Po rundzie w Singapurze Formuła 1 przeniosła się na tor Suzuka, co oznacza porcję ciekawostek wprost z Japonii. To będzie jubileuszowy weekend Formuły 1 w Kraju Kwitnącej Wiśni – w niedzielę kierowcy wystartują w 30. wyścigu o Grand Prix Japonii. Śmiało można zatem powiedzieć, że japońska runda mistrzostw świata to już klasyk. Na Suzuce ścigano się 25 razy, a czterokrotnie F1 gościła na obiekcie Fuji.

Tak naprawdę w Japonii dobyło się już 31 wyścigów Formuły 1, ponieważ w latach 1994-1995 na TI Circuit Aida (obecnie Okayama International Circuit) rozegrano jeszcze dwie rundy pod szyldem Grand Prix Pacyfiku, obie zakończone zresztą zwycięstwem Michaela Schumachera i ekipy Benettona (w tym drugim przypadku Niemiec sięgnął na japońskim torze po tytuł mistrza świata).

Jedna pętla Suzuki mierzy 5,807 km i liczy 18 zakrętów. Rekordzistą toru jest Kimi Räikkönen – w 2005 roku Fin przejechał jedno kółko w 1.31,540. Grand Prix Japonii kierowcy pokonują 53 okrążenia, czyli 307,471 km. Strefa DRS zlokalizowana jest na prostej startowej, a punkt pomiaru znajduje się przed szykaną Casio Triangle. Suzuka, obok Spa-Francorchamps, jest torem, za którym kierowcy wprost przepadają. Szczególną estymą cieszy się pierwsza sekcja ze słynnymi eskami oraz bardzo szybki łuk 130R.

W przeszłości Suzuka była niemal etatowym miejscem koronacji mistrzów świata Formuły 1. Do takich sytuacji dochodziło 11 razy: po raz pierwszy w 1987 roku, gdy po tytuł sięgnął Nelson Piquet, a w jego ślady poszli kolejno Ayrton Senna (1988, 1990, 1991), Alain Prost (1989), Damon Hill (1996), Mika Häkkinen (1998, 1999), Michael Schumacher (2000, 2003) oraz Sebastian Vettel (2011). Biorąc pod uwagę wszystkie wyścigi rozgrywane w Japonii, do tej listy możemy dorzucić jeszcze sukces Jamesa Hunta z 1976 roku (zdobył tytuł na Fuji) oraz Michaela Schumachera z 1995 roku (tor Aida, wyścig o Grand Prix Pacyfiku).

W tym sezonie na nowego czempiona będziemy musieli jeszcze poczekać, za to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Vettel ostatecznie straci w Japonii szansę na obronę tytułu. Biorąc pod uwagę sprzętową przewagę ekipy Mercedesa oraz fakt, że czterokrotnemu mistrzowi świata Red Bull RB10 po prostu nie leży, realizacja takiego scenariusza nie będzie trudna. Cała sprawa sprowadza się do powiększenia przewagi nad Niemcem przez Lewisa Hamiltona o osiem lub przez Nico Rosberga o jedenaście punktów.

Po sukcesie w Singapurze Hamilton przejął prowadzenie w generalce, więc na Suzuce Rosberg stanie pewnie na głowie, żeby zrekompensować sobie ostatnie niepowodzenia. Zresztą obaj mają coś do udowodnienia, ponieważ żaden z nich jeszcze nigdy nie wygrywał na torze w prefekturze Mie. Hamilton zwyciężył w Grand Prix Japonii w 2007 roku, ale wówczas ścigano się na Fuji International Speedway.

Rekordzistą pod względem triumfów w Kraju Kwitnącej Wiśni jest Michael Schumacher, posiadający w kolekcji sześć wygranych na Suzuce (do tego dochodzą jeszcze dwa sukcesy na torze Aida). Cztery zwycięstwa ma na koncie Sebastian Vettel, a po dwa Gerhard Berger, Senna, Hill, Häkkinen i Fernando Alonso (jedno na Fuji). Poza Vettelem, Alonso i wspomnianym wyżej Hamiltonem, spośród obecnie jeżdżących kierowców smak zwycięstwa w Japonii znają jeszcze tylko Räikkönen i Jenson Button.

