2018 Russian Grand Prix, Sunday - Steve Etherington

Zachowanie zespołu Mercedes podczas wyścigu o Grand Prix Rosji obudziło odwieczne demony Formuły 1. – Wolę dziś być czarnym charakterem, niż idiotą na koniec sezonu – komentował Toto Wolff po zastosowaniu poleceń zespołowych i „podarowaniu” wygranej Lewisowi Hamiltonowi. Od finałowej odsłony kwalifikacji to był weekend Valtteriego Bottasa. Na torze, na którym zawsze czuł się piekielnie mocno, Fin wygrał czasówkę i pewnie prowadził w wyścigu, po starcie ładnie współpracując z Hamiltonem przy budowie srebrnego muru, którego nie zdołał sforsować szybko ruszający z miejsca Sebastian Vettel.

Pięćdziesiąt punktów to zawsze więcej niż 43, ale czy rzeczywiście Mercedes musiał zamieniać kierowców miejscami? Tłumaczono, że opony w samochodzie Hamiltona mocno ucierpiały podczas walki z Vettelem – do której zresztą doszło wskutek kuriozalnego błędu strategicznego. Wolff zajął rozmową stratega ekipy Jamesa Vowlesa, w ten sposób przegapiono kluczowy moment i zjazd okrążenie po Bottasie. Ferrari wykorzystało sytuację – chociaż powinni byli ściągnąć Vettela razem z Bottasem, całkowicie eliminując ryzyko skutecznej obrony Hamiltona przed podcięciem. Mercedes sprezentował im jednak pozycję – jak wiemy, nie na długo. Ciekawe, że ekipa Wolffa z reguły – choć oczywiście nie zawsze – wychodzi obronną ręką nawet po dziwnych błędach. Ferrari nie miewa aż takiego szczęścia…

Tak czy inaczej, Hamilton znalazł się w potrzasku między zespołowym kolegą i próbującym szarżować Vettelem. Bottas nie mógł za bardzo zwiększyć tempa, bo przeszkadzał mu jadący parę sekund przed nim Max Verstappen. By chronić lidera punktacji, Mercedes wydał Bottasowi polecenie. Dziwi mnie to, że – jak przyznawał Wolff – takiego scenariusza nie przygotowano przed wyścigiem. Omawiając różne sytuacje, nie uwzględniono takiej, w której na czele jadą dwa Mercedesy w kolejności #77 i #44, za nimi pędzi Vettel, a wicelider ma (drobne) kłopoty z samochodem.

Nie można mieć pretensji o sam sposób dokonania zamiany pozycji: z dokładnymi instrukcjami dla obu kierowców. Za ich plecami czaił się Vettel i trzeba było to zrobić w sposób, który nie umożliwi mu ataku.

Mniejsza o to – ważniejsze, że najwyraźniej w ogóle nie uzgodniono z Bottasem, że będzie musiał przegrać wyścig. Nie można też mieć pretensji do zespołu, że chce zdobyć oba mistrzowskie tytuły i pomaga w tym swojemu kierowcy – prowadzącemu w mistrzostwach. Takie zdanie podzielają chyba wszyscy zawodnicy z padoku, wliczając w to także Vettela. Na pewno wszyscy, których pytaliśmy o to w czwartek.

Najgorsze wydarzyło się tuż przed metą, gdy Bottas dopytywał, czy dostanie z powrotem zwycięstwo. Wierzył, że musiał przepuścić kolegę, by uchronić go przed ponowną utratą pozycji na rzecz Vettela. To był jego wyścig – niby nic złego by się nie stało, gdyby Lewis mu to zwycięstwo oddał. Siedem punktów różnicy… Od 2010 roku, kiedy wprowadzono obecny system punktacji, mniejsza liczba punktów zadecydowała o tytule wśród kierowców trzy razy. Tylko albo aż trzy razy – spytajcie tych, którzy przegrali.

Wiadomo, że w tym sporcie wszystko może się zdarzyć. Wolff woli dmuchać na zimne. Kto wie, może ta przysługa kiedyś Bottasowi się opłaci?

Hamilton mówił potem, że zastanawiał się, czy nie puścić Bottasa przed metą, jak w zeszłym roku na Węgrzech. Cóż, nawet jeśli chodziło mu to po głowie, to mógłby oszczędzić sobie takich komentarzy po fakcie – skoro tego nie zrobił, to roztrząsanie całej sytuacji nie ma większego sensu.

Jedno jest pewne. Polecenia zespołowe były w tym sporcie, są i będą. Nie jest to oszustwo. Nie jest to handlowanie meczami piłkarskich, doping w kolarstwie czy podnoszeniu ciężarów, świadome przekręty techniczne (BAR w sezonie 2005) czy sportowe (GP Singapuru 2008). Wolicie jawne, jak obecnie, czy ukryte – jak w czasach, gdy były „teoretycznie” zakazane?

