Podczas konferencji prasowej po Rajdzie Sardynii Robert Kubica opowiadał o zagrożeniach związanych z jazdą w kurzu, dokładaniu do startów z własnej kieszeni i kłopotach z opisywaniem szutrowych odcinków. Wyznał też, co dla niego znaczy drugie zwycięstwo z rzędu…
Gratulacje, odniosłeś drugie z rzędu zwycięstwo w WRC-2! Wyglądało na łatwe…
Robert Kubica: To był trudny rajd. Po pierwsze odcinki były trudne, bardzo wąskie i szybkie, z dużą liczbą kamieni. Chcę powiedzieć o jednej rzeczy i mimo tego, że wygraliśmy, trzeba to podkreślić. Sądzę, że wypuszczanie kierowców co jedną minutę jest w szutrowych rajdach niebezpieczne. Na pierwszym odcinku, o długości trzydziestu kilometrów, już w jednej trzeciej nic nie było widać. Przez dwadzieścia kilometrów jechałem w kurzu i to jest po prostu niebezpieczne. Byłem bardzo zdenerwowany. Co prawda warunki są jednakowe dla każdego, ale odstępy na starcie nie były dla wszystkich jednakowe. Ci, którzy jechali z tyłu, tracili czas. To bardzo niebezpieczne.
FIA z reguły świetnie działa w kwestiach bezpieczeństwa kierowców, ale to, co widziałem tutaj, było rozczarowaniem. Wygląda na to, że nikt nie dba o kierowców. Zresztą nie tylko o nich – jechaliśmy 20 sekund za Wiegandem i na środku odcinka byli ludzie, bo nie spodziewali się nas tak szybko. My z kolei nic nie widzieliśmy w kurzu. Trzeba coś z tym zrobić, bo niestety prędzej czy później coś może się zdarzyć i lepiej temu zawczasu zapobiec. Chcę to podkreślić, bo moim zdaniem rajdy i tak są niebezpiecznym sportem, a jeśli ludzie jeszcze bardziej zwiększają niebezpieczeństwo, to coś jest nie tak. Jestem szczery. Wczoraj postanowiłem, że jeśli pozostaną jednominutowe odstępy, to nie pojadę dalej. Nie ma sensu ryzykować, narażać nas czy kibiców. To proste: cena wygrywania nie jest taka sama jak cena życia.
Czy czujesz, że twoje tempo się jeszcze poprawiło w porównaniu ze startem w Grecji przed kilkoma tygodniami?
RK: Droga wciąż jest bardzo długa. W Portugalii po raz pierwszy w życiu wystartowałem w mistrzostwach świata. Pojechałem po raz pierwszy na szutrze, zaliczając wcześniej dwa dni testów i 300 kilometrów jazdy. W Portugalii mieliśmy trochę pecha, popełniliśmy drobny błąd, ale tempo było dobre. Każdego dnia uczę się nowych rzeczy, może nie szybszej jazdy, ale bardziej bezpiecznej. Mam większą kontrolę nad samochodem i lepiej rozumiem warunki. Dla mnie każdy rajd jest nowy, więc po pierwsze poznaję trasy podczas zapoznania, a po drugie muszę przygotować dobry opis, co nie jest łatwe. Po trzecie muszę się uczyć równej jazdy i specyfiki ścigania po szutrze. Rajdy to skomplikowany sport. Oczywiście te wyniki ładnie wyglądają, ale wiem, że z mojego punktu widzenia jest jeszcze długa droga. Zdaję sobie sprawę, że w rajdach trzeba mieć doświadczenie, którego ja nie posiadam. Muszę startować w jak największej liczbie rajdów, żeby się poprawić.
Jak oceniasz rozwój twojego systemu opisywania trasy? Wprowadzasz poprawki przy przejeżdżanych powtórnie odcinkach?
RK: Raczej nie. Na szutrze opisywanie nie jest dla mnie łatwe – zwłaszcza jeśli droga jest szeroka. Podczas zapoznania i przygotowywania opisu mam wizję, gdzie chciałbym się znaleźć na drodze i jak ustawiać samochód, a potem okazuje się, że wszyscy pozostali kierowcy pojechali całkowicie inną linią. Często, zwłaszcza w długich zakrętach, moje notatki nie są perfekcyjne. Zwłaszcza na wejściu mam inną wizję toru jazdy, ale całą karierę spędziłem w stu procentach na asfalcie, a na tej nawierzchni są inne zasady. Staramy się dobrze wykonywać pracę, ale nie jest łatwo. Wszystkie rajdy WRC są bardzo wymagające, z różnych względów. W Grecji było bardzo nierówno, w Portugalii było dużo szczytów, a Finlandia będzie oczywiście najgorsza. Na Sardynii drogi były bardzo piaszczyste, śliskie i wąskie – nie było miejsca na błędy.
Powiedziałeś w Grecji, że nie myślisz o mistrzowskim tytule. Czy po drugim zwycięstwie jest tak samo?
