Na taki weekend Hamilton czekał od początku sezonu. Nie dość, że wygrał na własnym podwórku (po raz drugi w karierze), wyrównując osiągnięcia Jackiego Stewarta (27 zwycięstw), to jeszcze jego najgroźniejszy rywal Nico Rosberg zakończył weekend z niczym. Jedyny zgrzyt w tej urzekającej historii stanowiło „plastikowe” trofeum za zwycięstwo. Zdaniem głównego zainteresowanego, warte jakieś 10 funtów. Jak wieść niesie, złoty puchar, o który Lewis dopominał się na podium, na chwilę zniknął. Na szczęście zguba szybko się znalazła. Skromny znalazca nie chciał nagrody i poprosił o anonimowość. Podobno chodzi o jakiegoś Mikołaja, którego ojciec pochodzi z Finlandii. Ale może to tylko plotka…

Co by nie mówić, narzekania Hamiltona to i tak pryszcz przy radiowych popisach Sebastiana Vettela i Fernando Alonso. Szczególny talent w tej kwestii zademonstrował czterokrotny mistrz świata. – On (Fernando – przyp. red.) nie może tak robić. Mogłem w niego uderzyć – narzekał Niemiec po nieudanym ataku na Brooklands. – Nie zostawił mi miejsca! – rzucał Vettel po kolejnej bezskutecznej próbie wyprzedzania. – On (Sebastian – przyp. red.) znalazł się w strefie DRS dzięki temu, że wyjechał poza limit toru w ostatnim zakręcie. Potem, tak samo było w „piątce” i „dziewiątce” – rewanżował się rywalowi Alonso. Po wyścigu Seba ogarnęła chwila refleksji, bo przyznał, że ich wspólne wynurzenia brzmiały nieco idiotycznie. Lepiej późno niż wcale!

Przy okazji Helmut Marko, zajęty ostatnio rozwiązywaniem kwestii dostawcy silników dla Red Bulla, podobno planuje serię unikalnych koszulek z kultowymi cytatami. Na pierwszy ogień pójdzie „Fernando nie zostawił mi miejsca” Seba V. Miejmy nadzieję, że w pakiecie zostanie dołączony materiał wideo, bo bez otoczki brzmi to trochę podejrzanie.

Jak tak dalej pójdzie, to sędziowie w Formule 1 będą się wkrótce zajmować wyłącznie tym, czy kierowcy utrzymują się pomiędzy białymi myszkami, tzn. liniami, wyznaczającymi tor jazdy. Szaleństwo! A tak serio, to problem jest poważny i FIA musi sprawę sensownie przemyśleć. Nie może być tak, że najpierw grozi się palcem, a potem praktycznie wszystko puszcza płazem. Potrzebne są jasne zasady.

Muszę przyznać, że pojedynek Vettela i Alonso, czyli dwóch mistrzów świata, sprawił mi sporo frajdy. Kilkanaście okrążeń zaciętej walki mogło się podobać. Począwszy od fantastycznego manewru Hiszpana, który wyprzedził czterokrotnego mistrza świata po zewnętrznej zakrętu Copse. Nie trzeba chyba dodawać, że do przeprowadzenia takiego ataku trzeba mieć niektóre elementy ciała ze stali. Potem panowie zamienili się rolami i myśliwym był Seb, a zwierzyną Fernando. Na jakiś czas kierowca Red Bulla przykleił się do swojego rywala z Ferrari. W ten sposób panowie pokonywali kolejne kółka, od czasu do czasu przekraczając linie wyznaczające tor jazdy. Ostatecznie Niemiec wyprzedził swojego rywala, również w Copse – tyle, że po wewnętrznej, na dobrą sprawę przygotowując swój atak poza nitką toru…

Tak mi się przypomniał przy tej okazji Montreal. Pamiętacie, jak Rosberg przeciął szykanę przy „Ścianie Mistrzów”, uciekając przed Lewisem Hamiltonem? Zdając sobie sprawę, że nie zmieści się linii toru, Niemiec wcisnął gaz i pojechał na skróty. Myślę, że miał wiele szczęścia, że w panelu sędziowskim zabrakło Nigela Mansella, który w 1992 roku, w tym samym miejscu, nie miał możliwości przeskoczenia szykany bokiem.

FIA najwyraźniej znudziła się supremacja Mercedesa i uznała, że najwyższy czas rzucić jakąś kłodę pod koła „Srebrnych Strzał”. No i wymyśliła, że system FRIC, uznawany za jedno ze źródeł przewagi niemieckiej ekipy, jest nielegalny, ponieważ poprawia własności aerodynamiczne. Z tej okazji posłużono się już tradycyjnym sformułowaniem, że jeśli zespoły chcą, to mogą odroczyć wprowadzenie zakazu do 2015 roku. Muszą jednak to uczynić jednogłośnie. Cwane gapy z paryskiego Placu Zgody doskonale wiedzą, że to nie może się udać.

Swoją drogą gmeranie w przepisach przez FIA w trakcie sezonu nie jest niczym nowym. Oto tylko kilka przykładów tego rodzaju działań z ostatnich lat. W 2003 roku władze sportowe nakazały Michelinowi zmianę konstrukcji przednich opon, w efekcie czego McLaren i Williams straciły oręż w walce z ekipą Ferrari, korzystającą z gum Bridgestone’a. Trzy lata później dominujące Renault musiało wymontować amortyzatory bezwładnościowe (tzw. mass damper), a w 2011 roku FIA uderzyła w Red Bulla, wprowadzając zmiany w oprogramowaniu silnika w taki sposób, żeby ograniczyć nadmuch dyfuzora spalinami. Co by nie mówić, konsekwencja w działaniach jest…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here