Tegoroczne mistrzostwa świata Formuły 1 wchodzą w decydującą fazę. Pierwszą z pięciu ostatnich rund jest Rosja, gdzie przed rokiem kierowcy Mercedesa wywalczyli dla swojej ekipy tytuł w klasyfikacji konstruktorów. Teraz możliwy jest identyczny scenariusz. Do pełni szczęścia Srebrnym Strzałom brakuje naprawdę niewiele – wystarczy zwiększenie obecnej przewagi nad Ferrari o kolejne trzy punkty. Formalność? Teoretycznie, chyba że w Soczi nastąpi powtórka z Singapuru.

Hamilton

Jedynym kierowcą Formuły 1 posiadającym w swojej kolekcji Grand Prix Rosji jest Lewis Hamilton. Anglik zwyciężył w poprzednim sezonie na torze w Soczi po starcie z pole position. Pojedynek o zwycięstwo z Nico Rosbergiem rozstrzygnął się przed drugim zakrętem, gdzie Niemiec usiłując wyprzedzić Hamiltona zblokował przednie koła, przestrzelił punkt hamowania i przeciął zakręt, jadąc na skróty. W tej sytuacji Lewis nie miał żadnych problemów z sięgnięciem po dziewiąty triumf w sezonie. Czy w niedzielę Anglik utrzyma swój monopol na zwycięstwa i pierwsze pozycje startowe w Rosji? Cóż, takiej pewności nigdy nie ma, aczkolwiek biorąc pod uwagę aktualną dyspozycję Hamiltona, są na to olbrzymie szanse.

Rosberg

Wróćmy jednakże do ubiegłorocznego występu Nico Rosberga. Błąd w pierwszej strefie hamowania był kosztowny. Zresztą oddanie Lewisowi pozycji nie było największym zmartwieniem Niemca. Prawdziwym problemem okazało się spłaszczenie przednich opon, generujące potężne wibracje. Nie było wyboru. Nico musiał złożyć wizytę w alei serwisowej, gdzie natychmiast założono mu twardszą mieszankę, jednocześnie zmieniając strategię. Cel był jasny – Rosberg miał dotrzeć na tym komplecie do mety, przebijając się tak wysoko jak to tylko możliwe. Taktyka w pełni się opłaciła. Nico przejechał 52 okrążenia, przebijając się na drugą pozycję. Przed nim finiszował jedynie Hamilton. W Stuttgarcie mieli powody do zadowolenia, ponieważ podwójnym zwycięstwem w Soczi Mercedes przypieczętował swój pierwszy samodzielny tytuł mistrza świata konstruktorów F1.

Bottas

Na podium panom z Mercedesa towarzyszył Valtteri Bottas, który wywalczył w Rosji trzecią lokatę. Było to piąte podium Fina w 2014 roku.

Button i Alonso

Ci panowie pewnie oddaliby wszystko, żeby w najbliższy weekend przynajmniej otrzeć się o rezultaty, jakie wywalczyli w Soczi przed rokiem. Przypomnijmy, że Jenson Button finiszował wtedy na czwartej, natomiast Fernando Alonso na szóstej pozycji. Konstrukcja McLarena i Hondy nie pozostawia złudzeń – sukcesem będą jakiekolwiek punkty.

Vettel, Ricciardo, Räikkönen

W znacznie lepszej sytuacji znajduje się Sebastian Vettel. W poprzednim sezonie czterokrotny mistrz świata zakończył rywalizację w Rosji na ósmej pozycji, jedną lokatę za swoim ówczesnym kolegą z Red Bulla – Danielem Ricciardo. Teraz, mając na względzie dyspozycję jego aktualnej ekipy, szanse Niemca wyglądają o niebo lepiej. Podobnie jak Kimiego Räikkönena, przed rokiem dziewiątego w Soczi.

***

Ze względu na roczną historię Grand Prix Rosji w Formule 1, postanowiłem rozszerzyć kalejdoskop o kilka wyścigów, których nie ma już w kalendarzu królowej sportów motorowych. Zapraszam zatem na krótki przegląd ze Szwecją, Holandią, Argentyną, Francją, Portugalią i San Marino w tle. Po jednym wyścigu, nie zawsze najbardziej oczywistym, najwspanialszym lub najbardziej pamiętnym dla danej Grand Prix. Dlatego tym razem omijamy m.in. sukces Nikiego Laudy w GP Francji 1975, popis Ayrtona Senny w GP Portugalii 1985 czy pojedynek Fernando Alonso z Michaelem Schumacherem na torze Imola w 2005 roku.

