczepności i robi z tego doskonały użytek. Opóźnione, ale pewne i czyste hamowania są jego straszliwą bronią.

Lista jego ofiar jest imponująca. Pamiętacie Hungaroring w sezonie 2014, kiedy zostawił za sobą Fernando Alonso? Wcześniej, pędząc po swój pierwszy triumf w karierze, uporał się w Kanadzie m.in. z Nico Rosbergiem. Przed rokiem w Baku wyprzedził trzech rywali jednym manewrem. Teraz, w Chinach, czysto i skutecznie wyprzedził niemal wszystkich kierowców z czołówki. Jasne, miał przewagę opon – ale potrafił to wykorzystać. Z szerokim uśmiechem pod kaskiem odhaczał kolejne skalpy pokonanych wrogów.

Ktoś pamięta, ilu ze 132 wyścigów Ricciardo nie ukończył z powodu kolizji lub wizyty poza torem? Dwa razy w Toro Rosso, w sezonie 2013, a po przenosinach do Red Bulla tylko raz – kiedy na pierwszym okrążeniu Grand Prix Węgier 2017 wjechał w niego zespołowy partner.

Właśnie, Verstappen. Jest piekielnie szybkim kierowcą, ale nie można już zrzucać wszystkiego na karb agresji i małego doświadczenia. Ma już na koncie ponad 60 startów, więc chyba młodzieńcza werwa zaczyna ustępować frustracji związanej z brakiem wyników – na jakie niewątpliwie zasługuje swoim talentem.

Porównują go do Ayrtona Senny, Michaela Schumachera… To prawda, wielcy mistrzowie nie tylko bezkompromisowo rozstawiali rywali po kątach, ale też zdarzały im się momenty szaleństwa. Agresja mieszała się z butą i arogancją, nie było w nich za grosz pokory – a do tego wszystko zdawało się być usprawiedliwione i wybaczone, przynajmniej przez legiony wiernych fanów z całego świata.

Verstappen ulepiony jest z podobnej gliny, a do tego od najmłodszych lat był wychowywany na wyścigowego mistrza. Pamiętacie zresztą obecnych czterokrotnych mistrzów świata w ich pierwszych sezonach? Najpierw traktowanego pobłażliwie przez sędziów, a następnie nękanego karami Lewisa Hamiltona? Sebastiana „Crash Kida” Vettela? Z takich rzeczy można wyrosnąć, a im wcześniej pokażesz rywalom, że nie dasz sobie w kaszę dmuchać, tym szybciej nauczą się zjeżdżać ci z drogi.

Jednak na razie Verstappen po prostu marnuje swój potencjał. Wyrzucił do kosza okazję do zdobycia niespodziewanego dubletu, a inny jego wybryk przyprawił technicznych szefów Red Bulla o ból głowy zupełnie innego rodzaju – po kraksie w Bahrajnie dokładnie sfotografowano podłogę i dyfuzor jego samochodu.

W Chinach chyba po raz pierwszy poczuł, że przez agresję, niecierpliwość i nieprzygotowane ataki stracił zwycięstwo. Może dlatego nie kwestionował nałożonej na niego kary, może dlatego od razu przeprosił Vettela za zrujnowanie mu wyścigu. Cieszył się z tego Hamilton, tydzień wcześniej sam zaatakowany przez „Mad Maksa”. Przy okazji kierowca Mercedesa wbił szpilę młodszemu koledze, komentując zakończoną wycieczką na pobocze próbę ataku od zewnętrznej Zakrętu 7: – Nigdy nie widziałem topowego kierowcy, który próbowałby tam wyprzedzać.

Cóż, Lewis. Max przeciera szlaki – ta próba była nieudana, ale uważaj na przyszłość. Widok numeru „33” w lusterkach powinien przerażać. Zdecydowanie bardziej niż widok numeru „3” – bo Daniel po prostu cię wyprzedzi, a Max może jeszcze dodatkowo w ciebie wjechać.

