Walentynkowa prezentacja McLarena MCL34 spotkała się z ciepłym przyjęciem. Skryty pod mieszanką kolorów „papaya orange” i niebieskiego samochód ma pchnąć ekipę z Woking w stronę lepszych czasów. Nikt w McLarenie nie liczy na cud, walkę o zwycięstwa i tytuły. Taki jest plan długoterminowy, a na razie chodzi o rywalizację w górnej części stawki, wzmacnianie sił, a nade wszystko o poprawę mocno nadszarpniętej reputacji.

Nos (od roku) podobny do patentu Mercedesa. Po jego bokach łopaty – również wzorowane na tym, co widywaliśmy u mistrzów świata.

Straty i zyski
Dwa lata temu McLaren chwalił się posiadaniem co najmniej tak dobrego nadwozia jak Red Bull, dając do zrozumienia, że za brak satysfakcjonujących postępów odpowiada Honda. Zeszłoroczna przesiadka na jednostki napędowe Renault miała stanowić remedium na toczącego stajnię z Woking japońskiego wirusa. Jak się jednak okazało, poprawiany na kolanie projekt MCL33 okazał się kompletną klapą, w związku z czym powtarzana niczym mantra fraza o winie Hondy nie wytrzymała krytyki. Eric Boullier (dyrektor sportowy) i Tim Goss (dyrektor techniczny) musieli złożyć swoje głowy. Ze sportowego punktu widzenia najgorszą stroną tej sytuacji było to, że rozczarowany brakiem postępów Fernando Alonso powiedział pas.

Sekcje boczne przeprofilowano, choć nie wyglądają tak efektowanie jak w Red Bullu. Być może McLaren nie ma ochoty na powtórkę zeszłorocznych problemów z chłodzeniem.

Strata jest tym większa, że zeszłoroczna klęska może stanowić nawóz przyszłych sukcesów. Na to trzeba będzie naturalnie poczekać, ale z Woking płyną sygnały pozytywnych zmian. Tak należy odczytywać m.in. pozyskanie dwóch istotnych pracowników. Pierwszym z nich jest Andreas Seidl, do niedawna odpowiedzialny za program Porsche w wyścigach długodystansowych, który od maja przejmie obowiązki dyrektora zarządzającego. Drugim – ceniony w środowisku James Key. Dla brytyjskiego inżyniera przewidziano rolę dyrektora technicznego, aczkolwiek jego wpływ na samochód będzie widoczny dopiero w przypadku przyszłorocznej konstrukcji. Nie tylko w Formule 1 tak już jest, że jedynie upadek może nastąpić z dnia na dzień. Sukces buduje się latami, a droga na szczyt bywa stroma i kręta.

Tył MCL34 wygląda na bardziej uporządkowany. Podłoga uniesiona, choć chyba nie aż tak agresywnie jak w Red Bullu.

Od początku
Pokazany wczoraj model MCL34 ma poprawić notowania McLarena. Jeśli wierzyć zapewnieniom ekipy, samochód został zaprojektowany od „czystej kartki papieru”. Mimo to wpływy zeszłorocznego auta są w kilku miejscach wyraźnie widoczne. Przykładem jest nos, na marginesie mówiąc inspirowany liniami znanymi z Mercedesa, łącznie z łopatkami otulającymi go po bokach. Wiele wskazuje na to, że projektanci poświęcili sporo czasu i wysiłku na aerodynamikę, choć nie wszystko pokazano.

Model MCL34 otrzymał przeprofilowane sekcje boczne. Zmieniono przednie zawieszenie, podnosząc górne ramiona (wymagało to zastosowania łącznika znanego z Mercedesa). Dzięki temu otworzyła się przestrzeń przed bocznymi wlotami powietrza. Z tyłu jest jeszcze ciekawiej. Zrobiło się więcej miejsca. Co prawda zintegrowany, mocno wygięty górny element zawieszenia stanowi ewolucję zeszłorocznego rozwiązania, ale wzrok przyciąga profil skrywający półosie.

