Mark przebył bardzo długą drogę z Queanbeyan do moczenia się w basenie z trofeum za zwycięstwo w Grand Prix Monako.

„Jak k**wa chcesz dostać się z Queanbeyan do Formuły 1?” Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w jednej z najważniejszych motorsportowych książek ostatnich lat. Mark Webber na niespełna 400 fascynujących stronach swojej autobiografii, „Aussie Grit: My Formula One Journey”, odsłania kulisy swojej bogatej kariery, do której zresztą cały czas dopisuje kolejne rozdziały. Przy czytaniu jego wspomnień musiałem zastosować jedyną możliwą taktykę: zero pit stopów.

Na tym mógłbym właściwie zakończyć polecanie tej książki, ale poza wspomnieniem o kilku naprawdę ciekawych fragmentach (na zachętę!) mam jeszcze dla czytelników Sokolim Okiem dodatkową atrakcję: Mark odpowiedział na kilka moich pytań na temat swojej autobiografii, więc możemy śmiało założyć, że takiej recenzji nie przeczytacie w innych zakamarkach internetu.

Trudną, wyboistą drogę z mieściny Queanbeyan – przyklejoną do australijskiej stolicy, Canberry, niczym Piaseczno do Warszawy – chłonie się jednym tchem, doceniając jednocześnie poświęcenie i determinację kierowcy. Pod względem ludności Queanbeyan może równać się np. z Dzierżoniowem, ale dolnośląskie miasto od najważniejszych aren europejskich wyścigów dzieli góra pół doby jazdy samochodem, a nie 16500 kilometrów i dziewięć stref czasowych.

Tak jak Fernando Alonso, Robert Kubica – jedyny Polak, który wygrał Grand Prix i dokonał tego w Kanadzie w sezonie 2008 – był jednym z niewielu kierowców, co do których czułem, że mogę się porównać na czysto osobistej płaszczyźnie. – Mark Webber o Robercie Kubicy.

Opowieść Webbera pozwala zrozumieć różnicę pomiędzy prawdziwym sportowcem z krwi i kości, którego ukształtowały napotykane na drodze przeszkody, oraz cudownymi dziećmi wyścigów, hodowanymi pod złotymi parasolami bogatych lub wpływowych i sławnych rodziców albo programów rozwoju młodych talentów. Nie trzeba też chyba podkreślać, że w książce nie brakuje intrygujących ciekawostek z życia w Formule 1, ze szczególnym naciskiem na starty w Red Bullu i „współpracę” z Sebastianem Vettelem.

– Moją podstawową motywacją [przy pisaniu autobiografii] było przedstawienie całej mojej podróży – mówi mi Mark. – Mam nadzieję, że dzięki temu kibice motorsportu mogą dowiedzieć się, co przeszedłem jako zawodowy kierowca, jak to ukształtowało moje życie na torze i poza nim. To nieuniknione, że ludzie są zainteresowani moimi sezonami w Red Bull Racing, bo wtedy zyskałem największą sławę i miałem najlepsze wyniki. Jednak moja kariera to nie tylko te kilka lat!

To prawda: historia pierwszych startów w Australii, zdobycie przyczółka w Wielkiej Brytanii, krótki ale niezwykle ważny epizod w wyścigach długodystansowych z Mercedesem, początki współpracy menedżerskiej z Flaviem Briatore, debiut w F1 z Minardi – o tym wszystkim czyta się z zapartym tchem, ale zdaję sobie sprawę z tego (Mark oczywiście też…), że najwięcej uwagi przykują właśnie te sezony w Red Bullu.

Lektura na jeden wieczór, pamiątka na długie lata.

Co powiecie na sytuację po GP Abu Zabi 2010, kiedy Vettel zdobył swój pierwszy tytuł i zespół natychmiast rozdał koszulki z okolicznościowym napisem „Sebastian Vettel: mistrz świata 2010”? Kilka dni po wyścigu ludzie Marka poprosili zespół o kilka sztuk z jego wersją, na pamiątkę – wszak skoro przed decydującym o tytule wyścigiem to Webber prowadził w punktacji, to z pewnością przygotowano dwie wersje koszulek? Pytanie wprawiło Red Bulla w zakłopotanie i po pewnym czasie nadeszła odpowiedź, że wszystkie t-shirty w wersji „Mark Webber: mistrz świata 2010” zostały już wyrzucone.

