Na zakończenie europejskiej części sezonu kierowcy Formuły 1 powalczą o punkty mistrzostw świata w „świątyni szybkości”, czyli na słynnej Monzy. W związku z tym tradycyjnie przygotowałem garść ciekawostek związanych z zawodami o Grand Prix Włoch.

Historia wyścigów o Grand Prix Włoch rozpoczęła się 4 września 1921 roku. Pierwszą edycję zorganizowano na torze w Brescii, a jej zwycięzcą został Jules Goux. Wkrótce ruszyły jednak prace nad Autodromo Nazionale pod Mediolanem. Uroczyste otwarcie toru odbyło się 3 września 1922 roku. Tydzień później zorganizowano inauguracyjny wyścig, którego zwycięzcą został Pietro Bordino, prowadzący Fiata 804.

Formuła 1 ściga się na Monzy od początku swojego istnienia. Tylko raz – w 1980 roku – Grand Prix Włoch została rozegrana na torze Imola. Jej triumfatorem został ścigający się w barwach Brabhama Nelson Piquet.

Autodromo Nazionale jest najszybszym obiektem wykorzystywanym przez F1. W 2004 roku Rubens Barrichello zdobył na Monzy pole position, przejeżdżając okrążenie ze średnią prędkością wynoszącą 260,395 km/h (czas okrążenia: 1.20,089). Co ciekawe, jeszcze lepszy wynik w sesji przedkwalifikacyjnej uzyskał Juan Pablo Montoya, któremu zmierzono średnią prędkość na poziomie 262,242 km/h (1.19,595).

Najwięcej zwycięstw w Grand Prix Włoch ma na swoim koncie Michael Schumacher. Niemiec wdrapywał się na najwyższy stopień podium na Monzy aż pięć razy – w każdym przypadku za kierownicą Ferrari (1996, 1998, 2000, 2003, 2006). Drugi w tym zestawieniu jest Nelson Piquet – czterokrotny triumfator Gran Premio d’Italia.

Jeśli chodzi o pierwsze pozycje startowe we Włoszech, to „Schumi” legitymuje się trzema wygranymi czasówkami. Lepsi są pod tym względem Juan Manuel Fangio i Ayrton Senna, którzy zdobywali pole position na Monzy po pięć razy.

Pozycja startowa na Monzy jest bardzo ważna. W ostatnich 16 latach aż dwunastokrotnie wygrywał tu zdobywca pole position.

Najwięcej kilometrów na czele wyścigów o Grand Prix Włoch spędził legendarny Alberto Ascari (1386). Kolejne dwie lokaty w tym rankingu zajmują Stirling Moss (1268) i Michael Schumacher (1186).

W aktualnej stawce znajduje się tylko trzech kierowców, którzy oglądali Autodromo Nazionale z najwyższego stopnia podium. Są to Sebastian Vettel (2008, 2011, 2013), Fernando Alonso (2007, 2010) i Lewis Hamilton (2012).

Monza nie była do tej pory zbyt szczęśliwa dla liderującego obecnie w generalce Nico Rosberga. Niemcowi jeszcze nigdy nie udało się wywalczyć w Parku Królewskim miejsca na „pudle”. Jego najlepszym rezultatem pozostaje piąta lokata z 2010 roku.

Inaczej być nie może – wśród konstruktorów najczęściej na Monzy zwyciężała Scuderia Ferrari. Włosi święcili triumfy przed własną publicznością 18-krotnie. Dziesięcioma wygranymi legitymuje się McLaren, natomiast sześcioma Williams. Fabryczna ekipa Mercedesa może się pochwalić dwoma wygranymi autorstwa Juana Manuela Fangio (1954, 1955). Do tego dochodzi jeszcze pięć triumfów w roli dostawcy silników zespołów McLarena (1997, 2005, 2007, 2012) i Brawna (2009).

Włoskie hity F1
1956 – Fangio na to zasługiwał
Bo Fangio na to zasługiwał – odparł Peter Collins, pytany o powody przekazania podczas wyścigu na torze Monza w 1956 roku swojego samochodu Juanowi Manuelowi Fangio (w jego Ferrari zawiódł układ kierowniczy). Był to wyjątkowo dżentelmeński gest, ponieważ Anglik zrezygnował tym samym z własnych ambicji (miał szansę na tytuł), pomagając wielkiemu Argentyńczykowi obronić mistrzostwo świata. Fangio nigdy nie zapomniał o przysłudze ze strony Collinsa, tym bardziej, że na podobną wielkoduszność nie zdobył się Luigi Musso, którego wcześniej poproszono o przekazanie Juanowi Manuelowi samochodu.