RK: Minione dwa lata spędziłem na leczeniu poważnej kontuzji. Czasami widzę, że ze względu na moje przeżycia postrzegam pewne sprawy inaczej. Nie jestem w stu procentach sprawny i wciąż jest daleko od formy, w której chciałbym być. Już moja decyzja o wybraniu rajdów, a nie DTM, może wydawać się dziwna. Pierwszym priorytetem na ten rok było wybranie najlepszego sposobu na jak najszybsze, najlepsze dojście do formy. Dlatego wybrałem rajdy.
Po drugie chodziło o jak najwięcej nauki i poprawy moich umiejętności jako kierowcy. Sądzę, że rajdy pomogą mi zostać kompletnym zawodnikiem, ze względu na szuter, na inną charakterystykę. Rajdy i wyścigi mają różne wymagania. Nie da się zostać kierowcą rajdowym z dnia na dzień, nie da się zostać kierowcą wyścigowym z dnia na dzień. To długi i skomplikowany proces. Szczerze mówiąc, moje podejście opiera się tylko na nauce i tak będzie przez cały ten sezon. Niezależnie od wyników, najważniejsza dla mnie będzie nauka, poprawa umiejętności jako kierowcy, sprawności moich rąk na kierownicy.
Zdobywanie doświadczenia w rajdach zajmuje czas, a jednocześnie rajdy są kosztownym sportem. Czy jesteś pewien, że zdobędziesz budżet, a może wkrótce otrzymasz posadę fabrycznego kierowcy i będziesz zarabiał na rajdach?
RK: Sądzę, że nie jest łatwo zarabiać w rajdach. Gdybym chciał dostawać pieniądze za jeżdżenie, to zostałbym w wyścigach, bo wciąż mam tam wyrobione nazwisko i dużo doświadczenia. Sądzę, że nie miałbym trudności z dobrymi zarobkami na torze. Jednak moja sytuacja jest trochę trudniejsza i bardziej skomplikowana niż to wygląda. Czułem, że potrzebowałem nowego wyzwania, bo wcześniej jeździłem w najwyższej kategorii wyścigowej na świecie, czyli w F1 – zdecydowanie powyżej wszystkich innych motorsportowych kategorii. Musiałem więc coś zmienić, poszukać wyzwania w podobnej skali i dlatego wybrałem rajdy.
Jeśli chodzi o przyszłość, to szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co będzie. Chciałbym podziękować moim sponsorom: bez Lotosu nie byłoby to możliwe, pomaga mi też Citroen, ze swojej strony dokładam też z własnej kieszeni. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Musimy dalej pracować i szukać nowych możliwości na wypadek, gdybym został w rajdach na przyszłość. To jednak daleka droga i szczerze mówiąc nie myślę teraz o tym.
Przejechałeś zaledwie kilka rajdów WRC. Co oznacza dla ciebie drugie zwycięstwo?
RK: Niewiele, szczerze mówiąc. Duże znaczenie ma nauka, zdobywana wiedza. Wystartowałem tylko w trzech rajdach, ale kiedy ma się zerowe doświadczenie, to te trzy występy procentowo przynoszą bardzo dużo doświadczenia. Sądzę, że kierowca może się uczyć przez całą karierę i zdecydowanie najwięcej nauki jest na początku. Dlatego podchodzę do każdego rajdu i każdego dnia z osobna. Z doświadczenia bierze się nauka i wiedza. Oczywiście przy wolnej jeździe, kiedy próbuje się ukończyć rajd, to nauki nie ma zbyt wiele. Trzeba jechać blisko granicy możliwości, żeby sprawdzić, czy notatki są w porządku, jak zachowuje się auto i jak się zmienia przyczepność nawierzchni. Trzeba znaleźć balans i w ten weekend wykonaliśmy dobrą robotę. Wszystkie nadchodzące rajdy będą dla mnie nowe, ponownie będzie bardzo trudno i trzeba będzie zachować bardzo spokojne podejście, zwłaszcza w Finlandii.
Maciek, co było w ten weekend najtrudniejsze z punktu widzenia pilota?
Maciek Baran: Najtrudniejsze było spędzenie tak wielu godzin w samochodzie po pięciu godzinach snu. Dziś siedzieliśmy w aucie przez 12 godzin. Rajd jest bardzo kompaktowy i utrzymanie koncentracji przez cały czas jest bardzo trudne. Dla pilota kurz także utrudnia sprawę.
Wygraliście też kilka tygodni temu, w Grecji. Jak porównasz te zwycięstwa?
MB: Każdy rajd jest inny. Oczywiście kiedy wygrywasz, to łatwo jest powiedzieć, że uwielbiasz ten rajd, bo to świetne przeżycie. Nigdy nie startowałem w tym rajdzie i to dla mnie nowość. Sądzę, że dobrze się spisaliśmy i bardzo się cieszę, bo po raz pierwszy zdobyliśmy punkty w WRC za dziewiąte miejsce [w klasyfikacji generalnej].