Dowiadujemy się też, dlaczego po niesławnej GP Malezji 2013 i aferze „Multi-21”, w której Vettel wbrew poleceniom zespołowym wyprzedził Marka i wygrał wyścig, Seb nie dostał nawet upomnienia od ekipy. Otóż kilka dni po wyścigu prawnicy Vettela przekazali Red Bullowi dwustronicowe pismo, w którym wskazali na złamanie warunków kontraktu przez zespół poprzez wydanie „bezpodstawnej instrukcji/polecenia zespołowego”. Jedyne, co w tej sytuacji zrobiła ekipa, to wypłacanie premii za zwycięstwo obu kierowcom.

Takie sytuacje można mnożyć i dla żadnego uważnego obserwatora Formuły 1 nie mogą być zaskoczeniem: nawet z dala od padoku dawało się chyba wyczuć, jakie relacje – dyktowane przez Helmuta Marko, któremu Christian Horner nie był w stanie się postawić – panowały w obozie Red Bulla. Jednak dopiero z kart tej książki możemy zapoznać się z listem, który Mark napisał do Dietricha Mateschitza po pamiętnej kolizji z Vettelem w GP Turcji 2010.

Webber uchylił też rąbka tajemnicy na temat jednego ze swoich poprzednich zespołów: dwa sezony startów w Williamsie, przechodzącym przez pierwszy etap upadku, były najgorszą fazą jego kariery w Formule 1, z fatalną atmosferą w garażu. Mówi się, że każda autobiografia w naturalny sposób przedstawia tylko jeden punkt widzenia, więc spytałem Marka, czy nie żałuje, że napisał zbyt dużo/mało o kulisach swoich relacji z Red Bullem oraz Williamsem i czy może któraś z tych ekip miała mu coś za złe po publikacji książki.

– Chciałem przede wszystkim być szczerym i sądzę, że udało mi się zadbać o właściwy balans. To, o czym piszę w książce, jest dobrym ujęciem tego, co się działo i nie miałem żadnych skarg od zespołów – powiedział mi. Na brak szczerości nie można narzekać, także w odniesieniu do własnej osoby: Mark bez oporów przytacza swoje przeróżne wpadki, w których główną rolę odgrywają dość często rozbijane przez niego samochody Mercedes (jeden z nich w starciu z polskim kierowcą ciężarówki na niemieckiej autostradzie, z winy Marka…)

Niestety, wiele wskazuje na to, że historia kariery Marka nieprędko się powtórzy. Kierowca bez wielkiego zaplecza finansowego, docierający do Formuły 1 – teraz takie scenariusze już się nie zdarzają. Webber podziela zresztą mój punkt widzenia. – Zgadzam się – mówi. – Sądzę, że dla takich kierowców jak ja – z niewielkim zapleczem finansowym – jest obecnie coraz mniej szans na dotarcie do Formuły 1. W ostatnich czterech czy pięciu latach mieliśmy wiele smutnych przykładów, w których bardzo utalentowanym zawodnikom nie udało się wejść do F1, bo zostali przelicytowani przez tych z pieniędzmi. Myślę, że w przyszłości Formuła 1 musi zwrócić na to uwagę, aby stawka była nadal mocna i pełna jak największych talentów.

Szkoda, bo przy finansowej selekcji sport traci szansę na przyciągnięcie prawdziwych osobowości: twardzieli jak Mark albo utalentowanych i nieprzeciętnie szybkich kierowców: jak jego kumple z toru, Fernando Alonso czy Robert Kubica. Wątpię, by w obecnej rzeczywistości komercyjnej któryś z tej trójki przebił się do F1. Czy nie brakuje nam sportowców z krwi i kości, którzy reprezentują coś sobą w kokpicie i poza nim, mają coś ciekawego i konkretnego do powiedzenia?

– Myślę, że wspomnienia i powtarzanie, że kiedyś było lepiej, są czymś normalnym – mówi mi Mark. – Tak samo jest w wielu innych dyscyplinach sportu, innym dobrym przykładem poszukiwania prawdziwych osobowości jest piłka nożna. Rzeczywistość jest taka, że jest to skutkiem współczesnej komercji w największych dyscyplinach sportu. Sportowcy są pod presją i muszą się dostosować, najwyraźniej tego chcą sponsorzy – ale nie kibice.

Teraz Mark, zwycięzca dziewięciu Grand Prix Formuły 1 i trzykrotnie trzeci kierowca mistrzostw świata, kontynuuje swoją pasję w wyścigach długodystansowych. W sezonie 2015 zdobył tytuł, wraz ze swoimi partnerami z Porsche: doświadczonym Timo Bernhardem i młodym Brendonem Hartleyem. Co poradziłby zagorzałym fanom Formuły 1, którzy chcieliby dalej śledzić jego losy, w zupełnie nowym otoczeniu?