No cóż, nie każdego stać na tak szlachetne gesty. Swoją drogą ciekawe, czy dzisiaj, gdyby zezwalały na to przepisy, ktoś (bez nakazu ze strony zespołu) postąpiłby tak samo jak Collins?

1967 – Fenomenalny Clark, fantastyczna „Hondola”
Jim Clark zajął w 1967 roku na Monzy trzecie miejsce, ale było ono jednym z największych dowodów na jego geniusz. Szkot dyktował tempo od trzeciej rundy, potem uszkodził jednak oponę i musiał zjechać do boksów, tracąc do liderów całe okrążenie. Jak gdyby nigdy nic, jechał dalej jak natchniony, szybko odzyskał stracone kółko i ruszył w pogoń za czołówką.
Gdy w Lotusie prowadzącego Grahama Hilla zawiódł silnik, Szkot błyskawicznie rozprawił się z Johnem Surteesem, a następnie Jackiem Brabhamem i objął prowadzenie! Clark rozpoczął ostatnie okrążenie w roli lidera, jak to jednak często w takich sytuacjach bywa, posłuszeństwa odmówił sprzęt – konkretnie pompa paliwa. Szkot spadł na trzecie miejsce, a zwycięstwo przypadło w udziale Surteesowi, który tym samym zapewnił Hondzie RA300, określanej mianem „Hondoli” (ze względu na fakt, że nadwozie zaprojektował Eric Broadley z Loli), wygraną w debiucie.

1971 – Superfinisz
Co powiecie na finisz, w którym pięciu najlepszych kierowców mieści się w odstępie 0,61 sekundy? Robi wrażenie, prawda? A dokładnie tak wyglądała meta wyścigu o Grand Prix Włoch w 1971 roku.
Zwycięstwo odniósł Peter Gethin w BRM, który jeszcze rundę przed końcem wyścigu był czwarty, a ostatecznie pokonał Ronniego Petersona o 0,01 sekundy! Trzecie miejsce zajął François Cevert, czwarte – Mike Hailwood, a piątkę zamknął Howden Ganley.

Warto podkreślić, że poza najbardziej wyrównanym finiszem w dziejach mistrzostw świata, Grand Prix Włoch z 1971 roku przez kolejne 32 lata było także najszybszym wyścigiem Formuły 1 (ze średnią prędkością wynoszącą 242,616 km/h). Rekord ten padł dopiero w 2003 roku za sprawą Michaela Schumachera, który 53 okrążenia przejechał ze średnią prędkością 247,586 km/h.

1988 – Dublet Skaczącego Konia
W 1988 roku zespół McLarena z Ayrtonem Senną i Alainem Prostem w składzie wygrał 15 z 16 wyścigów. Napędzany turbodoładowanym silnikiem Hondy model MP4/4 był maszyną z innej planety, a w rękach Senny i Prosta stawał się zabójczą bronią.
Wypadek przy pracy przytrafił im się tylko raz, na Monzy. Tam dublowany Jean-Louis Schlesser – zastępujący w Williamsie chorego na ospę wietrzną Nigela Mansella – sprowokował kolizję z prowadzącym Senną (Prosta zawiódł silnik). Incydent ten pozwolił ekipie Ferrari na ustrzelenie dubletu – pierwsze miejsce wywalczył Gerhard Berger, a drugie Michele Alboreto. Szkoda, że tego pięknego momentu nie doczekał wielki Enzo Ferrari, który zmarł niecały miesiąc wcześniej.

1989 – Na złość Ronowi
Alain Prost wiedział, jak wyprowadzić z równowagi swojego ówczesnego szefa Rona Dennisa. Francuz wykorzystał na Monzy silnikowe kłopoty Ayrtona Senny i zgarnął Grand Prix Włoch. Na podium oddał swoje trofeum włoskim kibicom, robiąc szefowi McLarena na złość (Dennis zbierał oryginały), po czym bezceremonialnie oświadczył, że po zakończeniu sezonu przechodzi do Ferrari – Chcę być Michelem Platinim w Maranello – oznajmił Francuz po sukcesie w Parku Królewskim, przeprawiając włoskich kibiców o zawrót głowy.

1996 – „Schumi” zdobywa świątynię Ferrari
Michael Schumacher zwyciężał z ekipą Ferrari w jej świątyni pięć razy. Pierwszy z tych triumfów był jednak dość nieoczekiwany, ponieważ model F310 był znacznie wolniejszy od konkurencji spod znaku Williamsa. Ale na Monzy główny faworyt do zwycięstwa, Damon Hill popełnił kosztowny błąd i „Schumi” zdołał sięgnąć po wygraną, szturmem zdobywając miłość włoskich kibiców.

