Wyścig o Grand Prix Hiszpanii, powszechnie uważany za nudne widowisko za sprawą układu toru, na którym wyprzedzenie nie należy do najłatwiejszych, może zdaniem niektórych przynieść definitywne odpowiedzi na temat układu sił na kolejną fazę sezonu. To prawda, że wreszcie kierowcy będą się ścigać się na obiekcie o w miarę typowej charakterystyce, ale ja tylko przypomnę, że rok temu w tym wyścigu wygrał Pastor Maldonado. Jak wiadomo, później Williamsowi szło tak dobrze, że półka z trofeami Wenezuelczyka aż się ugina pod ciężarem… kurzu.

Na swój sposób zawody na Circuit de Catalunya będą nowym początkiem sezonu. W pierwszych czterech „zamorskich” wyścigach wyłonił się wstępny obraz stawki: z Red Bullem, Lotusem i Ferrari z przodu, Mercedesem świetnym w kwalifikacjach i słabnącym w wyścigach, wreszcie z bezradnym McLarenem. W środku stawki świetny początek sezonu zaliczyła ekipa Force India, rozczarowały za to Williams czy do pewnego stopnia Sauber.

Krótka przerwa pomiędzy wyścigami w Bahrajnie i Hiszpanii pozwoliła zespołom popracować nad tempem. Ci z przodu próbują się tam utrzymać, ci z tyłu chcą nadrobić straty z mniej udanego początku sezonu – co nigdy nie jest proste, bo przy poważniejszych problemach konstrukcyjnych trzeba wykonywać dwa razy większe postępy niż rywale. Umówmy się, że nie jest to łatwa sprawa. Możemy się spodziewać niewielkich przetasowań w stawce, ale ogólnie obraz powinien pozostać bez zmian, może poza Caterhamem – poważne poprawki, sprawdzane już częściowo w Bahrajnie, mogą wywindować zielone samochody na przedostatnie miejsce w stawce, kosztem Marussi.

Oczywiście nie oznacza to, że weekend nie będzie interesujący. Wspomniana na wstępie nuda związana z wyścigami pod Barceloną częściowo przeszła do historii dzięki DRS (w tym roku dwie niezależne strefy, na prostej startowej i za Zakrętem 9) i oponom Pirelli, a ponadto tegoroczna czołówka jest bardzo wyrównana. Co prawda czuję przez skórę, że na wymagającym świetnego balansu torze Red Bull może być pół kroku przed rywalami, ale wciąż pewną niewiadomą pozostaje tegoroczny temat numer jeden, czyli opony.

Pirelli przywiozło do Hiszpanii zmodyfikowane twarde opony (taki sam manewr zastosowano dwa lata temu, zmieniając charakterystykę ogumienia po kilku pierwszych wyścigach). Konstrukcja opony pozostaje taka sama, natomiast zastosowano mieszankę o zeszłorocznej charakterystyce. Poszerzono okno termiczne, przy którym opona pracuje najlepiej – według specyfikacji z początku sezonu „pomarańczowe” Pirelli wymagały dogrzania do temperatury 110-135 stopni Celsjusza, a w przypadku nowej wersji obniżono dolny próg. To ułatwi zadanie zespołom, które mają kłopoty z dogrzewaniem opon, a utrudni tym, które zmagają się z przegrzewaniem czy też nadmierną degradacją termiczną (jak np. Mercedes).

Inny zabieg Pirelli może zaowocować zwiększonym ruchem na torze w piątkowych treningach. Każdy kierowca dostanie do dyspozycji po jednym dodatkowym komplecie eksperymentalnych opon z mieszanki zbliżonej do twardej (te opony będą pozbawione kolorowych oznaczeń na ściankach). Dodatkowy zestaw zachęci zespoły do jeżdżenia i ułatwi pracę – wszak poza rutynowymi przygotowaniami do kwalifikacji i wyścigu trzeba też ocenić przywiezione do Hiszpanii poprawki. Oczywiście wszystko zostało sprawdzone w tunelach aerodynamicznych, a w przypadku niektórych ekip także w testach na prostej przeprowadzonych w ostatnich tygodniach, ale nic nie zastępuje sprawdzianu na torze, w bojowych warunkach. Dane gromadzone podczas zimowych testów też będą pomocne w szybkiej ocenie przydatności nowych części – mimo że warunki w maju są oczywiście inne niż w lutym czy marcu, a same samochody też zdążyły się już zmienić.

Ciekawe, czy tradycja z ostatnich sezonów zostanie podtrzymana. W ostatnich siedmiu latach wyścig o Grand Prix Hiszpanii za każdym razem wygrywał inny kierowca: w 2006 roku Fernando Alonso, potem Felipe Massa, Kimi Räikkönen, Jenson Button, Mark Webber, Sebastian Vettel i Pastor Maldonado. Spośród aktualnych kierowców więcej niż jedno zwycięstwo na Circuit de Catalunya ma tylko Räikkönen, który triumfował tu także w 2005 roku. Wicelider punktacji z pewnością będzie chciał skompletować hat-trick i jeśli mu się to uda, każdą z trzech wygranych zaliczy z innym zespołem – po McLarenie i Ferrari nadejdzie czas na Lotusa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here