Jedyny raz, kiedy samochód F1 „wziął udział” w igrzyskach olimpijskich – Luca Badoer za kierownicą Ferrari podczas ceremonii otwarcia w Turynie, 2006 rok. Późniejsze starty Włocha w ekipie Scuderii potwierdziły, że w jego przypadku idea olimpijska musi stać na pierwszym miejscu: nie mógł liczyć na nic więcej poza samym udziałem...

W miniony weekend zakończyło się wielkie sportowe święto w Londynie. Nie wiem jak Wy, ale ja czuję się trochę rozczarowany. Miało być lepiej niż w Pekinie, Atenach czy Sydney, a tymczasem dla polskich sportowców występ za Kanałem La Manche był najgorszym od 1956 roku, kiedy to w Melbourne nasi reprezentanci zdobyli dziewięć medali, w tym jeden złoty.

Gdzieś zasłyszałem, że przygotowania polskiej reprezentacji do letnich igrzysk olimpijskich w Londynie kosztowały 270 milionów złotych. W zamian sportowcy przywieźli 10 medali, czyli na jeden – nieważne już, czy złoty, czy brązowy – przypada mniej więcej 27 milionów złotych. Po przeliczeniu na bardziej międzynarodową walutę daje to trochę ponad sześć i pół miliona euro. Za tyle można przejeździć trzy sezony w GP2, w barwach czołowego zespołu – a po tak długim stażu w tej serii nawet Witalij Pietrow czy Pastor Maldonado nabrali wystarczającego doświadczenia, aby zacząć sobie radzić z samochodem F1.

Oczywiście wcześniejsza kariera kierowcy wyścigowego też kosztuje niemałe pieniądze – ale pamiętajmy, że mówimy o „cenie” jednego medalu. Oceniam, że za całość środków poświęconych na wieloletnie przygotowania naszych reprezentantów można by sfinansować liczącą pięć-sześć sezonów juniorską karierę co najmniej pięciu kierowców, wieńcząc ją kilkoma (!) latami startów w GP2, umożliwiając tym samym zapukanie do drzwi F1. Moim zdaniem kilku zawodników rywalizujących w wyścigach na tak wysokim szczeblu przyniosłoby naszej ojczyźnie większy światowy rozgłos niż zdobycie brązowego medalu w jednej z niszowych konkurencji na igrzyskach. Podobnie zresztą starty w innych odmianach wyścigów samochodowych na światowym poziomie, w których Polaków jest wciąż jak na lekarstwo.

Skoro podstawą szczytnych idei ruchu olimpijskiego jest przede wszystkim sam udział, to po co wydawać krocie na „turystyczny” wypad do Londynu – zwłaszcza w czasach tanich linii lotniczych? Po co zapowiadać walkę o medale?

Nie mam tu pretensji do samych sportowców, ale jak czytam w prasie lub słyszę w TV, że „dzisiaj startuje kolejna medalowa nadzieja/faworyt/pewniak”, a potem w trakcie najważniejszych zawodów czterolecia jeden pan ani razu nie jest w stanie przeskoczyć nad poprzeczką zawieszoną na minimalnej wysokości dającej awans do dalszej części zmagań, a drugiemu trzykrotnie nie wychodzi próba rzucenia młotem, to zaczynam zadawać sobie pytanie, po co oni w ogóle tam pojechali? Rozumiem, że można „nie trafić z formą”, ale przytoczone wyżej przykłady sportowców, którzy w uprawianej przez siebie od lat dyscyplinie nie są w stanie nawet rozpocząć walki o wynik, kwalifikują się jako marnowanie pieniędzy (częściowo „publicznych”, czyli naszych – podatników) na przygotowania i całą wyprawę do Londynu. No tak, jest jeszcze „(była) druga rakieta świata”, która odpadła w pierwszej rundzie, mając całe igrzyska w głębokim poważaniu, zapewne ze względu na niskie premie punktowe i finansowe. To po co startowała?

Odpędzając wszystkie rozczarowujące przemyślenia, bardzo się cieszę z całej garstki polskich medali i doceniam wysiłki tych, którzy mimo najszczerszych chęci i poświęcenia nie wdarli się na olimpijskie podium – jak duet siatkarzy plażowych w składzie Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel, którzy w odróżnieniu od swoich halowych kolegów po fachu sprawili miłą niespodziankę, grając bez kompleksów i mocno strasząc w ćwierćfinale późniejszych zdobywców srebrnego medalu. Dla odmiany nikogo-się-nie-bojący-i-jadący-po-złoto dumni triumfatorzy Ligi Światowej byli bezradni w starciu z siatkarskim gigantem, jakim jest bez wątpienia Australia.

Dość jednak o siatkówce, rzucie młotem czy skoku o tyczce. To strona o sporcie motorowym – ale na swoje usprawiedliwienie spieszę dodać, że istnieje kilka historycznych akcentów, łączących wyścigi z igrzyskami.

