Po sobotniej przygodzie podczas ostatniego przejazdu odcinka Mrągowo okazało się, że jazda do mety na trzech kołach zaszkodziła silnikowi rajdówki Roberta Kubicy i Maćka Barana. W niedzielę srebrzysty Citroen DS3 RRC nie wyjechał już na trasę Rajdu Polski. Po południu Robert zjawił się w parku serwisowym, gdzie najpierw cierpliwie rozdawał kibicom autografy – raz po raz strofując napierający na barierki tłum – a następnie znalazł trochę czasu na rozmowę o swoich przeżyciach ze startu w ojczyźnie.

Niestety, rajd zakończył się dla nas przedwcześnie i pechowo uderzeniem w kamień, który znajdował się na drodze, na hamowaniu – mówił Robert o incydencie z drugiego przejazdu Mrągowa. – Nie widziałem go i przy tej prędkości, a była to szybsza partia, cała energia poszła na prawe przednie koło i amortyzator po prostu się urwał, wyszedł górą z mocowania. Staraliśmy się jechać dalej, na początku wysunął nam się amortyzator dołem, później półoś, następnie straciliśmy koło i niestety dla nas rajd się zakończył. Szkoda, ponieważ mimo pogody było bardzo dużo kibiców. Bardzo mi przykro, że nie mogliśmy jechać dalej w niedzielę, ponieważ byłoby fajnie w jakimś stopniu odwdzięczyć się im naszą jazdą.

Na tej próbie Kubica i Baran uzyskiwali międzyczasy na poziomie liderujących wówczas w rajdzie Bryana Bouffiera i Xaviera Panseriego. Kierowca stwierdził jednak, że nie jechał na sto procent: – Powiedziałbym, że tempo było asekuracyjne, ponieważ w tych warunkach, z moimi ograniczeniami prawej ręki na pewno jazda była trudna. Był to też rajd, w którym startowałem dla przyjemności. Nie ścigałem się tu w żadnych mistrzostwach, nie walczyłem o punkty. Jechałem tutaj może nie dla zabawy, ale dla przyjemności i właśnie tak chcieliśmy dojechać do mety. Trudno, nie udało się.

Kubica i Baran dorzucili do swojej kolekcji dwa kolejne wygrane odcinki w mistrzostwach Europy – choć żadnego startu w tej serii nie mogą zaliczyć do udanych, to w każdym z nich uzyskiwali najlepsze czasy na oesach. – Jechałem dość bezpiecznie w miejscach, w których było ciężko – mówił Robert o grząskich trasach Rajdu Polski. – Oczywiście staraliśmy się wykonać naszą pracę jak najlepiej i sądzę, że dopóki byliśmy na drodze, to wychodziło to całkiem nieźle. Na odcinku Tałty traciliśmy bardzo dużo, ponieważ tam jest bardzo dużo prostych. Wiemy nie od dzisiaj, że na prostych nie brylujemy. Naprawdę ciężko jest jechać sześciokilometrowy odcinek, na którym są cztery kilometry prostych. Tam „przyjęliśmy” osiem sekund od ludzi, z którymi na innych odcinkach mieścimy się w sekundzie. Takie są jednak realia i wiedzieliśmy o tym. Warunki były bardzo trudne dla naszego auta. Było ślisko, a tego nie preferuje nasz Citroen, było też bardzo szybko i grząsko i też nie jest to najlepsze.

Ciekawostką jest też fakt, że Robert i Maciek nie mieli do dyspozycji takich opon jak niektórzy rywale: – Ja na tych oponach na co dzień nie startuję, bo w mistrzostwach świata jest inny regulamin. Jeździmy na dużo twardszych oponach, które dostarczają dużo mniej przyczepności. Dlatego też byłem zaskoczony, jak dobra była przyczepność w tak trudnych warunkach – bardzo dobra jak na standardy, do których jestem przyzwyczajony w mistrzostwach świata. Widziałem, że tutaj koledzy jechali też na miększej mieszance, na zupełnie innych oponach. My tych opon tak naprawdę nie znaliśmy, nie wiedzieliśmy o ich istnieniu. To też kolejna lekcja – gdybyśmy jechali na kolejny rajd, gdzie opony nie są tak ściśle narzucone, to przygotujemy się lepiej.

Równolegle z Rajdem Polski po drugiej stronie globu walczono w zaliczanym do mistrzostw świata Rajdzie Australii. Tam Abdulaziz Al-Kuwari dzięki wygranej w kategorii WRC-2 wrócił na czoło klasyfikacji sezonu, spychając polską załogę na drugą lokatę. Trochę retorycznie spytałem Roberta, czy zwracał uwagę na to, co aktualnie dzieje się w mistrzostwach WRC-2. – Nie, raczej nie – odparł. – Do dwóch następnych startów będę podchodził dokładnie tak samo jak do poprzednich rajdów, czyli z maksymalnym skupieniem. Będę chciał wykonać moją pracę jak najlepiej.

