Niewątpliwym plusem poszerzania mapy Formuły 1 o nowe kraje jest możliwość poznania miejsc, które bez pracy przy tym sporcie oglądałbym co najwyżej w TV. To z kolei nigdy nie zastąpi osobistego kontaktu z danym krajem i jego kulturą. W wyścigowym kołowrotku i tak nigdy nie ma czasu na to, by chociaż na chwilę zboczyć z utartej ścieżki lotnisko-hotel-tor-hotel-lotnisko. Często nawet to pozwala przeżyć coś nietypowego dla naszego zakątka świata: jak chociażby walkę w ruchu ulicznym w Stambule (za kierownicą) czy Szanghaju (niestety, a może na szczęście, w roli pasażera taksówki).
Wyścigi ściągnęły mnie na Bliski Wschód już chyba dziesiąty raz, tym razem podwójnie: na World Endurance Championship do Bahrajnu, gdzie Porsche przypieczętowało doskonały sezon mistrzowskim tytułem w klasyfikacji kierowców, i do Abu Zabi na finał Formuły 1. Tutaj losy wszystkich tytułów są już dawno rozstrzygnięte, więc pomyślałem sobie, że poświęcę trochę miejsca na stronie różnym ciekawostkom z tego regionu świata. W roli głównej rzecz jasna samochody, bo chociaż na tutejszych drogach jest spokojniej niż w Stambule czy Szanghaju, to i tak motoryzacyjne przeżycia zasługują na uwagę. Zapraszam na wycieczkę po Bliskim Wschodzie 🙂
• Paliwo jest strasznie drogie. Ceny są po prostu skandaliczne: w Abu Zabi litr bezołowiowej kosztuje w przeliczeniu na polską walutę 1,70 zł. Piekielnie drogo, bo w Bahrajnie tylko 80 groszy… Nic dziwnego, że osobówek z dieslem w ogóle tu nie ma. Za to kolejki na stacjach benzynowych niczym za komuny. W sumie nic dziwnego, przy tych cenach to nic tylko jeździć.
• Deszcz w Bahrajnie przeszkadza taksówkarzom. O 7 rano recepcjonista w hotelu próbował wezwać mi taksówkę i po krótkiej telefonicznej kłótni z korporacją oznajmił, że w nocy padało i taksówki nie jeżdżą. Cóż… Kazał się nie przejmować, bo zawiezie mnie jego „friend”. Faktycznie, kolega przyjechał zupełnie anonimową Toyotą Echo (taki Yaris I generacji w wersji sedan) i bez problemów dostarczył mnie na lotnisko.
W kwestiach obyczajowych: w informatorze dla dziennikarzy wydanym przez FIA przed 6h Bahrajnu wyraźnie napisano, by przy jedzeniu jedną ręką czy przekazywaniu i odbieraniu przedmiotów (np. pieniędzy) posługiwać się tylko prawą ręką.
• Na przykładzie „frienda” recepcjonisty przekonałem się, w jaki sposób dochodzi tu do tak niewielu kolizji, mimo partyzanckiego stylu za kierownicą. Jechaliśmy ekspresówką z trzema pasami w jedną stronę, kiedy na wjeździe, równolegle do nas, pojawił się wyjeżdżający z bocznej drogi SUV. „Friend” kątem oka zauważył wjeżdżające na ekspresówkę auto i błyskawicznie przeskoczył o dwa pasy, na skrajny lewy. – Lady driver! – skomentował swoją prewencyjną ucieczkę. Faktycznie, za kierownicą SUV-a siedziała kobieta. Kierowcy mają tu oczy dookoła głowy i stosują maksymalnie rozwiniętą zasadę ograniczonego zaufania. Co nie przeszkadza wpychać się im zawsze i wszędzie przed maskę, bo ten z tyłu albo na drodze z pierwszeństwem wyhamuje, prawda?
• Kierunkowskazy to egzotyczny wynalazek. Samochód jadący bez kierunkowskazu może w każdej chwili skręcić w lewo, w prawo lub pojechać prosto. Z kolei auto z włączonym dowolnym kierunkowskazem może w każdej chwili skręcić w lewo, w prawo lub pojechać prosto. Albo kierowca zasłabł i próbuje zwrócić uwagę na siebie. Ogólnie rzecz biorąc dźwignie przy kierownicy raczej nie są tu używane. W sumie wielbłąd też nie jest wyposażony w kierunkowskazy czy wycieraczki…
• Największe przekleństwo na drodze to kierowcy, którzy siadają na ogonie i nie zachowują odstępu. Nawet w lokalnym anglojęzycznym radiu Dubai Eye puszczają spot przypominający o rozsądku za kierownicą: jazda na ogonie była w zeszłym roku przyczyną prawie 600 wypadków z 26 ofiarami śmiertelnymi na tutejszych drogach. Niedawno wprowadzono też zasadę, że pieszy na przejściu ma pierwszeństwo. W porannej audycji wypowiadało się całkiem sporo osób potrąconych ostatnio na pasach…
• Autostrada z trzema pasami jest uważana za wąską. Norma to przynajmniej cztery w jedną stronę, w okolicach rozjazdów robi się siedem albo osiem. Ograniczenie jest przeważnie do 120 km/h (na niektórych odcinkach można jechać 140 km/h) i samochody mają wbudowane specjalne systemy ostrzegawcze. Kiedyś jeździłem autem, w którym po przekroczeniu tej granicy uruchamiał się wkurzający brzęczyk – jak przy niezapiętych pasach. Tym razem mam szczęście i tylko mruga pomarańczowa lampka z napisem „120 km/h”. Oczywiście nie wszyscy się tym przejmują i ponadto nie istnieje taki zwyczaj, jak wyprzedzanie tylko z lewej strony. Na takiej czteropasmowej autostradzie można się poczuć jak Ricardo Zonta, wyprzedzany z jednej strony przez Michaela Schumachera i z drugiej przez Mikę Häkkinena. Z kolei w nocy wrażenia jak z samochodu LMP-2: wyprzedzasz auta GT (ciężarówki i autobusy), a z lewej i prawej na trzeciego, czwartego i piątego śmigają LMP-1 (szejkowie w Porsche, Jaguarach i innych maszynach z odłączonym brzęczykiem przy 120 km/h).