Zacznijmy jednak do początku. W kwalifikacjach Niemiec był co prawda trzeci, lecz na starcie spadł na szóstą lokatę. Tifosi z pewnością nie tak wyobrażali sobie początek wyścigu. Schumacher szybko jednak odrabiał straty i po czterech okrążeniach przebił się na trzecie miejsce – przed nim jechali Damon Hill i Jean Alesi (Francuz popisał się atomowym startem i był pierwszym liderem wyścigu, prowadząc do zakrętów Lesmo, gdzie popełnił błąd i przegrał z Anglikiem).
Na szóstym okrążeniu z walki odpadł Hill, który popełnił zaskakujący błąd, uderzając w opony ustawione w pierwszej szykanie (Villeneuve również zaliczył kontakt z oponami, tyle że na drugiej szykanie i w jego przypadku konsekwencje nie były tak poważne). Anglik długo nie mógł uwierzyć w swoją nieporadność.
W tym momencie Michael poczuł zapewne krew i ruszył w pogoń za Alesim. Ponieważ prędkość maksymalna napędzanego silnikiem Renault Benettona B196 uniemożliwiła atak, trzeba było sięgnąć po inne środki. Gdy Alesi wpadł do alei serwisowej, Schumacher przejechał dwa szybkie okrążenia i w rezultacie z 0,6 sekundy straty wyczarował 5-sekundową przewagę.
Tifosi oszaleli ze szczęścia! I tak już zostało do mety, choć w drugiej części wyścigu „Schumi” zafundował swoim fanom palpitacje serca, uderzając o opony w Variante del Rettifilo. – Prawie straciłem kontrolę nad samochodem. To było głupi moment – przyznał później Michael.

1999 – Łzy Miki
Ten wyścig na zawsze wpisał się w kronik Formuły 1. Pod nieobecność Michaela Schumachera (złamana na Silverstone noga) Mika Häkkinen rywalizował o tytuł z Eddie’em Irvine’em. Ta walka okazała się bardziej zacięta, niż początkowo sądzono.
Po serii niezbyt udanych występów (na przestrzeni lipca i sierpnia tylko jedna wygrana) Fin przyjechał pod Mediolan po zwycięstwo. Na 30 okrążeniu okazało się jednak, że to nie był wyścig Miki. W Variante del Rettifilo Häkkinen popełni koszmarny błąd, wrzucając jedynkę zamiast dwójki i zakończył swój występ. Następnie, dając się ponieść emocjom, zaszył się w pobliskich zaroślach i uronił kilka łez.

Dla porządku dodajmy, że zwycięstwo wpadło w ręce Heinza-Haralda Frentzena z ekipy Jordana, a Häkkinen ostatecznie sięgnął po swoją drugą koronę.

2000 – „Schumi” też płakał
Michael Schumacher płakał na Monzy rok później, choć w zupełnie innych okolicznościach – i w innym miejscu. Niemiec zdobył Gran Premio d’Italia, wyrównując liczbę zwycięstw (41) niezapomnianego Ayrtona Senny. W trakcie konferencji prasowej emocje wzięły górę i „Schumi” rozpłakał się jak dziecko.

2006 – F1 nie jest sportem
Sześć lat później Fernando Alonso nie płakał, za to zaciskał zęby w bezsilnej złości, gdy okazało się, że sędziowie ukarali go za „przeszkadzanie” podczas kwalifikacji Felipe Massie i odesłali na koniec dziesiątki. – Formuła 1 nie jest już sportem – skwitował rozwścieczony Hiszpan, poproszony o komentarz do decyzji sędziów. Aby właściwie oddać kontekst tamtej sytuacji, trzeba podkreślić, że Alonso znajdował się w ogniu walki z Michaelem Schumacherem o mistrzostwo świata.

Pozbawiony rywala „Schumi” bez trudu sięgnął po zwycięstwo, a w trakcie konferencji prasowej, na której stawił się w towarzystwie swojego następcy w Maranello Kimiego Räikkönena i Roberta Kubicy, oficjalnie potwierdził, że po sezonie przechodzi na emeryturę (jak wiemy, czasową).

