Skandal z kraksą Nelsinho Piqueta na początek i katastrofa Felipe Massy, absolutna dominacja Sebastiana Vettela w 2013 roku, a w poprzednim sezonie kraksa z udziałem Niemca, Maksa Verstappena i Kimiego Räikkönena. Historia wyścigów Formuły 1 w Singapurze jest króciutka, ale wyjątkowo burzliwa. Czy w najbliższy weekend znowu zaiskrzy?

Pomysły na organizację wyścigu Formuły 1 w Singapurze sięgają lat 60. ubiegłego wieku, ale realny kształt zaczęły one przybierać dopiero kilkanaście lat temu. W 2008 roku orientalne Monako weszło wreszcie do kalendarza królowej sportów motorowych, rozpoczynając erę nocnych Grand Prix. Sztuczne światła, ulice miasta, bariery oraz sypiące się snopy iskier… Prawdziwe szaleństwo!

Pięknym za nadobne
Pierwszy nocny wyścig zakończył się… aferą, która ujrzała światło dzienne latem następnego roku, po tym jak Nelsinho Piquet został wylany z Renault za… kiepskie wyniki. Na fali rozliczeń z byłym szefostwem Brazylijczykowi rozwiązał się język i Nelsinho przyznał, że za pomysłem celowego rozbicia samochodu stali szef ekipy Flavio Briatore i główny inżynier Pat Symonds. Cały numer polegał na tym, że kiedy Piquet wylądował na ścianie, Alonso miał już za sobą zmianę opon i tankowanie. Zapewniło mu to strategiczną przewagę, dzięki której startujący z piętnastej pozycji Hiszpan sięgnął po niespodziewane zwycięstwo.

Po przeanalizowaniu całej sprawy FIA uznała, że Briatore i Symonds ustawili wyniki wyścigu, w związku z czym obaj panowie w atmosferze skandalu musieli pożegnać się z Formułą 1 (Symonds później do niej zresztą wrócił). Upiekło się natomiast sensacyjnemu zwycięzcy tej farsy. FIA przyjęła bowiem, że Alonso nic nie wiedział o spisku i padł ofiarą manipulacji swoich szefów. Tak…

Na koniec dodajmy jeszcze tyle, że afera singapurska spowodowała, iż zespół stracił sponsorów, a Renault ostatecznie sprzedało ekipę i postanowiło wycofać się z Formuły 1.

Pech Felipe
Kolejną implikacją kraksy Piqueta był koszmar walczącego z Lewisem Hamiltonem o tytuł Felipe Massy. Po incydencie młodszego rodaka prowadzący Brazylijczyk zjechał do alei serwisowej, gdzie doszło do katastrofy, która poważnie wpłynęła na losy mistrzostw świata.

Pewnie, że odjazd Felipe z wężem maszyny tankującej w baku był efektem błędu pracownika Ferrari, ale to „ustawka” Renault uruchomiła efekt domina, w rezultacie której mechanik obsługujący sygnalizator pękł pod presją. Szanse Massy na podium przepadły, a wraz z nimi niezwykle cenne punkty w kontekście rywalizacji o mistrzostwo świata.

Pościg Kubicy
Ofiarą „crashgate” okazał się także Robert Kubica, który przed kraksą Piqueta był czwarty. W momencie zarządzenia neutralizacji Polakowi kończyło się paliwo, lecz BMW Sauber zwlekał ze ściągnięciem go do alei serwisowej. Co prawda Kubicę i tak czekała 10-sekundowa kara za zjazd do „zamkniętych” boksów, lecz przykład Nico Rosberga pokazuje, że ostateczny efekt mógł być bardzo dobry. Niemiec finiszował bowiem drugi, choć po kraksie znalazł się w identycznej sytuacji jak Robert, a jechał za nim – i również dostał karę.

W 2010 roku Kubica dał w Singapurze popis fantastycznej jazdy. Pod koniec wyścigu Robert musiał wykonać nieplanowany zjazd do alei serwisowej, ponieważ inżynierowie Renault wykryli, że z jednego z kół schodzi powietrze. Polak spadł z szóstej pozycji na trzynastą, ale dzięki świeżym oponom pokazał, że wyprzedzanie jest możliwe nawet na Marina Bay. W ciągu dziewięciu okrążeń Kubica z tą swoją lekkością i precyzją odzyskał sześć lokat i na metę wpadł siódmy. To było coś!