Hunt i Holandia

Zaczynamy od Jamesa Hunta i jego pierwszego zwycięstwa w F1. Chodzi o Grand Prix Holandii na torze Zandvoort w 1975 roku. Przypomnijmy, że Anglik reprezentował barwy Hesketh, a jego główny rywal – Niki Lauda – Ferrari. Taka powtórka pojedynku Dawida z Goliatem.

W czasówce Hunt wywalczył trzeci wynik, za Laudą i jego zespołowym partnerem Clayem Regazzonim. Wyścig rozpoczynał się na mokrym torze, mimo to Anglik i jego ekipa pozostawili suche ustawienia samochodu. Pierwsze okrążenie James ukończył na czwartej pozycji, szybko jednak przesiadł się na slicki i kiedy reszta czołówki zaliczyła pierwszy serwis, został liderem. Lauda spadł tymczasem na trzecią pozycję. Przed nim znalazł się jeszcze Jean-Pierre Jarier. Na 43. kółku Niki rozprawił się z kierowcą Shadow i ruszył w pogoń za Huntem.

Kilkanaście okrążeń przed metą Niki dogonił Jamesa i podążał za nim jak cień, próbując pozbawić Anglika prowadzenia. Hunt nie wypuścił jednak z rąk takiej okazji i wywalczył pierwsze (jak się z czasem okazało jedyne) zwycięstwo dla stajni Lorda Alexandra.

Scheckter i Szwecja

Lata 70. obfitowały w nietuzinkowe pomysły i rozwiązanie konstruktorskie. Projektanci mieli naprawdę pole do popisu. W tym właśnie okresie na torach pojawił się sześciokołowy Tyrrell P34, z pomocą którego Jody Scheckter i Patrick Depailler ustrzelili dublet w Grand Prix Szwecji w 1976 roku – było to jedyne zwycięstwo sześciokołowca w F1.

Już czasówka pokazała, że weekend na torze Anderstorp może upłynąć pod znakiem ekipy Kena Tyrrella. Scheckter sięgnął po pole position (jedyne dla sześciokołowego samochodu w F1). Na starcie prowadzenie przejął Mario Andretti, tyle tylko, że popełnił falstart i sędziowie oznajmili, że do jego czasu na mecie doliczą minutę. Amerykanin nie miał wyjścia – jeśli chciał wygrać, musiał przycisnąć.

Sęk tylko w tym, że narzucone przez niego tempo okazało się zabójcze dla silnika w jego Lotusie i na 46. okrążeniu dwa czołowe miejsca przejęli kierowcy Tyrrella. Tak już zresztą pozostało do końca. Pierwszy linię mety przeciął Scheckter, a za nim finiszował Patrick Depailler. W ten sposób model P34 odniósł zwycięstwo – i to od razu podwójne.

Piquet i Argentyna

W 1981 roku swój marsz po pierwszy tytuł mistrza świata Nelson Piquet rozpoczął od zwycięstwa odniesionego w Grand Prix Argentyny. Brazylijczyk najpierw wygrał kwalifikacje, a następnie prowadził od startu do mety, finiszując z przewagą 26 sekund nad dopingowanym przez lokalną publiczność Carlosem Reutemannem (Williams). Były nawet szanse na dublet Brabhama, lecz samochód Meksykanina Hectora Rebaque odmówił posłuszeństwa.

W sukcesie Piqueta nie byłoby może niczego szczególnego, gdyby nie fakt, że jego Brabham wyposażony był w sprytne, aczkolwiek kontrowersyjne hydropneumatyczne zawieszenie, pozwalające ekipie Berniego Ecclestone’a na obejście przepisów. Podczas kontroli technicznej prześwit BT49C wynosił regulaminowe 6 centymetrów, kiedy jednak samochód wyjeżdżał na tor, nadwozie opadało, zwiększając siłę docisku. Zyski były niebagatelne, a Piquet wiedział, jak je wykorzystać.

Prost i Portugalia

Sezon 1987 należał do ekipy Franka Williamsa. O tytuł walczyli Nelson Piquet i Nigel Mansell, niemniej jednak rywale napsuli im trochę krwi. Tak też było w Portugalii, gdzie długo pachniało wygraną Gerharda Bergera (Ferrari). Krótko po starcie doszło do serii kolizji, w efekcie których wywieszono czerwoną flagę.

