Od żmudnego procesu zakładania zespołu Haas i zdobywania dla niego miejsca w stawce Formuły 1 aż po niespodziewane rozstanie podczas świątecznych zakupów. Po drodze niespodziewane sukcesy, bolesne porażki i gaszenie mnóstwa pożarów – konflikty pomiędzy kierowcami, spory ze sponsorami czy władzami sportu.
Nudno na pewno nie było, a dekada u steru zespołu Haas zakończyła się podczas kilkuminutowej rozmowy telefonicznej, gdy Günther Steiner akurat kupował szynkę na święta, a Gene Haas postanowił nie przedłużać z nim umowy…
Historia amerykańskiego zespołu, który dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu przepisów udanie zadebiutował w F1 – a później szło mu nieco gorzej, chociaż wciąż zdarzały się przebłyski – jest zdecydowanie warta zgłębienia. Któż mógłby to lepiej uczynić niż sam pyskaty Włoch z Południowego Tyrolu? Ci, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej niż z serialu Netfliksa, koniecznie muszą sięgnąć po jego wspomnienia – wydane u nas nakładem Wydawnictwa SQN, z którym mam przyjemność współpracować i pomagać przy przygotowywaniu kolejnych motorsportowych książek na polskim rynku.
„Bez ściemy” pojawi się w sprzedaży 30 października, ale przedsprzedaż już trwa i można z niej skorzystać w internetowej księgarni wydawnictwa.
Na zachętę podrzucam Wam historyjkę o konfliktach z Nikitą Mazepinem i jego otoczeniem – na pewno pamiętacie oskarżenia, jakoby Mick Schumacher miał dysponować lepszym samochodem (co ciekawe, obóz Niemca miał do ekipy i Steinera podobne pretensje…). To tylko jedna z wielu mniej lub bardziej zakulisowych afer, które Günther opisuje w swojej drugiej książce.
Fragment książki:
Cała sytuacja była tym trudniejsza, że od początku sezonu Mick okazywał się lepszy niemal we wszystkich obszarach. Po dziewięciu weekendach wyścigowych prowadził 9:0 w kwalifikacjach i 7:2 w wyścigach. Poza tym nasi ludzie Nikity unikali, a Micka darzyli coraz większą sympatią. W rezultacie ucierpiały relacje między kierowcami, co również nikomu nie pomagało.
Tak naprawdę trochę przypominało to nasze problemy z Romainem z początku sezonu 2016, tylko że tym razem miałbym nieco więcej do stracenia, gdybym zagroził Nikicie, że mu nogi z dupy powyrywam (to, oczywiście, przenośnia). Uważałem, że w tym konkretnym przypadku Nikita błądzi, ale moim obowiązkiem było chronić cały zespół.
Po jednej z sesji treningowych do Grand Prix Hiszpanii, w której Nikita nieuprzejmie i agresywnie zwracał się do swojego inżyniera wyścigowego, a potem tak samo niegrzecznie odzywał się do niego w trakcie spotkania, zapytałem, czy mógłbym zamienić z nim słowo. Najwyraźniej podczas tamtego treningu, gdy Nikita nieuprzejmie zwracał się do swojego inżyniera, a ja siedziałem na stanowisku dowodzenia, powiedziałem coś, co zostało nagrane przez ekipę Netfliksa. „Właśnie dlatego wszyscy cię nie znoszą”. Żałuję, że te słowa padły, ale wtedy dokładnie tak to wyglądało.
Nikita był synem miliardera i choć miał talent, to jednak nie trafił do F1 dzięki wynikom sportowym. W związku z tym miał naprawdę dużo do udowodnienia. Oczywiście sporo do udowodnienia miał również Mick, tyle że w jego przypadku chodziło o to, czy jest godzien nosić nazwisko Schumacher.
Podczas naszej rozmowy po odprawie starałem się tłumaczyć Nikicie, że swoim nieuprzejmym zachowaniem odpycha od siebie ludzi i zniechęca ich do ciężkiej pracy dla niego. Chyba prościej się nie da, nie? Czy z takim argumentem można w ogóle dyskutować?
Cóż, Nikita nie zamierzał poddawać się bez walki. Nie uważał, żeby przyjazne odnoszenie się do innych miało cokolwiek zmienić, a przy tym stał na stanowisku, że nieuprzejme traktowanie członków zespołu i wściekanie się na wszystkich dookoła było całkowicie akceptowalne. Stwierdził, że nie zależy mu na tym, żeby wszyscy go kochali. Niech będzie, mogłem to zrozumieć, nie pojmowałem natomiast, dlaczego całkowicie odrzuca zwykłą uprzejmość i dobre maniery nie tylko jako standardowy sposób bycia, ale także jako sposób na to, by być może wydobyć się z gównianej sytuacji. Wydawało się wówczas, że mamy do czynienia z problemem kulturowym, tyle że niezwiązanym z narodowością Nikity, a z jego pochodzeniem i wychowaniem.