Wygrana w tym wyścigu wpadła w ręce Alonso, który po starcie z pole position nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa. Faworyzowany Vettel nie był w stanie znaleźć recepty na Hiszpana.

Podejrzenie szybki
Rok później Niemiec był już jednak w Singapurze najlepszy, rozpoczynając zwycięski tryptyk z Red Bullem. Czwarty triumf na ulicach Miasta Lwa Niemiec dorzucił już w barwach Ferrari (2015). Przed rokiem też był faworytem wyścigu, lecz jego ambicje legły w gruzach za sprawą „zaburzeń grawitacji”, które ściągnęły go na Verstappena. Rykoszetem oberwał także Räikkönen, w związku z czym wygrana wpadła w ręce Hamiltona.

Na chwilę zatrzymamy się przy triumfie Vettela, którego poziom wywołał szok konkurencji. Z grubsza chodziło o to, że w kluczowych momentach wyścigu Seb zyskiwał nawet po dwie sekundy na okrążeniu. Poziom jego dominacji zrodził podejrzenia, że Red Bull zastosował kontrolę trakcji. Temat podrzucił Giancarlo Minardi, zwracając uwagę na dziwny dźwięk wydobywający się z samochodu z #1, a podchwycił go Hamilton. – Jeśli przyjrzymy się obrazom z kamer pokładowych, to widać, że Seb przyspiesza o dwadzieścia metrów wcześniej niż reszta. Po raz ostatni mogłem otwierać przepustnicę tak wcześnie w 2007 i 2008 roku, gdy korzystaliśmy z kontroli trakcji – skwitował Hamilton.

FIA zajęła się sprawą i sprawdziła samochód Red Bulla, nie stwierdziła jednak żadnych odstępstw od regulaminu. Vettel utrzymał zwycięstwo, wygrywając wszystkie wyścigi do końca sezonu. A że w żadnych z nich jego przewaga nie była aż tak miażdżąca, to już inna sprawa.

Z kraksą w tle
Hamilton zwyciężał w Singapurze trzy razy. Po raz pierwszy wygrał w 2009 roku, jeszcze z McLarenem. Anglik jeździł wtedy wyposażonym w KERS modelem MP4-24, który wyjątkowo długo dojrzewał. Na Marina Bay Street Circuit wszystko jednak zagrało jak należy i Lewis okazał się najlepszy zarówno w kwalifikacjach, jak i wyścigu.

Trzy lata później Anglik zmierzał po swoje drugie singapurskie zwycięstwo, lecz z powodu awarii skrzyni biegów musiał odłożyć te plany. Swego dopiął w pierwszym roku ery hybrydowej. W kwalifikacjach pokonał Nico Rosberga zaledwie o 0,007 sekundy. Pachniało zatem emocjami, ale o losach rywalizacji przesądziła uszkodzona wiązka przewodów w kolumnie kierownicy Srebrnej Strzały z #6, która wykluczyła Niemca z gry. – Najpierw przestała funkcjonować kierownica, a potem cały samochód – wyjaśniał pechowiec. Rosberg powetował sobie straty dopiero dwa lata później, ponieważ w 2015 roku Mercedes złapał w Mieście Lwa nagły i zaskakujący kryzys formy, który sprawił, że srebrni stanowili jedynie tło dla kierowców Ferrari i Daniela Ricciardo.

Słabsza dyspozycja nie przekreśliła szans Hamiltona na zwycięstwo przed rokiem. Srebrna Strzała nie dotrzymywała co prawda kroku Ferrari i Red Bullom, ale wszystko zmienił karambol po starcie. Zainicjowana przez Vettela reakcja łańcuchowa pochłonęła Verstappena i Räikkönena, otwierając przed Lewisem drzwi do triumfu, stanowiącego milowy krok w jego walce o czwarty tytuł mistrza świata.

