To był wyścig, który pamięta się latami – nie tylko ze względu na osobę zwycięzcy. Kuriozalna kolizja w alei serwisowej z udziałem niewinnego Kimiego Räikkönena oraz Lewisa Hamiltona i Nico Rosberga, którzy przegapili czerwone światło, walka zespołowych kolegów z ekipy BMW Sauber i historyczne, podwójne zwycięstwo tego zespołu. Robert Kubica wspomina jednak ten dzień jako jednocześnie najpiękniejszy i najgorszy – bo dzięki wygranej ekipa BMW Sauber zrealizowała swój cel na cały sezon 2008 i przestała rozwijać samochód. Oddajemy głos Robertowi:

– Wspominam ten dzień w miarę dobrze. Był szczęśliwy, ale niekoniecznie, ponieważ to było tak, jak gdybym sam otworzył sobie drzwi do, w cudzysłowie, końca sezonu. Spotkałem jakiś czas temu mechanika, który pracował wtedy przy moim bolidzie, i powiedział mi, że Kanada była jego najpiękniejszym i najgorszym dniem. Ja już trochę zapomniałem o tej sytuacji, więc spytałem go, dlaczego. Powiedział, że tak naprawdę wtedy skończył się nasz sezon. Ale ogólnie, jako że było to jedyne moje zwycięstwo, to miło wspominam ten dzień.

Każdy wyścig był misją, kończył się i zaczynała się następna misja. Podchodziłem do tego bardzo chłodno. Emocjonalnie nie jarałem się tym wszystkim, robiłem swoje.

Teraz pewnie podchodzisz do tego inaczej niż wtedy, na bieżąco, na gorąco.
– Wtedy podchodziłem do tego tak jakby do misji. Każdy wyścig był jedną misją, kończył się i zaczynała się następna misja. Miałem samolot już w niedzielę, ponieważ we wtorek jako jedyny kierowca wyścigowy o dziewiątej rano wyjechałem na okrążenie instalacyjne w Barcelonie i zrobiłem chyba trzy dni testów z rzędu. Można powiedzieć, że podchodziłem do tego bardzo chłodno. Emocjonalnie nie jarałem się tym wszystkim, robiłem swoje.

Funkcjonuje takie przekonanie, podsycane zresztą przez samego zainteresowanego, że w drodze po to zwycięstwo zostałeś przepuszczony przez Nicka Heidfelda…
– Prawda jest taka, że nikt się nie spodziewał, że ja wygram ten wyścig. Uważam, że nawet w zespole nikt się nie spodziewał. Wszyscy myślą, że samochód bezpieczeństwa ułatwił mi wyścig, ale nie do końca tak było, ponieważ dzięki neutralizacji bolidy, które jechały na jeden pit stop, wróciły do gry i nawet miały przewagę. Ja utknąłem za [Timo] Glockiem i za każdym razem, kiedy dojeżdżaliśmy do ostatniego hamowania, to się modliłem, żeby on nie hamował i zjechał do alei. W końcu zjechał i wtedy miałem jakieś dziesięć okrążeń na zbudowanie przewagi. Tę przewagę udało mi się zbudować.

– Później i tak miałem znów dużo większą przewagę. Mając świeże opony na ostatni przejazd, to tak naprawdę wiozłem się, a i tak jechałem dużo szybciej. Tak naprawdę przez cały weekend McLaren z Hamiltonem byli mocniejsi niż my, ale też fakt jest taki, że to ja jako pierwszy się zatrzymałem przy czerwonym świetle. Można gdybać, ale skończyło się tak, że wygrałem.

– Prawdopodobnie mieliśmy trochę mniej paliwa niż Hamilton, ale gdyby nie było czerwonego światła, to wyjechałbym pierwszy. Hamilton miał lepszy rytm, ale byłby za Räikkönenem. Można gdybać, ja wiele razy tak naprawdę traciłem na neutralizacjach. Nick był takim maestro, że jak jemu źle poszło, to nic nie tracił – ale to musiało już naprawdę źle pójść. Zawsze zyskiwał [na neutralizacjach] sporo pozycji i punktów.

– Ogólnie uważam, że najcenniejszą rzeczą, która tak naprawdę nie ma żadnej wartości, było to, że wyjeżdżałem z Kanady jako lider mistrzostw. Wiem, że to nic nie zmienia w życiu, ale miło było to usłyszeć – że wygrałem wyścig to wiedziałem, przejeżdżając przez linię mety, ale nie wiedziałem, że byłem liderem mistrzostw.

Później tak to się skończyło, że w 2009 roku mieliśmy bardzo słaby początek i większą część sezonu, więc tak naprawdę już nikt nie ukrywał, że trochę daliśmy ciała.

Na tym sezon się skończył, bo zespół zatrzymał rozwój samochodu…
– Mieliśmy parę części, szczególnie jedną rzecz, którą testowałem już chyba przed nawet Kanadą, w Jerez. Gdyby przekalkulować, ile ta rzecz byłaby warta w wyścigach, które jechaliśmy później, i odjąć te sekundy – a były to liczby większe niż nawet 20 sekund w jednym wyścigu – to mogłoby się okazać, że parę wyścigów więcej skończyłbym na podium, a może jeszcze coś bym wygrał. Ale tak to się nie stało, trudno. To było najgorsze, ponieważ to byłoby złoto dla naszego bolidu. Później okazało się, że coś trzeba zmodyfikować, później okazało się, że mieliśmy tylko jedną część, jeden podzespół, a polityka zespołu była taka, że dwa bolidy miały być takie same – chociaż nie zawsze tak było. Tak to się skończyło, że dopiero w 2009 roku zostało to zamontowane w bolidzie.

– Sądzę że po fakcie może byśmy inaczej do tego podeszli – to znaczy nie ja, bo ja wiedziałem, jak trzeba było podejść. Kiedy szedłem na konferencję prasową po podium, to zdałem sobie sprawę z tego, że jest to bardzo szczęśliwy moment, ale nie tak szczęśliwy, jak to wszystkim się wydawało.

Czy ktoś z szefów zespołu przyznał ci przez ten czas, już na spokojnie, że głupio zrobili?
– Nie, ponieważ każdy musi bronić swojej decyzji. Mechanicy, których później spotykałem, wspominali tamtą sytuację, ale ja tak naprawdę o tym zapomniałem, nie mam po co o tym myśleć. Później tak to się skończyło, że w 2009 roku mieliśmy bardzo słaby początek i większą część sezonu, więc tak naprawdę już nikt nie ukrywał, że trochę daliśmy ciała.

Kubica i Kanada 2006: „Miałem tu dużą satysfakcję”

Kubica i Kanada 2007: „Próbowałem przesunąć ścianę”

1 KOMENTARZ

  1. Tak to jest jak się myśli że jest się dobrym „zespołem” to spokojnie zrobimy to w następnym. Przecież nic nam nie ucieknie a jednak uciekło. Trzeba kuć żelazo puki gorące.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here