Schumacher jest najlepszy także w zestawieniu pierwszych pól startowych. Siedmiokrotny mistrz świata aż osiem razy rozpoczynał wyścigi o Grand Prix Japonii z pole position. Kolejne miejsca w tym zestawieniu zajmują Vettel (4), Senna (3 plus jedno na Aidzie), Mario Andretti, Berger, Jacques Villeneuve i Hamilton (po 2).

Nie ma również sensacji, jeśli chodzi o kilometry przejechane na czele stawki w wyścigach o Grand Prix Japonii – liderem jest Schumacher (1804 km, z Aidą 2237), który wyprzedza Vettela (1076), Häkkinena (792), Sennę (657) i Hunta (584).

W rankingach zespołowych przewodzi McLaren z 9 zwycięstwami w GP Japonii (dalsze miejsca okupują Ferrari – 7, Red Bull – 4, Benetton – 3 plus 2 na torze Aida oraz Williams – 3) oraz 3095 km spędzonymi na prowadzeniu (w porównaniu z 2195 km na koncie Ferrari). Z kolei pod względem pierwszych pozycji startowych najlepsza jest stajnia z Maranello (9), wyprzedzająca McLarena (6), Red Bulla (5) i Williamsa (4 plus 2 na Aidzie).

Pierwszą Grand Prix Japonii rozegrano w 1976 roku na obiekcie pod wulkanem Fudżi, który od trzech wieków pozostaje uśpiony. Zwycięstwo odniósł wówczas Mario Andretti, ścigający się dla ekipy Lotusa. Najszczęśliwszym człowiekiem dnia był jednak James Hunt, który dzięki trzeciej pozycji zapewnił sobie tytuł mistrza świata.

Po wyścigu w kolejnym sezonie, w którym po kolizji Gilles’a Villeneuve’a i Ronniego Petersona śmierć poniosły cztery osoby stojące w niedozwolonej strefie, Japonia wypadła z rozkładu jazdy Formuły 1. Powróciła do niego dopiero w 1987 roku, ale już na należącą do koncernu Hondy Suzukę – jedyny obiekt w kalendarzu F1 posiadający konfigurację ósemki. Od tamtej pory tylko dwa razy – w latach 2007-2008 – wyścig nie odbył się na torze w prefekturze Mie, lecz na Fuji.

Dotychczasowe wyniki Japończyków w Formule 1 nie rzucają na kolana. Dość powiedzieć, że na podium stawało jedynie trzech samurajów. Pierwszym z nich był Aguri Suzuki, który w 1990 roku za sterami Loli 90 zajął trzecie miejsce na torze Suzuka. Czternaście lat później jego wyczyn powtórzył Takuma Sato dosiadający BAR 006 (Indianapolis), a w 2012 roku tę krótką listę uzupełnił Kamui Kobayashi, trzeci na Suzuce za kółkiem Saubera C31.

Kwalifikacje na torze Suzuka zwykle wskazują głównych kandydatów do zwycięstwa. W dwunastu przypadkach późniejszy triumfator sięgał po pole position, a w dziewięciu po drugą pozycję startową. Wyjątkowo na tle tych statystyk wygląda wyścig z 2005 roku. Zwyciężył w nim Kimi Räikkönen, który ruszał z P17.

Japońskie hity F1
1976 – Nie wiedział
Debiut Formuły 1 w Japonii kończył dramatyczny sezon 1976. O tytuł mistrza świata rywalizowali wówczas Niki Lauda i James Hunt. Przed rundą pod wulkanem Fudżi trzy punkty przewagi miał Austriak, który cudem przeżył kraksę na Nürburgringu. W dniu wyścigu na Fuji lało jak z cebra. Po dwóch kółkach Lauda zjechał do boksu wyjaśniając, że „życie jest dla niego ważniejsze niż tytuł”.

