Ayrton Senna był niewątpliwie postacią kontrowersyjną. Z geniuszami tak to już jednak bywa. Trzykrotny mistrz świata odszedł w momencie, gdy był najlepszy w tym, co robił, zostawiając w rozpaczy miliony wstrząśniętych jego tragedią ludzi. – Pan Bóg zbudował w niebie tor F1 i potrzebował najlepszego kierowcy – powiedział ktoś po śmierci Brazylijczyka.

W dniu, w którym wspominamy Ayrtona, zapraszam Was do lektury artykułu o tym wyjątkowym kierowcy i wspaniałym człowieku. Do sprawy podszedłem jednak inaczej niż zwykle, wybierając z każdego sezonu w okresie 1984-1994 po jednym występie, nie zawsze w F1 i czasami nie do końca na torze. Celowo nie wybrałem tych najbardziej spektakularnych i porywających momentów, którymi Senna czarował wszystkich dookoła, lecz te mniej znane, odrobinę już przykurzone przez czas.

1984

W swoim pierwszym sezonie w Formule 1 Senna reprezentował barwy Tolemana. Jak się szybko okazało, zespół nie miał najmniejszych możliwości, żeby choć w połowie wykorzystać talent swojego młodego kierowcy. Przejdźmy jednak do sedna.

Zgodnie z obietnicą, omijamy występ w deszczowym wyścigu o Grand Prix Monako, po którym nikt nie miał wątpliwości co do tego, że oto mamy przed sobą przyszłego mistrza świata. Zapominamy też o wywalczonych w znakomitym stylu trzecich lokatach w Wielkiej Brytanii i Portugalii. Spuszczamy również zasłonę milczenia na rozgrywany na otwarcie nowego Nürburgringu Wyścig Mistrzów, w którym Senna dał solidną nauczkę kilku byłym mistrzom świata (niektórzy musieli odmówić, np. Juan Manuel Fangio z racji wieku) oraz aktualnym przeciwnikom z torów F1 i sięgamy po jedyny występ Brazylijczyka w wyścigach długodystansowych.

Chodzi oczywiście o 1000 km Nürburgringu. Senna startował w tym wyścigu samochodem Porsche 956 ekipy Joest Racing, wspólnie z Henrim Pescarolo i Stefanem Johanssonem. Zawody odbywały się zaledwie dwa tygodnie po wspomnianym Wyścigu Mistrzów. Jak wypadł Ayrton? Pomimo tego, że nigdy wcześniej nie miał okazji jeździć tego rodzaju samochodem, nie zaskoczył, z miejsca demonstrując to, co było jego wizytówką. Albo kilkoma. – Od razu był bardzo szybki, zwłaszcza w deszczu. Niezmiernie interesował go każdy techniczny aspekt samochodu. Zasypywał inżynierów pytaniami. Powiedział, że ma kilka pomysłów i wrócił z trzystronicowym raportem – komentował popisy Brazylijczyka szef zespołu, Reinhold Joest.

Gwoli ścisłości wyścig nie poszedł po myśli Ayrtona i ekipy. Ostatecznie Porsche z #7 po awarii sprzęgła finiszowało na ósmej pozycji.

1985

Po przejściu do legendarnej ekipy Lotusa, Senna w końcu dysponował bronią, dzięki której mógł wygrywać kwalifikacje i wyścigi. O walce o tytuły nie było niestety mowy, ponieważ najlepsze lata brytyjska ekipa miała już dawno za sobą.

W 1985 roku Ayrton wygrał swój pierwszy wyścig – rozgrywaną w deszczu GP Portugalii, w której zafundował rywalom prawdziwe lanie. W Belgii, w zmiennych warunkach, dorzucił do kolekcji drugie zwycięstwo, do tego doszły jeszcze cztery wizyty na niższych stopniach podium, seryjne triumfy w kwalifikacjach i cała masa awarii, szczególnie w pierwszej części sezonu.

A który wyścig wybierzemy do naszej galerii? Ano ostatnią odsłonę mistrzostw świata, czyli inauguracyjną Grand Prix Australii, podczas której Senna stoczył zapierającą dech w piersiach batalię (jedną z…) z Keke Rosbergiem, ojcem aktualnego lidera mistrzostw świata F1.

