Irańczycy budują sobie pięciokilometrowy tor wyścigowy... A my?

Gdyby był to wynik meczu piłki nożnej, ani nie byłbym specjalnie zdziwiony, ani nie przejąłbym się taką wiadomością. Niestety, wygląda na to, że w dziedzinie sportu samochodowego, a przede wszystkim na polu zapewniania amatorom wyścigów odpowiedniej infrastruktury, Irańczycy niedługo pobiją nas na głowę.

Parę tygodni temu otrzymałem imponującą informację prasową na temat powstającego na przedmieściach Teheranu obiektu. W skład kompleksu o nazwie iLand Race Resort ma wejść pięciokilometrowy tor wyścigowy, którego ukończenie zaplanowane jest na rok 2013. Pętla ma uzyskać homologację FIA stopnia 2, umożliwiającą organizowanie wyścigów praktycznie wszystkich serii, poza Formułą 1. Na terenie budowanego od 2008 roku miasteczka iLand ma docelowo mieszkać 50 000 ludzi, a oprócz toru wyścigowego w okolicy znajdować się będą centra handlowe, parki wodne, hotele, pole golfowe, hale sportowe, tory do motocrossu i oczywiście tor kartingowy. Kraj do niedawna kojarzony przede wszystkim z rewolucjami, wojnami religijnymi i ajatollahem Chomeinim może niedługo zaistnieć na wyścigowej mapie świata.

Dla kontrastu dokładnie dzień przed otrzymaniem informacji o planach Irańczyków znalazłem w skrzynce mailowej sforwardowaną wiadomość od Pana Michała Kawki, działającego w imieniu pasjonatów motoryzacji, którzy walczą o ocalenie jednego z niewielu torów kartingowych w Polsce. Pozwolę sobie zacytować w oryginale jego przesłanie:

Minął prawie rok od wyborów prezydenckich w Lublinie. Wszyscy kandydaci popierali potrzebę istnienia takiego obiektu jak Tor Lublin i inicjatywę stworzenia obiektu w miejsce istniejącego Toru przy ul. Zemborzyckiej. Do tej pory obietnice pomocy zostały obietnicami. Nic się nie zmieniło a obecne władze miasta jedyne kroki jakie czynią to jak najszybsza likwidacja obiektu i przekazanie gruntów deweloperowi.

Więc przyszła pora na bardziej radykalne kroki z naszej strony – użytkowników Toru.

Ludzi żyjących z pasji do motoryzacji, bezpiecznego uprawiania sportów motorowych, doskonalenia swoich umiejętności za kierownicą zarówno samochodów jak i motocykli.

Tor Lublin to nie tylko obiekt sportowy ale i szkoleniowy, większość czasu w roku wykorzystywany jest w ramach szkoleń doskonalenia techniki jazdy motocyklami i samochodami oraz na treningi młodych (nawet kilkuletnich dzieci) zawodników kartingowych, co owocuje bardzo dobrymi zawodnikami zdobywającymi tytuły mistrzowskie zarówno w zawodach ogólnopolskich jak i na arenie międzynarodowej.

Głównym powodem przedstawianym przez mieszkańców jest jako obiekt emitujący hałas – (podczas zawodów żużlowych hałas jest o wiele większy i mimo, że stadion znajduje się w centrum miasta to jakoś nikt go z tego powodu go nie likwiduje) – jednak w wielu kręgach mówi się, że jest to temat zastępczy… – Nie będziemy tego komentować.

Naszym zadaniem jest obrona istniejącego obiektu do momentu powstania nowego.

Tyle wieści z Lublina, a ode mnie na dokładkę garść statystyki, wspomnień i przemyśleń. Kartingowcy rywalizujący obecnie w mistrzostwach Polski ścigają się na dwóch obiektach, w Starym Kisielinie pod Zieloną Górą i Radomiu. Zawody niższej rangi, jak Puchar Polski czy zmagania w uznawanych w świecie profesjonalnego kartingu za kategorię amatorską serii Rotax odbywają się także w Gostyniu, Suwałkach i (jeszcze) Lublinie. Trochę mało jak na 40-milionowy kraj, w którym popularność sportów samochodowych gwałtownie w ostatnich latach wzrasta.