Wydawało się, że Hunt z łatwością sięgnie po swoje, tym bardziej, że prowadził. Nic z tych rzeczy. Pod koniec wyścigu, gdy tor zaczął wysychać, Anglik wpadł w tarapaty i spadł za Patricka Depaillera i Mario Andrettiego. Prawdziwe kłopoty były jednak dopiero przed nim, ponieważ z jego lewego tylnego koła schodziło powietrze i McLaren Anglika zaczął sypać iskrami. Zrozpaczony Hunt zjechał do alei serwisowej, spadając na piąte miejsce (do tytułu potrzebował czwartej lokaty). Na 71 okrążeniu wyprzedził Alana Jonesa i Claya Regazzoniego, czyli dopiął swego, choć finiszując sądził, że tytuł przeszedł mu koło nosa.

Ze względu na kask niczego nie słyszał. Był rozgorączkowany. Wył i krzyczał w bezsilnej złości. Zdałem sobie sprawę, że sądzi, iż przegrał. Powiedzieliśmy mu, że jest mistrzem, ale on nie słyszał. W końcu zdjął kask i wtedy mu powiedziałem „zająłeś trzecie miejsce, zdobyłeś tytuł” – relacjonował później Teddy Mayer, ówczesny szef ekipy McLarena.

1988 – Pościg Senny
Ayrton Senna musiał się mocno napracować, żeby sięgnąć po swój pierwszy tytuł mistrza świata. Brazylijczyk wygrał czasówkę z przewagą 0,3 sekundy nad Alainem Prostem, ale na starcie zgasił silnik. Na jego szczęście na Suzuce prosta startowa schodzi w dół wzgórza, więc jakoś udało mu się odpalić i ruszyć do walki na 14. pozycji.

Po pierwszym okrążeniu był już ósmy, a trzy rundy później czwarty. Następnie zostawił w tyle Gerharda Bergera i rzucił się w pościg za prowadzącym Alainem Prostem i jadącym za nim Ivanem Capellim. Włoch przez chwilę nawet prowadził, ale Prost natychmiast skontrował. Świetnie radzący sobie z mżawką i tłokiem Senna miał już rywali w zasięgu wzroku. Capellego nie musiał nawet atakować, gdyż w Marchu zepsuł się układ elektryczny. Kłopoty miał również Prost, w którego McLarenie od jakiegoś już czasu szwankowała skrzynia biegów. Wykorzystując moment dublowania Andrei de Cesarisa, który na wyjściu z szykany przyblokował Prosta, Ayrton przypuścił decydujący atak i przejął prowadzenie. W końcówce zaczęło padać, ale Brazylijczyk niespecjalnie zdjął nogę z gazu i finiszował z 13-sekundową przewagą nad Prostem, sięgając po mistrzostwo świata.

1989 – Pierwsze starcie tytanów
Ayrton Senna i Alain Prost dwukrotnie rozstrzygnęli sprawę mistrzowskiej korony w sposób, który ze sportem miał niewiele wspólnego. Po raz pierwszy stało się to w 1989 roku, kiedy obaj jeździli w McLarenie. Aby przedłużyć swoje szanse na tytuł, Brazylijczyk musiał w Japonii wygrać.
Zdobył pole position, lecz fatalnie ruszył i spadł za Prosta i podróżował za nim aż do 47 okrążenia, na którym wreszcie dostrzegł szansę, rzucając się rywalowi do gardła po wewnętrznej szykany Casio. Jak się łatwo domyślić, Alain miał inne plany i kiedy zorientował się co jest grane, brutalnie zamknął drzwi, doprowadzając do kolizji (najlepiej porównać linię jazdy Francuza w szykanie na 46 i 47 kółku). Splątane kołami McLareny znieruchomiały na torze. Prost natychmiast wyskoczył z samochodu, a popchnięty przez porządkowych Senna ruszył dalej, omijając szykanę pasem awaryjnym.
Po zmianie przedniego skrzydła Brazylijczyk szybko rozprawił się z prowadzącym Alessandro Nanninim i wygrał wyścig. Przegrał za to z polityką w wykonaniu szefa FISA Jean-Marie Balestre’a, ponieważ został zdyskwalifikowany za jazdę na skróty. Tytuł powędrował w ręce Alaina Prosta.