W czasówce Ayrton zmiażdżył konkurencję, sięgając po pole position z przewagą 0,694 sekundy. Na starcie przegrał jednak z Nigelem Mansellem, natychmiast usiłując odrobić straty. W piątym zakręcie ich samochody się zetknęły i na prowadzenie wyszedł Rosberg. W drugiej połowie wyścigu rozpoczął się festiwal Senny. Brazylijczyk w sumie trzykrotnie obejmował pierwszą pozycję, choć do mety nie dotarł. Po drodze zniszczył przednie skrzydło po kontakcie z Rosbergiem, oskarżając potem Fina o celowe działanie (co ciekawe, siedem lat później w tym samym miejscu zderzył się z Mansellem, czyniąc mu podobne zarzuty), następnie zamiast w alei serwisowej wylądował na poboczu, zaliczając krótki, aczkolwiek efektowny oes w okolicach pierwszego zakrętu, a wreszcie stoczył batalię z Nikim Laudą. Gdy w McLarenie kończącego karierę Austriaka zepsuły się hamulce, odzyskał fotel lidera, ale silnik w Lotusie Senny wkrótce wyzionął ducha i zwycięstwo na ulicach Adelajdy wpadło w ręce Rosberga.

https://www.youtube.com/watch?v=KdtJEw1Vin4

1986

W kolejnym sezonie Ayrton długo liczył się w walce o tytuł, chociaż czarno-złoty Lotus wyraźnie ustępował Williamsom i McLarenom. Senna znowu brylował w kwalifikacjach, wygrał dwa wyścigi, w tym Grand Prix Hiszpanii na torze Jerez, gdzie linię mety przeciął 0,014 sekundy przed ścigającym go Nigelem Mansellem. Po raz pierwszy wygrał w Detroit, czterokrotnie zajął drugie i dwa razy trzecie miejsce.

To pewnie pamiętają wszyscy. A to, że Senna zaliczył także testy rajdowe? Pewnie nie. Zaczęło się od tego, że Russell Bulgin wpadł na pomysł sprawdzenia, jak młody Brazylijczyk poradzi sobie w rajdówce. Dziennikarz przekonał do swojego pomysłu zaangażowanego w rajdy Mike’a Hilla i w 1986 roku w walijskiej wiosce Ayrton miał okazję pojeździć kilkoma rajdowymi samochodami, w tym Fordem Sierrą RS Cosworth. Wprawdzie nigdy wcześniej Senna nie miał do czynienia z tego rodzaju autami, nie przeszkodziło mu to jednak zrobić dobrego wrażenia. – Po dwóch czy trzech minutach był bardzo szybki – jechał bardzo płynnie, był niezwykle zrelaksowany. Nigdy wcześniej nie widziałem nikogo, kto tak szybko zaadaptował się w rajdówce – podkreślał po wszystkim Tim Hill. – Nie licząc pierwszego zakrętu, to była poezja w ruchu – skwitował kierowca rajdowy Phil Collins, który w czasie testu zasiadł obok Ayrtona, udzielając mu cennych wskazówek.

1987

W sezon 1987 Lotus wjechał z silnikami Hondy (zamiast Renault), żółtymi barwami Camela (w miejsce czarnych JPS), rozwijanym przez kilka lat aktywnym zawieszeniem i wielkimi nadziejami, że Senna wreszcie będzie mógł powalczyć o mistrzowskie laury. Plany to jedno, a rzeczywistość co innego. W porównaniu z Williamsem FW11B, Lotus 99T okazał się bowiem zbyt ciężki i znacznie gorszy pod względem aerodynamiki, wyczerpując cierpliwość Brazylijczyka.

Mimo wszystko pierwsza połowa sezonu była obiecująca. Wykorzystując zalety aktywnego zawieszenia, Ayrton wygrał wyścigi w Monako oraz Detroit i przejął fotel lidera mistrzostw świata, który stracił po rundzie w Wielkiej Brytanii.

