Ciekaw jestem, jakie macie zdanie na temat głównych założeń nowych przepisów technicznych, które Międzynarodowa Federacja Samochodowa opublikowała tuż przed Grand Prix Kanady. Szczegóły pewnie doskonale znacie, piszemy też o nich na str. 8-9 tego wydania „GP Racing”. Tutaj chciałbym skupić się na ocenie ogólnych założeń rozwiązań, które – jak przyznali sami przedstawiciele FIA po mieszanej, niezbyt przychylnej reakcji ze strony zespołów czy kierowców – mogą ostatecznie okazać się jedynie etapem przejściowym w tworzeniu ostatecznego kształtu Formuły 1 na sezon 2026 i kolejne.
Moim zdaniem powinniśmy najpierw ustalić, o co walczymy, jaki jest nasz cel. Czy najważniejsze jest zachowanie osiągów samochodów F1, które są przecież wyjątkowe na tle wszystkich innych samochodowych konstrukcji, czy stawiamy głównie na wyrównaną, pełną zwrotów akcji (czytaj: wyprzedzania) rywalizację na torze.
Każdy inżynier ze świata F1 od razu kategorycznie stwierdzi, że te dwa kierunki wzajemnie się wykluczają. Wyścigowe auto o kosmicznych osiągach, przyspawane do nawierzchni dzięki aerodynamicznym rozwiązaniom, nie będzie sprzyjało bliskiej jeździe za innymi tego typu konstrukcjami. Ważnym składnikiem czasów okrążeń jest chociażby hamowanie – a im skuteczniejsze hamulce, im krótsza droga hamowania, tym trudniej w takim miejscu zaatakować i wyprzedzić. Takie przykłady można mnożyć. To wszystko, co wyróżnia maszyny F1 – docisk aerodynamiczny, hamulce, gromadzenie i odzyskiwanie energii – jednocześnie sprawia, że trudno jest osiągnąć ten drugi cel, czyli łatwość wyprzedzania.
Owszem, niedawna zmiana filozofii w postaci większej roli podłogi – która nie generuje takich ilości „brudnego” powietrza za samochodem – była krokiem w dobrą stronę, ale w nowych regulaminach wykonano krok wstecz. Podłoga będzie węższa, bardziej płaska, a dyfuzor mniej wydajny. Chodzi o to, że aktualna generacja aut musi być nisko i sztywno ustawiana. Co ciekawe, właśnie tutaj tkwi nadzieja dla rywali Red Bulla w tym sezonie, bo mistrzowskie auto nie jest aż tak uniwersalne na nierównościach i tarkach. Gdyby nie to, Max Verstappen nie miałby takich problemów w Monako…
W tym dylemacie – osiągi czy walka na torze – dla mnie ważniejsze jest to pierwsze. Ograbiono nas już z wyjątkowego dźwięku wyczynowych silników, a widok samochodów F1 w łukach Suzuki czy Silverstone jest absolutnie wyjątkowy i pozornie przeczy prawom fizyki. Tak, jak hamowanie do pierwszej szykany na Monzy. Nie chodzi o same prędkości maksymalne, lecz o trzymanie się toru w zakrętach czy skuteczność hamowania. Oczywiście władze sportu zarzekają się, że samochody nowej generacji – moc po połowie z silnika spalinowego i hybrydy, węższe opony, docisk mniejszy o jedną trzecią – dzięki ruchomej aerodynamice wciąż będą najszybsze na dystansie okrążenia. Co z tego, skoro uboższy docisk w zakrętach sprawi, że tam te auta mogą być tylko cieniem aktualnych, budzących emocje i grozę konstrukcji. Pędzić na prostych, z ustawionymi bardziej płasko skrzydłami, przepraszam za wyrażenie, każdy głupi potrafi.
Świetnie, że planowane są zmiany w postaci zmniejszenia czy odchudzenia samochodów – ale z drugiej strony 30 kilogramów przy ogólnej masie na poziomie prawie 800 kilogramów to niewiele, a ponadto osiągnięcie tego celu będzie praktycznie niemożliwe. Wiadomo, że ciężkie i niezgrabne maszyny nieszczególnie nadają się do rywalizacji na ulicach Monako, ale przepisy powinny być skrojone pod tory, na których poznajemy prawdziwą potęgę wyścigowych bestii. Poczytajcie na str. 36-40, jakie wrażenia towarzyszą kierowcom na Silverstone.
Zamiast gmerać w przepisach z myślą o ułatwieniu wyprzedzania, lepiej zabrać się za zmiany, które jeszcze bardziej wyrównają stawkę. Nie jest źle (głównie dzięki stabilności przepisów, więc po co je znów zmieniać i ryzykować, że ktoś odskoczy rywalom?), a dzięki limitom finansowym czy ograniczeniom w pracach rozwojowych dziesięć zespołów prezentuje najbardziej zbliżony poziom w historii – nikt nie odstaje nawet na trzy sekundy na okrążeniu, co jeszcze niedawno było normą.
Mam nadzieję, że lepsze nie okaże się wrogiem dobrego, a nowe regulaminy nie przyniosą wylania dziecka razem z kąpielą. Niestety, historia pokazuje, że zmiany w przepisach rzadko okazywały się bezdyskusyjnym sukcesem…
Artykuł ukazał się w polskiej edycji miesięcznika „GP Racing”.