1990 – Recydywiści
Rok później panowie znowu zderzyli się na Suzuce. Tym razem to Francuz, jeżdżący już dla Ferrari, potrzebował zwycięstwa. Wszystko zaczęło się od przepychanek, po której stronie toru powinien ustawić swój samochód zdobywca pierwszej pozycji startowej, czyli Senna. Ponieważ w miejscu P1 znajdował się fragment śliskiego asfaltu, Brazylijczyk poprosił o przeniesienie pole position na drugą stronę jezdni. Oficjele (wśród których był Jean-Marie Balestre) nie wyrazili na to zgody, więc Senna postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Zgodnie z oczekiwaniami przegrał start, więc w pierwszym zakręcie bezpardonowo storpedował Prosta, zapewniając sobie tym samym mistrzostwo świata. Rok później, po zdobyciu na Suzuce swojego trzeciego tytułu, przyznał, że w sezonie 1990 celowo wjechał we Francuza, rewanżując mu się na incydent z 1989 roku.
Aha, zwycięstwo i to podwójne odniosła ekipa Benettona. Wygrał Nelson Piquet, za którym finiszował Roberto Moreno.

1994 – Hill na mokro
Suzuka ’94, czyli składający się w dwóch części wyścig w strugach deszczu okazał się jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym występem Damona Hilla w Formule 1. Przed przerwą spowodowaną serią kraks liderem był prowadzący w mistrzostwach Michael Schumacher. Po restarcie Niemiec odskoczył do Hilla, ale nie zatankował paliwa do samej mety i później musiał zjechać do alei serwisowej po raz drugi. Anglik stawał tylko raz i znalazł się na prowadzeniu.
Zgodnie z przepisami do ogólnego wyniku liczyła się wtedy suma czasów z obu części wyścigu. „Schumi” miał przewagę sprzed przerwy, więc aby wygrać, nie musiał wyprzedzać kierowcy Williamsa na torze. Damon minął metę na pierwszej pozycji, lecz musiał zaczekać na rezultat Michaela. Ostatecznie zwyciężył różnicą 3 sekund.

2005 – Ostatnie kółko Kimiego
To był niesamowity wyścig z zapierającym dech w piersiach finiszem! Jego triumfatorem został Kimi Räikkönen, który wyszedł na prowadzenie dopiero na ostatnim okrążeniu. Sobotnia ulewa ustawiła dziwne pole startowe. Michael Schumacher znalazł się na czternastej pozycji, Fernando Alonso dwie lokaty niżej, a „Iceman” wylądował na siedemnastym miejscu. Po starcie Fin sukcesywnie piął się do góry i na ostatniej rundzie minął po zewnętrznej pierwszego zakrętu Giancarlo Fisichellę, odnosząc fantastyczny sukces. Trzecie miejsce zajął Alonso, który popisał się wielką odwagą, objeżdżając Michaela Schumachera po zewnętrznej łuku 130R. To było coś!

2006 – Ironia losu
Do 37 okrążenia wszystko układało się po myśli Michaela Schumachera i Ferrari. Mając 7 sekund przewagi nad Fernando Alonso, Niemiec zmierzał po zwycięstwo, kiedy z tyłu „czerwonej bogini” pojawiły się kłęby gęstego dymu, redukując niemal do zera jego szanse na ósmy tytuł mistrza świata. Cała sytuacja zakrawała na ironię losu. W przedostatnim – i pewnie najważniejszym – wyścigu przed planowaną emeryturą niezawodny silnik Ferrari odmówił posłuszeństwa. Warto w tym miejscu dodać, że wcześniej podobną przygodę „Schumi” przeżył w 2000 roku na Magny-Cours.
Początkowo sądziłem, że to jeden ze Spykerów. Z daleka pomyliłem czerwień z pomarańczą. Dopiero, gdy go mijałem, zauważyłem, że to Michael – przyznał Fernando Alonso, obdarowany prezentem w postaci zwycięstwa, które w zasadzie zagwarantowało mu tytuł mistrza świata. Przed finałem w Brazylii Hiszpan miał bowiem nad swoim rywalem 10 punktów przewagi (tyle wtedy przyznawano za zwycięstwo). O postawienie kropki nad i nie było zatem trudno.

