Trzy pierwsze wyścigi sezonu przyniosły trzy podwójne triumfy Mercedesa. Dzisiaj srebrni stoją przed szansą na czwarty, historyczny dublet. Czy ktoś zdoła przeszkodzić im w napisaniu kolejnego rozdziału ich wielkiej historii? Może przekorna natura toru w Baku znowu da o sobie znać i zaserwuje nam kolejną szaloną karuzelę? Czy Charles Leclerc zrehabilituje się na wczorajszą wpadkę? Jak tym razem poradzi sobie Sergio Pérez, który na ulicach „miasta wiatru” dwukrotnie stawał na trzecim stopniu podium? Czy i ile razy na torze pojawi się samochód bezpieczeństwa, rozkręcając strategiczną karuzelę? Na te i inne pytania odpowiedzi poznamy już wkrótce. 
Valtteri Bottas delikatnie zagrał wczoraj Lewisowi Hamiltonowi na nosie (szans pozbawił Anglika „szokujący” pierwszy sektor), sięgając po pole position. Anglik był niepocieszony i przyznał, że „dał ciała”. Obaj panowie mają z torem w Baku rachunki do wyrównania, więc o ile na starcie nie powtórzy się scenariusz z Chin, chyba możemy spodziewać się interesującej rozgrywki. Stawka pojedynku Valtteriego z Lewisem będzie prowadzenie w mistrzostwach świata. Na razie lepszy o 6 punktów jest Anglik, ale jeżeli po zwycięstwo sięgnie Fin, a pięciokrotny mistrz świata zajmie drugą lokatę i nie zdobędzie oczka za najszybsze okrążenie, Bottas odzyska fotel lidera generalki, przy okazji pokazując, że wersja 2.0 ma się coraz lepiej.
Biorąc pod uwagę piątkowe kłopoty Bottasa, czasówka przyniosła zaskakujące rozstrzygnięcie. Sam jestem ciekaw, jak zareaguje na to wszystko podrażniona ambicja Lewisa i czy panowie sprawę wygranej faktycznie rozstrzygną między sobą? W końcu jesteśmy na ulicach „miasta wiatru”, które w poprzednich dwóch latach było areną przedziwnych zdarzeń. Przed rokiem Hamiltonowi sprzyjała fortuna, rekompensując mu zagłówek z 2017 roku. Jak będzie teraz? Trzecie zwycięstwo w sezonie pozwoliłoby mu zwiększyć przewagę w generalce.  
Wystrychnięty na dudka
Na papierze ich najgroźniejszym rywalem powinien być Sebastian Vettel. Ferrari przyleciało do Azerbejdżanu z poprawkami sprzętu i wielkimi nadziejami. Treningi potwierdziły, że włoska ekipa nabrała wiatru w żagle, tyle tylko, że kwalifikacje brutalnie odarły ją ze złudzeń. Kraksa Leclerca w ciasnej sekcji przy zamku skomplikowała nie tylko położenie Monakijczyka, ale również jego kolegi i zespołu jako takiego. W jednej chwili Ferrari straciło szansę na skorzystanie z możliwości podciągania się na prostych w Q3 (według Toto Wolffa jest to warte nawet 0,6 sekundy) i strategiczną równowagę na starcie wyścigu. Reszty dokonały spadające temperatury, w których Srebrne Strzały czuły się znacznie lepiej niż czerwona maszyna z #5, oraz zmyślna strategia Mercedesa przed decydującą próbą w Q3. Z pomocą tej ostatniej Vettel został wystrychnięty przed Valtteriego oraz Lewisa na dudka i musiał się zadowolić trzecią lokatą. 
W walce dwóch na jednego wielkich szans Seb nie ma, ale jeśli nie chce zgubić „wiary w to, że może zostać mistrzem świata”, musi jak najszybciej przedzielić Mercedesy. Najlepiej po starcie. Co potem? Prędkości maksymalne Ferrari są obiecujące, tempo wyścigowe też, wątpliwości budzi za to zmysł strategiczny włoskiej ekipy, który w obliczu potencjalnych zawirowań, może mieć kluczowe znacznie. Być może do walki z Mercedesem uda się strategicznie włączyć startującego z ósmej pozycji na pośredniej mieszance Leclerca. Na koniec pozostaje jeszcze głowa Sebastiana, który po raz ostatni wygrał osiem miesięcy temu – w Belgii. W tym roku jego najlepszym wynikiem jest trzecie miejsce z Szanghaju. Dzisiaj musi przebić to osiągnięcie. 
Jestem głupi
Największym przegranym kwalifikacji był niewątpliwie Charles Leclerc. – Ale jestem głupi, ale jestem głupi. Pole position było w moim zasięgu, ale cały potencjał wystrzeliłem w kosmos – grzmiał na siebie 21-latek z Monako, który lądując w barierach, przypomniał sobie brutalną prawdę (podobnie jak Robert Kubica), że na ulicznych torach za najdrobniejszy błąd płaci się gigantyczną cenę. Charles miał chrapkę na pierwszą pozycję startową, ale jego nadzieje rozbiły się o barierę przy zamku. Przegrał na tym, niestety, podwójnie. W końcu nie chodziło tylko o pole position, ale również o to, żeby dać Mattii Binotto powód do przemyślenia polityki dotyczącej kierowców. 
