Książka autorstwa Günthera Steinera jest jedną z najlepszych przepustek za kulisy Formuły 1. Pyskaty Włoch z Merano w Tyrolu Południowym pędzi na fali popularności, wykreowanej przez netfliksowy serial „Drive to Survive” – widać to w stylu, w jakim na kartach książki dzieli się z nami swoimi wspomnieniami z sezonu 2022 i bogatej motorsportowej kariery – lecz z drugiej strony szef ekipy Haas nikogo nie udaje. Jest w pełni naturalny – zarówno przed kamerami Netfliksa, jak też w spisanych na papierze historiach.

– Chciałem zrobić coś innego niż wszystko, co napisano do tej pory – powiedział mi Günther w Arabii Saudyjskiej, gdy jeszcze przed oficjalną premierą gratulowałem mu pomysłu i wykonania. Przyznaję, że cel osiągnął – w jego książce otrzymujemy wyjątkową mieszankę zakulisowego zapisu bieżących wydarzeń z całego sezonu 2022, przerywaną ogólnymi tematami dotyczącymi świata Formuły 1 oraz wspomnieniami samego Steinera.

Niecenzuralnego angielskiego nauczył się pracując jako mechanik w rajdowym zespole Mazda. Przeżył pożar paliwa podczas tankowania rajdówki i ledwo przetrwał próbę startu ciężarówką w klasycznym, jeszcze afrykańskim Rajdzie Dakar. W Formule 1 współpracował z Nikim Laudą i przekonał Berniego Ecclestone’a oraz Stefano Domenicalego, wówczas szefa Scuderii, że pomysł na stworzenie ekipy Haas w oparciu o kupowanie tylu elementów Ferrari, ile się da, jest wspaniały.

Książka nie jest ani typową autobiografią, ani kroniką sezonu 2022. Mam wrażenie, że udało się dobrać idealny balans pomiędzy historiami z życia Günthera oraz padokową rzeczywistością w Formule 1. Nie wszystkim spodoba się luźny styl czy przeładowanie przekleństwami (w anglojęzycznej wersji słowo „fuck” – w wersji „fok” – pada dokładnie 397 razy…), ale każdy kibic, niezależnie od poziomu wtajemniczenia w sekrety Formuły 1, znajdzie coś ciekawego, jakąś interesującą perełkę.

Zresztą, sezon 2022 w wykonaniu Haasa to prawdziwy samograj kronikarski. Steiner zgrabnie i kwieciście opisuje, co się działo w zespole po inwazji Rosji na Ukrainę (trzeba było błyskawicznie rozstać się z rosyjskim kierowcą oraz sponsorem tytularnym); o ile budżet uszczupliły kraksy Micka Schumachera; jak na nerwy działał mu Ralf Schumacher – w tekście ani razu nie pada jego imię, wyłącznie określenie „wuj Micka”; jak wyglądają relacje z kierowcami, szefami innych zespołów czy innymi postaciami z padoku. Porusza także trudniejsze tematy, jak śmierć jednego z młodych pracowników zespołu, problem hejtu w sieci czy przyszłość Formuły 1.

Barwnymi przerywnikami w tym swoistym podsumowaniu „roku z życia szefa zespołu” są równie interesujące wycieczki w przeszłość – sama historia powstania ekipy Haas, rajdowa współpraca z Carlosem Sainzem czy Colinem McRae, walka z biurokratycznymi wiatrakami w należącym do Forda zespole Jaguar Racing… Coś czuję, że Günther zostawił sobie jeszcze trochę wciągających historii na kolejną książkę!

Cóż, nie ma sensu się rozpisywać – lepiej, żebyście po prostu przeczytali tę książkę, a nie jej recenzję. Poniżej link do księgarni internetowej Wydawnictwa SQN, a jeśli ktoś chciałby przeżyć coś naprawdę wyjątkowego… Günther osobiście nagrał wersję audio. – Nie wiedziałem, że to tyle roboty! Trzy dni po osiem godzin! – skarżył mi się ostatnio w Miami. Ale było warto, słuchanie tej opowieści bezpośrednio z ust bohatera dodaje jeszcze więcej uroku.