• Przejdźmy do spraw finansowych. Na porządku dziennym jest akceptowanie walut z innych krajów arabskich. Przykładowo w Bahrajnie jeden tamtejszy dinar (czyli mniej więcej 10 złotych) to odpowiednik 10 riali z Arabii Saudyjskiej, 10 riali z Kataru albo 10 dirhamów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Restauracje czy sklepy nie mają problemów z płatnościami czy wydawaniem reszty w tych walutach.
• Bezpieczeństwo: przed wjazdem na teren toru ochrona obchodzi samochód, zaglądając pod spód przy pomocy lusterka. Sprawdzają też bagażnik. Później przed wejściem do padoku stoją maszyny do prześwietlania bagażu i znane z lotnisk bramki (tak jest nie tylko w Abu Zabi czy Bahrajnie, ale też w Singapurze). Na szczęście ochrona jest mniej drobiazgowa niż na warszawskim lotnisku, gdzie widok sprzętu elektronicznego dodaje panom skrzydeł: chcą obejrzeć każdy kabelek, bateryjkę czy ładowarkę. Przy wejściu do padoku byłoby to wyjątkowo uciążliwe, zwłaszcza w przypadku obładowanych sprzętem fotoreporterów.
• W kwestiach obyczajowych: w informatorze dla dziennikarzy wydanym przez FIA przed 6h Bahrajnu wyraźnie napisano, by przy jedzeniu jedną ręką czy przekazywaniu i odbieraniu przedmiotów (np. pieniędzy) posługiwać się tylko prawą ręką. Lewa w krajach arabskich jest uważana za „nieczystą” i przeznaczoną do czynności związanych z higieną (chociaż papier toaletowy wciąż najwyraźniej ustępuje popularnością specjalnym „prysznicom”, montowanym przy każdym kibelku). Cóż, jako osoba leworęczna jestem szczególnie narażony na gniewne spojrzenia, gdy odruchowo podaję banknot lewą ręką…
• Meczet na każdym kroku: w centrum handlowym, na lotnisku. Oczywiście osobne dla mężczyzn i kobiet, ale nie jestem pewny, czy zawsze wszyscy wiedzą, jak się w takich miejscach zachowywać. Na lotnisku w Dubaju widziałem wywieszkę: „Zakaz jedzenia i spania w meczecie”. Do tego na suficie każdego pokoju hotelowego naklejono lub namalowano strzałkę wskazującą Mekkę. Stosowny kanał z „kompasem” pokazującym aktualny kierunek do świętego miejsca islamu jest też w pokładowych systemach rozrywki w samolotach miejscowych linii lotniczych.
• Kobiety ubrane zgodnie z muzułmańską tradycją zasłaniają twarze w różnym zakresie: nawet całkowicie, bez szczeliny na oczy. Jednak nawet to nie przeszkadza im w robieniu sobie selfie – sam widziałem w padoku w Bahrajnie.
• Na zakończenie cyfry: wiadomo, że dzielą się na arabskie i rzymskie. Te pierwsze to np. 1, 5 czy 8, zapis rzymski to rzecz jasna I, V czy VIII. W kraju arabskim w użyciu powinny być te pierwsze… I są, ale w wersji wschodnioarabskiej. Na przykład coś, co wygląda jak nasze zero, w rzeczywistości jest piątką. Z kolei zero przypomina kropkę. Na szczęście ograniczenia prędkości są zapisywane na oba sposoby albo tylko „naszymi” arabskimi cyframi. Gorzej z monetami: nominał jest zapisany tylko cyframi wschodnioarabskimi, na szczęście można łatwo zapamiętać symbole. Na jednym dirhamie jest lampa, na 50 filsach wieżowce, a na 25 filsach koza (no dobra, oryks).
Jak widzicie, nawet w dobie powszechnej globalizacji inny zakątek świata to inny zakątek świata. Zupełnie w niczym nie przeszkadza fakt, że w tych krajach obowiązuje prohibicja (poza barami w hotelach i trzema sklepami w Bahrajnie – jedyne w całym rejonie Zatoki Perskiej – które podobno dowożą zakupy do domu bez dodatkowych opłat), a kobiety chodzą odziane od stóp do głów z twarzami włącznie. Najważniejsze, że benzyna jest tańsza niż woda, a przetrwanie na tutejszych drogach daje wyjątkową satysfakcję.