McLaren był pionierem tak ukształtowanych bocznych płatów tylnego skrzydła.

Trudno przesądzać czy elementy te ze sobą współpracują, ale można założyć, że ich celem jest poprawa wydajności okolic wyprofilowanego na modłę wprowadzoną przez Red Bulla dyfuzora (który na grafikach i podczas prezentacji został zamaskowany). Skok podłogi wydaje się za to zdecydowanie mniej agresywny niż w modelu RB15. Z ostateczną ocena trzeba się jednak wstrzymać do testów.

Wygląda na to, że stajnia z Woking jest kolejnym zespołem, który będzie próbował wykorzystywać przepływ powietrza w obręczach w celu skuteczniejszego zarządzania temperaturą opon.

Podniesione mocowanie górnego ramienia. Boczna struktura zderzeniowa zespolona z elementem aerodynamicznymi wokół przed bocznymi wlotami powietrza.

Co ciekawe, na samochodzie wykorzystanym podczas prezentacji nie widać kanału S. Czy tak pozostanie? Nie wiem. Zastanawiam się też nad sposobem mocowania lusterek. Przy rozwiązaniach zaprezentowanych przez inne ekipy, patent McLarena sprawia wrażenie niedopracowanego. Być może nie jest to ich finalna postać.

W co się tu gra?
Spore kontrowersje wzbudziło podpisanie przez stajnię z Woking wieloletniej umowy z BAT. Według zapewnień koncernu celem współpracy jest „wprowadzenie rozsądnych i trwałych zmian” oraz „promowanie produktów zmniejszonego ryzyka”. Na poszyciu MCL34 nie pojawiły się żadne marki, a jedynie napis: „A Better Tomorrow”. Skojarzenie z realizowanym przez firmę Philip Morris i Ferrari projektem „Mission Winnow” są jak najbardziej uzasadnione.

Sprawa jest aktualnie sprawdzana przez australijskie organy państwowe, które podejrzewają, że za szlachetnym szyldem kryje się ukryta reklama produktów tytoniowych. Philip Morris tłumaczy tymczasem, że zarzuty są chybione i spokojnie czeka na efekty dochodzenia.

Obręcze – pole do popisu.

W poszukiwaniu mocy
Pod pokrywą – podobnie jak w przypadku fabrycznej ekipy – zamontowano nową wersję silnika Renault E-Tech 19 PU. Podobno mocniejszą (materiały prasowe mówią o mocy przekraczającej 950 KM) i bardziej niezawodną.

Wraz z początkiem tego sezonu Petrobras miał dostarczyć McLarenowi specjalne paliwa (póki co, w użyciu są paliwa BP/Castrol), które mają poprawić moc i zmniejszyć spalanie. Wygląda jednak na to, że wystąpiły jakieś opóźnienia, bo nie jest pewne, kiedy uda się wprowadzić ten plan w życie. – Chcemy skorzystać z tego dobrodziejstwa, trudno jednak podać jakiś termin. Ciągle jeszcze nad tym pracujemy z Petrobrasem – przyznaje Gil de Ferran.

Za przednimi kołami uż sporo się dzieje. A wydarzy się jeszcze więcej. Brakuje za to kanału S.

Pierwszy krok
W kokpitach MCL34 zasiądą pozyskany z Renault Carlos Sainz i debiutujący w Formule 1 19-letni Lando Norris. Skład nie rzuca może na kolana, lecz na papierze wygląda obiecująco. McLaren znajduje się w fazie odbudowy, więc po zeszłorocznej katastrofie będzie dobrze, jeśli uda mu się wrócić do regularnej walki w środku stawki. Klucz tkwi w stabilnej dyspozycji kierowców i skutecznym rozwoju samochodu. Tylko wtedy będzie można myśleć o kolejnych krokach, mających sprawić, by jedna z największych ikon F1 znowu znalazła się wśród najlepszych. Mam do McLarena słabość, więc trzymam kciuki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here