Na specjalną prośbę wiernych czytelników mojej strony z potężnym poślizgiem publikuję tekst, który gotowy był już dawno, ale jakoś zawsze brakowało czasu na ostatnie szlify i publikację. To oczywiście legendarne noty za styl, których domagało się 107% odwiedzających Sokolim Okiem 😉 Proszę bardzo:

Nadszedł czas na tradycyjne podsumowanie tegorocznych zmagań, w mocno subiektywnej wersji. Noty za styl są zestawieniem, które opracowuję w oparciu o tzw. własne widzimisię. Biorę pod uwagę wrażenia, a nie suche dane. Przyglądam się oczekiwaniom względem danego kierowcy, wykorzystywaniu potencjału własnego oraz samochodu i zespołu, wynikom na tle zespołowego partnera oraz wielu innym nie do końca wymiernym czynnikom, które składają się na ogólny odbiór zawodnika w oczach człowieka, który – nieskromnie mówiąc – niejedno już w wyścigach widział.

Nieodmiennie moim zestawieniom towarzyszą mniejsze lub większe kontrowersje, zatem pozostawiam Wam pole do popisu w komentarzach pod tekstem. Proszę tylko o zachowanie odpowiedniego poziomu dyskusji.

10. Kimi Räikkönen

Embed from Getty Images
Nestor wyścigowej stawki skutecznie rozpoczął sezon, ale później zaczęły się schody. Typowa dla mniej zamożnych ekip ze środka stawki zadyszka rozwojowa utrudniała walkę o punkty, a po drugiej stronie garażu rozpędu nabierał Antonio Giovinazzi. Mogło się wydawać, że w drugiej połowie roku to Włoch zasługuje na wyższe noty, ale ja nie stosuję zasady, w myśl której jesteś tak dobry, jak twój ostatni wyścig. W przekroju całej kampanii to Kimi był wyraźnym liderem ekipy i nie można także nie doceniać jego wkładu w motywację zespołu oraz pracę przy samochodzie. Jasne, Fin nie uchodzi za tytana pracy i geniusza inżynierii, ale pozory potrafią mylić. Doskonale rozumie techniczne aspekty i sam nie boi się pracy – pod warunkiem, że ma ona sens. Sezon 2019 pokazał, że mimo upływu lat i degradacji z czołówki do środka stawki, Kimi wciąż żyje pasją do ścigania.
To jednocześnie dobry moment, by wspomnieć o nieobecnych w zestawieniu. Kierowców Williamsa w ogóle nie brałem pod uwagę, jako że jeździli praktycznie we własnej lidze i odrębnej rzeczywistości. Na granicy pierwszej dziesiątki znalazł się Pierre Gasly, ale do grona wyróżnionych się nie załapał – zaważyła słabiutka pierwsza część sezonu, chociaż dokonania po degradacji sprawiają, że był brany pod uwagę przy obsadzie miejsc w końcówce zestawienia. To i tak nic w porównaniu z największym nieobecnym, o którym pogadamy bliżej czołówki…

9. Daniel Ricciardo

Embed from Getty Images

Stali czytelnicy pewnie zorientowali się, że Australijczyk z reguły plasował się wysoko w moich zestawieniach. Bolesny dla niego reset w sezonie 2019 początkowo nie układał się po jego myśli – zmiana zespołu mimo dużego doświadczenia nigdy nie jest łatwa i czasami wydaje się, że przesiadka do słabszego samochodu może być nadspodziewanie dużym wyzwaniem. Łatwiej przyzwyczaić się do czegoś lepszego niż odnaleźć się w maszynie, która wymaga mniej lub bardziej poważnych zmian w stylu jazdy i samym podejściu do ścigania – w środku, a nie blisko czuba stawki.
Miejsce w pierwszej dziesiątce nie jest jednak przyznane za dawne zasługi. Ricciardo po niełatwym początku wypracował sobie pozycję lidera zespołu, spychając w cień Nico Hülkenberga. Powrót do ekipy spoza czołówki z pewnością rozwinął go jako kierowcę – przydało się doszlifować parę rzeczy, które objawiały się w tym sezonie pod postacią (nielicznych, ale jednak) błędów w twardej walce. Prawdziwym testem będzie przyszły rok: zarówno od strony możliwości samej ekipy, jak i postawy Daniela na tle Estebana Ocona – szybkiego i bogatszego w zakulisowe doświadczenia z Mercedesa, ale podrdzewiałego po sezonie odpoczynku od ścigania. To niełatwa dla Ricciardo sytuacja: jeśli będzie szybszy, to i tak nie będzie można z tego wyciągnąć istotnych wniosków, ale jeśli przegra wewnętrzną rywalizację, to jego akcje mocno spadną.