Po restarcie prowadzenie przejął Mansell, ale Berger szybko odzyskał pierwszą pozycję i mknął na czele stawki. W tym momencie pewnie nie przypuszczał, że bój o zwycięstwo przyjdzie mu stoczyć z Alainem Prostem.

Zwłaszcza, że Francuz miał na początku spore problemy. Pierwszym komplet opon w jego McLarenie spisywał się bowiem fatalnie i na trzeciej rundzie Prost spadł jeszcze za Michele Alboreto (Ferrari). Szczęśliwie dla niego rywale sami się wykruszali – w Williamsie Mansella zastrajkował układ elektryczny, natomiast Ayrton Senna (Lotus) zwolnił z powodu kłopotów z przepustnicą. Dzięki problemom rywali Alain zyskał dwie lokaty. Na 31. kółku wpadł do alei serwisowej po nowy komplet opon i zyskał kolejne dwa miejsca – kosztem Alboreto i Piqueta. W tym momencie zajmował trzecią pozycję. Dzielący go od lidera Teo Fabi (Benetton) nie stanowił jednak dla niego większej przeszkody.

Zdecydowanie trudniejsze było odrobienie 15 sekund do prowadzącego Bergera. Prost podjął wyzwanie i po serii najszybszych okrążeń zredukował straty do trzech sekund. W odpowiedzi Austriak przyspieszył i dzielący ich dystans ponownie wzrósł. „Profesor” jednak nie odpuszczał. Presja rosła z każdą chwilą i na 68. kółku Gerhard pękł. Prost przejął prowadzenie i odniósł swoje 28. zwycięstwo w Formule 1, bijąc w ten sposób rekord Sir Jackiego Stewarta.

Schumacher i Francja

Trudno w to uwierzyć, ale od ostatniego wyścigu Formuły 1 we Francji minęło już siedem lat. Szmat czasu. W naszej zabawie z czasem cofamy się jeszcze trochę bardziej, bo do 2004 roku. Z punktu widzenia czystych wyników nic szczególnego – jedno z trzynastu zwycięstw Michaela Schumacher w drodze po siódmy tytuł mistrza świata. We Francji Niemiec sięgnął jednak po zwycięstwo w naprawdę nietuzinkowy sposób.

Pole position Fernando Alonso i dobry start kierowcy Renault to były dwie rzeczy, które sprawiły, że ekipa Ferrari i Schumacher musieli się wysilić. Na pomysł czterech pit stopów wpadł Luca Baldisserri. – Nie mieliśmy nic do stracenia. Utknęliśmy na drugiej pozycji, a wyprzedzenie Fernando mogłoby się nie powieść – wyjaśniał Ross Brawn.

„Schumi” otrzymał zielone światło. Jadąc bez Alonso przed nosem as Scuderii wreszcie mógł rozwinąć skrzydła, wykorzystując potencjał swojego Ferrari F2004. Okrążenie po okrążeniu, z chirurgiczną precyzją, Michael realizował założenia taktyczne, zyskując czas potrzebny do wykonania jednego pit stopu więcej. Plan wypalił i Niemiec sięgnął po swoje siódme zwycięstwo we Francji.

Schumacher i San Marino

Najbardziej emocjonującym ze wszystkich zwycięstw, po jakie Schumacher sięgnął w F1, był jego triumf w Grand Prix San Marino w 2003 roku. To była bardzo smutna wygrana, ponieważ została odniesiona kilka godzin po śmierci mamy Michaela i Ralfa.

W sobotę bracia stoczyli pojedynek o pole position. Lepszy o 14 tysięcznych sekundy okazał się pięciokrotny (wówczas) mistrz świata. Po czasówce Michael i Ralf polecieli do Kolonii, po raz ostatni zobaczyć się ze swoją matką. Do Włoch bracia wrócili dopiero w nocy. Rano z Niemiec nadeszły złe wieści – Elizabeth zmarła. Pomimo tego Michael i Ralf postanowili wystartować w wyścigu. Początkowo prowadził młodszy Schumacher (Williams), ostatecznie jednak po wygraną sięgnął Michael, a Ralf finiszował na czwartej pozycji. Przedzielili ich Kimi Räikkönen (McLaren) i zespołowy partner Michaela z Ferrari, Rubens Barrichello.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here