Dzisiejszy Hockenheimring to już zupełnie inny obiekt niż stara pętla, którą znali Jim Clark, Niki Lauda, Nelson Piquet, Alain Prost, Ayrton Senna czy Nigel Mansell. Kiedyś tor ten charakteryzował się niezwykle długimi odcinkami przejeżdżanymi z gazem w podłodze, które były poprzecinane szykanami. Tylko pierwszy zakręt (aczkolwiek również zmodyfikowany) i końcówka okrążenia, prowadząca przez sekcję stadionową, przypominają o przeszłości.

W związku z tym, że od dwóch dni walczę z piekielną migreną i zerkanie na ekran komputera zupełnie mi nie służy, natychmiast z sobotniej konferencji prasowej ekipy Mercedesa udałem się na wycieczkę śladami starej pętli. I muszę przyznać, że nie było to takie proste, jak początkowo sądziłem. Nie, nie. Wcale nie chodzi o kondycję. Na to nie narzekam, problem jest zupełnie inny – otóż spora część starej pętli zwyczajnie zarosła. I to wcale nie trawą.

Szacunek
Zgodnie z kierunkiem toru najpierw ruszyłem w okolice drugiego zakrętu. To tutaj zlokalizowany jest pomnik poświęcony pamięci Jima Clarka, który zginął na torze Hockenheim 7 kwietnia 1968 roku, biorąc udział w rozgrywanym w deszczu wyścigu Formuły 2.

Do tragedii doszło na piątym okrążeniu. Jadący na ósmej pozycji Clark zbliżał się swoim Lotusem 48 do Zakrętu Wschodniego. W pewnym momencie stracił panowanie nad kierownicą. Lotus zaczął tańczyć pomiędzy krawędziami toru. Jim walczył o odzyskanie kontroli nad samochodem – i o życie. Niestety, nie zdołał opanować sytuacji i z prędkością 225 km/h uderzył w drzewa, ginąc na miejscu.

Wcześniej pomnik upamiętniający jednego z najgenialniejszych kierowców w dziejach sportów motorowych stał za pierwszą szykaną (w miejscu, gdzie doszło do kraksy), ale po skróceniu pętli został przeniesiony. Będąc na Hockenheim z pewnością warto tutaj się zjawić i poświęcić chwilę na zadumę. Nie tylko o Jimie Clarku, ale także o innych ofiarach Hockenheimringu (zginęli tu także Patrick Depailler, Markus Höttinger, Bert Hawthorne, motocyklista Yvan Palazzese czy zawodnik sidecar Simon Prior). Muszę przyznać, że bardzo spodobało mi się zachowanie jadących tamtędy rowerami kibiców (akurat byli to fani Sebastiana Vettela), którzy ściągali swoje czerwone czapeczki, nisko pochylając głowy. Naturalny, ale jakże piękny gest.

Pod prąd
Dalsza wyprawa starą pętlą nie jest możliwa, ponieważ kompletnie porosła roślinnością. Można za to spacerować wzdłuż niej, po ścieżkach do jazdy na rowerze i biegania. Teren wyraźnie zmienił dzisiaj swoje przeznaczenie i zamiast ryku silników pozostaje nam rozkoszować się bliskością przyrody.

Przyznam szczerze, że gęstwina trochę mnie zdemotywowała, więc na najbliższym rozwidleniu, mniej więcej tam, gdzie 16 lat temu podczas wyścigu przechadzał się pewien szalony kibic (naturalnie do obejrzenia w sieci), skręciłem w prawo, kierując się w stronę przeciwległej szykany, której patronem był niegdyś Ayrton Senna. I dobrze. W miejscu tym nadal znajduje się nitka asfaltu, prowadząca do Zakrętu Wschodniego. Pod prąd ruszyłem w stronę Ostkurve.

Ironia losu
Czy to nie ironią, że na fragmencie trasy (przy prowizorycznym parkingu), po której kiedyś kierowcy F1 pędzili grubo ponad 300 km/h, dzisiaj obowiązuje ograniczenie do 30 km/h? No właśnie…

W końcu dotarłem do miejsca, w którym kierowcy wypadali z Zakrętu Wschodniego na wspomnianą wyżej prostą. Wejścia na Ostkurve broni aktualnie gęsta ściana zieleni, w związku z czym musiałem poszukać jakiegoś przejścia. Nie było to trudne, ścieżka znajduje się kilka metrów dalej.