Dawno już minęły czasy, kiedy na polskich torach gościli kartingowcy ze światowej czołówki – czy ktoś jeszcze pamięta, że w 1975 roku Alain Prost na długo przed zdobyciem czterech tytułów mistrza świata Formuły 1 startował na torze w Kędzierzynie-Koźlu w drużynowych mistrzostwach Europy w kartingu? W 1994 roku na torze w Bydgoszczy, przez który obecnie przebiega płot i na jednej części kursanci w samochodach z biało-niebieskim znakiem „L” uczą się trudnej sztuki parkowania, mistrzem świata w kartingowej Formule C został Jarno Trulli. Kiedy kilka lat temu pytałem go o wspomnienia z Polski, opowiadał mi o wymagającym fizycznie obiekcie (pierwszy, bardzo szybki zakręt wiódł w lewo, a kartingowcy z Europy byli przyzwyczajeni do prawoskrętnych torów) i przemiłej Polce, która pełniła rolę tłumaczki. Przy obecnym stanie polskiego kartingu nie zanosi się na to, aby wkrótce zawitał do nas kolejny zawodnik, o którym za kilka lat będzie na świecie głośno.

Po pierwszych sukcesach Adama Małysza zabrano się za budowę skoczni narciarskich. Mimo braków sukcesów w piłce nożnej, „Orliki” rosną jak grzyby po deszczu. Tak na marginesie, skarżący się na hałas silników mieszkańcy chyba nigdy nie przeżyli inwazji pseudokibiców piłkarskich, którzy nie ograniczają się tylko do intonowania obraźliwych pieśni i wznoszenia bojowych okrzyków. Jakoś nie słyszałem o incydentach, w których kibice kartingu, żużla czy wyścigów zdemolowaliby po pijaku centrum miasta czy pobili kilku policjantów albo fanów z innego miasta.

Niestety, jaskółka w postaci Roberta Kubicy nie przyniosła tak potrzebnej wiosny w polskim sporcie wyścigowym. Tor w Wyrazowie pod Częstochową, na którym nasz jedynak w Formule 1 stawiał pierwsze poważniejsze kroki za kierownicą gokarta, przypomina smutne pobojowisko. Parę lat temu zawiozłem tam francuskiego dziennikarza magazynu „Auto Hebdo”, który robił materiał o początkach kariery Roberta. Jean-Michel co prawda często bywa w naszym kraju (jego żona jest Polką), ale i tak był w szoku. Silniki nie warczą też na obiekcie w Koszalinie, bardzo wymagającym i jednym z ulubionych torów Kubicy.

Bez fundamentów w postaci odpowiedniej infrastruktury nieprędko doczekamy się jego następców czy choćby masowej inwazji solidnej klasy zawodników, mogących z powodzeniem rywalizować na europejskich torach w przeróżnych seriach wyścigowych. Świat wyścigów nie kończy się na Formule 1, tam trafiają naprawdę nieliczni. Żeby jednak zaistnieć na sportowej mapie świata, mieć swoich reprezentantów w takich seriach jak DTM, WTCC, GP2 czy F3, trzeba zacząć od kartingu, którego obecny poziom w Polsce jest na jeszcze gorszym poziomie niż za czasów początków kariery Kubicy.

Nie można też zapominać o roli kartingu w wychowywaniu nie profesjonalnych zawodników, a „zwykłych” kierowców. Młodzian, który od dziecka ma do czynienia z motoryzacją i w bezpiecznych warunkach ściga się na torze, po zrobieniu upragnionego prawa jazdy nie będzie myślał o sprawdzeniu, ile jego fura ma pod maską, bo po latach pełnej adrenaliny rywalizacji w kartingu popisy na szosie nie będą go kręcić. Pod względem znajomości fizyki jazdy, przewidywania zachowania pojazdu i prawidłowych reakcji na nieprzewidziane sytuacje świeżo upieczony kierowca z solidną praktyką na torze wyścigowym będzie wyprzedzał o lata świetlne panów w kapeluszach, którzy prawo jazdy zrobili na Fiacie 126p i całe życie jeżdżą lewym pasem.

Do tego jednak muszą istnieć odpowiednie miejsca i warunki. We Włoszech istnieje 40 klubów kartingowych i wiele szkółek, a do pierwszej rundy czempionatu tego kraju zgłosiło się w tym sezonie 173 zawodników w najważniejszych, międzynarodowych kategoriach KZ1, KF2, KF3 i Mini 60. Dla porównania, podczas tegorocznej inauguracji mistrzostw Polski sklasyfikowano łącznie… 14 kierowców w KF2 i KF3. Jaką wartość ma zatem tytuł mistrza naszego kraju?

Tyle, że w Italii jest gdzie jeździć i nie mam tu na myśli tylko dużych obiektów, na których organizowane są zawody rangi międzynarodowej. Nitka równego asfaltu z dobrym poboczem, kilka garaży, warsztat i budka z jedzeniem i napojami – takie obiekty istnieją nawet w malutkich miejscowościach, gdzie organizowane są lokalne zawody.

Nie wiem, czy dożyjemy czasów, w których zainteresowanie sportem wyścigowym przełoży się w Polsce na stworzenie odpowiedniej infrastruktury. Próbować jednak warto, możemy zacząć od toru w Lublinie

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here