Paradoksalnie jeden z najpiękniejszych momentów sezonu w wykonaniu Senny miał miejsce podczas ostatniego startu dla ekipy Lotusa – w Adelajdzie. W połowie dystansu Brazylijczyk wykorzystał starcie Michele Alboreto z Alainem Prostem i wcisnął się po wewnętrznej pierwszego zakrętu, za jednym zamachem zostawiając za sobą obu panów i przejmując drugą lokatę. To było typowe dla Senny. Brazylijczyk nigdy nie przepuszczał takich okazji, natychmiast wykorzystując każdą, nawet najmniejszą lukę. W przyszłości to bezkompromisowe podejście stało się jedną z przyczyn konfliktu pomiędzy Ayrtonem i Alainem, rozgrzewając do czerwoności ich relacje. Zresztą po wyścigu w Melbourne Francuz wyraził swoje niezadowolenie. – Znalazłem się pomiędzy nimi i musiałem odpuścić. W przeciwnym razie doszłoby do kolizji – podkreślał Prost.

Po wyścigu okazało się, że cały wysiłek Senny poszedł na marne. Sędziowie stwierdzili bowiem, że hamulce w Lotusie posiadały dodatkowe kanały chłodzące, w związku z czym Brazylijczyk został zdyskwalifikowany.

1988

Pierwszy sezon z McLarenem przyniósł Brazylijczykowi jego wymarzony tytuł mistrza świata. Pamiętnych momentów w trakcie tego sezonu było mnóstwo. Począwszy od startu z alei serwisowej, pościgu i dyskwalifikacji w Brazylii, poprzez metafizyczne okrążenie w kwalifikacjach w Monako, a potem słynny incydent przy zakręcie Portier, sześć zwycięstw w środkowej części sezonu, po fantastyczny wyścig na Suzuce, zakończony zdobyciem tytułu mistrza świata.

Ale my skupimy się na weekendzie na torze Imola. Z kilku powodów. Pierwszy jest taki, że Ayrton odniósł tam swoje pierwsze zwycięstwo w barwach McLarena. Co więcej, jeśli spojrzymy na datę tej wygranej, to robi się coraz bardziej wyjątkowo, ponieważ chodzi o 1 maja. Taki zbieg okoliczności, ale my cofniemy się do tego, co wydarzyło się w ciężarówce McLarena po czasówce.

Senna sięgnął po pole position, pokonując Prosta o 0,7 sekundy. Francuz był zszokowany. – Alain usiadł odwrócony plecami do Ayrtona, który odpoczywał w głębi ciężarówki. Ayrton był znacznie szybszy i Alain nie mógł zrozumieć, jak to możliwe. Spojrzał na różnicę w czasach i wyszeptał: „cholera, jest szybki!” Mimo szeptu, Ayrton to usłyszał. Spojrzał na mnie i mrugnął okiem. Pomyślałem wtedy, Ayrton, jesteś w połowie drogi – wspominał całą sytuację Jo Ramírez.

1989

Następny sezon stał pod znakiem otwartej wojny pomiędzy Senną i Prostem. Wszystko zaczęło się na Imoli (znowu), gdzie Francuz oskarżył swojego kolegę o złamanie dżentelmeńskiej umowy, ale przegraną w wyścigu przekuł na polityczny sukces, rozpoczynając z nim psychologiczną wojnę. Z czasem panowie przestali ze sobą rozmawiać, ignorując się przy każdej możliwej okazji. Konflikt osiągnął swoje apogeum w Japonii, gdzie Prost doprowadził do głośnej kolizji w szykanie. Senna co prawda pojechał dalej i sięgnął po wygraną, lecz po wyścigu został zdyskwalifikowany za złamanie Artykułu 56 Regulaminu Sportowego, czyli mówiąc kolokwialnie jazdę na skróty. Tytuł powędrował w ręce Francuza.

No dobrze, a ten zapomniany moment z 1989 roku? Zapraszam do Stanów Zjednoczonych. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że na ulicznych obiektach Ayrton wielokrotnie wchodził na poziom nieosiągalny dla pozostałych kierowców. Tak właśnie było w Phoenix, gdzie w kwalifikacjach Senna zdemolował Prosta, pokonując go o 1,4 sekundy. Prawie jak w Monako w 1988 roku, tyle że bez metafizyki. W niedzielę Ayrton prowadził przez 33 okrążenia, jadąc po zwycięstwo, tak potrzebne mu w trudnym okresie po Imoli. Niestety, w McLarenie z #1 zaczęła szwankować elektronika. Brazylijczyk zjechał do alei serwisowej, ale interwencja inżynierów na niewiele się zdała. Po kilkunastu kółkach problem powrócił i Senna musiał się poddać. Zwyciężył oczywiście Prost. A co stało się z samochodem Brazylijczyka? Problemy spowodowały podobno transmisje radiowe, zakłócając sensory zarządzające pracą silnika. Formuła 1… Życie!