10 KOMENTARZE

  1. Ilość komentarzy wprost zwala z nóg.
    Po 9 dniach od GP Chin nastąpił łaskawy Pana wpis o przebiegu GP. No dupę urywa wprost…
    Wyjątkowe lekceważenie…
    Nie ma nic w mediach, w temacie RK, to nie ma o czym pisać, co nie, Panie Sokół, bo RK to F1, a F1 to RK …?
    „Był czas przywyknąć”, że nie tacy jak RK wracali po latach /np. MSc/, po krótszym czasie i byli tłem…
    Otrząśnij się Pan i zdecyduj, bo RK nie będzie już w F1 nigdy i czy warto dalej żyć…?

    • Ty wer jestes chyba z tego „nowego pokolenia” któremu się wszystko należy. Mikołaj robi tutaj wpisy w swoim wolnym czasie. Nie chce za to forsy, nie wrzuca Ci tutaj miliona reklam które musisz obejrzeć zanim cokolwiek przeczytasz, nie musisz sie logować i podawać swoich danych osobowych z numerem buta włącznie itd. Robi to bo to lubi i robi wtedy kiedy chce. Ani Ty ani nikt inny nie ma prawa wymagać od niego czegokolwiek w tej kwestii bo jest to całkowicie dobrowolne zaangażowanie. Jak widzę typa co czuje się lekceważony, bo nie dostał nic za friko tak często jak sobie tego życzy to mi się normalnie niedobrze robi. Mimo wszystko życzę Ci miłego dnia i dużo zdrowia w walce z ludźmi o takim samym nastawieniu jakie sam masz.

  2. Po cichu liczę, że Daniel jednak wyrwie się z Red Bulla.
    Historia uczy nas, że Australijczycy nie mają szczęści do tego teamu… 😉

  3. Tylko wchodzenie do królestwa Vettela może byc mało ciekawe jeśli o ferrari chodzi. Z drugiej strony bardzo bym chciał zobaczyć Ricciardo w jednym teamie z Hamiltonem. Wtedy można by złapać jakieś dobre odniesienie co do jego talentu i szybkosci (bo ten sezon co wygral z Vettelem i tak według mnie nie pokazał wszystkiego, bo ja osobiscie Vettela nie uważam za szczególnie wybitnego kierowcę)

  4. Zobaczymy co to bedzie z Verstappenem. Ja nie kupuje tej powszechnej, nachalnej klaki. Dla mnie jest z tej samej gliny co Senna czy Schumacher w tym samym stopniu co kazdy inny czlowiek, nalezy do tego samego gatunku. Nic wiecej.

    Pamietam jak podbna klake mial nie tak dawno Grosjean. A jakim sie mistrzem kierownicy okazal?

    Pozyjemy, zobaczymy. Na razie poza rozbijaniem wszystkiego co sie porusza po torze Max wiele nie osiagnal. Byl lepsze niz Sainz (a kto nie byl? Nawet Hulk go bije, a gdzie tam Hulkowi do czolowki?) i jest szybszy w kwalifikacjach od Ricciardo (dla ktorego kwalifikacje zawsze byly pieta Achillesa). I tyle osiagniec.

    Dla zwolennikow tezy (ktora nam klaka Maxa probuje wcisnac) ze o klasie / potencjale decyduja kwalifikacje wiec Max jest lepszy niz Dan, polecam inny wyznacznik: wyniki na ‘torach kierowcow’ (Monaco, Spa, Suzuka) gdzie Dan leje Maxa bezlitosnie.

    Moje tezy to: Dan numerem 1 w Ferrari w 2019, Max pokonany w 2019 przez Gaslyego.

  5. Muszę posypać głowę popiołem bo przed sezone podczas testów mówiłem że Max szuka limitów i tyle. Chociaaż muszę przyznać, że jedno się zgadza i nadal twierdzę, że chłopak szuka limitów…………………ale cierpliwości Helmuta 🙂
    pozdrawiam

Skomentuj syfcio Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here