2008 – Vettel po raz pierwszy
To był perfekcyjny weekend – pole position, zwycięstwo. Brak mi słów… – cieszył się Sebastian Vettel po swoim pierwszym zwycięstwie w Formule 1. Zwycięstwie – dodajmy – całkowicie zaskakującym, choć w pełni zasłużonym. Wyczyn kierowcy Toro Rosso przykuł tym większą uwagę, że weekend we Włoszech upływał pod znakiem deszczu. W tych trudnych warunkach Sebastian spisał się jednak znakomicie, najpierw zostając najmłodszym zdobywcą pole position (21 lat i 72 dni), a następnie najmłodszym zwycięzcą wyścigu F1 (21 lat i 73 dni). – Niewiarygodne – podsumował 21-latek swoje popisy na Monzy.

Grand Prix Włoch 2013 w pigułce
Pole position: Sebastian Vettel (Red Bull-Renault) – 1.23,755
Najwyższa prędkość w kwalifikacjach: Daniel Ricciardo (Toro Rosso-Ferrari) 340,4 km/h
Najwyższa prędkość w wyścigu: Esteban Gutierrez (Sauber-Ferrari) 341,1 km/h
Wyniki wyścigu:
1. Sebastian Vettel (Red Bull-Renault) 1:18.33,352
2. Fernando Alonso (Ferrari) +5,4
3. Mark Webber (Red Bull-Renault) +6,3
Liczba pit stopów zwycięzcy: 1 (23 okr.)
Najkrótszy pit stop: Nico Rosberg (Mercedes) 24,079 – 26 okr.
Liderzy: 1-23 Vettel, 24-27 Alonso, 28-53 Vettel
Najszybsze okrążenie: Lewis Hamilton (Mercedes) 1.25,849 (242,924 km/h) – 51 okr.

Wielkie szybkości rozwijane na Monzy sprzyjały licznym dramatom. Jeden z nich wydarzył się w 1961 roku przed łukiem Parabolica i pochłonął życie walczącego o mistrzostwo świata Wolfganga von Tripsa z Ferrari oraz kilkunastu widzów. W tych smutnych okolicznościach po tytuł sięgnął zespołowy kolega niemieckiego arystokraty – Phil Hill.

W sezonie 1966 – pomimo awarii spowodowanej wyciekiem oleju – Jack Brabham zapewnił sobie na Monzy swój trzeci tytuł mistrza świata. Osiągnięcie jest tym cenniejsze, że Australijczyk dokonał tej sztuki w samochodzie własnej konstrukcji. Wyścig wygrał Ludovico Scarfiotti i był to jedyny triumf Włocha w mistrzostwach świata – do tego odniesiony za kierownicą Ferrari.

Jackie Stewart dwukrotnie sięgał na torze Monza po tytuł mistrza świata – w 1969 roku przypieczętował je zwycięstwem, a w 1973 czwartą lokatą (w 1971 roku przybył do Włoch już z mistrzowską koroną).

Do wielkiej tragedii w Parku Królewskim doszło w 1970 roku. Podczas kwalifikacji w Lotusie Jochena Rindta doszło do awarii – kierowca nie miał żadnych szans. Ponieważ do końca sezonu nikomu nie udało się dogonić Rindta w punktacji, pośmiertnie został on mistrzem świata. Nie trzeba chyba dodawać, jak wielkim ciosem dla F1 była strata Jochena.

Start Nikiego Laudy na torze Monza w 1976 roku, zaledwie kilka tygodni po kraksie na Nürburgringu, stanowił przykład niebywałego hartu ducha. Czwarte miejsce Austriaka było nie lada wyczynem.

W 1978 roku na Monzy odbyła się koronacja Mario Andrettiego. Okoliczności sukcesu kierowcy Lotusa dalekie były jednak od idealnych, bowiem w następstwie karambolu, do którego doszło tuż po starcie, w poniedziałek rano zmarł zespołowy kolega Amerykanina – Ronnie Peterson. F1 po raz kolejny poniosła niepowetowaną stratę.

W 1995 roku Damon Hill tak zaciekle walczył z Michelem Schumacherem o zwycięstwo, że uderzył w Niemca i obaj przedwcześnie zakończyli swój występ. Wygrana wpadła natomiast w ręce Johnny’ego Herberta (na zdjęciu).

W 2007 roku McLaren zwyciężył w jaskimi lwa – wygrał Fernando Alonso, który finiszował przed Lewisem Hamiltonem.

Przed rokiem podczas czasówki na Monzy Alonso cierpko skwitował matematyczną wpadkę strategów Ferrari, przez którą stracił szansę na jazdę w korytarzu powietrznym Felipe Massy, a co za tym idzie lepszy rezultat: – Chłopaki, naprawdę jesteście geniuszami [lub, jak kto woli, idiotami…].

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here