Osłony kokpitów? A może zabrać się za wychowanie kierowców...

Jednym z następstw karambolu, do którego doszło w pierwszym zakręcie wyścigu o Grand Prix Belgii, był powrót tematu zamkniętych kokpitów w samochodach Formuły 1. W ostatnich latach Instytut FIA przeprowadził szereg badań, sprawdzając dwa różne rozwiązania: zaczerpniętą z lotnictwa pełną, opływową i oczywiście przezroczystą osłonę chroniąca głowę kierowcy oraz systemy pałąków ochronnych, mających odbijać każdy obiekt zagrażający zawodnikowi. Obie koncepcje mają swoje minusy – utrudniony dostęp do kierowcy i dłuższy czas ewakuacji z kokpitu w przypadku pełnej osłony, w przypadku drugiego rozwiązania niepełna ochrona i potencjalne problemy z widocznością. Obecnie więcej zwolenników zdaje się mieć ten drugi pomysł, ale moim zdaniem lepiej byłoby bardziej zagłębić się w problem i zadbać o wyeliminowanie przyczyn zdarzeń, w których takie środki bezpieczeństwa mogą się przydawać.

Oczywiście muszę podkreślić, że bezpieczeństwo – kierowców, pracowników zespołów, porządkowych czy kibiców – jest dla mnie bardzo ważną kwestią. Nie chcę oglądać incydentów, w których narażane jest zdrowie lub życie pasjonatów tego sportu. Rzecz jasna wyścigi to nie szachy czy brydż sportowy i nieodłączną częścią tego sportu jest pewne ryzyko związane z jego uprawianiem, ale chyba nikomu nie zależy na tym, żeby kierowcy doznawali kontuzji. Skoro nowoczesna technologia umożliwia zredukowanie ryzyka obrażeń do minimum, niech najgroźniejszą konsekwencją błędu czy pecha na torze pozostanie uszkodzenie samochodu i zakończenie jazdy w wyścigu.

Uważam jednak, że zrywanie z pewną tradycją, jaką jest stosowanie odkrytych kokpitów w Formule 1, byłoby drobną przesadą. Zamiast walczyć ze skutkami potencjalnie niebezpiecznych sytuacji, w których przelatujący w powietrzu samochód niebezpiecznie zbliża się do głowy innego zawodnika, warto zadbać o zminimalizowanie prawdopodobieństwa powstania takiej sytuacji.

Standardy związane z szeroko pojętym zachowaniem na torze znacznie się zmniejszyły w ostatnich latach. Nie mam tu na myśli tylko Formuły 1, ale także – a może przede wszystkim – serie juniorskie, jak GP2 i GP3. Te wyścigi rozgrywane są wspólnie z niektórymi rundami mistrzostw świata i siłą rzeczy od czasu do czasu przyglądam się poczynaniom potencjalnych gwiazd F1. O pomstę do nieba wołają nie tylko sytuacje stwarzane przez niektórych kierowców, ale także niemal całkowity brak reakcji ze strony sędziów. Spychanie na barierę, zajeżdżanie drogi – dopóki nie stanie się coś naprawdę groźnego, zawodnicy mogą czuć się bezkarni.

Z drugiej strony przykład idzie z góry – jeśli kierowcy, którzy mają uchodzić za wzór dla młodych-obiecujących, stwarzają na torze niebezpieczne sytuacje i uchodzi im to na sucho, juniorzy też zaczynają się czuć bezkarni i wzorują się na starszych kolegach. Brak zdecydowanych reakcji ze strony sędziów w połączeniu z wzorcami płynącymi z mistrzostw świata i rosnącym poziomem bezpieczeństwa w wyścigach wzmaga u zawodników poczucie bezkarności i nieśmiertelności. Ma to więcej wspólnego z grami na PlayStation niż z prawdziwym ściganiem, gdzie ważący kilkaset kilogramów samochód wypełniony paliwem może w ułamku sekundy zamienić się w niosący zniszczenie bezwładny pocisk.