Oczywiście wyścigi samochodowe nie są dyscypliną olimpijską, bo zbyt duży wpływ na wyniki mają tutaj kwestie techniczne, na czele z napędem mechanicznym. Jednak w 1900 roku jako zawody towarzyszące igrzyskom w Paryżu rozegrano szereg konkurencji samochodowych i motocyklowych. Za to w 1908 roku w Londynie wyścigi łodzi motorowych były po raz pierwszy – i ostatni – pełnoprawną częścią igrzysk. Rozegrano wówczas trzy konkurencje medalowe.

Trzech kierowców Formuły 1 ma na swoim koncie zarówno udział w letnich IO, jak i w zawodach Grand Prix. Holender Ben Pon w 1960 roku zaliczył jeden start w wyścigowych mistrzostwach świata, nie kończąc swojej domowej GP na Zandvoort po spektakularnym rolowaniu, a 10 lat później wystartował w letnich igrzyskach olimpijskich w Monachium, zajmując 31. miejsce w strzelaniu do rzutków.

Argentyńczyk Roberto Mieres i syjamski arystokrata B. Bira (książę Birabongse Bhanudej Bhanubandh) w pierwszej połowie lat 50. walczyli na wyścigowych torach, a podczas IO w Rzymie, w 1960 roku, ścigali się ze sobą w olimpijskich regatach w klasie Star. Załoga Mieresa zajęła 17. miejsce, dwie lokaty przed reprezentującym Tajlandię rywalem. Bira łącznie zaliczył aż cztery starty: w 1956 (Melbourne, klasa Star), 1960, 1964 (Tokio, klasa Dragon) i 1972 roku (Monachium, klasa Tempest). Najlepszy wynik uzyskał podczas debiutu w Melbourne – 12. lokata, ale wśród 12 sklasyfikowanych załóg.

Niewiele brakowało, a w 1960 roku w brytyjskiej reprezentacji na IO w Rzymie znalazłby się późniejszy trzykrotny wyścigowy mistrz świata, Jackie Stewart. Utalentowany Szkot przegrał kwalifikacje do kadry w strzelaniu do rzutków o jedno trafienie. Po tym rozczarowaniu zmienił zainteresowania, pięć lat później zadebiutował w Grand Prix, a na przełomie lat 60. i 70. wygrał 27 wyścigów i zdobył trzy mistrzowskie tytuły. Nie ulega wątpliwości, że niesamowita koncentracja, refleks i stalowe nerwy pomagają nie tylko w celnym strzelaniu do ruchomych obiektów, ale także w wyczynowej jeździe samochodem.

Tę teorię potwierdził w Londynie Nasser Al-Attiyah. Katarczyk strzela na igrzyskach od 1996 roku i wreszcie, po zajęciu czwartej lokaty przed ośmiu laty w Atenach, wskoczył na podium – po dogrywce przeciwko Rosjaninowi Waleremu Szominowi zdobył trzecie miejsce medal. Olimpijski brąz to cenny dodatek do długiej listy sukcesów na czterech kołach, na której widnieją m.in. triumf w Rajdzie Dakar 2011 i zdobyte w 2006 roku rajdowe mistrzostwo świata w samochodach produkcyjnych (tzw. Grupa N), a obecnie startuje Citroenem DS3 WRC – ma na koncie 4. miejsce w tegorocznym Rajdzie Portugalii.

Kierowcy wyścigowi takich sukcesów olimpijskich nie osiągali, ale w światku F1 też nie brakuje medalisty. Tom Stallard, jeden z inżynierów zajmujących się analizą danych z samochodu Jensona Buttona, cztery lata temu w Pekinie zdobył „srebro” w wioślarskiej ósemce. Szef ekskluzywnego Paddock Club Dave Warren może się poszczycić ósmym miejscem w finale biegu na 800 metrów, słynnym z powodu zaciętej walki jego rodaków: Steve’a Ovetta i ówczesnego rekordzisty świata Sebastiana Coe. Medal na igrzyskach zdobył też Damon Hill – imię i nazwisko mistrza świata F1 z 1996 roku nosi niemiecki ogier, na którym Helen Langehanenberg brała udział w konkurencji ujeżdżenia na zakończonych przed kilkoma dniami igrzyskach, zdobywając srebrny medal w konkursie drużynowym.

Miłośnicy okołowyścigowych plotek z pewnością wiedzą, że w olimpijskim basenie w Londynie pławiła się aktualna partnerka życiowa rezerwowego kierowcy Williamsa, Valtteriego Bottasa. Emilia Pikkarinen reprezentowała Finlandię na dystansie 100 i 200 metrów stylem motylkowym, a także w zawodach na 200 metrów stylem zmiennym – bez sukcesów, choć w wymienionych dyscyplinach dzierży krajowe rekordy.

Na lepsze wyniki liczy z pewnością Alex Zanardi – były kierowca Minardi, Jordana i Williamsa w F1, a także dwukrotny mistrz amerykańskiej serii ChampCar chce zdobyć złoto podczas rozpoczynających się 29 sierpnia igrzysk paraolimpijskich w Londynie. Zanardi, który w 2001 roku stracił obie nogi w straszliwym wypadku na niemieckim torze Lausitzring, z powodzeniem startuje w maratonach na rowerze z napędem ręcznym. W zeszłym roku wygrał Maraton Nowojorski, po czym zapowiedział walkę o olimpijskie złoto. Trzymam kciuki!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here