W sezonie 2004 Michael Schumacher wygrał Grand Prix Francji dzięki taktyce: Luca Baldisserri zaproponował cztery tankowania i kierowca Ferrari zdołał pokonać Fernando Alonso.

Po kilku latach posuchy nadchodzą tłuste czasy dla francuskich kibiców Formuły 1. W stawce nie ma co prawda ani jednej ekipy, po której zwycięstwie zabrzmiałaby „Marsylianka”, za to na torach ściga się aż trzech kierowców jeżdżących z trójkolorową flagą. Wiele wskazuje na to, że już w przyszłym sezonie Jean-Eric Vergne czy Romain Grosjean będą mieli okazję do startu przed własną publicznością. Plany przywrócenia Grand Prix Francji po trwającej od 2008 roku przerwie nabierają realnych kształtów.

Już podczas przedsezonowych testów w Barcelonie dowiedziałem się, że pracownicy jednego z czołowych zespołów widzieli gotowy kontrakt na organizację wyścigu Formuły 1 w Le Castellet. Nie przesądza to oczywiście o niczym, bo o wartości takich świstków w tym środowisku świadczą chociażby oświadczenia Witalija Pietrowa czy Jarno Trullego na temat ich „ważnych” umów z Lotusem i Caterhamem na sezon 2012. Niemniej jednak prace w tym kierunku trwają i są dość zaawansowane.

Jak wiemy z niedawnego oświadczenia premiera Francji, François Fillona, umowa nie została jeszcze sfinalizowana, choć projekt organizacji wyścigu na Paul Ricard co dwa lata, wymiennie z innym obiektem, został wstępnie zaakceptowany przez Formula One Management. Dawno już minęły czasy, w których socjalistyczny rząd francuski wykładał grube pliki franków na organizację rundy wyścigowych mistrzostw świata na położonym w środku niczego obiekcie Magny-Cours. Teraz funduszy trzeba szukać gdzie indziej, a roczna opłata za przywilej goszczenia F1 ma wynosić podobno 20 milionów euro. Co ciekawe, w kontekście miejsca rozgrywania Grand Prix Francji przywykło się mówić wyłącznie o Le Castellet (tam zresztą gościł ostatnio premier Fillon), ale niespodziewanie przypomnieli o sobie właściciele Magny-Cours. Wierzę jednak, że bliższa realizacji jest koncepcja powrotu na Paul Ricard.

Mówi się, że Formuła 1 po prostu się obraziła na Circuit de Nevers w Magny-Cours. Trudno mi się dziwić: autostrada łącząca Paryż z Nevers została co prawda już ukończona, ale mimo tego dojazd w to miejsce nadal pozostaje koszmarny. Hoteli w okolicy jest jak na lekarstwo, a pasące się wokół toru stada krów dodają kolorytu. Na wiodących przez pastwiska i wioski wąskich dróżkach nietrudno natknąć się na jakąś rolniczą maszynerię, o czym dość regularnie przypomina mi w szyderczy sposób jeden z kolegów po piórze. Ja uparcie twierdzę, że zostawiłem wymijanemu traktorzyście wystarczająco dużo miejsca i nie mam pojęcia, w jaki sposób znalazł się w rowie. Brzmi trochę jak cytat z wielkiej księgi wymówek…

W każdym razie niezbyt udany manewr wymijania, w wyniku którego nikt nie ucierpiał, to chyba jedyny emocjonujący moment, jaki mogę sobie przypomnieć z Magny-Cours. Sam układ toru był co prawda porządny, a w nawrocie Adelaide dawało się wyprzedzać nawet bez DRS, ale ogólnie wyścigi tutaj i goszczący je obiekt nie zapadają szczególnie w pamięć. Szanowany szwajcarski dziennikarz, który w bogatej karierze zaliczył ponad pół tysiąca wyścigów Grand Prix, demonstracyjnie opuszczał rundę na Magny-Cours, postrzegając to miejsce jako niegodne jego obecności. Gdy GP Francji zniknęła z kalendarza, nowym obiektem nienawiści uczynił Walencję. Jakże trudno się z nim nie zgodzić!

