Niewielu kierowców dostaje drugą szansę w Formule 1. Co dopiero w przypadku, w którym zawodnik doznał zmieniającej całe jego życie kontuzji, a skutki obrażeń na długie lata odsunęły go od wyścigowej pasji. Determinacja Roberta Kubicy, jego upór i rzecz jasna talent pozwoliły mu już po raz drugi w życiu dokonać rzeczy nierealnej. Żartobliwie mówiąc, został jednocześnie pierwszym i drugim Polakiem w F1. Mam tylko nadzieję, że tym razem szansa zostanie wykorzystana – i nie mam tu rzecz jasna na myśli samego Roberta, tylko szeroko pojęty polski sport motorowy.

Dzięki Kubicy jesteśmy jednym z zaledwie 40 krajów świata, który może pochwalić się obecnością swojego przedstawiciela w wyścigach Grand Prix. Gdy debiutował, ta lista była jeszcze krótsza – nie było na niej Rosji i Indonezji. Dotarł na sam szczyt z wyścigowej pustyni: tylko przez pierwsze trzy lata startował w ojczyźnie, a gdy zapragnął szlifować talent w najlepszym możliwym środowisku, w najsilniejszym kartingowo kraju, rodzime władze motorsportowe robiły mu problemy i nie chciały wydać licencji na starty za granicą Polski. Zaczynał starty w zawodach dopiero w wieku 10 lat – takie były przepisy, a obniżenie granicy wieku to chyba jedyny pozytywna zmiana w rodzimym motorsporcie od czasu początków Roberta w wyścigach.

Warto też przypomnieć, że wielu kibiców, nie mówiąc już o mediach, o istnieniu Kubicy dowiedziało się dopiero w 2006 roku, gdy osiągnął cel w postaci startów w Formule 1. To akurat ma drugorzędne znaczenie, bo trudno wymagać powszechnej popularności sportu, który jest nie tylko skomplikowany, ale też pozbawiony tradycji w naszym kraju. Co innego rajdy, które między innymi dzięki Sobiesławowi Zasadzie czy Krzysztofowi Hołowczycowi – że wymienię tylko mistrzów Europy z dawniejszych lat, pomijając wielu innych wspaniałych zawodników – były znacznie chętniej oglądane i przede wszystkim uprawiane oraz organizowane w naszym kraju. Ciekawe swoją drogą, że autorem największych polskich sukcesów w WRC – wygrane odcinki specjalne w klasyfikacji generalnej czy mistrzostwo WRC-2 – też jest Kubica…

Debiut Roberta w Grand Prix wywołał – wreszcie! – ogólną ekscytację postacią kierowcy i samym sportem. Jednak długofalowych efektów zabrakło – owszem, popularność wyścigów wśród kibiców wzrosła i nie jest to już ten sam (bardzo niszowy) poziom, jak przed sezonem 2006, ale bez magnesu w postaci rodaka w stawce wiele osób straciło oczywiście zainteresowanie zmaganiami w F1.

Tyle, że w szerszym motorsportowym ujęciu „Kubicomania” nie przyniosła żadnych wymiernych skutków. Wciąż jesteśmy wyścigową pustynią, a młodzi kartingowcy muszą jak najszybciej uciekać za granicę, by marzyć o wejściu na odpowiedni, godny międzynarodowej kariery poziom. Zamiast rozkwitu inspirowanego wspaniałą historią rodzimego bohatera, dalej tkwimy poza światowym czy nawet europejskim marginesem.

Świetnie, że pojawili się kierowcy, którzy próbowali wypłynąć na szersze wody. Artur Janosz czy Aleksander Bosak osiągnęli nawet szczebel GP3, inni walczyli w Porsche Supercup, Kuba Giermaziak pojechał w 24h Le Mans i rozwijał się w wyścigach długodystansowych, dopóki nie wybrał kariery w rodzinnym biznesie. Wielu obiecujących młodzieńców utknęło już na szczeblu kartingu, bo problemy z czasów pierwszych kroków Kubicy wcale nie zniknęły – wciąż potrzebne jest (ogromne) wsparcie finansowe ze strony rodziców czy najbliższych, bo sam talent w naszych realiach się nie obroni.

Dlatego z takim zainteresowaniem obserwuję ruchy wokół wielkiego powrotu Roberta do startów w Formule 1. Idące w ślad za nim partnerstwo PKN Orlen z zespołem Williams może być z jednej strony (całkiem sporym) kamieniem, który poruszy lawinę i obudzi motorsportową świadomość wśród polskich firm, a z drugiej – jak deklaruje sam Robert po rozmowach z prezesem koncernu – w tej współpracy chodzi nie tylko o aktualne wsparcie, ale też o rozwój motorsportu w Polsce.

Doskonale, że Robert – który już przecież w „poprzedniej” karierze zainteresował się tematem młodzieży i w swojej kartingowej ekipie RK Kart dał szansę Karolowi Baszowi – dostrzega problem i zdaje sobie sprawę z tego, że niewiele się zmieniło od czasów wielkiej podróży z Polski do F1, w której towarzyszyli mu tylko rodzice i najbliżsi.

Zapał trzeba dobrze wykorzystać i dopilnować, by nie skończyło się – jak poprzednim razem – tylko na zachwycie i emocjach. Potrzebne są konkrety, o które chyba nie jest tak trudno. Trzeba tylko zdać sobie sprawę z tego, co jest do zrobienia i co można zrobić. Pamiętajmy, że do nadrobienia są całe dziesięciolecia i cały wyścigowy świat w ojczyźnie trzeba budować od podstaw.

Wspaniale, że mamy kierowcę F1, ale to trochę jak lot w kosmos bez zbudowania chociażby samolotu czy nawet lotni. Zawodników na poziomie Grand Prix jest garstka, ale świetnie byłoby oglądać biało-czerwone barwy w wielu innych seriach wyścigowych. Do tego niezbędna jest praca na krajowym podwórku, na szczeblu kartingu – w sposób, który nie ogranicza młodzieży do konieczności oparcia się na rodzinnym wsparciu.

Poszukiwanie talentów, szlifowanie ich, ułatwianie rozwoju kariery w konkurencyjnych seriach, rozwój umiejętności i nabywanie doświadczenia, wsparcie i dobre rady doświadczonych ludzi – tego wszystkiego brakuje. Mądre „poprowadzenie” młodego zawodnika – nie tylko od strony finansowej, ale także całej otoczki wyścigowej – nie zagwarantuje oczywiście mistrzostwa świata F1, ale pomoże w wykreowaniu kierowców, którzy mogą walczyć w wielu fajnych seriach. Im więcej takich odpowiednio przygotowywanych i wychowywanych młodzieńców, tym większa szansa, że może kiedyś doczekamy się prawdziwego drugiego Polaka w Formule 1… Bo na razie musi nam wystarczyć „tylko” Robert i oby tym razem jego fantastyczna historia przyniosła motywację do prawdziwych zmian u podstaw.

Artykuł ukazał się w polskiej edycji miesięcznika „F1 Racing”.

Inne artykuły z „F1 Racing”:
PAŹDZIERNIK 2019: Rozwód na własnych warunkach
WRZESIEŃ 2019: Podcinanie skrzydeł
SIERPIEŃ 2019: Deszczowe przygody
LIPIEC 2019: Propozycja rewolucji
CZERWIEC 2019: Magia bohaterów z dzieciństwa
MAJ 2019: Dominacja, czyli zło konieczne
KWIECIEŃ 2019: Fenomen złudzeń
MARZEC 2019: Wiosenne ożywienie
LUTY 2019: Huragan świeżości

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here