Pyskaty Włoch z Merano o niemieckim imieniu i nazwisku, kojarzony przede wszystkim z amerykańskim zespołem Haas, zyskał niezwykłą popularność dzięki serialowi „Drive to Survive”. Sprytnie to wykorzystał, śmiało wkraczając na rynek książkowy – jego wspomnienia z sezonu 2022 błyskawicznie stały się bestsellerem, wydano je rzecz jasna także na polskim rynku, a uczyniło to oczywiście Wydawnictwo SQN, z którym od lat współpracuję.
W ostatnich miesiącach Günther Steiner miał znacznie więcej wolnego czasu, więc mógł spokojnie dokończyć projekt, nad którym zaczął pracować jeszcze przed zwolnieniem z ekipy Haas. Tym razem postanowił podzielić się z fanami motorsportu opowieściami o całej karierze w Formule 1 – no, prawie całej, bo skupił się głównie na swojej przygodzie z zespołem Haas. Wieloma ciekawostkami z motorsportowego życia zdążył już podzielić się z nami na kartkach poprzedniej książki, odbiegając momentami od historii trudnego sezonu 2022, by wspomnieć o pierwszych krokach w Rajdach, przygodzie z „Dakarem” czy różnymi pobocznymi wątkami, związanymi z Jaguarem czy Haasem w Formule 1. W najnowszym dziele, przy którym miałem przyjemność współpracować przy redakcji merytorycznej polskiego wydania (udało się wychwycić rzeczy, dzięki którym polski czytelnik dostaje do rąk wersję wolną od niektórych chochlików…), skupia się tylko na tym ostatnim aspekcie. Poznajemy całą historię zespołu Haas, oczywiście z perspektywy Steinera – tak naprawdę pomysłodawcy i głównego motoru napędowego całego przedsięwzięcia.
Günther przypomina nieudaną koncepcję zespołu US F1 i następnie ze szczegółami przechodzi przez cały proces zakładania i uruchamiania funkcjonującej do dziś ekipy Haas – ostatniej, która zdołała zadebiutować w Formule 1, utrzymać się w niej przez wiele sezonów i nawet odnieść (umiarkowane) sukcesy.
Po drodze poznajemy mniej oczywiste detale całej przygody – od opisanego w poniższym fragmencie książki epizodu z wątpliwą kartoteką kryminalną Gene’a Haasa po ostatecznie rozstanie Gene’a z Güntherem, zakomunikowane autorowi książki podczas krótkiej rozmowy telefonicznej, w trakcie świątecznych zakupów. Dylematy związane z zatrudnianiem pierwszego składu kierowców, dobrze już skądinąd udokumentowane niesnaski z Mazepinami i Schumacherami, nieudane próby skłonienia pana Haasa do zapewnienia większego budżetu, przygoda z hochsztaplerem Williamem Storeyem od marki Rich Energy – to wszystko i o wiele więcej, przedstawione w typowy dla Steinera bezpośredni sposób, przetykany wulgaryzmami.
Książka jest doskonałym zbiorem wszystkich wątków związanych z karierą Steinera w zespole Haas, lecz Günther praktycznie nie dotyka w niej innych swoich przygód. Wspomniane przeżycia – rajdowe czy w innych zakątkach Formuły 1 – tutaj zostały właściwie przemilczane, a wzmianki o nich z poprzedniej książki Włocha wyglądały na tyle interesująco, że autorowi wystarczyłoby materiału jeszcze na trzecią pozycję. Dajmy mu jeszcze parę lat, wszak czasu ma coraz więcej, a o popularność wśród fanów trzeba dbać.
Książkę w cenie 34,37 zł można zamówić w księgarni internetowej Labotiga.pl.
Fragment książki:
Pierwszym krokiem na drodze do ubiegania się o licencję było tzw. zgłoszenie zainteresowania. Sprowadzało się to do tego, że miałem poinformować FIA o naszych zamiarach oraz o tym, kto jest zaangażowany w przedsięwzięcie. Piszę o tym w czasie przeszłym, ponieważ zapewne zaszły już w tej procedurze zmiany i obecnie wygląda ona inaczej. Po uzyskaniu akceptacji na tym etapie można było złożyć właściwy wniosek aplikacyjny. Wiązało się to z uiszczeniem w FIA bezzwrotnej opłaty w wysokości 150 tysięcy euro. Pieniądze te miały służyć pokryciu kosztów analiz due diligence w FIA oraz zniechęceniu potencjalnych ściemniaczy.
− Czyli wychodzi na to, że jeśli tej licencji nie dostaniemy, będę miał przesrane – stwierdził Gene, gdy go o tym poinformowałem.
