Vettel popsuł święto Hamiltonowi. Zresztą nie on jeden: także Ricciardo, Räikkönen, Kwiat...

Lewis Hamilton nie wyrównał rekordu ośmiu pole position z rzędu, ustanowionego przez Ayrtona Sennę w latach 1988-89. Po raz pierwszy w erze hybrydowych jednostek napędowych 1,6 litra kwalifikacje wygrał samochód, który nie jest napędzany silnikiem Mercedesa. Sebastian Vettel fantastycznym okrążeniem w Q3 dał Scuderii pierwsze pole position od GP Niemiec 2012 i pierwsze na suchym torze od dokładnie pięciu lat: od GP Singapuru 2010. Z wielkim zainteresowaniem czekałem, aż wybije północ czasu miejscowego, bo wtedy w pomieszczeniach gościnnych Mercedesa rozpoczynała się seria spotkań z Toto Wolffem, Hamiltonem i Nico Rosbergiem. Ciekawe, że całej trójce humory raczej dopisywały – chociaż w sumie nie ma czemu się dziwić, bo wszystko wskazuje na wypadek przy pracy, a nie zacięcie trybów machiny do wygrywania.

Żaden z zainteresowanych nie był w stanie wyjaśnić przyczyny porażki, i to różnicą półtorej sekundy. Toto Wolff wykluczył oszczędnościowy tryb pracy silników (co potwierdzają czołowe pozycje duetu Mercedesa w punkcie pomiaru prędkości), a także nowe limity ciśnień w oponach, narzucone przez Pirelli. Przy tej drugiej okazji doszło zresztą do zabawnego przejęzyczenia. – Ograniczenia ciśnienia narzucone przez Ferrari… przez Pirelli nie miały tu znaczenia – powiedział Wolff. Freudowska pomyłka?

– Od początku weekendu wiedzieliśmy, że brakuje nam tempa i od tamtej pory nie uporaliśmy się z tym – dodał szef Mercedesa. – Wiele czynników ma wpływ na osiągi i jeszcze nie ustaliliśmy, co odgrywa największą rolę w spadku osiągów. To musi być związane z tym konkretnym torem. Być może chodzi o to, że nie byliśmy w stanie wydobyć odpowiedniej przyczepności mechanicznej z opon, tutaj współgra wiele czynników: wysokość zawieszenia, kąty nachylenia kół, ciśnienia, temperatury. Do tego Ferrari spisało się cholernie dobrze na jednym okrążeniu, Red Bull też znalazł tempo.

– Nie oczekujmy cudów – mówi Wolff w kontekście wyścigowych szans. – Nasze długie przejazdy też były średnie. Jesteśmy na ziemi niczyjej: z przodu jest Red Bull, tuż za nimi Ferrari, potem my i przerwa do Williamsa.


– Balans był dobry, brakowało przyczepności – dodawał chwilę później Hamilton. – Samochód nie stał się nagle wolniejszy, kierowca nie stał się nagle wolniejszy i to oczywiste, że chodzi o opony, ale nie wiem, dlaczego. Sam się zastanawiam… Rzucam wam [dziennikarzom] wyzwanie, rzuciłem wyzwanie całemu zespołowi: o co chodzi, gdzie tracimy czas? Ciśnienia, temperatura koców grzewczych, wysokość zawieszenia? Znajdźcie to, bo jutro chcę wygrać.

O to ostatnie będzie dość trudno, ale trzeba przyznać, że Lewis nie stracił dobrego humoru. Spytany o to, jak mu się będzie startowało z piątego pola, skoro przywykł do pierwszego rzędu, odparł: – Ścigam się od 22 lat i startowałem już praktycznie z każdego pola, więc to nic nowego.

W sumie trudno się dziwić, najbliższy rywal w walce o tytuł startuje jedno pole za nim. Do tego przy przewadze 53 punktów Hamilton mógłby dwa razy nie dojechać do mety i nawet przy dwóch triumfach Rosberga utrzymałby prowadzenie. Nico musi raczej skupić się na tym, żeby nie dopadł go Vettel – Niemców dzieli tylko 21 punktów.

– Nie spodziewaliśmy się tego, wciąż nie rozumiemy, co się stało – mówił wicelider mistrzostw świata. – Rano zdaliśmy sobie sprawę, że sytuacja jest awaryjna, ale nie udało się z niej wybrnąć. Brakuje przyczepności, ale bez patrzenia na czasy byłem przekonany, że zdobyłem pole position. Później obejrzałem z inżynierami nagranie z kamery pokładowej Sebastiana i nie mogłem się powstrzymać, krzyknąłem na całe pomieszczenie „What the hell?”

Świetne pytanie, ale bez odpowiedzi. Od walki o zwycięstwo duet Mercedesa dzielą cztery samochody, z lepszym wyścigowym tempem. Wyścig zapowiada się pasjonująco i trudno nie przyklasnąć Jensonowi Buttonowi, który stwierdził po czasówce: – Doskonale, właśnie tego sport potrzebuje. Strata 1,3 sekundy jest dobra dla sportu i chyba też dla Mercedesa, bo widzą, że mają rywali. To świetnie i mam nadzieję, że potrwa to dłużej, ale obawiam się, że na Suzuce Mercedes znowu będzie szybszy o sekundę od wszystkich. Cieszmy się tym, co mamy teraz, a ja będę oglądał walkę na telebimach, krążąc sobie w środku stawki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here