Zimą światem Formuły 1 wstrząsnęły wieści o przenosinach Lewisa Hamiltona z Mercedesa do Ferrari, ale równie ważny wydźwięk ma ogłoszona niedawno decyzja Adriana Neweya. Legendarny konstruktor opuszcza szeregi Red Bulla, a konkurencyjne ekipy rozpoczęły rywalizację o jego względy. Wiedza, doświadczenie i wyczucie Neweya są bezcenne, mimo jego nieco archaicznych metod pracy.
Dawno minęły czasy, w których za projekt samochodu Formuły 1 odpowiadał jeden człowiek. Zwycięskie maszyny są wspólnym wysiłkiem setek projektantów, inżynierów i techników, a koncepcje powstają w nowoczesnych komputerach. Czy wszystkie? Nie do końca. Adrian Newey zakotwiczył w czasach sprzed kilku dekad i nadal szkicuje swoje pomysły na desce kreślarskiej, a po padoku kręci się z klasycznym notatnikiem pod pachą, podglądając pomysły konkurencji. Oczywiście dział techniczny w Red Bullu jest rozwinięty i nie brakuje tam tęgich głów – co zresztą podkreślają władze zespołu i kierowcy, komentując rozstanie z Neweyem. Trudno zresztą spodziewać się innych wypowiedzi: nie będą przecież podkreślać, jak ogromną stratą jest zakończenie trwającej od prawie dwóch dekad współpracy, która przyniosła Red Bullowi mnóstwo sukcesów. Mistrzowskie tytuły Sebastiana Vettela (cztery) oraz Maksa Verstappena (trzy, czwarty w drodze) oraz sześć laurów dla najlepszego konstruktora – ogromne w tym zasługi kreatywności Neweya. Do tego 65-letni inżynier ma w swoim życiorysie mistrzowskie maszyny projektowane dla Williamsa i McLarena. Doskonale odnajdował się przy dużych zmianach w przepisach technicznych – po zwężeniu samochodów o 20 centymetrów i wprowadzeniu rowkowanych opon po sezonie 1997 jego McLareny zdominowały dwie kolejne kampanie, podobnie było po dużej zmianie przepisów aerodynamicznych w 2009 roku – był to początek triumfów Red Bulla, niepokonanego w latach 2010-2013.
Nawet jeśli nad mistrzowskimi konstrukcjami pracował cały sztab techników, to czynnikiem spajającym ich działania był właśnie Newey. Często wystarcza jeden pomysł, jedno kluczowe rozwiązanie, dające przewagę nad konkurencją. Takowych olśnień akurat Red Bullowi nie brakowało: wystarczy wspomnieć chociażby „dmuchane” spalinami dyfuzory albo wykorzystywanie aerodynamicznego efektu Coandy do zwiększenia docisku tylnej osi. Kiedy Newey, od czasu do czasu narzekający na poważne ograniczanie swobody i kreatywności technicznej w Formule 1, mniej angażował się w pracę nad samochodami wyścigowymi i skupiał się na innych projektach Red Bulla – jak supersamochód drogowy, Aston Martin Valkyrie – cierpiało na tym także tempo wyścigowych maszyn.
O roli jednego człowieka w pracach nad tak skomplikowaną konstrukcją, jaką jest samochód wyścigowy F1, wiele mówi także rozwój aktualnych maszyn Red Bulla. Newey sam podkreśla, że przy opracowywaniu auta zajął się jedynie kilkoma szczegółami i wymienia w tym kontekście podłogę oraz układ zawieszenia. Tak się jednak składa, że w obecnej erze technicznej właśnie te obszary są najważniejsze i to Red Bull zdecydowanie najlepiej odnalazł się w nowych regulaminach, dominując w stawce od sezonu 2022. Zeszłoroczny model RB19 wygrał 21 z 22 rozegranych wyścigów, ustanawiając kolejny rekord F1.
Konstrukcje, w których palce maczał Newey, wygrały łącznie ponad 200 Grand Prix i zdobyły dwanaście tytułów mistrzowskich dla Williamsa, McLarena i Red Bulla, a siedmiu zawodników wywalczyło łącznie trzynaście laurów w klasyfikacji kierowców. Do tego wypada jeszcze doliczyć sukcesy w amerykańskiej serii CART i wyścigach długodystansowych, w których Newey zresztą próbował swoich sił także jako kierowca – rywalizując nie tylko w zawodach dla aut historycznych, ale także w kultowym wyścigu 24h Le Mans. Oczywiście nie wszystkie jego pomysły okazywały się tak udane. Obsesja na punkcie jak najmniejszej masy oraz przekonanie (poniekąd słuszne) o wyższości aerodynamiki nad mechaniką skutkowały tak kruchymi i awaryjnymi projektami, jak McLaren MP4/18, który ostatecznie nigdy nie wystartował w żadnym wyścigu Formuły 1.
Co prawda Red Bull temu zaprzecza, ale trudno nie dopatrywać się związków odejścia Neweya z zakulisowymi problemami, które od początku tego roku targają mistrzowską ekipą. W zespole pojawiły się napięcia, będące najwyraźniej efektem walki o wpływy po śmierci założyciela Red Bulla, Dietricha Mateschitza. Po jednej strony barykady stoi jego zaufany człowiek Helmut Marko oraz mistrz świata Max Verstappen, po drugiej nominalny szef zespołu Christian Horner. Zastanawiano się, gdzie w tej układance jest Newey i który element jako pierwszy z niej wypadnie – okazało się, że ten bodaj najważniejszy i najtrudniejszy do zastąpienia. Sam zainteresowany jeszcze nie zdradza planów na przyszłość. Wiadomo, że zostanie odsunięty od prac rozwojowych przy Formule 1 i do wiosny przyszłego roku będzie pracował już tylko nad kolejnym drogowym supersamochodem, modelem RB17, a następnie opuści szeregi firmy. Kuszą go konkurenci, na czele z Ferrari – tam Newey nigdy nie trafił, chociaż parę razy niewiele brakowało. Teraz wizja udziału w odbudowie dawnej potęgi może mieć szczególny urok, zwłaszcza że od sezonu 2026 wchodzi do Formuły 1 techniczna rewolucja, z zupełnie nowymi przepisami nadwoziowymi i silnikowymi. Z takim wyzwaniem Newey chętnie by się zmierzył…