Gdy się dzisiaj nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że na drodze mogła nam stanąć tylko jedna rzecz: fakt, że Gene był karany. Nadal niewiele osób wie, że w styczniu 2006 roku rozpoczął on odbywanie dwuletniej kary pozbawienia wolności za unikanie płacenia podatków.
− Aż tak bym tego nie ujął. Będziesz tylko odrobinę uboższy, a w zasadzie to odrobinę mniej bogaty. To zresztą bez znaczenia, bo dostaniemy tę licencję, zobaczysz.
Jak powiadają ludzie, czasem trzeba robić zajebiście dobrą minę do złej gry.
Gdy się dzisiaj nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że na drodze mogła nam stanąć tylko jedna rzecz: fakt, że Gene był karany. Nadal niewiele osób wie, że w styczniu 2006 roku rozpoczął on odbywanie dwuletniej kary pozbawienia wolności za unikanie płacenia podatków, a po 16 miesiącach uzyskał warunkowe zwolnienie z odbywania dalszej części kary. Oczywiście nie wiem tego na pewno, natomiast podejrzewam, że gdyby dzisiaj o licencję ubiegał się ktoś karany za przestępstwo, które popełnił stosunkowo niedawno, prawdopodobnie nie przeszedłby w ogóle pierwszego etapu. Gdy o licencję ubiegaliśmy się Gene i ja, wyglądało to inaczej. Formuła 1 desperacko potrzebowała nowych zespołów, więc wolała udawać, że o pewnych sprawach nie wie.
W angielskiej Premier League obowiązuje tzw. Procedura Sprawdzenia, mająca zapobiec sytuacjom, w których właścicielami zawodowych klubów piłkarskich lub członkami ich władz zostają osoby niegodne zaufania bądź nierzetelne. Podejrzewam, że wprowadzili tam takie przepisy, ponieważ wcześniej nieraz się sparzyli. Jestem pewien, że ten system nie jest doskonały i nie wszyscy niegodni zaufania lub nieuczciwi zostali wychwyceni lub postawieni przed sądem, ale skłaniałbym się ku ocenie, że coś udało się w ten sposób osiągnąć.
Być może władze F1 miały to po prostu gdzieś, a przy tym desperacko potrzebowały nowego zespołu w stawce, ale mogło chodzić też o to, że to ja byłem twarzą projektu i prowadziłem większość prezentacji (oraz nigdy nie siedziałem w więzieniu), więc uznali, że to nie będzie problem.
Nie wiem, jakie dokładnie osoby uznawano wówczas w Formule 1 za odpowiednich kandydatów na przyszłych właścicieli i szefów zespołów, wiem natomiast, że gdy my ubiegaliśmy się o licencję, wyrok Gene’a i odbywana przez niego kara w zasadzie zostały tylko wspomniane. Mam dwie teorie co do tego, dlaczego wyglądało to tak, a nie inaczej. Być może władze F1 miały to po prostu gdzieś, a przy tym desperacko potrzebowały nowego zespołu w stawce, ale mogło chodzić też o to, że to ja byłem twarzą projektu i prowadziłem większość prezentacji (oraz nigdy nie siedziałem w więzieniu), więc uznali, że to nie będzie problem. Ta druga opcja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna, choć pierwszy czynnik zapewne też odegrał jakąś rolę.
Co zabawne, o wyroku Gene’a na etapie ubiegania się przez nas o licencję wspominali tylko znajomi z branży, który usłyszeli o naszych staraniach, ale nie byli w nie w żaden sposób zaangażowani. Znowu nie mogę wskazać nikogo z nazwiska (zabiliby mnie!), ale zadzwoniło do mnie co najmniej siedem czy osiem osób. Większość z nich założyła, że nie wiem o tamtym wyroku skazującym, byli więc zaskoczeni, gdy im mówiłem, że jest inaczej.
− Ale Bernie i FIA też wiedzą? – dopytywał jeden z moich rozmówców.
− Oczywiście, że tak! Przecież to jest wiedza dostępna publicznie. Gene nie próbuje tego ukryć, no ale k****, przecież nie będzie się też tym chwalił.
Przez cały czas mojej współpracy z Gene’em Haasem o jego pobycie w więzieniu rozmawialiśmy tylko raz i to krótko. Dowiedziałem się wówczas, że w tym czasie zadbał o kondycję, ponieważ codziennie ćwiczył, oraz że odpowiadał tam za obsługę bojlera. To wszystko.
„Bez ściemy. Moja niesamowita dekada w Formule 1”
Autor Günther Steiner, tytuł oryginału „UNFILTERED: My Incredible Decade in Formula 1”
Wydawnictwo Sine Qua Non
368 stron, oprawa miękka
Cena 54,99 zł