Lotus był tylko jeden: nieważne, czy zielono-żółty, czerwono-złoty czy czarny. Ważne, że na czele zespołu stał Colin Chapman. Dziś niestety to już pusta nazwa i przedmiot targów oraz sporów, na szczęście już zakończonych.

Jeśli Światowa Rada Sportów Motorowych podczas posiedzenia zaplanowanego na 7 grudnia zaakceptuje ustalenia z czwartkowego spotkania Komisji Formuły 1 – a powinno być to czystą formalnością – będziemy wreszcie mieli w stawce jeden zespół Lotus. Oczywiste jest to, że poza nazwą ekipa nie ma i nie będzie miała niczego wspólnego z legendarną marką stworzoną i rozwijaną przez Colina Chapmana, ale ukrócenie zamieszania wokół „zielonego” Team Lotus i „czarnego” Lotus Renault GP to pozytywna rzecz. Ten drugi pozostanie „jedynym” Lotusem, a zespół Tony’ego Fernandesa będzie startował pod nazwą Caterham. Na dokładkę z Formuły 1 znika marka Sir Richarda Bransona – Virgin Racing stanie się Marussią.

W przypadku tego ostatniego zespołu to już trzecie wcielenie jeśli chodzi o nazwę. Ekipa zgłosiła swój akces do Formuły 1 jako Manor, biznesowe zainteresowanie – krótkotrwałe, jak się okazało – Bransona zaowocowało przemianowaniem na Virgin, wreszcie nadejście rosyjskiego kapitału skończyło się niemal już oficjalnym przechrzczeniem na Marussia.

O co tyle hałasu, skoro chodzi „tylko” o zmianę nazwy? Problem jak zwykle dotyczy pieniędzy, a konkretnie kilkakrotnie poruszanego na łamach tej strony tematu podziału przychodów ze sprzedaży praw komercyjnych (także transmisji TV) do Formuły 1. Nowy zespół przez dwa lata nie może niczego uszczknąć z liczącej kilkaset milionów dolarów puli, nawet jeśli spełnia pozostałe wymagania – czyli mieści się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji mistrzostw świata konstruktorów. Wszelkie zmiany nazwy należy zatem przeprowadzać w taki sposób, aby została zachowana „ciągłość” z poprzednim wcieleniem. To wymaga po prostu przegłosowania wniosku przez Komisję Formuły 1, tak jak miało to miejsce w przypadku trzech wymienionych na początku ekip.

Przed podobnym problemem stał Peter Sauber, kiedy ratował szczątki swojego zespołu po rejteradzie BMW z F1. Ze względu na zachowanie „ciągłości” do zaakceptowania zmiany nazwy przez Komisję Formuły 1 ekipa startowała pod szyldem BMW Sauber (co ciekawie wyglądało w zestawieniu z silnikami Ferrari, które zgodnie z regulaminem są także wymieniane w oficjalnych wynikach), aby w myśl Porozumienia Concorde korzystać z zysków wypracowanych przez poprzednie wcielenie zespołu. Z tego samego powodu chętni na zaistnienie w Formule 1 z własnym zespołem – czy jeszcze gdzieś na świecie znajdzie się jakiś optymista? – z reguły obierali drogę wykupienia istniejącej ekipy, dostając w pakiecie przychody za poprzednie dokonania danego teamu.

Nie da się ukryć, że dzięki zmianom dotyczącym nazwy Lotus zrobi się nieco przejrzyściej w stawce. Ekipa z Enstone, występująca oficjalnie pod szyldem Lotus Renault Grand Prix, wystawiała w wyścigach nadwozia marki Renault. Element „Lotus” funkcjonował po prostu jak nazwa sponsora, jak w pełnych nazwach „Vodafone McLaren Mercedes” czy „AT&T Williams”. Wobec całkowitego wycofania się Renault z zespołu, sytuacja przypominała nieco „BMW Sauber” z sezonu 2010. Teraz problemu już nie będzie: na szczęście Tony Fernandes miał w zanadrzu markę Caterham (korzystał zresztą z niej przy okazji aktywności swojej ekipy w serii GP2).

