Powrót po latach na nadmorski tor Zandvoort nie przynosi rozczarowania: staroświecki tor stanowi nie lada wyzwanie dla kierowców, a wszystko opakowane jest w atmosferę pomarańczowego święta. Jak dotąd lokalny bohater robi to, czego oczekują po nim tysiące rodaków: Max Verstappen zdobył bodaj najważniejsze jak dotąd pole position w swojej karierze, ale do pełni szczęścia brakuje jeszcze kluczowej części zadania. Kierowca Red Bulla nie ma wszystkich kart w ręku, a wygranie kwalifikacji też nie poszło mu łatwo.

Decydujące sobotnie okrążenie było lepsze o zaledwie 38 tysięcznych sekundy od czasu Lewisa Hamiltona, który w drugiej piątkowej sesji stracił mnóstwo cennego czasu na torze. Na wyjściu z trzeciego zakrętu Verstappen wbił o jeden bieg za wysoko, tłumacząc to podbiciem na wyboju. Samochód zużył więcej energii niż było to potrzebne, a w samej końcówce okrążenia DRS nie zadziałał jak należy – co łącznie przełożyło się na niespełna 0,2 sekundy straty.

Ostatecznie nie miało to znaczenia, ale w niedzielę musi zagrać każdy szczegół, bo Max ma przeciwko sobie całą potęgę Mercedesa i obu ich kierowców. Musi walczyć samotnie, bo Sergio Pérez rozpocznie wyścig z końca stawki lub z alei serwisowej, w zależności od skali zmian w jego samochodzie. Strata jest niewielka – odpadł już w Q1, więc Red Bull wykorzysta okazję, by stosunkowo niskim kosztem wprowadzić czwartą jednostkę napędową do puli.

Na wąskiej, pełnej szybkich zakrętów pętli Zandvoort wyprzedzanie proste nie będzie, a szczególnej roli nabierze strategia. Wszyscy powinni celować w strategię jednego pit stopu – do zrealizowania przy schemacie miękkie/twarde lub pośrednie/miękkie – ale Mercedes ma w czołówce obu swoich kierowców. Są gotowi, by w razie potrzeby podzielić strategię i mogą dzięki temu zapędzić Red Bulla do narożnika.

Stratedzy z Milton Keynes będą mieli pełne ręce roboty w niedzielne popołudnie, a wszystkie spisane przed wyścigiem scenariusze mogą wyfrunąć przez okno, jeśli holenderski tor znów ukąsi. Po sześciu czerwonych flagach w treningach i kwalifikacjach są duże szanse na to, że w wyścigu zobaczymy wirtualną neutralizację, samochód bezpieczeństwa czy nawet przerwanie zmagań. Trzeba wówczas reagować błyskawicznie, a dodatkowym utrudnieniem jest ciasna aleja serwisowa: stanowiska do zmiany opon są bardzo blisko siebie. Najłatwiej mają ci na początku i końcu – Mercedes i Williams (kolejność stanowisk odpowiada klasyfikacji konstruktorów z poprzedniego sezonu) – a pośrodku zjazd i wyjazd może zająć cenne ułamki sekund. Neutralizacja i jednoczesny zjazd wielu kierowców może skończyć się gigantycznym chaosem.

Nie oszukujmy się: niedzielne widowisko będzie bardziej grą błędów i rozgrywką strategiczną. Tym cenniejsze będą ewentualne zyski na starcie i pierwszym okrążeniu, ale istotna będzie także koncentracja na pełnym dystansie aż 72 okrążeń. Wystarczy minimalny błąd – jak trafnie ujął to Carlos Sainz, wyjazd poza optymalną linię jazdy o dwadzieścia centymetrów sprawił, że Hiszpan „zasłużył sobie” na kraksę. Wyjąwszy Monako i Baku, ten tor jest największym wyzwaniem w aktualnym kalendarzu. Wspomniane 20 centymetrów to nie tylko różnica pomiędzy być i nie być na torze – takie marginesy mogą też zaważyć na wyniku.

Tym bardziej warto docenić sobotę w wykonaniu Roberta Kubicy. Zerwany rano telefonem z informacją o pozytywnym wyniku testu Kimiego Räikkönena, „trzeci Polak w Formule 1” zrobił porządną robotę. Oczywiście zbiegło się to w czasie z fenomenalnym wynikiem kwalifikacyjnym Antonio Giovinazziego, ale obok gratulacji dla walczącego o swoją przyszłość w stawce Włocha należy zwrócić uwagę na skalę wyzwania stojącego przed Robertem – i styl, w jakim temu wyzwaniu sprostał.

Mając znacznie mniej czasu na samo poznanie wymagającego toru Zandvoort i wejście w rytm, potrafił dostosować tempo i regularnie się poprawiać, unikając zbędnych przygód. Jak sam przyznaje, w tegorocznym samochodzie brakuje mu wyczucia i nie czuje się tak komfortowo jak w poprzednim modelu – którym łatwiej byłoby sprawić w takich okolicznościach niespodziankę. Na jednym z najtrudniejszych torów, jeśli chodzi o wejście z marszu do kokpitu, stanął na wysokości zadania. Pamiętajmy, że nie jest to znana jak własna kieszeń Barcelona czy wybaczające (niemal) każdy błąd Bahrajn, Abu Zabi albo Paul Ricard. Nawet kierowcy będący w wyścigowym rytmie, doskonale zgrani ze swoimi maszynami, mogą wpadać w pułapki Zandvoort – a Robert trzymał się toru i oby tak samo było w wyścigu.

Kolejność w kwalifikacjach: 1. Verstappen; 2. Hamilton; 3. Bottas; 4. Gasly; 5. Leclerc; 6. Sainz; 7. Giovinazzi; 8. Ocon; 9. Alonso; 10. Ricciardo; 11. Russell; 12. Stroll; 13. Norris; 14. Latifi; 15. Tsunoda; 16. Pérez; 17. Vettel; 18. Kubica; 19. Schumacher; 20. Mazepin.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here