8. Sergio Pérez

Embed from Getty Images

Solidna firma w środku stawki. Meksykanin górował nad swoim zespołowym partnerem praktycznie pod każdym względem – poza zasobnością portfela i rodzinnymi koneksjami, ale przecież wypada nam trzymać się kryteriów stricte wyścigowych. Spośród kierowców, którzy nie mają na koncie ani jednego zwycięstwa, jest moim zdaniem najsolidniejszym i najbardziej regularnym zawodnikiem swojego pokolenia.
Od wakacyjnej przerwy Pérez tylko w Singapurze nie finiszował w pierwszej dziesiątce (nie ukończył wyścigu z powodu wycieku oleju), mimo że aż trzykrotnie ruszał do walki z naprawdę odległych pozycji – P18 we Włoszech (siódme miejsce w wyścigu), P17 w Japonii (na mecie ósmy) oraz P20 w USA (dziesiąty w wyścigu). W tym okresie tylko raz (!) wszedł do ostatniego segmentu kwalifikacji – miało to miejsce w Belgii, gdzie jego ekipa zawsze świetnie sobie radziła. Mimo to po pierwsze przeważnie wygrywał rywalizację wewnątrz ekipy, a po drugie od wakacji do końca sezonu zdobył najwięcej punktów spośród wszystkich reprezentantów zespołów ze środka stawki – 39 punktów wobec 38 Carlosa Sainza czy 32 na koncie Pierre’a Gasly’ego i Daniela Ricciardo albo 25 u Lando Norrisa. W tym czasie Lance Stroll zgarnął dwa oczka…
Nic dziwnego, że zespół postanowił przedłużyć z nim kontrakt aż do końca sezonu 2022. Dla obu stron jest to doskonały wybór: ekipie Racing Point potrzebny jest solidny i szybki zawodnik, a „Checo” wyraźnie dojrzał i świetnie odnajduje się w środku stawki.

7. Valtteri Bottas

Embed from Getty Images

Czy nie za nisko, jak na wicemistrza świata i zwycięzcę czterech Grand Prix, który ponadto doskonale radził sobie w kwalifikacjach na tle samego Lewisa Hamiltona? Może tak, ale mocny początek i niezła końcówka – kiedy wszystko i tak było już pozamiatane – to za mało dla kierowcy, który chciałby być kimś więcej niż niesławnym „skrzydłowym”. Nadzieje rozbudziły zwłaszcza pierwsze wyścigi – po czterech rundach Bottas prowadził w mistrzostwach – ale kolejne cztery nieodwracalnie przechyliły szalę na korzyść Hamiltona. Po następnych czterech Grand Prix doszło przecież do sytuacji, w której trzeci zawodnik mistrzostw, Max Verstappen, tracił ledwie siedem punktów do Valtteriego. Tymczasem Lewis miał już 62 oczka przewagi…
Oczywiście sezon 2019 był znacznie lepszy niż wcześniejszy, ale konfrontacja z rzeczywistością po naprawdę obiecującym początku zmagań nie przyniosła pozytywnej weryfikacji. Wszelkie braki w wyścigowym rzemiośle są rzecz jasna uwypuklane do kwadratu, gdy po drugiej stronie garażu walczy najbardziej utytułowany kierowca obecnej generacji, ale w tej chwili po Bottasie nie wypada już spodziewać się niczego innego ponad naprawdę solidne wypełnianie zadań drugiego kierowcy. To bolesny wniosek, bo wspomnianych braków generalnie Valtteri nie ma – jest szybki, potrafi popisać się zarówno doskonałym okrążeniem kwalifikacyjnym, jak i skuteczną jazdą w wyścigu – ale jeśli chodzi o kompletny obraz, to po prostu nie jest w stanie regularnie operować na tak wysokim poziomie, jak zawodnik prawdziwie mistrzowskiej klasy.