Odpowiednie wychowywanie kierowców, uczenie ich prawidłowego zachowania na torze powinno rozpoczynać się jak najwcześniej, jeszcze w kartingu – wyścigowym przedszkolu. Na każdym szczeblu wyścigowego wtajemniczenia trzeba zawodnikom wpajać szacunek dla rywali z toru i tępić brutalne, nieprzemyślane i niebezpieczne zagrania. Kierowcy Formuły 1 nie mogą mieć taryfy ulgowej: ta garstka herosów kierownicy to bohaterowie dla tysięcy młodych adeptów wyścigowej sztuki z całego świata. Powinni służyć przykładem, a nie demonstrować wyjątkową beztroskę na torze, wspieraną następnie komentarzami typu „nic się nie stało” i „to nie moja wina”.

Jak się do tego zabrać? Przede wszystkim trzeba znaleźć metodę, która trafi kierowcom do przekonania. Wskazówkę dał sam bohater Grand Prix Belgii, Romain Grosjean. W oficjalnym komunikacie prasowym kierowca Lotusa powiedział, że dla człowieka żyjącego wyścigami największym dramatem jest zakaz startu w zawodach. Żadne 10 czy 50 tysięcy euro kary, żadne cofnięcie o pięć czy dziesięć pozycji na starcie. Przerwa w startach to najbardziej skuteczne narzędzie w walce z rozrabiakami.

Mechanizm wlepiania takich kar można zaczerpnąć z innych dziedzin życia. Żółte i czerwone kartki rodem z piłki nożnej? Taryfikator punktów na wzór „programów lojalnościowych” drogówki? Wystarczy odpowiednio wycenić np. nieprzestrzeganie niebieskich flag, blokowanie podczas kwalifikacji, spowodowanie kolizji itp. itd. W przeciwieństwie do piłki nożnej, decyzje sędziowskie mogą (i muszą) być poprzedzone analizą zapisów z kamer, telemetrii, rozmową z kierowcami. Kwestia wyboru, dopracowania szczegółów.

Teoretycznie w F1 funkcjonuje podobny system: jeśli zawodnik otrzyma w ciągu jednego sezonu trzy upomnienia (w tym co najmniej dwa za przewinienia związane z niewłaściwym zachowaniem na torze), otrzyma automatycznie karę cofnięcia o 10 pozycji na starcie. Jednak jak dotąd nikt sobie na takie traktowanie nie zasłużył – nawet Grosjean czy Pastor Maldonado (który od GP Hiszpanii w siedmiu kolejnych wyścigach otrzymał łącznie 12 przeróżnych kar).

Wyścigi samochodowe i tak są sportem nieprzewidywalnym i niebezpiecznym. Moim zdaniem igranie z ogniem w postaci tolerowania niebezpiecznych wybryków na torze jest niepotrzebne. Nawet bez groźnych i nieprzemyślanych manewrów ci „kibice”, którzy po zawodach F1 spodziewają się głównie kolizji i wypadków, nie będą rozczarowani. Szereg zajść można spokojnie sklasyfikować jako incydenty wyścigowe, bez winy żadnego kierowcy albo z winą po obu stronach. Chodzi mi po prostu o to, aby skutecznie wyeliminować bezmyślne, niebezpieczne i niepotrzebne manewry za sprawą skutecznego systemu kar, obowiązującego od najniższych szczebli wyścigowego wtajemniczenia. Wyścigi w duchy fair play, bez niepotrzebnego narażania rywali, też mogą być pasjonujące.

Na koniec mała galeryjka incydentów z zawodów kartingowych sprzed kilku lat, rozegranych na włoskim torze Lonato. Wówczas (na szczęście!) nikomu nic poważnego się nie stało, nie próbowano też wytłumaczyć młodym kierowcom, jak kosztowne mogą być błędy w ocenie sytuacji na torze, ryzykowne manewry itp. Czym skorupka za młodu nasiąknie…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here