LINK DO KSIĘGARNI INTERNETOWEJ

„SURVIVING TO DRIVE. ŻYCIE DLA JAZDY – ROK Z ŻYCIA SZEFA ZESPOŁU F1”
Autor Günther Steiner, tytuł oryginału „Surviving to drive”
Wydawnictwo Sine Qua Non
484 strony, oprawa miękka
Cena: 54,99 zł

Günther o Ralfie Schumacherze…

Wuj Micka to palant. Z pewnością nie jestem pierwszym, który to powiedział lub tak pomyślał, założę się też, że nie będę ostatni. Facet nieustannie opowiada w mediach, jak to Mick jest przeze mnie źle traktowany albo wygaduje inne bzdury. Rozumiem, jest wujem Micka i nie jest obiektywny, ale najczęściej po prostu robi gównoburzę.

Günther w innym miejscu o Ralfie Schumacherze…

To nie koniec dobrych wieści! Wuj Micka serwuje nam w tym tygodniu nowe bzdury. Według niego i jego wielkiego intelektu w Haasie wszyscy spisują się dobrze – wszyscy oprócz mnie i Gene’a. Dokładnie tak. Jego bratanek skasował w tym sezonie dwa samochody i nie zdobył ani jednego punktu, ale to Günther Steiner i Gene Haas są słabymi ogniwami. Koleś jest geniuszem, nie może być inaczej.

Günther o pracy w Formule 1…

Ludziom wydaje się, że na stanowisku dowodzenia królują dane, strategia i pełne skupienie. Nie, to nie jest koncentracja, to zwykła nuda! Ayao [Komatsu] i Pete Crolla mają koncentrację trzylatka, więc już po kilku okrążeniach zaczynają rozmawiać o tym, co zjedzą na kolację albo do którego pójdą baru. W całej alei serwisowej wygląda to tak samo. Fred nie zamyka się w temacie Francji, a Toto mówi tylko o tym, ile pieniędzy zarobił, odkąd usiadł na swoim zydelku.

Günther o reakcji Ecclestone’a po napaści Rosji na Ukrainę…

Co u licha dzieje się z Berniem? Właśnie widziałem w telewizji wywiad z nim. Zapytali go, czy dalej kumpluje się z Putinem, a on odparł, że byłby gotów za niego umrzeć. Że co, k***a? Potem dodał, że Władimir Putin to człowiek najwyższych lotów. Chyba dupek najwyższych lotów. Bernie, jesteś 91-letnim miliarderem. Na Boga, kup sobie wyspę albo coś i korzystaj z czasu, który ci jeszcze został.

Günther o starcie w Rajdzie Dakar (na trasie z Paryża do Kapsztadu)…

Jadąc przez pustynię w kierunku Nigru odkryliśmy, że nasz stary koleś, który czasem wsiadał za kółko, potrafi również prowadzić przez sen. Nie zapomnę tego do końca życia. Facet siadał prosto, chwytał kierownicę, zamykał oczy i zasypiał, ale przez cały czas utrzymywał zadaną prędkość i kierunek. Zaczynał przy tym nawet chrapać! Niestety sprawdzało się to tylko na pustyni, gdzie z rzadka trafialiśmy na inne pojazdy.

Nie pamiętam już, kiedy dokładnie to było, ale przebijaliśmy się jeszcze do Nigru. Nasz pierwszy kierowca, koleś mniej więcej w moim wieku, zaproponował, żebyśmy pojechali skrótem.

− Przecież jesteśmy na pustyni – stwierdziłem. – Jakim cudem znasz skróty na pustyni?

− Zaufaj mi – odparł. – Byłem tutaj wielokrotnie i wiem, co robię.

Nie uwierzyłem debilowi, ale co miałem powiedzieć?

Jakieś 90 minut po tym, jak pojechaliśmy skrótem, coś dziwnego zaczęło dziać się z ciężarówką.

− Co się, k***a, dzieje? − spytałem. – Jezu Chryste, toniemy. Naprawdę k***a toniemy! Co się dzieje?

− Ekhm, coś mi się wydaje, że mogliśmy wjechać w słone jezioro – powiedział kierowca.

− J***ne słone jezioro? Chyba sobie jaja robisz. Do czego prowadzi ten twój skrót? Do przedwczesnej śmierci?

Gdy zaczęliśmy tonąć, jechaliśmy z prędkością mniej więcej 80 kilometrów na godzinę. Zapadliśmy się na jakieś dwa metry. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem. W pół godziny zebrało się około 50 tubylców. Udało nam się przekonać kilku z nich, by za opłatą nas wykopali. Ostatecznie zabrało im to dwa całe dni!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here