Czy poczuł się zbyt pewnie? Czy zgubiła go chwila nieuwagi? Teraz to już bez znaczenia. W Bahrajnie Ferrari zawiodło Leclerca, w Baku zawiódł z kolei Charles. Przykłady Daniela Ricciardo czy Bottasa pokazują, że start z ósmej pozycji w Baku nie przekreśla jeszcze szans na znakomity wynik. Inspiracja jest, chęć odkucia się także, a zatem do dzieła! Lepszą okazję i miejsce trudno sobie wyobrazić. W 2017 roku, kilka dni po śmierci swojego ojca, wygrał tutaj wyścig F2, a przed rokiem zaliczył przełomowy weekend, sięgając z Sauberem po szóstą lokatę. Co pokaże dziś? 
Bez windy
Trudno przesądzać, ile mocy zyskały samochody Red Bulla i Toro Rosso, ale na papierze efekty są zaskakujące. Najlepszy użytek z dodatkowych koni zrobił oczywiście Max Verstappen, sięgając po czwartą pozycję startową. Szkoda, że ekipa Christiana Hornera nie postawiła wszystkiego na jedną kartę i nie poświęciła startującego z alei serwisowej Pierre’a Gasly’ego do tego, by Francuz podciągnął podczas Q3 Holendra. – Mogliśmy zyskać pięć dziesiątych. Jedną po drugim zakręcie, jedną przed zamkiem i trzy na głównej prostej. Z drugiej strony szkoda, że tu nie wystarczy perfekcyjne okrążenie – zaznaczył Max, którego strata do zdobywcy pole position wyniosły 0,547 sekundy. 
Trzeba przyznać, że Holender spisuje się w w tym sezonie znakomicie. Perfekcyjnie wykorzystuje wszystkie nadarzające się okazje. Trzecie miejsce z Australii z pewnością podkręciło jego motywację. Czwarte lokaty z Bahrajnie i Chinach były lepsze niż wynikało to z potencjału drzemiącego w jego samochodzie. W Sakhir skorzystał z błędu Vettela, w Szanghaju ze strategicznej nieporadności Ferrari, które poświęciło Leclerca. Jestem ciekaw, czy w Baku uda mu się podtrzymać tę tendencję. Wyścigi w stolicy Azerbejdżanu dają nadzieję na sensacyjne rezultaty. Za kilka godzin przekonamy się, czy Max załapał się na tę szaloną karuzelę. 
Na kilka ciepłych słów w obozie czerwonych byków (juniorskim) zasłużył także Daniił Kwiat, który sięgnął po szóstą pozycję startową. Jego pewności siebie nie zburzyły nawet pocałunki w bariery toru w Baku. – Tutaj trzeba mieć jaja… – skwitował Rosjanin, któremu po przygodach z Szanghaju i popisie Aleksa Albona dobry rezultat potrzebny jest niczym świeże powietrze. 
Sekret Sergio
Pérez musi znać jakąś sekretną receptę na tor w Baku. Meksykanin jest jedynym kierowcą w stawce, który dwukrotnie wizytował azerskie podium – w obu przypadkach było to trzecie miejsce. Co więcej, Sergio jest pewien, że gdyby nie szarżujący w 2017 roku Esteban Ocon, miałby w swojej garści hat-trick. Za sprawą Francuza podium wpadło tymczasem do kieszeni Lance’a Strolla, czyli obecnego zespołowego kolegi Péreza. Warto zaznaczyć, że od wyścigu w Baku sprzed trzech lat były to jedyne momenty, gdy na pudle pojawili się kierowca spoza Mercedesa, Ferrari i Red Bulla. 
Na szczęście dla Meksykanina, Ocona w stawce już nie ma. Stroll też raczej mu nie zagrozi, a piąta pozycja startowa stanowi znakomitą pozycję wyjściową do ataku. Podium? Gdybyśmy nie byli w Baku, powiedziałbym, że szanse na pudło są znikome, ale sami wiecie, jak to może wyglądać. 
Kogo jeszcze warto dzisiaj obserwować? Z pewnością Lando Norrisa, który wczoraj popisał się siódmym czasem, znowu pognębiając Carlosa Sainza. Hiszpanowi zabrakło trochę szczęścia, ale ponieważ rusza z dziewiątej pozycji, stoi przed szansą na rewanż i pierwsze punkty w sezonie. Poza tym warto przyglądać się kierowcom startującym z alei serwisowej, czyli Robertowi Kubicy, Kimiemu Räikkönenowi (zdyskwalifikowanemu za zbyt elastyczną lotkę przedniego skrzydła) i Pierre’owi Gasly’emu (zdyskwalifikowanemu za przekroczenie limitu chwilowego przypływu paliwa). 
Show must go on…

2 KOMENTARZE

  1. Robert mógłby zacząć więcej na wesoło się wypowiadać. A potrafi. W końcu jakieś pozytywy w tym powrocie są i być może jednak zaowocują w przyszłości. Czemu nie jest pytany o to nowe pokolenie kierowców? Jak widzi swoje szanse z nimi, gdyby znalazł się w teamie, który się przyjeżdża ścigać z innymi zespołami. Czy dopuszcza, że jego powrót do F1 na dłużej się nie uda i czy ma jakiś plan awaryjny. Czy chciałby trafić do E formuły. Już widzę jak zdawkowo odpowiada na te pytania, ale czyż nie byłoby to urocze?? Czy gdyby mogli siedzieć tydzień dłużej od innych i móc mieć jazdy, to czy byliby w stanie zrobić z bolidem coś korzystnego?? Bo w takiej kiepskiej sytuacji FIA mogłaby rozważyć pozwolenie na wykonanie dodatkowych testów.

Skomentuj czech00 Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here