Embed from Getty Images

1990

Tym razem nie będzie ani o zwycięstwach Senny, ani o kolejnej bijatyce z Alainem Prostem na torze Suzuka, lecz o wypadku Martina Donnelly’ego na Jerez de la Frontera. Podczas kwalifikacji urodzony w Belfaście Brytyjczyk uległ przerażającemu wypadkowi, w efekcie którego Lotus rozpadł się na części, a kierowca doznał licznych złamań. Najważniejsze jednak, że nadal żył. Ayrton natychmiast znalazł się na miejscu kraksy i bacznie obserwował akcję ratunkową, której przewodził profesor Sid Watkins.

Po jej zakończeniu Senna wrócił do garażu, wsiadł do kokpitu, przełączył się na tryb wyścigowy i  przejechał to niesamowite okrążenie, które przypieczętowało jego 50. pole position w karierze. To był pokaz wyjątkowej siły ducha, poświęcenia i determinacji napędzających Brazylijczyka do działania.

W wyścigu nie udało mu się zmienić pierwszej pozycji startowej w zwycięstwo. Początkowo prowadził, ale Ferrari było tego dnia za mocne. Poza tym z przedziurawionej chłodnicy McLarena zaczęła wyciekać woda i Ayrton musiał się wycofać.

1991

Wielu ekspertów uważa ten sezon za swoiste opus magnum Ayrtona Senny w Formule 1. Po czterech zwycięstwach na początku zmagań (w tym tego niesamowicie emocjonalnego w Brazylii), wydawało się, że zdobycie przez Brazylijczyka trzeciego tytuły będzie bułką z masłem. Nic bardziej mylnego, ponieważ w wyścigu zbrojeń McLaren zaczął odstawać od Williamsa. Mimo to Ayrton zdołał wyjść z opresji obronną ręką. Zwyciężał tam, gdzie pojawiła się okazja, a w pozostałych wyścigach robił tyle, ile mógł, demonstrując mądrość i dojrzałość wyścigową. Po drodze miało miejsce jeszcze kilka fajnych chwil, takich jak autostop z Mansellem na Silverstone czy pojedynek Ayrtona z Nigelem w Barcelonie.

Co wybrałem do naszego zestawienia? Dla ostatniego mistrzowskiego sezonu Senny zrobiłem wyjątek, wybierając dosyć oczywisty wyścig, a mianowicie Grand Prix Japonii, która przesądziła o losach tytułu. Z punktu widzenia Ayrtona, McLarena i Hondy na koronację nie mogło być lepszego miejsca. Honda przygotowała na domową rundę specjalną wersję silnika, dzięki której Gerhard Berger i Senna (w tej kolejności) wywalczyli dwie czołowe lokaty. Trzecie miejsce przypadło w udziale pretendentowi do tytułu, czyli Nigelowi Mansellowi.

Po starcie Berger wyfrunął do przodu, natomiast Senna spokojnie kontrolował tempo, utrzymując Anglika za plecami. Pat trwał do początku dziesiątej rundy, kiedy Mansell wylądował w żwirze pierwszego zakrętu. Senna mógł odetchnąć z ulgą, po czym błyskawicznie zredukował straty do Bergera, który poświęcił swoje opony na ucieczkę w pierwszej fazie wyścigu. Na 18. okrążeniu Brazylijczyk przejął prowadzenie i gdy wszystkim wydawało się, że mistrz świata pierwszy przekroczy linię mety, stało się coś zaskakującego. Otóż Ayrton zdjął nogę z gazu, oddając Gerhardowi zwycięstwo w ostatnim zakręcie.

Prawdziwą konsternację Senna wywołał jednak podczas powyścigowej konferencji prasowej. W jej trakcie bez ogródek skwitował politykę byłego już prezesa FISA, Jean-Marie Balestre’a. Dzisiaj nie wypada tego cytować, ale w wolnej chwili możecie odszukać tę konferencję i posłuchać, co Ayrton wtedy powiedział.