6 KOMENTARZE

  1. Cale ten harmider wokol team orders jest kompletnie nieuzasadniony i smieszny. Team orders to chyba najmniejszy problem dzisiejszej F1. O czym tu gardlowac? Hamilton walczy o tytul, Bottas nie, koniec tematu. Krokodyle lzy Hamiltona jaki to byl skonfliktowany wewnetrznie najlepiej pominac milczeniem. Dziecinne lkania Bottasa czy moze odzyska pierwsze miejsce przed koncem wyscigu tak samo. Jego menadzer powinien mu przypomniec ze budowanie pozycji w F1 w oparciu o litosc sie nie sprawdza. Rubens, Felipe, Nelsinho (ciekawe ze mi sie skojarzyli trzej Brazylijczycy, ale byli pewnie i inni) probawali i zle na tym wychodzili.
    Dlaczego podobnych lamentow nie urzadza sie nad prawdziwymi problemami z przepuszczaniem bolidow bez walki. Czemu nikt nie robil awantury gdy Ocon puszczal Hamiltona bez walki bo ‘on pracuje dla Mercedesa’? Albo czemu nikt nie zwrocil uwagi ze jak Hamilton startuje z tylu to wiekszosc kierowcow puszcza go bez najmniejszego oporu bo dobrze wie ze Charlie czuwa i lepiej mu sie nie narazac? I od razu uprzedzam komenarze ze walka z szybszym sie nie oplaca bo tempo, opony itp. Golym okiem widac roznice w nastawieniu do obrony przed szybszymi bolidami na przyklad Hamiltona a Ricciardo. To sa prawdziwe wypaczenia ducha sportu a nie normalne team orders.
    A jesli juz przy team orders jestesmy, dla mnie bardziej pikantym przykladem do dyskusji byl Perez i Ocon. Nie sam manewr bo team wszystko zrobil zgodnie z kanonem, ale postawa Pereza. Po ostatnich wybrykach w niefortunny sposob okazuje brak szacunku dla Ocona przez radio (mogl sie bardziej elegancko wyrazic) a potem nie dosc ze tez nie potrafi wyprzedzic, to jeszcze nawet nie umie sie zblizyc! Kolejny przyklad jakie ma przesadzone mniemanie o sobie i roszczeniowe nastawienie do teamu. A Lawrence patrzy…

    • ”Albo czemu nikt nie zwrocil uwagi ze jak Hamilton startuje z tylu to wiekszosc kierowcow puszcza go bez najmniejszego oporu bo dobrze wie ze Charlie czuwa i lepiej mu sie nie narazac?”
      tutaj chyba trochę przesadzasz, że niby lułisowi to zjeżdżają z drogi a rozumiem że fetelowi to już drogę zajeżdżają tak?? Rozumiem że odpowiedzią na taką taktykę byłaby jazda wężykiem byleby nie dać się wyprzedzić tak?
      Zauważ, że czołowa 6 czasami dubluje samochody 2 razy w wyścigu i nie jest zbyt skomplikowane policzenie o ile szybciej poruszają się na okrążeniu. Jaki jest sens bronić pozycji w takiej sytuacji tylko po to by zaistnieć na chwilę w mediach bo rozbiło się bolid swój i kogoś kto ten wyścig mógł wygrać?
      Tu jest prawdziwy problem aby bolidy jeździły na podobnym poziomie+ kierowca który robi różnicę.
      pozdrawiam

      • To moze inaczej. Z tego co ja widzialem to gdy kogos ze slabego lub sredniego teamu sciga (walka o pozycje) Seb, Kimi, Dan, czy Max to albo jest w miare obrona, albo ktos po prostu jedzie swoje zeby nie tracic czasu i pozwala sie wyprzedzic w miejscu gdzie sie normalnie wyprzedza.

        Ale jak ich sciga Lewis to zwalniaja na prostych, zjezdzaja na brudna strone toru, slowem jada jak przy niebieskich flagach.

        Ja tak to w tym sezonie widze. Moze zle widze, ale tak to dla mnie wyglada.

        • Hmmm, ciekawa teoria. Ale czy oprócz tej sytuacji z Oconem, który rzeczywiście bardzo się starał nie przeszkadzać, możesz podać jakieś inne? Bo ja nie zauważyłem. Mogło umknąć 😉

  2. Dopoki kazdy zespol wystawia wiecej niz jeden bolid, ta sytuacja jest nie do unikniecia. Jawne polecenia sa lepsze i moim zdaniem mniej krzywdzace dla kariery numeru 2.

Skomentuj A jak! Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here