Co zatem może zaoferować Paul Ricard? Tor ma jedną gigantyczną zaletę: jest własnością Berniego Ecclestone’a. Jasne jest, że siwy pan nie będzie płacił sam sobie za organizację wyścigu, stąd zaangażowanie rządu Francji w organizację – jak już podkreśliłem, politycy nie zamierzają fundować tej imprezy, ale z pewnością pomogą w zgromadzeniu odpowiednio silnej grupy sponsorskiej. Oczywiście z dalszym rozwojem sytuacji na froncie politycznym pewnie trzeba będzie poczekać do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich, które odbędą się za dwa tygodnie.

Poza opłatą dla FOM trzeba jeszcze przewidzieć w budżecie budowę trybun. Istniejący od 1969 roku obiekt po modernizacjach dokonanych na przełomie wieków jest obecnie jednym z najnowocześniejszych torów świata, ale jest przystosowany przede wszystkim do testów. Najdłuższa konfiguracja liczy 5,861 kilometra długości, a wszystkich wariantów pętli jest aż… 167. Oczywiście nie każda nadaje się do wyścigów F1 (najkrótsza mierzy zaledwie 826 metrów), ale ciekawie by było, jakby każda kolejna edycja Grand Prix Francji rozgrywana była nie nieco innej trasie. Pozostając w klimacie żarcików, Ecclestone być może będzie chciał wcielić w życie jedną ze swoich wizji i skorzysta z rozmieszczonych wzdłuż pętli zraszaczy…

Na pewno nie spodoba mi się jedna rzecz. Paul Ricard, ochrzczony tak na cześć fundatora, który dorobił się fortuny na produkcji likieru o zwalającym z nóg smaku anyżu, jest otoczony asfaltowym poboczem z charakterystycznymi paskami. Te bliżej nitki toru są niebieskie i „delikatnie” spowalniają samochód, a bliżej odległych barier umieszczono paski czerwone, o wiele bardziej szorstkie. Nie ma tu żwirowych pułapek czy choćby trawiastych poboczy, na których popełniający błąd kierowca straciłby znacznie więcej czasu. Jednym słowem to idealny obiekt dla zawodników „pokolenia PlayStation”.

Do tego niektóre zakręty wręcz zachęcają do ścinania: tydzień temu w zawodach European Le Mans Series, sześciogodzinnym wyścigu na Le Castellet, Jaime Melo w pościgu za prowadzącym w klasie GT rywalem wszystkimi czterema kołami regularnie wyjeżdżał poza obręb toru. Sędziowie Formuły 1 będą musieli się mocno przyłożyć przy kontrolowaniu wprowadzonego przed tym sezonem punktu w regulaminie, kategorycznie zakazującego wyjazdów poza białe linie.

Na koniec pozostają jeszcze problemy znane z Magny-Cours. Do położonego na płaskowyżu toru Paul Ricard prowadzi jedna droga i choć na terenie obiektu znajduje się lotnisko, to będzie to ułatwienie jedynie dla Ecclestone’a i ścisłej wyścigowej śmietanki. Kibice będą musieli uzbroić się w cierpliwość i nie mają co liczyć na szczególnie rozwiniętą bazę noclegową.

Jeśli prace nad organizacją Grand Prix Francji zostaną uwieńczone powodzeniem, będzie to swojego rodzaju wyjątek od reguły. W ostatnich latach Formuła 1 raczej ucieka z Europy, ale w tym przypadku jest to tylko pozorne zwycięstwo przeciwników ekspansji na inne kontynenty. Zawody w ojczyźnie pastisu mają się odbywać wymiennie z jednym z europejskich wyścigów. Jeśli chcecie znać moje zdanie, niech Paul Ricard czy Magny-Cours zastąpi – i to na stałe – Walencję. Wara natomiast od Spa-Francorchamps! To byłoby świętokradztwo – choć niestety wiele wskazuje na to,  że właśnie do tego dojdzie. Trudno będzie się z tym pogodzić…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here