2008 – Najlepszy wyścig Kubicy
Zdaniem Roberta Kubicy jego najlepszym występem w Formule 1 wcale nie był zwycięski wyścig w Montrealu, lecz Grand Prix Japonii z tego samego sezonu. Dlaczego? Zacznijmy od samego początku.
Pomimo fatalnej w skutkach decyzji szefów BMW o zaprzestaniu rozwoju modelu F1.08, Polak ciągle liczył się w walce o tytuł mistrza świata. Co prawda strata do konkurencji spod znaku Ferrari czy McLarena powoli zmieniała się w przepaść, ale Kubica – jakby na przekór swoim zwierzchnikom – robił swoje, z żelazną konsekwencją wykorzystując potknięcia swoich głównych rywali, czyli Lewisa Hamiltona i Felipe Massy. Występem w Japonii po raz kolejny wytknął swoim bossom pomyłkę.
Na starcie krakowianin miał sporo szczęścia, ponieważ cała czołówka wzięła udział w festiwalu błędów. Hamilton wywiózł Räikkönena na zewnętrzną, natomiast Massa i Heikki Kovalainen również przestrzelili zakręt. – Nagle wszyscy pojechali prosto. Zablokowałem koła i jakoś utrzymałem się na jezdni, gdyby jednak ktokolwiek przede mną trafił w wierzchołek zakrętu, nie zdołałbym uniknąć zderzenia – przyznawał potem Kubica. Ze względu na kłopoty z ziarnieniem opon nie udało mu się odskoczyć od Alonso i po pierwszej serii pit stopów spadł za Hiszpana, który zatankował mniejszą porcję paliwa, zyskując trochę czasu – jak się okazało na wagę zwycięstwa.

Do drugiej wizyty w alei serwisowej Alonso odjechał Polakowi na 12 sekund i to przesądziło o losach pojedynku o pierwsze miejsce. Pod koniec wyścigu zmagający się z ziarnem na oponach Kubica musiał jeszcze stoczyć walkę z Räikkönenem. W trakcie 54 okrążenia Kimi zaatakował w zakręcie numer 3, ale Robert nie odpuścił i aktualny mistrz świata zaliczył przejażdżkę po poboczu. Drugą pozycję udało się obronić. – To zdecydowanie lepszy wynik niż moje zwycięstwo w Kanadzie, ponieważ mój samochód nie jest już tak dobry, jak w pierwszej połowie sezonu – cieszył się na mecie Polak. – Przez ostatnie dwa miesiące niewiele poprawiliśmy, więc druga lokata jest po prostu zdumiewająca.
Jak wiemy, ostatecznie tytuł mistrza świata wpadł w ręce Hamiltona, do którego w decydującym rozdaniu uśmiechnęło się szczęście. Mam wrażenie, że poniewczasie w zaciszu swoich gabinetów szefowie BMW długo pluli sobie w brodę, że na ołtarzu przygotowań do kolejnego sezonu (zakończonego zresztą kompletną klapą) złożyli rozwój maszyny, przy pomocy której Kubica mógł pokrzyżować szyki gigantom F1.

Grand Prix Japonii 2013 w pigułce
Pole position: Mark Webber (Red Bull-Renault) – 1.30,915
Najwyższa prędkość w kwalifikacjach: Mark Webber (Red Bull-Renault) 302,3 km/h
Najwyższa prędkość w wyścigu: Mark Webber (Red Bull-Renault) 308,6 km/h
Wyniki wyścigu:
1. Sebastian Vettel (Red Bull-Renault) 1.26.49,301
2. Mark Webber (Red Bull-Renault) +7,129
3. Romain Grosjean (Lotus-Renault) +9,910
Liczba pit stopów zwycięzcy: 2 (14 i 37 okr.)
Najkrótszy pit stop: Nico Rosberg (Mercedes) 22,551 – 39 okr.
Liderzy: 1-12 Grosjean, 13-14 Vettel, 15-28 Grosjean, 29-37 Vettel, 38-42 Webber, 43-53 Webber
Najszybsze okrążenie: Mark Webber (Red Bull-Renault) 1.34,587 (221,015 km/h) – 44 okr.

