Przygoda Formuły 1 z Chinami rozpoczęła się dziesięć lat temu. Tor na przemysłowych przedmieściach Szanghaju wyróżnia się nie tylko bardzo długą prostą i charakterystycznymi „ślimakami” w pierwszym i trzecim sektorze. Wyjątkowy jest także padok: przestrzeń za garażami jest tak rozległa, że spokojnie mógłby tu wylądować mały samolot. Domki dla zespołów, które z reguły znajdują się właśnie za boksami, tutaj rozlokowano na wysepkach rozrzuconych po sztucznym jeziorze. Zdarzało się, że na obecności dziennikarzy, czekających na werandzie na wywiad z którymś kierowcą, korzystały pływające w wodzie pokaźne ryby – dokarmiane resztkami z lunchu.

Właśnie w takim otoczeniu swój pierwszy wyścigowy dzień zalicza nowy boss Scuderii Ferrari. Marco Mattiacci przez ostatnie cztery dni spędził 40 godzin w samolotach, prawie nie spał i tym tłumaczył przyklejone do nosa ciemne okulary. 42-letni Włoch jeszcze tydzień temu spokojnie prowadził interesy Ferrari w Ameryce Północnej, kiedy przed szóstą rano nowojorskiego czasu z propozycją nie do odrzucenia zadzwonił do niego Luca di Montezemolo. Teraz wpuszczono go do basenu pełnego piranii – jak niektórzy lubią nazywać padok F1.

Niedawno sam wieszczyłem, że dni Stefano Domenicalego są policzone, ale teraz zastanawiam się, czy Ferrari znalazło odpowiedniego następcę. Pierwsze wrażenie jest raczej pozytywne: nie ma niczego złego w menedżerze, który nie ma bladego pojęcia o Formule 1 – pod warunkiem, że nie będzie się wtrącał i pozostawi wszystkie zadania w rękach odpowiednich osób. Tak sobie radził Flavio Briatore, który nie odróżniał przodu od tyłu samochodu. Tom Walkinshaw wyszukał dla niego Michaela Schumachera, Rory Byrne i Ross Brawn szykowali odpowiednie samochody, a boss mógł robić interesy z Ecclestone’em i podrywać modelki.

Pierwsze spotkanie Mattiacciego z dziennikarzami wskazuje na to, że nowy szef Ferrari ze skromnością i odpowiednim nastawieniem podchodzi do nowego wyzwania. Odpowiednie zarządzanie zespołem nie wymaga dogłębnej wiedzy na temat funkcjonowania sportu – pod wspomnianym wyżej warunkiem. Zagrożenie tkwi w zbytniej pewności siebie i dążeniu do robienia wszystkiego po swojemu, czego na razie w Mattiaccim (na szczęście dla Scuderii) nie widać. Jeśli mu się nie powiedzie, następny w kolejce do odstrzału będzie di Montezemolo – podobno potężna rodzina Agnellich traci już cierpliwość.

Fernando Alonso uczcił przybycie nowego szefa najlepszym czasem w pierwszym piątkowym treningu, a po południu szybszy od asa Ferrari był tylko Lewis Hamilton. Dla równowagi Kimi Räikkönen przesiedział całą poranną sesję w garażu z usterką mechaniczną, ale forma jego partnera powinna napawać optymizmem. Czy słusznie?

Nie dajmy się zwieść: analiza czasów z treningów wskazuje, że czeka nas kolejny weekend pod znakiem dominacji ekipy z Brackley. Nader stosownie, właśnie tutaj współczesne wcielenie fabrycznego zespołu Mercedesa odniosło pierwsze zwycięstwo: w 2012 roku Grand Prix Chin padła łupem Nico Rosberga.

Najbliższymi rywalami liderów mistrzostw powinni być obrońcy tytułu, dzięki poprawkom ze strony zespołu oraz Renault. Red Bull pięć lat temu także zapisał tu na swoje konto pierwszą wygraną w Formule 1 – oczywiście za sprawą Sebastiana Vettela. Teraz wygląda na to, że czterokrotny czempion nie ma w ekipie łatwego życia, bo Daniel Ricciardo stawia poprzeczkę nadspodziewanie wysoko. Wystarczy jednak przypomnieć sobie chociażby początek sezonu 2012, aby wysnuć tezę, że zespołowy partner ma o wiele większe szanse na pokonanie Vettela, jeśli Red Bull nie dysponuje akurat najszybszym samochodem.

Z symulacji wyścigowego tempa wynika, że rywalami Red Bulla w walce o miano najlepszej ekipy za plecami Hamiltona i Rosberga powinni być kierowcy Force India oraz Williamsa. Rozbierając wyniki Ferrari na czynniki pierwsze, czas Alonso w pierwszym treningu został uzyskany na świeżym komplecie pośrednich opon (Rosberg i Ricciardo wykręcili najlepsze czasy na używanych „białych” Pirelli). W drugiej sesji Rosberg stracił szansę na przeskoczenie Hiszpana, bo w pechowym dla niego momencie Pastor Maldonado postanowił pobawić się w Lewisa Hamiltona i rozbił Lotusa na zjeździe do alei serwisowej – niczym Anglik w GP Chin 2007, kiedy w tym miejscu zagrzebał McLarena w żwirze, co w ostatecznym rozrachunku kosztowało go mistrzowski tytuł.

W przypadku Maldonado, który wypadł z toru także w pierwszej sesji, bo zmieniał ustawienia na kierownicy w czasie okrążenia wyjazdowego, widzę już pewien postęp: dzisiaj nie zwalał winy na nic i nikogo innego, przyznając się do błędów. Brawa za to (z dużą dozą ironii, rzecz jasna)!

W Chinach panuje dość niska temperatura, więc zawodnicy zmagają się z grainingiem – który swojsko możemy nazywać ziarnieniem lub granulkowaniem. Zjawisko powstaje w warunkach niskiej przyczepności, kiedy opony ślizgają się po asfalcie i ich powierzchnia ściera się w kulki lub wałeczki, które przyklejają się do bieżnika. Powstaje błędne koło: im więcej granulek, tym bardziej opona się ślizga. Ziarnienie ulega przetarciu po kilku okrążeniach, ale w czasie trwania tej fazy tempo jazdy znacząco spada – przede wszystkim za sprawą podsterowności, wynikającej z braku przyczepności przednich opon. Na tym torze zły balans przeszkadza w wielu miejscach, przede wszystkim w długich zakrętach po prostej startowej oraz przed najdłuższą prostą.

Jest szansa, że podczas kwalifikacji kłopotów z grainingiem (granulki widać na powierzchni opon, w postaci ciemniejszych paseczków) nie będzie – ponoć może padać deszcz, co powinno zapewnić nam jeszcze więcej emocji. Dodatkowo mokre kwalifikacje umożliwią wszystkim kierowcom dowolne wybranie mieszanek na start wyścigu, co otworzy szereg interesujących możliwości taktycznych przed jedenastym w historii wyścigiem o Grand Prix Chin.

SKARBONKA FIA (aktualny stan: 5100 euro)
● Romain Grosjean – 700 euro za przekroczenie prędkości w alei serwisowej o 6,6 km/h

PUNKTY KARNE I REPRYMENDY
4 pkt. – Bianchi
3 pkt. – Maldonado
2 pkt. – Bottas, Magnussen, Sutil
1 reprymenda – Rosberg

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here