Jedno z wielu słynnych miejsc na Spa…

Wakacyjna przerwa dobiegła końca, czas wracać do pracy. Nazwy Eau Rouge, Raidillon, Pouhon czy Blanchimont stanowią jasny sygnał, że Formuła 1 zjechała w Ardeny. Spa-Francorchamps nie można pomylić z żadnym innym torem wyścigowym świata, nic zatem dziwnego, że kierowcy pytani o swój ulubiony obiekt często wymieniają waloński tor jednym tchem, obok Suzuki.

Rundą w Belgii Formuła 1 rozpoczyna drugą cześć sezonu, a my spieszymy z tradycyjną porcją informacji, dzięki której przypomnicie sobie wzloty i upadki obecnych i byłych gwiazd.

Räikkönen

W obecnej stawce tytuł króla Ardenów dzierży Kimi Räikkönen. Sam jednak jestem ciekaw tego, co Fin zaprezentuje nam tym razem. Powszechnie wiadomo, że „Iceman” kocha belgijski rollercoaster, o czym najlepiej świadczą jego osiągnięcia. Cztery zwycięstwa (2004, 2005, 2007, 2009), czasami w samochodach, które delikatnie rzecz ujmując nie były topowymi maszynami, mówią same za siebie.

W 2004 roku Fin pokrzyżował plany samego Michaela Schumachera. Niemiec marzył o tym, żeby swój siódmy tytuł mistrza świata przypieczętować zwycięstwem na ukochanym Spa, tymczasem musiał obejść się smakiem. Albo wyścig z 2009 roku, w którym faworyci polegli, a Räikkönen zapewnił ekipie Ferrari jedyną wygraną w sezonie, pokonując reprezentującego barwy Force India Giancarlo Fisichellę.

Statystki Kimiego wyglądają zatem interesująco, sęk jednak w tym, że od tamtej pory tylko raz udało mu się wskoczyć w Spa na podium (był trzeci w 2012). Małe światełko w tunelu stanowi ubiegłoroczny wyścig. Räikkönen zajął w nim co prawda czwarte miejsce, ale jak na możliwości Ferrari F14T tragedii nie było. Teraz „Iceman” dysponuje o niebo lepszym samochodem, więc przy odrobinie szczęścia może namiesza w czołówce.

Vettel

Za Kimim Räikkönenem ląduje w naszym zestawieniu Sebastian Vettel, który triumfował w Ardenach dwukrotnie – w 2011 i 2013 roku. Mnóstwo kontrowersji wzbudziła wygrana Niemca sprzed czterech lat, kiedy Red Bull niebezpiecznie przesunął granice zdrowego rozsądku, stosując wyjątkowo agresywny kąt pochylenia przednich kół (przekroczono o 0,36 zalecane przez Pirelli 4 stopnie). Po wygranych przez Vettela kwalifikacjach gorączkowo roztrząsano możliwe opcje, włącznie ze zmianą opon i parametrów zawieszenia, co wiązałoby się ze startem z alei serwisowej. Ostatecznie ekipa Red Bulla została przy ekstremalnych ustawieniach. Na szczęście nie wydarzyło się nic złego i Vettel z Markiem Webberem ustrzelili dublet.

Poza dwoma zwycięstwami Niemiec stał na podium w Spa jeszcze dwukrotnie – w 2009 roku był trzeci, natomiast w 2012 drugi.

Gdyby zsumować osiągnięcia Räikkönena i Vettela, obecny duet Ferrari miałby na koncie aż sześć zwycięstw, jedno drugie i dwa trzecie miejsca oraz dwie pierwsze pozycje startowe i w sumie 1644 kilometrów spędzonych na prowadzeniu w wyścigach o Grand Prix Belgii.

Hamilton

Nie licząc Kimiego i Seba, smak triumfu w Ardenach zna jeszcze czterech kierowców z obecnej stawki. Pierwszym z nich jest Lewis Hamilton, który wygrał tu w 2010 roku. Trzeba jednak uczciwie dodać, że kilka niezłych okazji przeszło mu koło nosa.

Choćby w 2008 roku, kiedy trzy okrążenia przed metą zaczął padać deszcz. Wykorzystując fakt, że opony w McLarenie wolniej traciły temperaturę, Anglik zaatakował prowadzącego Räikkönena po zewnętrznej ostatniej szykany. Fin nie zostawił mu jednak miejsca i Lewis pojechał na skróty, w związku z czym musiał oddać rywalowi pozycję. Zrobił to jednak bardzo sprytnie. – Lekko przyspieszałem i kiedy Kimi znalazł się przede mną, wcisnąłem gaz do dechy, chowając się za nim, a następnie przepuszczając atak po wewnętrznej La Source – relacjonował Hamilton.