Embed from Getty Images

1992

Ze względu na zalety jego intelektu, do Senny przylgnęła etykietka „komputer”, ale w starciu z naszpikowanym elektroniką Williamsem FW14B wyposażonym w znakomity silnik Renault nawet Ayrton nie miał szans. Myślę, że dla trzykrotnego mistrza świata był to najbardziej rozczarowujący rok w jego całej karierze. Nie przeszkodziło mu to naturalnie sięgnąć po kilka spektakularnych sukcesów. Kto nie pamięta niesamowitej obrony przed Mansellem w Monako? Albo zwycięstwa na Węgrzech, po którym Senną targały dziwne uczucia, wynikające z faktu, że właśnie został przez Anglika zdetronizowany. Trudno też pominąć szczęśliwą wygraną na torze Monza, gdzie ogłoszono, że po sezonie Honda zamyka swój program w F1.

Co tym razem trafia do naszej galerii? Kandydatury były trzy. Dwie z nich były związane z Mansellem. W tym pierwszym przypadku chodziło o Kanadę, gdzie Anglik przy próbie wyprzedzania Brazylijczyka wylądował w żwirze, po czym długo wygrażał pod jego adresem pięścią. W drugim o Australię. Tym razem to Senna był stroną atakującą. Na 18. okrążeniu przed ostatnim zakrętem Brazylijczyk wjechał w tył Williamsa, a po wszystkim oświadczył, że Nigel za szybko hamował.

Ostatecznie wybór padł na Belgię. Jesteście zdziwieni? W sumie zaglądając do wyników, nie widać tam niczego szczególnego. Zaledwie piąte miejsce, tymczasem na czele młodziutki Michael Schumacher. Spokojnie, wszystko się zgadza. W kwalifikacjach różnica dzieląca zdobywcę pole position (Mansell) od posiadacza drugiej lokaty (Senna) przekraczała dwie sekundy. Co można zrobić w takiej sytuacji? Pozostaje hazard. I Ayrton zaryzykował.

W trakcie okrążenia rozgrzewkowego zaczęło kropić, ale tor nie był dostatecznie mokry, żeby założyć deszczówki. W związku z tym wszyscy ruszali do walki na slickach. Senna wystartował lepiej i przejął prowadzenie. Podczas drugiej rundy Nigel odzyskał fotel lidera, ale niebawem zjechał po deszczówki. W jego ślady wkrótce poszedł także Riccardo Patrese. Spa to nie Monako, ale mimo to Ayrton wybrał ruletkę i pozostał na slickach. Liczył, że tor zacznie wysychać, a wtedy jego wybieg się opłaci. Warunki były jednak coraz gorsze, więc to nie mogło się udać. Stopniowo tracił kolejne pozycje, a po opony deszczowe zjechał dopiero po czternastu okrążeniach, wypadając z gry. Do końca wyścigu wspiął się na piąte miejsce, ponad minutę za Schumacherem. No cóż, hazard nie zawsze się opłaca…

Embed from Getty Images

1993

Myśląc o sezonie 1993, w głowie natychmiast pojawiają się obrazki z Donington, gdzie Senna dokonał na swoich rywalach prawdziwej egzekucji. Świetne występy w McLarenie ze słabiutkim silnikiem Forda można mnożyć. Wszyscy pewnie pamiętamy o wspaniałym zwycięstwie w Brazylii (setnym w dziejach McLarena), szczęśliwym Monako i niezapomnianych triumfach w Japonii i Australii. W przypadku Adelajdy mówimy zresztą o wyjątkowo wzruszającym sukcesie, wywalczonym w ostatnim wyścigu dla McLarena – zresztą po starcie z sensacyjnego pole position. Kilka miesięcy później okazało się, że zwycięstwo numer 41., po którym Tina Turner wyśpiewała Brazylijczykowi „Simply the Best”, było jego ostatnim w F1. Jak widać, tych pamiętnych momentów było sporo.

