Robert Kubica na mecie Ronde Gomitolo di Lana: pierwszego etapu kolejnej fazy rehabilitacji.

Wreszcie nadeszła długo wyczekiwana chwila: Robert Kubica po wielu miesiącach ciężkiej pracy nad powrotem do pełni sprawności uznał, że czas najwyższy wskoczyć z powrotem za kierownicę podczas oficjalnej imprezy sportowej. Dla niego start w lokalnym włoskim rajdzie jest początkiem kolejnej fazy rehabilitacji. Jak przyznaje sam kierowca, nie wiadomo, ile ona potrwa i w jaki sposób się zakończy.

Jedno jest pewne: szybkość, precyzja jazdy, powtarzalność i zacięcie do pracy nadal są na swoim miejscu. Obserwując poczynania Roberta podczas pierwszego startu od niemal 20 miesięcy trudno oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę niewiele się zmieniło. Na wynik rajdu Ronde Gomitolo di Lana nie ma co patrzeć, zresztą sam kierowca podkreśla, że celem startu było przede wszystkim sprawdzenie reakcji jego organizmu na rajdową jazdę samochodem klasy WRC. Ten sprawdzian wypadł pomyślnie, a że przy okazji udało się zdeklasować „lokalnych matadorów”, dysponujących nowocześniejszym sprzętem od Subaru Imprezy WRC z 2007 roku… No cóż, wystarczyło obejrzeć kilka przejazdów, aby się przekonać o możliwościach polskiego kierowcy.

Otwarcie trzeba stwierdzić, że stawka w tym rajdzie – której zresztą pozazdrościć mogą organizatorzy i kibice w Polsce – była liczna, ale niezbyt mocna. Włochy to istny raj dla rajdowców, tutaj nawet w ciągu jednego weekendu odbywa się kilka imprez z ponad setką załóg na starcie – jadących autami WRC, S2000, S1600 czy mocnymi „ośkami”. Wielu kierowców nie da się nazwać inaczej niż hobbystami – mają pieniądze i cieszą się możliwościami startów, choć oczywiście do wszystkiego podchodzą bardzo poważnie. Nie da się zresztą „dla zabawy” startować Mini WRC czy Citroenem C4 WRC, o wiele nowszymi niż użytkowany przez Kubicę egzemplarz Imprezy. O zaciętości na trasie niech świadczą wyniki poszczególnych odcinków, na których lokalni kierowcy walczyli ze sobą o sekundy, a daleko przed nimi w tabelach z czasami pojawiało się nazwisko gościa z innego świata, jadącego z trzecim numerem startowym.

Każdy przejazd niebiesko-białej Imprezy witany był brawami kibiców. „Kubika” – słyszało się wszędzie. Podczas zjazdów na przegrupowanie i do parku serwisowego Robert dzielił czas pomiędzy fanów i pracę z belgijskimi inżynierami. Po każdym przejeździe analizował zapisy z kamery pokładowej i szczegółowo relacjonował zespołowi zachowanie samochodu. Na mecie miał niemal minutę przewagi nad kolejnym rywalem, co na trasie o długości 36 kilometrów jest prawdziwym nokautem. Lokalny weteran, Tiziano Borsa, zna trasę rajdu na pamięć, a na wieść o zapowiadanym starcie Roberta wykonał jeszcze kilkanaście dodatkowych przejazdów odcinka, żeby się lepiej przygotować. Nie pomogło…

Jazdę Roberta można podsumować jednym określeniem: doskonale czuje i odczytuje drogę. Na pewno pomaga mu w tym dość precyzyjny, a jednocześnie przejrzysty sposób opisywania trasy, ale lata spędzone na torach wyścigowych też odciskają swoje piętno. W miejscach, gdzie inni kierowcy traktują każdy zakręt jako osobny fragment trasy, Robert dobiera optymalny tor jazdy dla całej sekwencji łuków, bez oporów wykorzystując całą szerokość drogi.

Oto „materiał dowodowy”, przedstawiający wejście w długi, lewy łuk – z ostrym wejściem, otwarciem w środku i zacieśniającym się wyjściem pod górę. Sposób, w jaki Robert ustawił auto na wejściu, nie przyszedł nikomu innemu do głowy:

Tiziano Borsa: zwróćcie uwagę na biały słupek...
Tiziano Borsa: zwróćcie uwagę na biały słupek…
Franco Uzzeni: podobna linia jazdy...
Franco Uzzeni: podobna linia jazdy…
Kubica w tym miejscu już ustawia auto na wprost, skracając drogę i uzyskując jak najlepsze przyspieszenie w otwierającym się fragmencie łuku.
Kubica w tym miejscu już ustawia auto na wprost, skracając drogę i uzyskując jak najlepsze przyspieszenie w otwierającym się fragmencie łuku.