6. Lando Norris

Embed from Getty Images

Najmłodszy zawodnik w stawce błyskawicznie zaaklimatyzował się w rzeczywistości F1, nie tracąc przy tym młodzieńczego entuzjazmu i poczucia humoru. Bez problemów udźwignął na swoich barkach oczekiwania towarzyszące startom nieopierzonego debiutanta w legendarnej ekipie McLaren. Nie ulega wątpliwości, że sporą część presji mogła zdjąć z niego z niego obecna forma zespołu, ale trzeba też wyraźnie podkreślić, że Lando bez kompleksów odnalazł się w górnej połówce stawki. Początkowo nieco onieśmielony nowym otoczeniem, w miarę nabierania coraz większej – uzasadnionej – pewności za kierownicą i w garażu wcale nie nabierał manier gwiazdora. Szybki, a skromny – chciałoby się rzec.
Lando oczywiście nie unikał błędów, ale przede wszystkim zawsze potrafił uczciwie ocenić sytuację i przyznać się do winy, jeśli takie były okoliczności. Sporo punktów stracił w wyniku awarii czy błędów ekipy, sam generalnie wykorzystywał wszystkie nadarzające się okazje. Biorąc pod uwagę brak doświadczenia, błyszczał w kwalifikacjach na tle Carlosa Sainza, który w tym aspekcie nie ustępował szczególnie wyraźnie Maksowi Verstappenowi za ich wspólnych czasów w Toro Rosso. Poznał też smak bezpośredniej walki na torze – chociaż przegrane pojedynki z Alexandrem Albonem na Suzuce czy Sergio Pérezem na Yas Marina chluby mu nie przynoszą. Po części z tego powodu jego zespołowy partner wyraźnie pokonał go w moim zestawieniu…

5. Alexander Albon

Embed from Getty Images

Według mnie najlepszy debiutant sezonu 2019. Nikt nie dawał mu większych szans, gdy Red Bull w ostatniej chwili wydobywał go z Formuły E. W przeciwieństwie do George’a Russella i Lando Norrisa, którzy w 2018 roku pokonali go w mistrzostwach Formuły 2, reprezentant Tajlandii nigdy wcześniej nie prowadził samochodu F1 – pomijając krótki „dzień promocyjny” nowym Toro Rosso, pierwsze kilometry w życiu nawinął na koła dopiero w Barcelonie, podczas zimowych testów. Oczywiście rozbijał się – i to często – ale zawsze potrafił się pozbierać. Po zaledwie jedenastu startach w F1 otrzymał życiową szansę, która równie dobrze mogła błyskawicznie pogrzebać jego karierę. Awans do Red Bulla pozwolił mu jednak zaprezentować zadziwiające opanowanie, regularność i wolę walki, której momentami brakowało zdegradowanemu Pierre’owi Gasly’emu.
Osobną kwestią było wejście do garażu, którego drugą połowę okupuje Max Verstappen. Albon nie przestraszył się konfrontacji, a z drugiej strony jest na tyle rozsądnym facetem, że znał swoje miejsce w szeregu. Niewątpliwie wniósł do Red Bulla znacznie więcej niż Gasly w pierwszej połowie sezonu. Jak to często bywa, drugi sezon może być większym wyzwaniem niż pierwszy. Zniknie większość wymówek i trzeba będzie potwierdzić, że niezwykle obiecujący debiut nie ma w sobie ani krztyny przypadku. Dwa pierwsze egzaminy – debiut i ekstremalnie wczesny awans do czołowej ekipy – zostały zaliczone celująco. Teraz Albon musi zdać kolejny, piekielnie ważny test.