Zielona dolina
I oto jest: Zakręt Wschodni. Miejsce naznaczone zarówno tragedią, jak i komedią. Wszakże to tutaj, w 1982 roku, odbył się pojedynek bokserski z Nelsonem Piquetem i Eliseo Salazarem w rolach głównych. Piękna bijatyka, którą możecie obejrzeć w sieci. Jeśli chodzi o tragedię, to dwa lata wcześniej, podczas prywatnych testów ekipy Alfa Romeo wypadł tu z toru Patrick Depailler. Po awarii zawieszenia samochód przekoziołkował po barierze, kierowca nie przeżył – a 1 sierpnia mija 26. rocznica śmierci Francuza. Dzisiaj Ostkurve przypomina wygiętą jak łuk dolinę porośniętą przeróżną roślinnością. Uwieczniłem ją na kolejnych zdjęciach.

Ruszyłem w powrotną drogę, kierując się w stronę obecnej pętli. W oddali majaczyła trybuna Mercedesa. „Daleko” – pomyślałem – ale cóż, sam tego chciałem.

Na wszelki wypadek
Szczęśliwie na górze chyba ktoś czytał w moich myślach, ponieważ po chwili obok mnie zatrzymał się czerwony samochód. Niestety, nie było to Ferrari. Za to przez okno wychyliła głowę dziewczyna kompletnie nie przypominająca typowej Niemki i zapytała: – Może podwieźć? – Jasne – odparłem krótko, po czym wskoczyłem do auta. To znaczy nie tak od razu, ponieważ pani z obsługi toru miała na podłodze jakieś siedem par różnego rodzaju obuwia. Pewnie tak na wszelki wypadek…

Jeśli spodziewacie się jakichś pikantnych wątków, to muszę Was rozczarować. I to nie tylko dlatego, że Agnes jechała w towarzystwie Thomasa i Michaela. Główny powód zostawiam Waszej przenikliwości. Dzięki podwózce błyskawicznie znalazłem się w pobliżu centrum prasowego, po drodze rozmyślając jeszcze o Didierze Pironim, którego marzenia o tytule mistrza świata i dalszej karierze gdzieś tutaj legły w gruzach, w 1982 roku.

Cóż, sporty motorowe…

9 KOMENTARZE

  1. Nie sądziłem że stara nitka została zupełnie rozebrana i do tego częściowo zalesiona. Teraz doczytałem że odbyło się to po protestach ekologów – w końcu wycięto sporo drzew budując aktualną konfigurację toru.

  2. Brawo Lewis! Fajny artykuł. Clark to dla mnie drugi po Sennie kierowca którego odejścia podczas walki na torze najbardziej żal.

  3. Super tekst. Pamiętam konfigurację starego Hockenheim z serii WSBK. Tamten tor był czymś niepowtarzalnym. Obecny to już nie to samo. Też jest ciekawy ale nie taki niesamowity. Nie jestem pewien ale chyba udało mi sie tez oglądnąc jeden lub dwa wyścigi F1 na tej konfiguracji przed zmianami do obecnego kształtu. Wolałbym stary. Tak jak Parabolice na Monza z piachem, i Imola bez szykan, SPA z przystankiem autobusowym…itd. itp. Swoją drogą o ile jestem w stanie zrozumieć pewne zmiany mające zapewnić większe bezpieczeństwo kierowców o tyle nie rozumiem zmian takich jak nastapiły właśnie na SPA czy na Monza…one niczego nie poprawiają a tylko odatrakcyjniają walkę. Na przystanku w SPA w trakcie jednego wyścigu dochodziło do większej ilości niesamowitych sytuacji (zwykle bezpiecznych bo przy małych prędkosciach) niż obecnie widzieliśmy przez całą połowę sezonu.

      • Dobrze.Ja nie miałem szczęścia obejrzeć żadnego wyścigu przed 2004r.Więc taki odruch troszeczkę .Dla mnie dojeżdzał to że wchodził w zakręt.Otóż tam gdzie zginął był łagodnny łuczek.Nie pamiętam nazwy ale za rok będę na Hock i zwiedzę całą starą pętle.Ja dopiero jestem”świeżakiem”Więc będę się mylił.Ale o swoje walcze.

Skomentuj Daw Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here