– Moja rada jest taka, by oglądali obie serie! – apeluje do kibiców – Poziom zainteresowania WEC cały czas rośnie, ale F1 jest wciąż samym szczytem. Ze względu na swoją naturę cała koncepcja wyścigów długodystansowych znacznie różni się od F1 i nie można oczekiwać, że kibice – poza tymi najbardziej zaangażowanymi – będą oglądali sześciogodzinny wyścig od startu do mety. Myślę jednak, że fani powinni być pozytywnie zaskoczeni i spodoba im się to, że nie ma tu tak wielu trudno zrozumiałych rzeczy, że jest mniej decyzji sędziowskich niż w F1, a wyścigi są zacięte i fair we wszystkich, różnych klasach.

Nie mogłem powstrzymać się przed podzieleniem się z Markiem scenariuszem z pogranicza science-fiction: co powiedziałby na starty w jednym samochodzie z dawnymi kolegami z F1, Fernando i Robertem? Co prawda Alonso odstaje trochę wzrostem, ale podobno to nie problem, zresztą w zeszłym roku Hiszpan przymierzał się już do startu w 24h Le Mans. Z kolei Robert nie jest zwolennikiem dzielenia się kokpitem z innymi kierowcami, ale pofantazjować można…

– Dzielenie samochodu z Fernando i Robertem byłoby zaszczytem dla mnie – mówi mi Mark. – Czuję jednak, że prędko się to nie wydarzy, bo naprawdę podoba mi się praca z moimi obecnymi partnerami Timo Bernhardem i Brendonem Hartleyem, do tego mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia! Nie wiem też, jak realistyczne dla Fernando i Roberta byłyby starty w Porsche, bo ja będę jeździł tylko tutaj!

GP Monako 2010: późniejszy czterokrotny mistrz świata i dwaj twardzi faceci, których wbrew pozorom wiele łączy.

Dlaczego tak często przywołuję Fernando i Roberta? Mark wspomina o nich w bardzo ciepłych słowach na łamach swojej książki. Cała trójka przyszła do Formuły 1 praktycznie znikąd, walcząc z przeróżnymi przeciwnościami. Sami musieli wygryźć, wydrapać i wyszarpać sobie miejsce w trudnym, wyścigowym świecie.

– Z tego co wiem o Fernando, jego młodość w wiejskim regionie Hiszpanii przypominała moją w Australii – pisze Mark o Alonso, ale zastrzega, że ich relacje nie były takie bliskie, jak przedstawiały to media. – Nasza przyjaźń i wzajemny szacunek wzmocniły się jeszcze bardziej, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o moim przejściu do Ferrari i później o jego chęci wystartowania z Porsche w Le Mans w 2015 roku. Żadna z tych historii nie wyciekła do mediów, dziennikarze zawsze byli spóźnieni o jakieś sześć miesięcy! Fernando jest nieśmiały i poza kokpitem nie kipi pewnością siebie, ale jeśli posadzicie go w samochodzie wyścigowym, to ciężko będzie znaleźć lepszego kierowcę na świecie.

Na koniec jeszcze rodzynek dla polskich kibiców, przede wszystkim dla miłośników talentu naszego jedynego kierowcy w historii Formuły 1. Tak Mark wspomina na łamach swojej książki o Robercie Kubicy:

– Tak jak Fernando Alonso, Robert Kubica – jedyny Polak, który wygrał Grand Prix i dokonał tego w Kanadzie w sezonie 2008 – był jednym z niewielu kierowców, co do których czułem, że mogę się porównać na czysto osobistej płaszczyźnie. Było wiele podobieństw między Robertem i mną. Jego droga do F1 była najtrudniejsza z możliwych i żeby tam się znaleźć, musiał opuścić Polskę, swój rodzinny kraj. Obaj jesteśmy wysocy, co sprawiało nam problemy w kokpicie. Tak jak ja, nie miał czasu na te wszystkie gierki i zabawy w padoku, więc zawsze mieliśmy wspólne tematy do rozmów.

Robert był – cały czas jest – prawdziwym wojownikiem i ma niewiarygodny talent. Był wielkim twardzielem i zasłużył na wszystko, co osiągnął – poza szokującym wypadkiem z lutego 2011 roku, w którym prawie zginął i który przerwał jego karierę w F1. Robert dla zabawy startował w rajdzie na włoskiej Riwierze i to straszne, jak niewiele zabrakło, by stracił życie po tym, jak bariera przebiła jego Skodę na całej długości. Odwiedziliśmy go w szpitalu, po siedmiogodzinnej operacji dłoni i ręki. Leżał w łóżku, to był okropny widok. Oczywiście sam przechodziłem takie rzeczy, ale on wyglądał tak mizernie, był taki przybity – trochę się załamał i źle to wpłynęło na Ann [Neal, partnerkę Marka]. Człowiek, którego znała, wyglądał na tak bezbronnego i zrozpaczonego. Pamiętam, jak kiedyś jadłem z Robertem obiad na Monzy i mówił mi wtedy o tym, że był już rozczarowany Formułą 1 i o tym, jak bardzo kochał rajdy. Pokazał mi swój opis trasy i jego wielka pasja była oczywista. Wierzę, że zdobyłby mistrzowski tytuł, prawdopodobnie nawet więcej niż jeden.