W 1987 roku o losach tytułu rozstrzygnęła kraksa Nigela Mansella, do której doszło podczas piątkowych kwalifikacji na Suzuce. Z powodu obrażeń kręgosłupa Anglik zakończył sezon, a mistrzem świata po raz trzeci został Nelson Piquet. Dla porządku dodajmy, że zwyciężył reprezentujący ekipę Ferrari Gerhard Berger.

Cztery lata później Austriak ponowie wygrał na Suzuce. Tym razem jednak było to zwycięstwo podarowane przez uszczęśliwionego zdobyciem trzeciego tytułu mistrza świata Ayrtona Sennę, który na ostatniej prostej oddał Bergerowi pierwsze miejsce.

W 1993 roku Senna dorzucił do kolekcji drugi triumf w Japonii. Po wyścigu Brazylijczyk wygrał jeszcze bokserskie starcie z Eddiem Irvine’em, który najpierw podpadł mu na torze, a potem w lekceważący sposób prowadził z nim polemikę.

Zwycięstwem na Suzuce w 1996 roku Damon Hill przypieczętował swój mistrzowski tytuł.

Mika Häkkinen swoje obydwa tytuły zdobył w Japonii.

W 1999 roku ekipa Ferrari przerwała 16-letnią niemoc, sięgając po mistrzostwo świata konstruktorów.

Rok później Michael Schumacher pokonał na Suzuce Mikę Häkkinena i został pierwszym od 21 lat kierowcą Ferrari, który sięgnął po koronę F1. Z tej okazji o komentarz poproszono poprzedniego czempiona stajni z Maranello. – Moje życie seksualne na tym ucierpi. Teraz będę podrywać dziewczyny na najdłużej urzędującego mistrza świata – zażartował Jody Scheckter.

Zwyciężając na Suzuce w 2003 roku, Rubens Barrichello pomógł Michaelowi Schumacherowi powstrzymaniu zakusów Kimiego Räikkönena na tytuł mistrza świata.

W kolejnym sezonie ze względu na szalejący tajfun Ma-on kwalifikacje przed Grand Prix Japonii przeniesiono na niedzielne przedpołudnie. Z podobnego rozwiązania skorzystano także w 2010 roku.

W 2007 roku na zalanych deszczem torze Fuji Robert Kubica i Felipe Massa stoczyli niezapomniany pojedynek. Panowie pokonali kilka ostatnich zakrętów koło w koło, wykorzystując zarówno tor, jak i pobocza. Ostatecznie górą był Brazylijczyk.

W 2010 roku Robert Kubica fantastycznie rozpoczął wyścig na Suzuce. Po starcie „jak z armaty” (cytat z Marka Webbera) Polak przejął drugie miejsce. Szczęście nie trwało jednak długo, ponieważ na trzecim okrążeniu, dogrzewając opony w trakcie neutralizacji (wprowadzonej po kraksach z udziałem Witalija Pietrowa i Nico Hülkenberga oraz Massy i Vitantonio Liuzziego), z jego Renault odpadło prawe tylne koło. Przyczyną kłopotów okazało się obce ciało, które utkwiło pomiędzy piastą a kołem i sprawiło, że zabezpieczenia nakrętki nie zaskoczyły.

W ostatnich latach na torze w prefekturze Mie niemal niepodzielnie królowali Sebastian Vettel i ekipa Red Bulla. Z pięciu ostatnich wyścigów aż cztery padły łupem Niemca. Jego serię przerwał Jenson Button, który zwyciężył w 2011 roku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here