Królem show wśród jachtów jest na razie Lewis. Co na to Nico?

Podatkowy raj rodziny Grimaldich zgotował kierowcom iście piekielny czwartek. Narzekaniom na warunki nie było końca: nowa nawierzchnia w połączeniu z niską temperaturą utrudniała rozgrzanie miękkiej mieszanki, a sprawdzenie zmienionych przed tym sezonem supermiękkich opon trzeba było odłożyć na sobotę. W drugim treningu jeżdżono po suchym tylko przez kwadrans, później zaczęło padać.

Kiedyś deszcz w Monako oznaczał niezapomniane widowisko, zapadające kibicom w pamięć na długie lata. W 1984 roku pierwszy wielki popis w takich warunkach dał Ayrton Senna, którego przed sensacyjnym zwycięstwem powstrzymało tylko przerwanie wyścigu po 31 okrążeniach. Decyzja Jacky’ego Ickxa, dyrektora wyścigu, uratowała skórę Alainowi Prostowi, doganianemu w błyskawicznym tempie przez młodego Brazylijczyka w pokracznym, słabym samochodzie Toleman. Później trochę plotkowano o prawdziwych powodach decyzji Ickxa – były kierowca Formuły 1 i zwycięzca ośmiu Grand Prix jeździł wtedy w wyścigach długodystansowych w barwach Porsche, a McLaren Prosta napędzany był silnikiem TAG-Porsche.

Najwięksi pasjonaci F1 pamiętają też, że w tamtej Grand Prix obu słynnych kierowców mógł pogodzić Stefan Bellof, który jako jedyny (spośród tych, którzy zakwalifikowali się do startu) nie dysponował silnikiem turbo. Na mokrym torze o wiele mniejsza moc nie przeszkadzała jednak kierowcy Tyrrella, który przed wywieszeniem czerwonej flagi doganiał zarówno Prosta, jak i Sennę. Trzeciego miejsca i tak go później pozbawiono po wielkiej aferze i dyskwalifikacji zespołu z całego sezonu, ale wrażenia pozostały – tyle, że świat nie zdążył poznać się na talencie Bellofa, który nieco ponad rok później zginął podczas wyścigu długodystansowego 1000 km Spa-Francorchamps.

Z dawniejszych lat można przypomnieć ostatni triumf zasłużonej ekipy BRM w deszczowej GP Monako 1972. Wygrał wtedy Jean-Pierre Beltoise – były motocyklista, który na stałe przesiadł się na cztery koła po wypadku, w którym doznał poważnej kontuzji lewej ręki. Nigdy nie odzyskał pełnej sprawności ramienia, co uniemożliwiło mu dalsze starty w motocyklowych mistrzostwach świata, ale nie przeszkodziło w odniesieniu zwycięstwa na krętych, śliskich ulicach księstwa. Była to jego jedyna wygrana w Formule 1 – podobnie jak Oliviera Panisa, który w 1996 roku doprowadził na metę w Monako trzech niedobitków.

Współczesnym kierowcom znacznie trudniej jest wykreować takie wspomnienia. Nie chodzi tylko o to, że w trudniejszych warunkach atmosferycznych sędziowie przerywają zmagania. Dobrze to podsumował Sebastian Vettel, który przed weekendem w Monako zauważył, że nawet na tym torze umiejętności zawodnika nie robią już takiej różnicy jak kiedyś. Po prostu mniej zależy od człowieka za kierownicą, a więcej od sprzętu – i chyba wypada się z tym zgodzić, chociaż w dalszym ciągu ciężko sobie wyobrazić, w jaki sposób ci ludzie potrafią tak szybko jeździć po tak piekielnie wąskiej i krętej trasie.

W deszczowym drugim treningu prawie nie było akcji na torze. Wiadomo, w sobotę i niedzielę ma być sucho, więc praca nad ustawieniami czy szukaniem optymalnego momentu przesiadki z deszczówek na opony przejściowe i slicki nie miała sensu. Do tego żaden zespół nie chciał dokładać sobie pracy w postaci konieczności odbudowy samochodu po wypadku. – To proste: sprawdzasz, ile masz zapasowych części. Zawsze jest ich za mało, więc nie ma sensu ryzykować – obrazowo tłumaczył Christian Horner brak akcji na torze.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: niemal cały program przygotowawczy trzeba upakować w 60 minut sobotniego treningu. Nawet pierwsza czwartkowa sesja nie przyda się na wiele, bo na ulicznym torze warunki zmieniają się w dość dużym stopniu. Możemy zatem liczyć na pewne niespodzianki – drobny przedsmak zafundowali nam już kierowcy Toro Rosso, uzyskując w czwartek czasy w ścisłej czołówce. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Max Verstappen, który jeździł po raz pierwszy w Monako i w pierwszej sesji był wolniejszy tylko od Lewisa Hamiltona. Oczywiście to tylko trening, ale młody Holender pokazał, że nie boi się ulicznego wyzwania. Pozostaje tylko pytanie: czy jest to zaprzeczenie, czy potwierdzenie przytaczanych wyżej słów Vettela o roli kierowcy i maszyny?

1 KOMENTARZ

  1. W 1984 Bellof pokonał Icxa w wyścigach dlugodystansowych, w których równolegle obok F1 brał udział. Rok później zginął po kontrowersyjnym kontakcie właśnie z nim.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here