Kolejka samochodów przed wjazdem na przegrupowanie przed serwisem po pierwszej pętli przypominała niezłe pobojowisko. Henning Solberg zjechał z rozerwanym lewym przednim nadkolem, Kris Meeke opowiadał o wyprawie na łąkę i przebitej oponie (i tak miał więcej szczęścia niż kolega z Citroena Mads Ostberg, który po dachowaniu został na odcinku Gołdap), Jari-Matti Latvala miał z fotela kierowcy widok na górną końcówkę lewego przedniego amortyzatora, a Robert Kubica doprowadził na serwis Fiestę z uszkodzoną lewą tylną oponą, mając „w bagażniku” jeszcze bardziej roztrzaskane koło. Na drugim i czwartym odcinku w pętli łapał kapcie, a na zapas – tak jak praktycznie wszyscy – zabrał tylko jedno koło.

– To był pechowy poranek, ale też dość szczęśliwy – jak zawsze są dwie strony każdej sytuacji – mówił Robert. – Pierwszy odcinek przejechaliśmy spokojnie, dosyć fajnie. Trzy kilometry przed metą drugiego oesu była duża dziura, która na zapoznaniu była wypełniona z błotem i wodą, ale dzisiaj to wszystko było już wyschnięte. Wjechałem w nią przy pełnej prędkości, był tam wrośnięty duży kamień i uszkodziłem koło.

– Trzeci odcinek przejechałem spokojnie, unikając cięć, bo nie mieliśmy już zapasu. Na czwartym, długim oesie jakieś sześć-siedem kilometrów przed metą na wyjściu z zakrętu zobaczyłem komisarza, dosłownie na środku drogi. Dawał znaki, żebym zwolnił, więc zwolniłem, ale przez kilka zakrętów nic się nie działo i kibice mnie popędzali. Stwierdziłem, że to był jakiś żart, ale po kolejnych dwóch-trzech zakrętach zobaczyłem Dana [Barritta], pilota Elfyna Evansa, który stał na zewnętrznej. To był szybki zakręt przez szczyt i wtedy pomyślałem, że to musi być coś poważnego. Spojrzałem na niego i jednocześnie przyhamowałem – byłem już złożony w długi zakręt przez szczyt, w tym momencie auto od razu skręciło, bo jechaliśmy już bokiem. Uderzyliśmy najprawdopodobniej w ten sam kamień, w który uderzył Evans. Na szczęście tylko przebiliśmy oponę i uszkodziliśmy kompletnie obręcz, ale nie mieliśmy już zapasu. Dojechaliśmy tak do mety, potem musieliśmy przejechać całą dojazdówkę i wystartować do ostatniego oesu na kapciu.

– Nowe doświadczenie, trochę akcji, ale jesteśmy tutaj [na serwisie] i to jest najważniejsze. Oczywiście lepiej byłoby mieć mniej problemów, ale to też część rajdów i część nauki. W sumie to dobra lekcja, bo na testach nigdy nie przejeżdżam 15 kilometrów na kapciu. Na przyszłość będę miał już więcej doświadczenia i większą pewność, jadąc cały odcinek z przebitą oponą.

Mimo przygód Robert i Maciek przesunęli się na szóstą lokatę w generalce, a tuż za nich spadł Jari-Matti Latvala. Na najdłuższym odcinku Fin najpierw musiał wyprzedzać jadącego z przebitą oponą Meeka’a, a potem sam uszkodził lewe przednie zawieszenie na kamieniu.

– Amortyzator się wysunął, próbowaliśmy to naprawić za metą – mówił kierowca Volkswagena. – Udało się, ale po dojazdówce postanowiliśmy jeszcze coś poprawić, żeby lepiej się jechało. Niestety, okazało się, że po kolejnych poprawkach wszystko się rozsypało, wypadła sprężyna i inne części.

Najczęściej słyszany zwrot w kolejce poobijanych rajdówek? Takie są rajdy… Niestety, w przypadku Roberta i Maćka sobotnia walka zakończyła się na drugim odcinku po serwisie, urwaniem prawego tylnego koła.

Fot. Karolina Sokół

Fot. Karolina Sokół

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here