4. Charles Leclerc

Embed from Getty Images

Dwa zwycięstwa, aż siedem pole position, dziesięć wizyt na podium i przede wszystkim wywrócenie porządku w Scuderii, w której dominować miał czterokrotny mistrz świata, uczestnik ponad dwustu wyścigów i triumfator ponad pięćdziesięciu z nich. Tak wygląda bilans kierowcy, który w 2019 roku zaliczył dopiero drugi sezon startów w F1 i pierwszy w ścisłej czołówce. Nie tylko zorientował się, w czym tkwi ogromna słabość Sebastiana Vettela, ale także potrafił to wykorzystać. Mam tu na myśli ten konkretny obszar niewystarczająco silnej psychiki Vettela, który dotyczy małej odporności na presję z drugiej strony garażu. Sama wiedza rzecz jasna nie wystarcza – ale Leclerc okazał się na tyle szybkim i opanowanym zawodnikiem, by słabość zespołowego partnera przekuć na własną korzyść.
Charles nie zasługuje na miejsce w pierwszej trójce rankingu, bo jednak popełniał kosztowne błędy (Azerbejdżan, Niemcy). Nie jest także bez winy, jeśli chodzi o kreowanie atmosfery, w której kierowcy Ferrari nie przestrzegają poleceń zespołowych i wcześniejszych ustaleń. Oczywiście bez porównani większe „zasługi” na tym polu ma Vettel, ale Leclerc swoje trzy grosze również tu dorzucił. Pokazywał jednak większą klasę po kolejnych nieporozumieniach i przede wszystkim warto pamiętać o oczekiwaniach oraz wymaganiach – to nie on miał być liderem zespołu, to nie po nim należało spodziewać się większej dojrzałości, opanowania czy skuteczności. Postawę Leclerca doceniło zresztą kierownictwo zespołu i całego koncernu, wiążąc go kontraktem do końca sezonu 2024 – jako naturalnego lidera ekipy. A Vettel – cóż, dla niego miejsca w pierwszej dziesiątce nie ma. Za dużo błędów, za mało opanowania. Nie skreślam go, bo wiem, jak jest wyczulony na charakterystykę samochodu oraz atmosferę w zespole – ale najwięksi kierowcy potrafią błyszczeć niezależnie od okoliczności.

3. Carlos Sainz

Embed from Getty Images

Zestawiając oczekiwania – zwłaszcza po poprzednich mistrzostwach (zarówno jeśli chodzi o kierowcę, jak i o zespół) – z rzeczywistością, którą przyniósł sezon 2019, w absolutnie ścisłej czołówce z pewnością mieści się duet Carlos Sainz i McLaren. A ponieważ przekraczanie oczekiwań jest jednym z filarów mojego rankingu, to Hiszpan musiał znaleźć się wysoko.
Czy Helmut Marko pluje sobie w brodę i żałuje rozstania z najlepszym obecnie kierowcą środka stawki? Nie sądzę, bo wcale nie zanosiło się na to, by Sainz mógł w obozie Red Bulla odnieść sukces i pokazać pełnię swoich możliwości. Nie ma tam miejsca – tak jak w Mercedesie – na kierowcę, który chce być liderem. Obalenie ustalonego porządku rzeczy w czołowym zespole udało się ostatnio tylko w Ferrari, ale obecny Sebastian Vettel to jednak nieco inna para kaloszy niż Lewis Hamilton i Max Verstappen. Od dawna powtarzam, że Carlos nie został wystarczająco doceniony za postawę na tle Maksa w Toro Rosso, ale faktem jest także to, iż można było spodziewać się po nim większych rzeczy po przejściu do Renault.
Odrodzenie nastąpiło jednak dość szybko. Sainz doskonale odnalazł się w Woking. Punkty tracił nie tylko przez awarie, bo zdarzało mu się źle ocenić sytuację i niepotrzebnie pakować się w walkę, której i tak nie mógł wygrać – jak z Verstappenem w Bahrajnie. Mimo tego zakończył mistrzostwa na szóstej pozycji, minimalnie pokonując dwóch kierowców, którzy spędzili po około pół sezonu w Red Bullu. Spora w tym zasługa niespodziewanego podium na Interlagos, ale od tego są takie wyścigi, by potrafić je wykorzystać. Wisienką na torcie był punkt na wagę szóstej lokaty, zdobyty na ostatnim okrążeniu sezonu w walce z Nico Hülkenbergiem – co ciekawe, w tym samym czasie Lando Norris w bezpośrednim starciu przegrał dziesiątą lokatę w mistrzostwach z inną gwiazdą środka stawki, Sergio Pérezem.
Pozostaje tylko pytanie, czy kiedykolwiek będziemy mieli okazję przekonać się o prawdziwej klasie Sainza. Jak wiemy, nie każdy, kto błyskotliwie radzi sobie w ekipie środka stawki, potrafi stanąć na wysokości zadania w czołowej ekipie. Innymi słowy, nie każdy jest Verstappenem czy Leclerkiem. Rok temu na pewno nie pokładałbym w Sainzu większych nadziei, ale teraz wszystko jest możliwe – o ile Norris za chwilę nie wejdzie mu na głowę.