W ramach przygotowań do Rajdu Francji (4-6 października) Robert i Maciek wystartują w najbliższy weekend w Rallye Vosgien – imprezie tradycyjnie traktowanej jako przygotowania do francuskiej rundy WRC. – Mamy teraz dość aktywny okres, w środę znowu jedziemy z Maćkiem na rajd we Francji – mówił Robert. – To lokalny, krótki rajd, ale wykorzystamy go jako przygotowanie do rajdu WRC we Francji. W kategorii WRC-2 mamy zakaz testów w kraju, w którym odbywa się runda na trzy tygodnie przed rajdem. Na przykład przed Niemcami testowaliśmy we Francji, a teraz musielibyśmy jechać do Niemiec. Jednak można wystartować w lokalnym rajdzie i mam nadzieję, że dobrze wykorzystamy tę okazję.

Czy jest szansa, że zobaczymy go w tym sezonie za kierownicą auta kategorii WRC? – Nie sądzę, nie planuję…

Poprosiłem jeszcze Roberta o ocenę Rajdu Polski jako imprezy, która widnieje już w przyszłorocznym kalendarzu mistrzostw świata. Podobnie jak o warunkach i bezpieczeństwie na trasie (o tym przeczytacie poniżej), wypowiedział się jak zwykle szczerze i bez ogródek…

Sądzę, że potencjał jest bardzo duży – ocenia. – Podczas testów przed rajdem jeździłem tutaj po dwóch drogach, które były rewelacyjne. Niestety, odcinki specjalne były w innych rejonach i niektóre z nich naprawdę były słabe jak na standardy mistrzostw świata. Słyszałem jednak bardzo dużo pozytywnych opinii na temat rajdu, który się odbył tutaj w 2009 roku i był organizowany na innych drogach. Sądzę więc, że jeśli organizator się przyłoży i będzie chciał, to można tutaj zorganizować naprawdę bardzo fajny rajd. Szczególnie, że pod względem logistycznym to też jest fajne miejsce, tylko park serwisowy trzeba by trochę poprawić. Szczerze powiem, że się wstydzę, kiedy przyjeżdżają tu zespoły z Europy i stawiamy je w bagnie. Przed rajdem przekonuje się ich, że park serwisowy jest na twardym podłożu, bo byli tutaj w 2009 roku i sytuacja wyglądała tak samo. Umówmy się, że byłoby łatwiej dla wszystkich – dla mechaników, zespołów, załóg i kibiców – ale dobry biznes zrobili ci, którzy sprzedają gumiaki w Mikołajkach, także przynajmniej ktoś będzie zadowolony.

Przed rajdem, kiedy Robert głośno rozważał sens startu w warunkach, które jego zdaniem były zbyt niebezpieczne, pojawiały się komentarze o tym, że w rajdzie pojadą ci, którzy „mają jaja”. Jak to skomentował podejrzewany o ich brak kierowca?

Od jednego z zawodników usłyszałem, że muszą udawać, że są twardzielami – to już bez mikrofonów. Ja zawsze mówię to, co myślę. Sytuacja była bardzo trudna. Jeśli po zapoznaniu z trasą trzej czołowi kierowcy z mistrzostw Europy mówią, że jest tragicznie, to wypadałoby ich posłuchać. Widocznie ktoś ma inną opinię i to jest trochę deprymujące, bo moim zdaniem tylko kierowcy mogą ocenić, jakie są warunki. Na przykład my z Maćkiem startujemy tu po raz pierwszy i w czwartek nie byliśmy w stanie zapoznać się z odcinkami. To znaczy teoretycznie mogliśmy je opisać, ale była to walka o przetrwanie i utrzymanie w drodze przy prędkości 50 km/h na prostej, w koleinach. Jeden kolega dachował, jadąc 40 km/h – wywiozło go na prostej i wpadł do rowu. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, więc widocznie jesteśmy przewrażliwieni. Wczoraj odcinki były jednak w lepszym stanie niż drugiego dnia zapoznania, także nie było aż tak źle.

Czy można zatem stwierdzić, że organizator nie liczy się ze zdaniem załóg i zakłada, że „jakoś to będzie” i nic się nie stanie?

Jeśli mówimy tutaj o jajach to sądzę, że najpierw trzeba pomyśleć o bezpieczeństwie. W warunkach, jakie mieliśmy w czwartek na zapoznaniu z trasą, karetka nie byłaby w stanie przejechać stu metrów. Jeśli kibic by zasłabł na drugim kilometrze odcinka, to ja mogę założyć się o wszystko, że karetka by tam nie dojechała. Usłyszałem jednak odpowiedź, że są helikoptery. Tak organizator nas uspokoił. Tak jak powiedziałem, warunki są w stanie określić tylko załogi – jeśli zdaniem czołówki, a w zasadzie 90% załóg warunki są za trudne, to chyba tak jest. I rzeczywiście tak było, bo organizator wyrównał odcinki. Gdyby uważał, że wszystko jest cacy, to chyba nie musiałby ich równać. Sądzę, że w takich kwestiach jak bezpieczeństwo za dużo rzeczy próbuje się politycznie łagodzić, ale moim zdaniem nie trzeba unikać tego tematu, tylko starać się robić wszystko jak najlepiej. Według mnie organizator zrobił dobrą robotę na dwóch odcinkach, gdzie drogi były w dużo lepszym stanie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here