Nadchodzące zmiany pozwalają dorysować kolejne gałęzie w drzewie genealogicznym zespołów Formuły 1. Jeśli dobrze pogrzebać w historii, to właściwie tylko McLaren i Williams funkcjonują przez całą historię startów pod jedną nazwą (pomijając epizod współpracy Franka Williamsa z Walterem Wolfem w połowie lat 70., ale „oficjalna” historia zespołu zaczyna się od 1978 roku). Ferrari nie można włączyć do tego ekskluzywnego klubu, bo ekipa z Maranello ma na koncie dwa starty pod szyldem North American Racing Team – pod koniec 1964 roku Enzo Ferrari ostro pokłócił się z włoską federacją na temat homologacji sportowego modelu 250LM i w ramach odwetu postanowił wycofać swój zespół z wyścigowych mistrzostw świata. Jednak John Surtees walczył o tytuł i głupio byłoby oddać mistrzostwo bez walki, zatem w kończących sezon zawodach o GP USA i Meksyku fabryczne Ferrari wystartowały w biało-granatowych barwach, a w rubryce „zgłaszający” widniał North American Racing Team.

Popatrzmy pokrótce na dziedzictwo pozostałych ekip. Red Bull startuje od sezonu 2005, po wykupieniu od Forda zespołu Jaguara za symbolicznego dolara. Jaguar z kolei pojawił się w stawce jako następca ekipy Stewart, działającej w latach 1997-1999. Obecny Mercedes GP jeszcze dwa lata temu był Brawnem, a wcześniej Hondą (2006-2008), British American Racing (1999-2005), wreszcie niezwykle zasłużonym w historii F1 Tyrrellem – istniejącym w F1 od 1970 roku, sprzedanym po sezonie 1998 Craigowi Pollockowi, założycielowi BAR. Zespół z Enstone znany obecnie pod nazwą Lotus Renault GP funkcjonował w latach 2002-2010 jako Renault, a wcześniej jako Benetton (1986-2001). Korzenie sięgają głębiej, bo włoski producent odzieży, wcześniej obecny w roli sponsora, kupił istniejący w latach 1981-1985 zespół Toleman, który został przemianowany na Benetton. Warto dodać jeszcze „oryginalną” ekipę Renault, startującą pod fabrycznym szyldem w latach 1977-1985.

Idąc w dół stawki, przygodę Saubera z BMW mamy świeżo w pamięci. Force India – przepraszam, obecnie Sahara Force India – ma za sobą wcielenia pod nazwami Spyker (2007) i Midland (2006) oraz sięgające 1991 roku korzenie w postaci Jordana, sprzedanego po sezonie 2005 Aleksowi Shnaiderowi i przemianowanego na Midland. Toro Rosso to z kolei dawne Minardi, startujące w F1 od 1985 do 2005 roku.

Nawet trzy nowe zespoły nie mają „czystej” historii: Team Lotus zmienia właśnie szyld na Caterham, Marussia to już trzecia nazwa w historii ekipy Johna Bootha, a HRT zgłaszało się do F1 jeszcze jako Campos.

W przypadku nieistniejących już zespołów można przywołać jeszcze więcej przykładów zmieniających się nazw (Ligier kupiony przez Alaina Prosta i przemianowany na Prost czy roszady pomiędzy nazwami Arrows i Footwork oraz March i Leyton House na przełomie lat 80. i 90.), a w ramach ciekawostki przytoczę jeszcze przypadek Brabhama. Australijczyk założył swój zespół w 1962 roku, ale już wcześniej rozpoczął prace nad własnymi konstrukcjami. Aby zachować sprawę w tajemnicy, nie chciał wykorzystywać swojego nazwiska i samochody miały nosić nazwę MRD (skrót od Motor Racing Development). Dziennikarz Jabby Crombac zwrócił jednak uwagę na to, że skrót czytany po francusku brzmi jak „merde” czyli „gówno”. Nazwę samochodów zmieniono na Brabham, a do nazwy Motor Racing Development (już bez kontrowersyjnego skrótu i tylko jako określenie zgłaszającego, samochody pozostały Brabhamami) powrócono pod koniec lat 60.

Warto jeszcze podkreślić, że dawniej nie podchodzono tak skrupulatnie do kwestii związanych z nazwą zespołu i wystawianych przez niego samochodów. W sumie nic dziwnego, skoro niewolnicze glejty w rodzaju Porozumienia Concorde miały dopiero nadejść, a w stawce funkcjonowały ekipy prywatne, korzystające z konstrukcji kupionych od producentów. Obecnie nie jest to (jeszcze) możliwe – choć jak widać na przykładzie mnożących się do niedawna Lotusów, porządku w aktach to nie gwarantuje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here