Zanim na dobre rozpędzi się sezon 2021, warto na spokojnie podsumować zeszłoroczne, szalone zmagania. W styczniowym numerze „GP Racing” prezentujemy listę laureatów, których wybraliście w tradycyjnym głosowaniu, ale poza akcją na torze warto też w telegraficznym skrócie przypomnieć najważniejsze wydarzenia najdziwniejszej kampanii w historii Formuły 1.

Siedemnaście wyścigów, rozegranych od początku lipca do połowy grudnia, przyniosło ogromne obciążenie dla całego świata Formuły 1. Jedna gdy pod koniec marca naprędce organizowaliśmy awaryjny powrót z Melbourne, po odwołaniu Grand Prix Australii dosłownie w ostatniej chwili – tuż przed wyjazdem samochodów na tor do pierwszego treningu – właściwie nikt nie był pewny, że te mistrzostwa w ogóle uda się zorganizować.

Ostatecznie nie po raz pierwszy przekonaliśmy się, że od strony organizacyjnej czy logistycznej świat F1 potrafi osiągać pozornie niemożliwe rzeczy. Oczywiście motywacja była gigantyczna: gdyby sezon nie ruszył, nasz sport mógłby tego nie przetrwać. Z pewnością nie przetrwałaby część zespołów – a tymczasem nie tylko udało się zorganizować mistrzostwa, ale jeszcze po drodze zapewniono Formule 1 obiecującą, zdrową przyszłość, ustalając warunki nowego Porozumienia Concorde. Rzecz jasna ekipy wyszły z tego mocno poobijane, ale ponurą alternatywą było całkowite wypadnięcie z gry.

Jak zatem wygląda przegląd najważniejszych wydarzeń z 2020 roku? Pierwsza bomba wybuchła tuż przed zakończeniem zimowych testów w Barcelonie i była nią tajna ugoda między FIA i Ferrari. Słabsze osiągi jednostek napędowych z Maranello wydatnie przyczyniły się do zaliczenia przez Scuderię najgorszego sezonu od czterech dekad, a także do spadku osiągów obu klienckich ekip – Alfy Romeo i Haasa.

Drugim przełomowym momentem była wspomniana wyprawa do Australii oraz chaos, kiedy koronawirus przedostał się do padoku. Wnioski zostały wyciągnięte i kiedy po ponad trzech miesiącach przerwy wróciliśmy do akcji, opracowane procedury okazały się na tyle skuteczne, że mimo przydarzających się zakażeń organizacja wyścigów nie była zagrożona.

Wspomnianą przerwę umiliły nam roszady na rynku kierowców: Ferrari uznało, że Sebastian Vettel nie jest już im potrzebny, a dobrym kandydatem na przyszłość u boku Charles’a Leclerca będzie Carlos Sainz. Jego miejsce w McLarenie zajmuje Daniel Ricciardo, dzięki czemu do stawki wraca Fernando Alonso. Dla Vettela, Sainza i Ricciardo oznaczało to momentami niezręczny sezon 2020 – przez cały czas wiedzieli, że po jego zakończeniu żegnają się ze swoimi ekipami.

Inauguracja sezonu w Austrii przyniosła spory wokół Racing Point i skopiowanego Mercedesa W10. Skończyło się odebraniem ekipie 15 punktów – co na koniec zmagań miało decydujące znaczenie w walce o trzecią pozycję w klasyfikacji konstruktorów – i karą finansową. Najważniejsze, że przy okazji dopracowano przepisy dotyczące wzorowania swoich projektów na konstrukcjach rywali.

Po drodze podjęto także jedyną słuszną decyzję o odroczeniu wprowadzenia rewolucyjnych przepisów technicznych oraz poważnym zamrożeniu przepisów technicznych na sezon 2021. Oznacza to poważne oszczędności dla zespołów oraz konieczność przygotowania zupełnie nowych konstrukcji w reżimie finansowym – obniżony do 145 milionów dolarów roczny limit wydatków obowiązuje już w tym roku.

Skoro o przepisach mowa, w połowie sezonu – od Grand Prix Włoch – w życie wszedł zakaz stosowania różnych mapowań silnika spalinowego. Zgodnie z przewidywaniami, nie wpłynęło to w szczególny sposób na zmianę układu sił w stawce: Mercedes nadal dominował w kwalifikacjach i wyścigach.

Wyścig na Monzy był też pożegnaniem rodziny Williams z F1: zasłużony zespół został sprzedany, a nowi właściciele dość sprawnie zabrali się za poprawę dramatycznej sytuacji dziedzictwa sir Franka. Zmiany w kierownictwie – do ekipy dołącza Jost Capito – i strategiczna decyzja o zacieśnieniu współpracy technologicznej z Mercedesem (korzystanie z ich skrzyń biegów) mogą tylko wyjść na dobre. Kluczowym czynnikiem, który ułatwił sprzedaż ekipy, było podpisanie nowego, pięcioletniego Porozumienia Concorde – gwarantującego bardziej sprawiedliwy podział zysków między zespołami.

W końcówce roku mówiliśmy głównie o zmianach kadrowych. Vettel trafił do Astona Martina, a już po zakończeniu zmagań Red Bull ogłosił, że miejsce Alexandra Albona zajmie Sergio Pérez. Co ciekawe, wciąż bez kontraktu pozostaje Lewis Hamilton. Niewiadomą była także silnikowa przyszłość Red Bulla – plan w postaci dalszego korzystania z tegorocznych jednostek Hondy, po ogłoszonym już odejściu japońskiego producenta z F1, wymaga zgody rywali na zamrożenie specyfikacji silników.

Ostatnia ważna roszada kadrowa zapadła na samych szczytach F1: Chase Carey wraca do USA, a jego miejsce u steru zajmuje człowiek, który zjadł zęby na motorsporcie. Stefano Domenicali swoje pierwsze doświadczenia w F1 zdobywał jako młody chłopak, który pomagał zespołom w padoku podczas Grand Prix w jego rodzinnym miasteczku Imola. Teraz posteruje ogromnym okrętem w niełatwych czasach – kurs na rekordowe 23 wyścigi w tym roku został już ustalony. Czuję, że sezon 2021 też przyniesie nam sporo emocji, na torze i poza nim…

Artykuł ukazał się w polskiej edycji miesięcznika „GP Racing”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here