Braki w kolekcji
W przypadku Daniela Ricciardo możemy chyba śmiało mówić o tym, że Singapur jest jednym z tych miejsc, w których Kangur czuje się jak ryba w wodzie. Najlepszym komentarzem do tych słów niech będzie fakt, że Australijczyk od początku ery hybrydowej jest tutaj stałym gościem na podium. W 2014 roku Dan musiał się pocieszyć trzecią lokatą, natomiast w ostatnich trzech latach kończył singapurski wyścig na drugiej pozycji. Braki w kolekcji są oczywiste, choć w obecnym układzie sił sięgnięcie po zwycięstwo może być trudne.

Verstappen tak dobrych wspomnień z Marina Bay nie ma, choć kwalifikacje z 2017 roku zapowiadały walkę o podium. Kraksa po starcie zamknęła jednak temat. W tej sytuacji najlepszym rezultatem Holendra w Singapurze jest szóste miejsce z 2016 roku. Najwyższy czas to zmienić!

Polowanie na „pudło”
Prawdziwą furorę wzbudził swoim występem w poprzednim sezonie Carlos Sainz. Reprezentujący wtedy Scuderię Toro Rosso Hiszpan w związku z perypetiami czołówki wywalczył czwartą lokatę, co – jak na razie – stanowi najlepszy wynik Sainza w Formule 1. W normalnych warunkach na powtórkę bym nie liczył, aczkolwiek duże punkty powinny znaleźć się w jego zasięgu. Celem będzie walka o miano najlepszego z reszty.

Z nadzieją na odczarowanie swego losu przyleciał na Daleki Wschód Nico Hülkenberg. W najbliższy weekend Niemiec zaliczy swój 150. wyścig w F1. Najlepszym prezentem byłoby pierwsze „pudło”, ale na taki zwrot nie ma większych szans. Chyba, że zdarzy się coś niezwykłego. Wtedy, kto wie…

Embed from Getty Images

23 zakręty, 61 okrążeń i dwie godziny ścigania przy sztucznym świetle – Singapur jest jednym z najbardziej morderczych od strony fizycznej i mentalnej wyścigów w kalendarzu F1.

Embed from Getty Images

Celowa kraksa Nelsinho Piqueta stanowiła element scenariusza, który umożliwił zwycięstwo Fernando Alonso w inauguracyjnym wyścigu na Marina Bay Street Circuit. Aaa, scenarzystami byli Flavio Briatore i Pat Symonds.

Embed from Getty Images

W dziesięciu rozegranych dotychczas wyścigach w Mieście Lwa aż siedem razy zwyciężał kierowca startujący z pole position.

Embed from Getty Images

Sebastian Vettel uchodzi za eksperta nocnego wyścigu w Singapurze. Czterokrotny mistrz świata ma na koncie cztery zwycięstwa (2011-2013, 2015) i tyle samo pole position (2011-2013, 2016, 2017) na ulicach wschodnioazjatyckiej metropolii. W poprzednim sezonie pachniało piątym triumfem, ale wywołując awanturę po starcie, Niemiec wypuścił z rąk znakomitą okazję.

Embed from Getty Images

Osiągnięcia Lewisa Hamiltona na Marina Bay Street Circuit są nieco skromniejsze – Anglik zwyciężał w Singapurze w 2009, 2014 i 2017 roku. W dwóch pierwszych przypadkach startował z pole position. Czasówkę wygrał także w sezonie 2012, ale szans na triumf pozbawiła go awaria skrzyni biegów.

Embed from Getty Images

Pięć wizyt na podium, w tym dwa triumfy – singapurskie sukcesy Fernando Alonso ustępują jedynie osiągnięciom Vettela i Hamiltona. Sęk w tym, że po raz ostatni wywalczył tutaj podium przed pięcioma laty, zgarniając z Ferrari drugie miejsce.

Embed from Getty Images

Jak na ten kaliber kierowcy, to Kimiemu Räikkönenowi nie wiodło się w Singapurze najlepiej. Iceman tylko dwukrotnie wywalczył w Singapurze podium – w 2013 i 2015 roku sięgając po trzecią lokatę.

Embed from Getty Images

Trzecie miejsce (2017) jest także najlepszym singapurskim rezultatem Fina z Mercedesa, czyli Valtteriego Bottasa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here