A my skupimy się na rundzie, z której Ayrton wrócił z pustymi rękoma. Mam na myśli wyścig w Kanadzie. Po awarii silnika w kwalifikacjach przed Brazylijczykiem zarysowała się perspektywa startu z ósmej pozycji. Zważywszy na deficyt mocy nie nastrajało to optymistycznie, tymczasem…

Na pierwszym okrążeniu Ayrton zyskał cztery lokaty, a szczególnej urody był pojedynek z Jeanem Alesim. Atak rozpoczął się po zewnętrznej nawrotu, który obaj panowie pokonali obok siebie, a dopiero kilkaset metrów dalej, przy sekwencji Casino, Brazylijczyk ostatecznie pogrążył Francuza. Całość naprawdę piękna! Na kolejnym kółku Senna wyprzedził jeszcze Gerharda Bergera (tym razem po wewnętrznej nawrotu), natomiast po pit stopie Damona Hilla awansował na drugie miejsce. W końcówce czekała go batalia z Michelem Schumacherem, ale jego los w tym wyścigu przypieczętowała awaria silnika w McLarenie.

Embed from Getty Images

1994

W 1994 roku Ayrton dopiął swego, zdobywając fotel w ekipie Williamsa. W międzyczasie nastąpiły jednak drastyczne zmiany regulaminowe. Usunięcie elektronicznych gadżetów sprawiło, że samochody Formuły 1 stały się piekielne trudne w prowadzeniu. Wręcz niebezpieczne. Williams nie był wyjątkiem, co przejawiało się całą paletą problemów.

Początek sezonu przyniósł Sennie gorzkie rozczarowanie. W Brazylii zdobył pole position, ale w wyścigu musiał ścigać Michaela Schumachera i zakończył występ piruetem. Niemiec zgarnął wygraną. W Japonii scenariusz był podobny. Ayrton znowu wywalczył pierwsze pole startowe, lecz w niedzielę dojechał tylko do pierwszego zakrętu, gdzie najpierw zakręcił nim Mika Häkkinen, a potem otrzymał jeszcze uderzenie od Nicoli Lariniego.

Grand Prix San Marino miała stanowić dla Brazylijczyka prawdziwe otwarcie sezonu. Przyleciał do Włoch po zwycięstwo, ale sprawy od początku przybrały zły obrót. W piątek wypadek miał Rubens Barrichello, któremu na szczęście nie stało się nic poważnego, następnego dnia zginął jednak Roland Ratzenberger, co kompletnie rozbiło Sennę. Nikt nie wiedział, czy Brazylijczyk, który w kwalifikacjach zapewnił sobie ósme pole position na torze Imola, wystartuje w wyścigu.

Ostatecznie zdecydował, że tak. W porannej rozgrzewce uzyskał znakomity czas, dając wyraźny sygnał co do swoich intencji. Zamierzał wygrać i zadedykować zwycięstwo Rolandowi. W tym celu zabrał do kokpitu austriacką flagę. Sęk w tym, że śmierć miała inne plany na to dziwne, straszne popołudnie na torze Imola…

Embed from Getty Images

7 KOMENTARZE

  1. Znakomity tekst, dla takiej lektury odwiedzam SokolimOkiem.com regularnie.

    Czasem zastanawiam się jak wyglądałyby dalsze lata Senny, kiedy zdecydowałby się zakończyć. To, że zdobyłby jeszcze ze 2 tytuły nie podlega żadnej wątpliwości…

  2. Prawdopodobnie przeszedłby do Ferrari. Jak mówił Luca di Montezemolo, spotkali sie przed tym feralnym wyścigiem i Senna mówił, że chciałby skończyc kariere w Ferrari.

  3. Mikołaj oczywiście świetny artykuł.
    Czy możesz dodać od siebie jak to było w tamtych czasach względem mistrza a dyspozycją zespołu. Nie chce ujmować nikomu, ale chciałbym wiedzieć z ciekawości czy dominacja danego słynnego kierowcy nie opiera się w mierze na dyspozycji danego Teamu.
    Tak jak to było z Red Bullami i Sebem w dobrych czasach ( ostani sezon Sema w RB dramat) gdzie w Ferrari idzie dalej średnio. Jak Alosno zdobywał mistrzostwa a w Ferrari już kryzys. To samo Hamilton i Rosberg dobrze idzie bo jest w dobrym zespole. CHodzi mi o to czy nie jest na wyraz czczone czyjeś nazwisko kierowcy jak prawie cała zasługa to jednak kondycja zespołu.

Skomentuj Artek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here