Nie wątpię, że historie Alonso i Kubicy przedstawione ich oczami – o ile kiedykolwiek zostaną spisane – będę równie fascynujące, na razie w zupełności wystarczają nam wspomnienia Webbera: spojrzenie za kulisy wspaniałego sportu, ukazujące niekiedy dość brutalne mechanizmy jego działania.

„Mark Webber. Aussie Grit: My Formula One Journey”

Wydawnictwo Pan Macmillan
390 stron, oprawa twarda
Cena 20 funtów
Dostępna w anglojęzycznych księgarniach (także internetowych)

21 KOMENTARZE

  1. Webber, Alonso, Kubica to goście którym zawsze kibicowałem i którzy rzadko albo w ogóle nie dysponowali zwycięskim samochodem. Lata Marka w Red Bullu tu się nie wliczają bo choćby sytuacja z koszulkami pokazuje kto od początku miał być mistrzem w tym zespole. Niestety ostatnio tytuły wpadają w ręce dwóch największych farciarzy ostatnich lat (Vettel jest największym farciarzem w całej historii F1) których zachowanie na torze i poza nim pozostawia wiele do życzenia.

  2. Nigdy nie mogę skumać o co Wam chodzi z tym multi21… serio nikt nie zauważył, że dzięki Vettellowi na tym wyścigu była super walka o zwycięstwo? Czy ktoś kto go za to krytykuje wolałby oglądać procesję według poleceń zespołu? Ja rozumiem, że ktoś kibicuje temu czy innemu kierowcy, ale serio woli się nudzić 2 godziny tylko aby zobaczyć wynik wg swoich preferencji? Ta „afera” została odwrócona do góry nogami. Raczej media i kibice powinni krytykowac Redbulla oraz Webbera za próbę ustawienia wyniku i pozbawienia wyścigu emocji. A Vettel powinien być chwalony za przeciwstawienie się temu. I żeby było jasne, nie kibicuję ani nie kibicowałem ani Vettelowi ani Webberowi. Kibicuję poprostu dobremu ściganiu.
    pzdr

  3. Zamówione, dostawa w czwartek 😀 😀 A zdjęcie powyżej doskonale współgra z treścią artykułu: dwóch szczerych, roześmianych facetów i młodzian (że już nie powiem dosadniej) z miną kota s****cego na pustyni…

  4. W naszym kraju sporo autobiografii/biografii po polsku wydaje wydawnictwo ( nie wiem czy mogę zareklamować ale jest takie które sporo wydaje 😉 )
    Dlatego naiwnie liczę że zgłoszą się do pana Mikołaja Sokoła z prośbą o tłumaczenie 🙂
    Może F1 i sporty motorowe nie są popularne w naszym kraju, ale wiele ludzi jeszcze pamięta o Robercie i może byłoby to opłacalne. W każdym razie książka jest niesamowita, chętnie bym ją kupił i jeśli nie wyjdzie w naszym języku to cóż, jeszcze większa motywacja będzie by poprawić angola 🙂

  5. Moim zdaniem nie mozemy liczyc na wersję w naszym języku. Zainteresowanie F1 jest teraz tak niskie, ze zaden wydawca nie zainwestuje kupy kasy na profesjonalne tlumaczenie prawie 400 stron zeby sprzedac tylko kilka tysięcy egzemplarzy.
    Książkę kupię, są na allegro w dobrej kasie (po 75 zlotych – czyli znacznie mniej niz 20 funtow o ktorych napisal tutaj Mikolaj). Bardziej od zamieszania w Redbullu ciekawi mnie ten kawałek o współpracy z Flavio Briatore i ten kawałek historii związany z pracą w Williamsie (pamiętacie tekst o tym jak „Britney walnął w ścianę” ?)
    Ta książka to niezły rarytas bo opisuje w miarę współczesne działanie F1 od środka. Jestem więcej niż pewien, że znajdę tam całą masę ciekawostek 😉

  6. Kilka osób tutaj stawało w obronie Webbera. Dostało się Helmutowi, dostało się Didiemu a nie pomyśleliśmy o prawnikach Vettela ;)))

  7. @Bugalon
    Dla mnie opis etapu kariery w Williamsie był jednym z największych zaskoczeń, naprawdę nie sądziłem, że tak nieprzyjemnie było. A o Britney też jest wspomniane, jednak bardzo krótko 😉
    Ogólnie, baaardzo polecam! Super lektura, pokazuje drogę prawdziwego twardziela i wiele niezmiernie ciekawych faktów o niedawnych kulisach życia F1.

