Günther Steiner wysoko zawiesza poprzeczkę, podkreślając że celem Haasa jest walka o czwartą pozycję w klasyfikacji generalnej. Czy z pomocą czarno-złotego VF-19, „nabitego” technologią Ferrari, bogatsi o zeszłoroczną lekcję Kevin Magnussen, Romain Grosjean i cały zespół zdołają zmaterializować swoje cele? Na odpowiedź jest zbyt wcześnie. Wydaje się wprawdzie, że platforma wygląda solidnie, tyle tylko, że na czele grupy pościgowej będzie w tym roku bardzo ciasno.

No to bum! Mamy pierwszy tegoroczny samochód. Co prawda na razie w wersji elektronicznej, ale z grubsza już wiemy, jak wygląda najmłodsze dziecko ekipy Haasa. Model VF-19 odzwierciedla zmiany w aerodynamice, które wchodzą w życie w tym sezonie. Za sprawą nowego sponsora tytularnego, producenta napojów energetyzujących Rich Energy, auto zyskało nowe, ale jakże klasyczne dla F1 barwy. Kombinacja czerni i złota nasuwa – rzecz jasna – skojarzenia z latami 70. i 80., gdy w wyścigach królowej sportów motorowych z sukcesami ścigały się Lotusy 72, 79 czy 97T.

Kilka lat temu, za sprawą przyjętej na pewien czas przez ekipę z Enstone tej klasycznej marki, przeżywaliśmy powrót czarno-złotych barw. Jedną z najjaśniejszych odsłon tego powrotu był wyścig w Abu Zabi z 2012 roku z Kimim Räikkönenem za kierownicą E20 i jego kultowe „Leave me alone…”.

Wróćmy jednak do współczesności i najnowszego wcielenia czarno-złotej kolorystyki, której źródłem jest Rich Energy. Model VF-19 na grafikach prezentuje się naprawdę dobrze, posiada także kilka sprytnych rozwiązań, na które warto zwrócić uwagę.

Nowe wytyczne regulaminowe dotknęły także lusterek.

Na początek jednak dygresja dotycząca elementów aerodynamicznych. Warto pamiętać, że skrzydła, deflektory i panele boczne będą ewoluować. Nie tylko do Melbourne, późnej też. Bywa i tak, że zespoły – zwłaszcza te najlepsze – do końca szlifują swoje pakiety. Czasami celowo, żeby konkurencja nie miała zbyt wiele czasu na skopiowanie jakiegoś patentu. Nie jest zatem powiedziane, że to, co zobaczymy pod Barceloną, w takiej samej formie wyjedzie na tor w Parku Alberta.

Agresywne nachylenie nadwozia było przez szereg lat znakiem rozpoznawczym Red Bulla.

No dobrze, ale co ciekawego widać na grafikach przedstawiających model VF-19? Wzrok przykuwa z pewnością agresywne pochylenie podłogi, wzorowane na koncepcji wykorzystywanej przez Red Bulla i Ferrari.

 

Na nosie widzimy kanał S. Lusterka posiadają dwa elementy mocujące. Jeden z nich biegnie w stronę kokpitu, stanowiąc coś w rodzaju płata porządkującego przepływ powietrza.

Przez kanał S przechodzi struga powietrza spod nosa samochodu, wydostaje się na górę ujściem w kadłubie na wysokości górnych mocowań zawieszenia.

Swój kształt (o ile jest on właściwy i ostateczny) zmieniły panele wokół sekcji bocznych.

Sporo dzieje się z tyłu samochodu. Kanały tylnych hamulców wyglądają na dosyć wyrafinowane, ciekawie prezentują się także „powyginane” ramiona tylnego zawieszenia. Na głównym wydechu pojawiły się dwie rurki w pionowej konfiguracji, sprawdzanej w poprzednim sezonie przez Ferrari.

Z górnej części bocznego płata tylnego skrzydła zniknęły „skrzela”. Więcej szczelin pojawiło się natomiast w dolnej części. Tylne skrzydło urosło (zgodnie z przepisami), a na jego mocowaniu pojawiło się skrzydełko T.

„Podwójne” obręcze tylnych kół mogą być sposobem na zarządzanie temperaturą ogumienia.

Wzrok przykuwały sprytne obręcze VF-19, na których pojawiły się szczeliny pozwalające na przepływ powietrza. Trudno na razie powiedzieć, czy chodzi o zyski aerodynamiczne, czy może lepsza kontrolę cieplną opon.

Pod poszyciem VF-19 królują podzespoły z Maranello. Jednostka napędowa 064 w układzie V6 z „detalami”, półautomatyczna, sekwencyjna, sterowana elektronicznie skrzynia biegów, mechanizm różnicowy i system szybkiej zmiany biegów stanowią myśl technologiczną Ferrari. Podobnie jak oprzyrządowanie kokpitu, układ kierowniczy i sama kierownica.

Przednie obręcze mogą przejąć część funkcji aerodynamicznych (porządkowanie strugi) po końcówkach przedniego skrzydła, które zostały znacznie uproszczone.

Czy czarno-złoty samochód, który 18 lutego wyjedzie z garażu na Circuit de Barcelona-Catalunya, będzie wyglądał identycznie? Niekoniecznie, ale w końcu najważniejsze jest to, jakie na finiszu przygotowań będą odczucia kierowców. Poprzeczka została zawieszona naprawdę wysoko.

– Najlepsza trójka, ze względu na zasoby, raczej zostanie poza zasięgiem, ale powalczymy o czwartą pozycję – deklarował wczoraj Steiner.

– W poprzednim sezonie bez kilku błędów czwarte miejsce było do wzięcia. Szansa przeszła jednak koło nosa, bo zabrakło nam doświadczenia – podkreślił szef amerykańskiej ekipy, zapominając, że część ze wspomnianych potknięć miała niewiele wspólnego z brakiem rutyny.

Układ końcówek wydechu w konfiguracji testowanej w końcówce sezonu 2018 przez Ferrari. Widać także wyprofilowane górne ramiona tylnych wahaczy.

3 KOMENTARZE

  1. Przypomina to barwy reaktywowanego Lotusa z lat 2011-2015, wtedy posiadał jeszcze czerwone wstawki sponsorów przez te wszystkie lata. Forma Grosjeana z początku minionego sezonu przypominała jego ponowny powrót do stawki z Lotusem w pechowym 2012 roku. Ten rok przesądzi, czy zobaczymy go w przyszłych latach w Formule 1. Zarówno w 2012 (Lotus), jak i 2018 (Haas) można było spodziewać się więcej po liderach tych zespołów, bo wydawali się w jakimś sensie czarnymi końmi tych sezonów. Jednak podobieństw jest znacznie więcej i historia może znów zatoczyć koło.

  2. Świetny artykuł panie Robercie. Wraz z następnymi prezentacjami będę/będziemy czekać na następne. Gdyby nie kierowcy, to Haas naprawdę by był wielkim faworytem do bycia „best of the rest”

  3. Wygląda zacnie, poważnie nawiązuje do barw Lotusa. Jedno szczęście iz nie zepsuto tego kolorowymi wstawkami jak zrobiło to Renault Lotus w 2015.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here