Czy ten list gończy przestanie być aktualny po GP USA? Wszystko w rękach Alonso...

Sebastian Vettel trafnie zauważył, że za kwalifikacje punktów się nie przyznaje. Nie można więc z góry zakładać, że emocje związane z walką o tegoroczny tytuł już się skończyły. Jednak biorąc pod uwagę tempo prezentowane przez kierowcę Red Bulla na Circuit of the Americas, zwycięstwa w GP USA może pozbawić go tylko wyjątkowy pech w postaci np. defektu, poważnego w skutkach błędu lub kolizji z dublowanym maruderem. To, czy Niemiec w setnym starcie w Grand Prix zdobędzie trzeci z rzędu tytuł, w dużej mierze będzie zależało od poczynań Fernando Alonso.

Kierowca Ferrari po raz drugi w tym sezonie przegrał kwalifikacje z zespołowym partnerem. Poprzednio, na Monzy, stało się tak z powodu defektu tylnego stabilizatora w Q3, zatem można powiedzieć, że w Austin Felipe Massa po raz pierwszy pokonał lidera ekipy w równej walce. Obaj kierowcy Scuderii wyjechali na tor w Q3 na używanych pośrednich oponach – degradacja i zużycie ogumienia na Circuit of the Americas są tak niskie, a problemy z dogrzewaniem tak duże, że w kwalifikacjach zawodnicy wykonywali długie przejazdy i uzyskiwali najlepsze czasy po kilku okrążeniach.

Alonso i Massa mieli do dyspozycji świeże komplety na Q3 (jako jedyni, obok kierowców McLarena i Red Bulla przebrnęli przez Q1 tylko przy wykorzystaniu twardej mieszanki), ale zespół podjął decyzję o założeniu przetartych Pirelli. Obaj po kwalifikacjach twierdzili, że nie miało to większego wpływu na wynik, ale faktem jest, że pojechali wolniej niż w Q2 – Alonso o 0,2 sekundy, Massa o 0,4 sekundy. Powtórzenie rezultatów z drugiego segmentu dawałoby im odpowiednio zysk jednej i dwóch pozycji startowych. Tempo wyścigowe Ferrari powinno być jednak tak samo dobre jak Red Bulli i McLarenów, zatem Alonso ma szansę na finisz w pierwszej czwórce – przedłużający jego nadzieję na tytuł nawet przy założeniu, że Vettel wygra wyścig. Sam zainteresowany twierdzi, że ma dziwne przeczucie, iż w GP USA zdobędzie więcej punktów od rywala. Ciekawe, czy poprzednim razem podobne przeczucie kazało mu wierzyć, że wygra GP Singapuru 2008 po starcie z 15. pola…

Pierwsze kluczowe rozstrzygnięcia zapadną oczywiście na pierwszych metrach niedzielnych zawodów. Przed weekendem Jenson Button twierdził, że drugie pole startowe jest lepsze od pierwszego, bo podjazd do pierwszego zakrętu po lewej stronie jest mniej stromy. Jednak parzyste pola startowe dają bardzo małą przyczepność. Lewis Hamilton powiedział po czasówce, że po zakończeniu trzeciego treningu ćwiczył start właśnie z tej strony toru i nawierzchnia jest bardzo śliska. Massa porównał ruszanie z brudnej strony do startu na mokrej nawierzchni. Organizatorzy zapowiedzieli co prawda czyszczenie parzystych pól przed startem, ale zwiększającej przyczepność warstwy gumy nie da się położyć.

Poza kierowcą McLarena z parzystych pól ruszają też Kimi Räikkönen, Massa i Alonso – cała czwórka powinna się cieszyć, jeśli zachowa swoje pozycje na dojeździe do pierwszego zakrętu, gdzie może rozpętać się prawdziwe piekło. Hamilton co prawda uważa, że zakręt jest na tyle szeroki, że wszyscy powinni go pokonać bez większych problemów, ale czy wiedzą o tym Romain Grosjean, Pastor Maldonado albo kierowcy Saubera?

Z punktu widzenia strategii wyścig o GP USA powinien być dość prosty. Gładka nawierzchnia toru i chłodniejsze niż się spodziewano warunki sprzyjają taktyce jednego postoju. Trudno się dziwić firmie Pirelli, że dwa miesiące temu – kiedy na dobrą sprawę Circuit of the Americas nie miał jeszcze położonej nawierzchni – podjęła decyzję o zachowawczym doborze mieszanek. Argument o tym, że w tej fazie mistrzostw agresywny dobór ogumienia może wprowadzić zbyt duży czynnik przypadkowości, brzmi bardzo rozsądnie – zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie parę przykładów z początku sezonu. Tak czy inaczej, taktycznych fajerwerków raczej nie powinniśmy się spodziewać.

Układ toru, który bardzo przypadł kierowcom do gustu, może mieć jeden ukryty feler. Fantastyczna sekwencja łuków w pierwszym sektorze daje kierowcom niesamowitą frajdę i satysfakcję z jazdy, ale przy braku prostych odcinków i wąskiej, wyczyszczonej linii, poza którą brud na torze powoduje natychmiastową utratę przyczepności, przepuszczanie liderów przez dublowanych zawodników będzie mocno utrudnione. Kierowcy z końca stawki będą musieli bardzo uważać na komunikaty podawane przez inżynierów (system GPS na bieżąco pokazuje lokalizację każdego auta na torze i jest to bardzo pomocne narzędzie przy informowaniu maruderów o liczbie szykujących się do dublowania zawodników) i oczywiście na sygnalizację za pomocą niebieskich flag.

Na koniec jeszcze mała ciekawostka, związana z inwencją twórczą zawodników w zakresie malowania kasków. Hamilton został poproszony przez zespół o zakrycie literek „H.A.M” – to nie tylko oznaczenie kierowcy McLarena stosowane w systemie pomiaru czasu i podawania wyników, ale także skrót od angielskiego zwrotu „hard as a motherf***er”. W świetle ostatniego pisma od FIA w sprawie języka używanego przez zawodników F1, to całkiem zrozumiała prośba. Z kolei reklamowy slogan Red Bulla na czubku „drewnianego” kasku Vettela nie spodobał się ludziom z Formula One Management. Bernie Ecclestone zabrania umieszczana reklam na górnej części kasku, widocznej na ekranie przy przekazie z kamery pokładowej. W ruch poszła zatem poczciwa taśma klejąca – któż by pomyślał, że w ultranowoczesnym świecie Formuły 1 korzysta się z tak prostych rozwiązań?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here