Miło było popatrzeć na człowieka, który wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią i przekonać się, że wcale nie „zardzewiał” w czasie przymusowej przerwy. On sam jeszcze nie wie, jak dalej potoczy się jego kariera, ale najlepiej będzie, jak przytoczę po prostu jego słowa.

– Dla mnie to jest jakby faza pracy nad tym, żeby z moim ciałem było coraz lepiej – mówi Robert o starcie w tym „rajdziku”. – Można to nazwać nowym etapem rehabilitacji, który – mam nadzieję – pomoże nie tylko w lepszym przygotowaniu, ale też w poprawieniu wielu rzeczy. Zdecydowałem, że trzeba powoli wracać do tego, do czego byłem przyzwyczajony, czyli do kręcenia kółkiem.

Niektórzy poświęcili sporo uwagi kwestii przeróbek w samochodzie, którym Robert jechał w Ronde Gomitolo di Lana i którym ma wystartować także w kolejny weekend. Jedyną modyfikacją, jaką wprowadził belgijski zespół First Motorsport, jest przeniesienie łopatki obsługującej skrzynię biegów z prawej strony kierownicy na lewą. Kubica powiedział, że testował Imprezę WRC mniej więcej miesiąc temu.

– Jeździłem tym autem na początku sierpnia – mówi. – Wcześniej jeździłem paroma innymi rajdówkami, jeździłem też parę razy na torze, wyścigówkami. Cieszę się, że powoli mogę zacząć znowu robić to, co zawsze robiłem.

Nie mogłem go nie zapytać o to, czy start w rajdzie nie przesądza o kierunku jego dalszej kariery. – Wręcz przeciwnie – odparł Robert. – Z jednej strony rajdy są dla mnie łatwiejsze logistycznie, z drugiej sądzę, że pod pewnymi względami są dużo lepsze jeśli chodzi o to, żebym powoli zaczął wracać do prawdziwego ścigania. Z drugiej strony mogłem też wystartować w wyścigu, także nie ma to nic wspólnego z tym co bym chciał, co będę robił. Zresztą nie wiem, co chcę robić w przyszłości. Na dzień dzisiejszy nie mam żadnych planów czy też myśli co, gdzie, jak i kiedy. Co będzie, to będzie.

Robert Kubica i pilot Giuliano Manfredi w przerwie pomiędzy odcinkami.
Robert Kubica i pilot Giuliano Manfredi w przerwie pomiędzy odcinkami.

Czy to zatem koniec marzeń o Formule 1? – Wszystko zależy od mojego zdrowia. Będzie to konsekwencją tego, co się wydarzy. Tak naprawdę nie mam żadnego celu jeśli chodzi o to, czy będzie to F1, czy nie. Cel, a raczej nadzieja, jest jeden: żeby kiedyś, w końcu ta ręka była tak sprawna, jak się da. Może to dziwnie zabrzmi, ale to, jak bardzo będzie sprawna, kiedy będzie sprawna i co będę robił, to tak naprawdę w porównaniu z ostatnimi 20 miesiącami nie ma za dużego znaczenia.

Trudno sobie wyobrazić, co przez ten czas musiał czuć kierowca, przyzwyczajony do sportowej jazdy i rywalizacji na najwyższym poziomie. – Sądzę, że mogą to zrozumieć tylko osoby, które niestety znalazły się w sytuacji podobnej do mojej, także nie ma sensu się zagłębiać w szczegóły. Na pewno miałem milsze okresy w moim życiu – mówi Robert. – Cel jest taki, żeby wyzdrowieć w jak największym stopniu. Sytuacja jest taka, że obecnie mam dalej duże problemy z wykonywaniem niektórych czynności, z drugiej strony niektóre rzeczy, które wydawałyby się ciężkie do zrobienia, wykonuję w 80 procentach. To nie zmienia faktu, że droga jest jeszcze długa i kręta. Potrzebna jest kupa czasu i energii, szczęścia.

Jak skomentuje krążące w różnych kręgach plotki, czasem skrajnie różniące się od siebie wymową? – Plotki zawsze będą, zawsze były – kwituje. – Zresztą Polska jest sławna z tego, także nie ma tu żadnej nowości i nic się nie zmieniło.

Spytany o to, czego by sobie życzył, Robert odpowiada w swoim najlepszym stylu, który przeszedł już do klasyki: – Chyba nie muszę odpowiadać na to pytanie. Każdy inteligentny człowiek się domyśli…

Na koniec jeszcze wiadomość od Roberta dla Was, dla fanów: – Pozdrawiam serdecznie wszystkich kibiców i dziękuję. Długo się nie odzywałem, ale tak to jest…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here