2. Lewis Hamilton

Embed from Getty Images

Ma już na koncie większość znaczących rekordów F1 i celuje w kolejne. Znów wspólnie z Mercedesem wybił rywalom z głowy marzenia o przerwaniu trwającej od 2014 roku passy „Srebrnych Strzał”. Na początku sezonu szedł łeb w łeb z zespołowym partnerem Valtterim Bottasem, ale Finowi pary (a może owsianki?) wystarczyło tylko na kilka weekendów. Tak jak z reguły to bywało w poprzednich sezonach, Hamilton wraz z upływem czasu nabierał wiatru w żagle i systematycznie budował przewagę w mistrzostwach. Zagrożenie ze strony Ferrari okazało się w pierwszej połowie zmagań mocno nieaktualne i zanim Scuderia – oraz Red Bull z Verstappenem – zdołali się pozbierać, Lewis mógł już spokojnie kontrolować sytuację.
Jego zeszłoroczne osiągnięcia powinny gwarantować pierwsze miejsce w rankingu, ale… Po pierwsze, zabrakło w tym sezonie oszałamiających fajerwerków z jego strony – ale fakt jest też taki, że nie było to do niczego potrzebne. Po drugie, uznawany za najszybszego kierowcę w stawce Hamilton zdobył „tylko” pięć pole position – OK, Ferrari miewało przewagę w osiągach kwalifikacyjnych, zwłaszcza na szybkich torach (siedem pole position Leclerca i dwa Vettela), ale Bottas również pięć razy wygrywał czasówki. Po trzecie…

1. Max Verstappen

Embed from Getty Images

Poza Meksykiem i krótkim, acz kosztownym przebłyskiem „dawnego” Maksa, Verstappen zaprezentował się w sezonie 2019 jak kompletny kierowca. Do wybitnej szybkości i równie ważnego znaku firmowego, jakim jest waleczny i bezkompromisowy styl jazdy, doszły jakże istotne przy walce o długofalowe cele – jak tytuł mistrza świata – skuteczność i regularność. Ciekawe jest to, że dzięki wyczynom z poprzednich lat Max ma w rękach piekielnie groźną broń: rywale nauczyli się i zapamiętali, że w walce z nim należy zachować dodatkowy margines bezpieczeństwa. Stosuje go także Hamilton, czyli drugi najgroźniejszy rywal w walce koło w koło.
Oczywiście wciąż nie wiemy, jak Verstappen zachowa się w trwającej cały sezon batalii o wielki cel w postaci mistrzowskiego tytułu. Dotychczas bił się tylko o pojedyncze cele, o zwycięstwa w poszczególnych wyścigach – jednak przebieg sezonu 2019 pokazuje, że jest już gotowy. A Meksyk? Cóż, okazjonalne wpadki zdarzały się każdemu geniuszowi kierownicy. Patrząc w kontekście całego sezonu i niesamowitej formy Verstappena, można to wybaczyć – a pamiętacie na pewno, jak oceniałem jego „młodzieńcze” wybryki. Kiedy już poskromił swoją szybkość, stał się bezapelacyjnie najgroźniejszym rywalem w stawce. Jeśli to utrzyma w warunkach najwyższej presji, to spełni się przepowiednia Roberta Kubicy, który już parę lat temu wieszczył, że zwycięstwa i tytuły Verstappena zdążą nam się znudzić.

 

Macie jakieś uwagi co do kolejności czy też ogólnie składu pierwszej dziesiątki? Brakuje komuś George’a Russella, Nico Hülkenberga albo chłopaków z Toro Rosso? Pole do popisu jest w komentarzach 🙂