Kimi nie miał oczywiście zamiaru odpuszczać i rzucił się w pościg za Lewisem. Pouhon pokonał poboczem, lecz w Fagnes, podczas dublowania Nico Rosberga, to Hamilton wpadł w tarapaty i Räikkönen odzyskał prowadzenie. Być może poczuł się zbyt pewnie, bo otworzył przepustnicę i jego Ferrari wykonało piruet. Anglik znowu był liderem. Szarżę Fina ostatecznie przerwał poślizg przed szykaną, zakończony solidnym całusem z barierą. Pozbawiony głównego rywala Hamilton pierwszy wpadł na metę, jakież było jednak jego zdziwienie, gdy po wyścigu doliczono mu do wyniku 25 sekund za ścięcie szykany. To oznaczało spadek na trzecie miejsce. Wygrana wpadła w ręce Felipe Massy.

Kolejny przykład: przed rokiem kierowca Mercedesa był bardzo poważnym kandydatem do zwycięstwa w Spa. Przegrał co prawda kwalifikacje z Nico Rosbergiem, ale w niedzielę zamierzał sięgnąć po komplet punktów. Dał temu jasny sygnał już na początku wyścigu, wygrywając start, a następnie przed Les Combes powstrzymując szarżującego Vettela przed Les Combes.

Tyle tylko, że wraz z Sebem zniknął bufor dzielący Anglika od Rosberga. To zwiastowało kłopoty. Atak nastąpił podczas drugiej rundy na prostej Kemmel. Ponieważ Lewis pilnował wewnętrznej, Nico zaatakował od zewnętrznej. W Les Combes doszło do starcia. Przednie skrzydło samochodu Rosberga przecięło lewą tylną oponę w aucie Hamiltona. Anglik wypadł z gry, lecz jego koledze też nie było dane zwyciężyć. Obu panów pogodził Daniel Ricciardo, który tamtej niedzieli sięgnął po swoje trzecie zwycięstwo w F1.

Osiągnięcia Hamiltona w Belgii uzupełniają trzecie miejsce w 2013 roku i dwa pole position (2008, 2013).

Button

Kolejnym kierowcą, który może się pochwalić wygraną na Spa-Francorchamps jest Jenson Button. Anglik triumfował w Belgii w 2012 roku po starcie z pole position.

Przy okazji tego wyścigu warto przypomnieć zbiorową kolizję, do której doszło chwilę po starcie. Reakcję łańcuchową zainicjował Romain Grosjean. Przepychając się do wewnętrznej, Francuz zepchnął Lewisa Hamiltona na trawnik przed La Source. W efekcie Anglik stracił panowanie nad swoim McLarenem i wpadł w tył Lotusa, który najechał na Saubera Sergio Péreza, po czym przeleciał po nosie składającego się w zakręt Ferrari Alonso, dosłownie o centymetry mijając głowę Hiszpana. Na koniec w samochód Fernando uderzył jeszcze Hamilton. Cały incydent wyglądał koszmarnie, na szczęście nikomu nic się nie stało. Sędziowie nie mogli jednak naturalnie pozostać obojętni na wyczyny Grosjeana i w ramach kary wykluczyli go z Grand Prix Włoch.

A wracając do Buttona, poza wygraną z 2012 roku Anglik ma na swoim koncie jeszcze dwie trzecie lokaty z 2005 i 2011 roku.

Massa

O wygranej Felipe Massy w Ardenach (2008) wspominałem już przy okazji Lewisa Hamiltona. Kolekcję Brazylijczyka na Spa uzupełnia druga lokata wywalczona w 2007 roku.

Ricciardo

Daniel Ricciardo wpisał się na listę zwycięzców na belgijskim torze w poprzednim sezonie. Początkowo Australijczyk jechał na piątej pozycji, ale dość szybko wspiął się na prowadzenie. Najpierw skorzystał na kapciu Hamiltona, następnie wyprzedził Alonso oraz Vettela (Niemiec popełnił błąd na Pouhon), a gdy Rosberg zjawił się w alei serwisowej po opony i nowy nos, awansował na fotel lidera. Takiej okazji Dan nie mógł wypuścić z rąk i ustrzelił 50. zwycięstwo Red Bulla w F1.

Alonso

Być może to zaskakujące, ale dwukrotnemu mistrzowi świata nigdy nie udało się zwyciężyć na Spa-Francorchamps. Najlepszym osiągnięciem Fernando Alonso pozostają drugie lokaty z 2005 i 2013 roku. Belgijskie konto Hiszpana dopełnia trzecia pozycja z 2007 roku.