  8. @6
    ..widzisz… bez polecenia multi21 fetel nie miał by możliwości zaatakowania łebera bo ten po tymże poleceniu zwolnił pewien, że „dzastin biber” nie bedzie go atakował
    ten fragment mnie rozwalił „Odwiedziliśmy go w szpitalu, po siedmiogodzinnej operacji dłoni i ręki. Leżał w łóżku, to był okropny widok. Oczywiście sam przechodziłem takie rzeczy, ale on wyglądał tak mizernie, był taki przybity – trochę się załamał i źle to wpłynęło na Ann [Neal, partnerkę Marka]. Człowiek, którego znała, wyglądał na tak bezbronnego i zrozpaczonego. Pamiętam, jak kiedyś jadłem z Robertem obiad na Monzy i mówił mi wtedy o tym, że był już rozczarowany Formułą 1 i o tym, jak bardzo kochał rajdy. Pokazał mi swój opis trasy i jego wielka pasja była oczywista. ”
    robi wrażenie
    pozdrawiam

  9. @6 – jako, że dziś dotarła do mnie książka 😀 😀 i jestem już po pierwszym jej przejrzeniu, pozwól, że zacytuję podpis spod zdjęcia zrobionego na podium GP Malezji 2013 tuż po zakończeniu niesławnej ceremonii dekoracyjnej (Webber z wk***wem na twarzy, zwrócony bokiem do Vettela, który go o coś pyta): „On the podium following the infamous ‚Multi 21′ moment in the 2013 Malaysian Grand Prix. Here’s Seb telling me he had f***ed up and could he ring me to talk during the week?” Poza tym o ile mnie pamięć nie myli (poprawcie jeśli tak) to w tym samym wyścigu mieliśmy podobną sytuację w Mercedesie, gdzie Hamilton jechał na 3. a Rosberg na 4. miejscu i pomimo, że Nico miał wyraźnie lepsze tempo, to po krótkiej pyskówce usłyszał od zespołu „Hold Your position” i się dostosował (jakkolwiek było mu to nie w smak). Czy Twoim zdaniem też miał się zachować jak Vettel i łamać polecenia swoich bądź co bądż szefów ? Nie zapominajmy, że F1 to wbrew temu co się wydaje sport zespołowy i gra się zgodnie z wolą całości drużyny. Nie odbieram Twojej wypowiedzi jako obrony Vettela ale nazywanie tego „dobrym ściganiem” to dyplomatycznie rzecz ujmując co najmniej daleko posunięte przeinaczenie… Nawet inżynier Seba rzucił wtedy w eter „Come on Seb, this is stupid !”.

  10. Jestem taki, że jak ktoś przy mnie przeklina to ja go już nie słucham 🙂 tutaj Weber podobnie nie chciało mi się czytać artykułu nawet dwóch zdań. fajnie że Mikołaj chociaż zagwaizdkowałeś 🙂

  11. Być może się ze mną nie zgodzicie ale strasznie ubolewam nad tym co dzieje się w F1. Nie wiem czy to ja się starzeję i zmienia mi się pogląd na wszystko czy w F1 faktycznie zaszły zmiany niekoniecznie „in plus”. Czasy w których jeździł Webber, Kubica to była zupełnie inna Formuła 1 niż to co serwują nam obecnie – sami paydriverzy, kosiarki zamiast bolidów i monopol na wygrywanie dla Mercedesa… to już nie to samo co kiedyś

  12. Dostałem tę książkę na święta. Także trafiłem na wadliwy egzemplarz. Książka chyba była klejona a nie szyta i po czasie niektóre kartki zaczynają odpadać.

  13. Pytanie do osób posiadających książkę: jaka jest jakość wydania? Pytam bo sam posiadam egzemplarz kupiony na Allegro (wydanie Macmillan z czarną okładką w twardej oprawie) i delikatnie mówiąc lekko się zawiodłem, zwłaszcza błyszczącymi stronami ze zdjęciami, które po otworzeniu książki się odkleiły i teraz są luzem. Zastanawiam się czy tego nie odesłać, dlatego pytam o Wasze doświadczenia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here