12 KOMENTARZE

  1. pewnie nie ma to znaczenia dla autora tekstu, ale pierwszy raz chyba w tych notach zgadzam się z całym top10 Mikołaja. Lewis zasługuje na 2 miejsce, bo w kwali niczego nie pokazał, ale robił tytaniczną prace w wyscigach jesli chodzi o dbanie o opony, niepopełnianie bledow i wykorzystywanie okazji. te kwali to tez charakterystyka aut troche mu nie pasuje, bo przod nie jest taki jakby Lewis chciał, auta poszly chyba bardziej w stronę podsterownosci czego Lewis nie lubi. na testach w 2020 mowil, ze wreszcie przód sie słuchał tak jak chciał wiec W11 moze pozwoli wrocic Lewisowi do robienia cudów w czasówkach. max idealne top1, charles tez dobre miejsce. no i brak Seba. jakby był Seb chociaz na 10 miejscu, to pewnie zaraz bym pisał o tym komentarz. fani Seba, którzy mnie krytykuja za krytke, pewnie Mikołajowi nie zwrócą uwagę i dobrze, bo slusznie ze go nie ma w top10. dla mnie Seb do wyrzucenia po 2020 i w 2021 ferrari powinno wziac Daniela Ric jesli bedzie to mozliwe.

  2. Mnie ta dziesiątka pasuje, jedynie kolejność w pierwszej czwórce nie. Moja pierwsza czwórka to:
    1. Hamilton
    2. Sainz
    3. Leclerc
    4. Verstappen

    Hamilton klasa sama w sobie. Sainz, w którego wątpiłem po 2018 w ubiegłym sezonie jeździł świetnie. Co do Leclerca i Verstappena, to obydwaj byli świetni, zdarzały im się głupie błędy, a wyżej stawiam Leclerca bo mimo kłód jakie Ferrari rzucało mu pod nogi udało mu się pokonać Vettela.

  3. Co do kolejności, też bym tylko zmienił pierwszą czwórkę.
    1-Leclerc, za utarcie nosa „czterokrotnie zrobionemu” ;p
    2-Hamilton, za utarcie nosa wszystkim, którzy spekulowali, że nie jest już wystarczająco skupiony na F1
    3-Sainz, za utarcie nosa Helmutowi M. ;p
    4-Verstappen, za utarcie nosa kilku bolidom ;p

  4. Moim zdaniem Leclerc pokazal wiecej niz Sainz. Leclerc mierzyl sie z wieksza presja od Ferrari i ich niezrozumialych team orders jak i Vettelem.

  5. Dzieki Mikolaj! Przeczytac cos sensownego o Formule 1 w jezyku polskim to prawdziwa rzadkosc w dzisiejszych czasach, wiec korzystajac z okazji prosba o wiecej… duzo wiecej!!

  6. Zgoła mogę się zgodzić z tą listą, lecz……

    1. Hamilton jest za wysoko gdyż nie pokazał nic czego już nie widzieliśmy a wręcz obniżył loty w kwalifikacjach no ale ZNÓW zdobył majstra….
    2. Saiz zdecydowanie za wysoko jako że mając za kolegę debiutanta…no cóż du..y nie rozrywa a Noris miał sporo pecha i gdyby nie to to wyglądałby zupełnie inaczej na tle kolegi. Saiz to solidny kierowca ale czy zasłużył na 3 lokatę??
    3. Albon zdecydowanie za nisko, za wylądowanie w ”paszczy lwa” a potem rzucenie ”rekinowi na pożarcie” powinien być na podium a poza tym to on zdobył więcej punktów od Maxa,
    4. Charls za samo ”zniszczenie” mentalne Fetela powinien być wyżej a nie wspomnę jak by to wyglądało i kto mógłby walczyć z Hamiltonem o mistrzostwo gdyby Ferrari postawiło na odpowiedniego konia.

    …ale to tylko moje subiektywne odczucia

  7. Hmm, w zasadzie zgadzam się z większością. Ale podobnie jak inni uważam, że Sainz jest za wysoko w zestawieniu a Leclerc za nisko. Miałem wrażenie, że w tym sezonie McLaren zrobił auto z naprawdę dobrym nadwoziem. Ciekawi mnie czy to wreszcie Peter Prodromou ogarnął się po przejściu z Red Bulla czy ogólnie trafili w McLarenie z całkowitą koncepcją auta. Wydaje mi się że w wysokiej pozycji Sainza jest więcej dobrej formy McLarena niż samego kierowcy. Leclerca bym wstawił przed Hamiltonem. Fakt początek sezonu miał lekko uśpiony ale za to co zrobił na Spa i Monzie nalezy mu się uznanie. Do tego zmiana lidera w trakcie sezony takim zespole jak Ferrari (!!!) to wyczyn według mnie dużo większy niż zdobycie majstra w Mercu w 2019 🙂

Skomentuj fabrizzio Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here