Szczególnie frustrujący był fakt, że obserwowaliśmy pewne niewielkie, ale jednak, postępy w jego wynikach za kierownicą. Nie działo się nic spektakularnego, ale gdyby Nikicie starczało zdrowego rozsądku, by się przykładać i ciężko pracować z ludźmi z zespołu – tak jak robił to Mick – nie tylko zostałby lepszym kierowcą F1, ale także zacząłby zmieniać swój wizerunek w naszym środowisku. Nikita był synem miliardera i choć miał talent, to jednak nie trafił do F1 dzięki wynikom sportowym. W związku z tym miał naprawdę dużo do udowodnienia. Oczywiście sporo do udowodnienia miał również Mick, tyle że w jego przypadku chodziło o to, czy jest godzien nosić nazwisko Schumacher.
Nikita nieustannie podnosił jeden argument, który sprowadzał się do czegoś, co później zacząłem nazywać „aferą nadwoziową”. Sprawa po raz pierwszy ujrzała światło dzienne podczas weekendu wyścigowego na Imoli. Narzekania i nieuprzejmość towarzyszyły nam od pierwszego wyścigu, ale na Imoli całkowicie nowy poziom osiągnęła paranoja Nikity (że o moim ciśnieniu krwi nie wspomnę).
Dmitrij postanowił bowiem udowodnić, że Mick dysponuje lepszym sprzętem. Za własne pieniądze zlecił wyprodukowanie nowego nadwozia dla syna, ponieważ uważał, że to dotychczasowe było zbyt giętkie i przez to samochód trudno się prowadził.
Zaczęło się od tego, że Nikita poskarżył się swojemu inżynierowi wyścigowemu, że Mick jest od niego szybszy na prostych. To od razu doprowadziło do oskarżeń, że Mick jeździ innym samochodem, co tłumaczyłoby słabe wyniki Nikity. Tak oto znowu balansowaliśmy na granicy między racjonalnymi powodami i wymówkami, tylko tym razem tych pierwszych jakoś nie było widać. Kilkukrotnie przypomniałem Nikicie i Dmitrijowi, że jako zespół mamy sformułowany w umowach obowiązek zapewniania obu kierowcom dokładnie takiego samego sprzętu i dokładnie takiej samej obsługi, ale oni nie chcieli w to wierzyć. Nikita wbił sobie do głowy, że Mick jest faworyzowany, i nikt nie był w stanie go przekonać, że to nieprawda.
Wyścig w Barcelonie tylko sprawę pogorszył, ponieważ Mickowi poszło całkiem nieźle, a Nikicie nie. Gdy w lipcu dotarliśmy na Silverstone, sytuacja w naszej ekipie była jeszcze bardziej napięta. Dmitrij postanowił bowiem udowodnić, że Mick dysponuje lepszym sprzętem. Za własne pieniądze zlecił wyprodukowanie nowego nadwozia dla syna, ponieważ uważał, że to dotychczasowe było zbyt giętkie i przez to samochód trudno się prowadził.
Przed dwudziestu laty rzeczywiście zdarzało się, że nadwozia nie były wystarczająco sztywne, co wynikało z dążenia do uzyskania ich jak najmniejszej masy. Ten problem został jednak raz na zawsze rozwiązany, gdy FIA wprowadziła boczne testy zderzeniowe. Od tego momentu nie było już mowy o niewystarczającej sztywności nadwozia. Usiłowałem tłumaczyć to Dmitrijowi i Nikicie, ale oni nie chcieli tego słuchać – zlecili produkcję nowego nadwozia. Najbardziej jednak chciałem powiedzieć im to, czego powiedzieć im nie mogłem – że słabe osiągi Nikity biorą się z jego braku doświadczenia, które mógł zdobyć tylko poprzez zmianę podejścia i efektywną pracę z zespołem.
Jak można było się spodziewać, nowe nadwozie nie przyniosło poprawy wyników Nikity. W związku z tym on i jego ojciec sięgnęli po plan B, czyli zagrozili wycofaniem się z umowy sponsorskiej. Uświadomiłem Dmitrijowi, że wówczas jego syn straci fotel wyścigowy, a to błyskawicznie zakończyło temat.
Przypominamy, że razem z książką Günthera Steinera możecie zamówić w ciemno kolejną nowość dla fanów F1 od Wydawnictwa SQN:
LINK DO PRZEDSPRZEDAŻY
Tylko zamawiając w ciemno możecie liczyć na rabat 45%. Po 29 października i ogłoszeniu, jaki tytuł będzie kolejną premierą, cena wzrośnie.
„Bez ściemy. Moja niesamowita dekada w Formule 1”
Autor Günther Steiner, tytuł oryginału „UNFILTERED: My Incredible Decade in Formula 1”
Wydawnictwo Sine Qua Non
368 stron, oprawa miękka
Cena 54,99 zł