Jak widać, obiekt w Ardenach ciągle stanowi dla Fernando ziemię niezdobytą. Wprawdzie w F1 możliwe jest niemal wszystko, ale można śmiało założyć, że w najbliższą niedzielę Hiszpanowi nie będzie dane wskoczyć na najwyższy stopień podium.

Rosberg

Zawojować Belgii nie udało się jeszcze także Nico Rosbergowi. Przed rokiem Niemiec był bliski sukcesu. Wywalczył nawet pole position, lecz po kontakcie z Lewisem Hamiltonem stracił sporo czasu z powodu uszkodzenia przedniego skrzydła, które trzeba było wymienić. Ostatecznie Nico musiał uznać wyższość Daniela Ricciardo.

Bottas

Skład podium w 2014 roku uzupełnił Valtteri Bottas. Fin zajął trzecie miejsce, pokonując po drodze Sebastiana Vettela i Kimiego Räikkönena.

Schumacher

Krótką wyprawę w przeszłość rozpoczynamy od Michaela Schumachera, który uwielbiał tor Spa-Francorchamps. Zresztą z wzajemnością. Siedmiokrotny mistrz świata wygrywał tutaj aż sześć razy. Po raz pierwszy w 1992 roku, ogrywając w deszczu m.in. Nigela Mansella i Ayrtona Sennę. Było to pierwsze zwycięstwo Niemca w F1, odniesione niemal dokładnie w rocznicę jego debiutu w królewskiej klasie wyścigowej.

Trzy lata później „Schumi” dał w Belgii fantastyczny spektakl, triumfując po starcie z P16. Kolejne dwie wygrane dorzucił w latach 1996-1997, już po przesiadce z Benettona do Ferrari, a swoją imponującą kolekcję zwycięstw skompletował w 2001 i 2002 roku. W tym ostatnim przypadku jedyny raz startował na Spa z pole position.

Michael trzykrotnie zajmował jeszcze w Belgii drugą pozycję. W 2004 roku wystarczyła mu ona do zdobycia siódmej korony mistrza świata. Zamykając temat Schumachera warto na koniec dodać, że jest on rekordzistą pod względem dystansu przejechanego w roli lidera wyścigów o Grand Prix Belgii. Michael spędził bowiem na prowadzeniu aż 1806 kilometrów.

Senna

Seryjnie zwyciężał w Belgii także Ayrton Senna – niepokonany w latach 1985, 1988-1991. Cztery triumfy z rzędu, odniesione zresztą po starcie z pole position, stanowią najlepszą wizytówkę tego, jak trzykrotny mistrz świata radził sobie z pętlą Spa-Francorchamps.

Clark

W klubie kierowców, którzy wygrali w Ardenach więcej niż trzy razy, poza Schumacherem, Senną i Räikkönenem znajduje się jeszcze tylko Jim Clark. Szkot triumfował na Spa-Francorchamps czterokrotnie (1962-1965), w czym zupełnie nie przeszkadzały mu niższe pozycje startowe. Przykładowo w 1962 roku ruszał z dwunastego, a rok później z ósmego miejsca. Clark tylko raz wywalczył w Belgii pole position. Miało to miejsce w 1967 roku, kiedy pokonał o 3,1 sekundy Dana Gurneya. W wyścigu Jim jechał po wygraną numer pięć, na przeszkodzie stanęły mu jednak problemy sprzętowe i skończyło się na szóstej lokacie.

Häkkinen

Na koniec naszej wyliczanki Mika Häkkinen. Fin zwyciężył wprawdzie na Spa-Francorchamps tylko raz (więcej wygranych mają na koncie m.in. Juan Manuel Fangio i Damon Hill), ale zrobił to w naprawdę niezapomnianym stylu.

Chodzi o wyścig z 2000 roku, z którym Mika stoczył fantastyczny pojedynek z Michaelem Schumacherem. Pięć okrążeń przed metą odrabiający straty po piruecie na Stavelot Häkkinen zaatakował na prostej Kemmel swojego rywala. Niemiec bezceremonialnie zamknął jednak przed nim drzwi. Na kolejnej rundzie, za Eau Rouge i Raidillon, Mika ponownie znalazł się na plecach Michaela. Obaj w szalonym tempie zbliżyli się na Kemmel do dublowanego Riccardo Zonty.

Schumacher ominął Brazylijczyka z lewej strony, natomiast Häkkinen z prawej, wyprzedzając jednocześnie kierowcę Ferrari. Manewr był nadzwyczaj błyskotliwy i otworzył Finowi drogę do triumfu. – Prawdopodobnie i tak byłem wystarczająco blisko, aby wyprzedzić Michaela, ale dzięki Riccardo zyskałem jeszcze trochę rozrzedzonego powietrza i znalazłem się na prowadzeniu – skwitował Häkkinen swój fantastyczny atak na Schumachera. Było na co popatrzeć!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here