Skoki adrenaliny i piąte pole position w sezonie dla Sebastiana Vettela, dramat – kolejny – Lewisa Hamiltona, który rozpocznie wyścig z P14, Max Verstappen na pełnym gazie, pięć samochodów z silnikami Ferrari w czołowej dziesiątce, dobre i złe emocje, a na deser coraz ciemniejsze chmury nadciągające nad tor – tak w największym skrócie wyglądały kwalifikacje na Hockenheim.

Żarty się skończyły. Ferrari przeszło do ofensywy i przejęło inicjatywę w Formule 1, zastępując Mercedesa w roli punktu odniesienia. Wszyscy jak jeden mąż podkreślają, że włoska ekipa poczyniła niewiarygodny skok jakościowy, którego najbardziej czytelnym objawem jest jednostka napędowa. Jak wieść niesie, jej sekret tkwi w systemie hybrydowym, który za pomocą sprytnego patentu lepiej wykorzystuje limity dotyczące energii. Jak zapewnia FIA, wszystko w granicach przepisów.

– Przez ostatnie cztery lata wysłuchiwałem Christiana Hornera, który narzekał na deficyt prędkości na prostych, więc nie chcę iść tą drogą. Faktem jest jednak, że to jest właśnie przyczyna naszej porażki. Żeby być precyzyjnym, na prostych tracimy do Ferrari pół sekundy. Otrzymaliśmy dzisiaj poważne ostrzeżenie i musimy coś wymyślić, w przeciwnym razie przegramy walkę o tytuł – przyznawał po czasówce Toto Wolff. Wiem jak to brzmi, ale wygląda na to, że Ferrari pobiło Mercedes jego własną bronią.

Szaleństwo na trybunach
Vettel zdobywał już na Hockenheim pole position (2010), ale wtedy nie zdołał go przekuć w zwycięstwo i musiał się zadowolić trzecią lokatą – za kierowcami Ferrari. To był ten słynny wyścig, w którym „Fernando był szybszy od Felipe”. Ale dość dygresji, wracamy do wczorajszej czasówki, która przyniosła czterokrotnemu mistrzowi świata pole position. Co prawda przez chwilę wydawało się, że Valtteri Bottas może pomieszać kierowcy z pobliskiego Heppenheim szyki, lecz ostatnie słowo należało właśnie do niego. Vettel przejechał najszybsze okrążenie w dziejach tej konfiguracji Hockenheim (1.11,212), pokonując Fina o 0,2 sekundy.

– Wiedziałem, że na ostatnim kółku mogę wycisnąć z siebie i samochodu jeszcze więcej. Nadal kipię adrenaliną. Zwykle pierwszą rzeczą, którą robisz jest sprawdzenie swojej pozycji, ale teraz spojrzałem w lewo, zobaczyłem na głównej trybunie, że ludzie podskakują, więc pomyślałem, że jest dobrze – przyznawał idol miejscowej publiczności po kwalifikacyjnym sukcesie na własnym podwórku. Dzisiaj Niemiec stanie przed szansą na swój drugi domowy triumf (pierwszy miał miejsce w 2013 roku, z tą różnicą, że na Nürburgringu) i zwiększenie przewagi w klasyfikacji generalnej nad Lewisem Hamiltonem, który po koszmarze wczorajszego popołudnia będzie ruszał z czternastej pozycji.

Z punktu widzenia Vettela kwalifikacje mogły pójść lepiej o tyle, że drugie miejsce było w zasięgu Kimiego Räikkönena. „Iceman” nie pierwszy jednak raz w decydującym momencie wykonał fałszywy krok i o 0,1 sekundy przegrał walkę o pierwszą linię z Bottasem. – Zaliczyłem drobny „moment”, przez chwilę sunąc bokiem. Do wzięcia z całą pewnością było dzisiaj więcej – przyznał Kimi.

Za dużo
Trzeba przyznać, że Bottas zrewanżował się swoim szefom za nowy kontrakt znakomitą postawą w kwalifikacjach. Fin pojechał w Q3 fantastyczne okrążenie, zaskakując nawet Toto Wolffa. – W trzecim sektorze Valtteri spisał się znakomicie, dlatego znaleźliśmy się tak blisko pole position – komplementował Austriak fantastyczne okrążenie w wykonaniu Fina, który co prawda przegrał o 0,2 sekundy walkę o pole position, ale przynajmniej przedzielił kierowców Ferrari. – Dałem z siebie wszystko, Seb niestety okazał się zbyt szybki – mówił Valtteri. Dzisiaj najmocniej będzie za niego trzymał kciuki chyba Hamilton. Od wyścigu Fina zależy bowiem to, jak bardzo uda się Anglikowi ograniczyć wczorajsze straty.

Hamilton z całą pewnością nie tak wyobrażał sobie świętowanie nowego kontraktu z ekipą Mercedesa, z którą sięgał po swoje największe sukcesy w F1. W Austrii zawiodła go pompa paliwowa, na Silverstone padł ofiarą „Icemana”, natomiast na Hockenheim dorwały go hydrauliczne gremliny. Takie rzeczy mogą zdeprymować nawet największego sportowca.

Zaniepokojony Nico
Co właściwie stało się z samochodem mistrza świata? Najkrócej rzecz ujmując, doszło do wycieku z hydrauliki. Pierwsze informacje dotyczące tego, czy kłopoty Lewisa stanowiły przyczynę czy może efekt jego szarży po krawężniku, były rozbieżne, ale ostatecznie stanęło na tym, że najpierw doszło do awarii. Faktem jest, że za sprawą spadającego ciśnienia najpierw posłuszeństwa odmówiło wspomaganie kierownicy, a później przestała funkcjonować skrzynia biegów, zacinając się na czwórce. – Zatrzymaj się, straciłeś hydraulikę. Istnieje ryzyko uszkodzenia jednostki napędowej – usłyszał Anglik przez radio. Przez jakiś czas nie dawał za wygraną, z godną podziwu determinacją usiłując dotrzeć do alei serwisowej.

W akcie desperacji próbował nawet pchać swój samochód, ostatecznie parkując go poza torem. Następnie kucnął przy nim, zdradzając objawy całkowitego zdruzgotania. Nie mogło być inaczej – koniec przygody z czasówką na poziomie Q1 i 14. pozycja startowa nijak nie przystają przecież do aspiracji Anglika. – Jestem trochę zaniepokojony. Nigdy wcześniej nie widziałem u niego takiej mowy ciała. Coś podobnego zdarzyło się na Silverstone, ale tutaj można było dostrzec niedowierzanie – stwierdził Nico Rosberg w rozmowie ze Sky Sports. – Jutro czeka go trudne zadanie.

Walka o życie
To prawda. Lewisowi nie pozostaje jednak nic innego, jak tylko szybko się pozbierać i przekuć porażkę w sukces. A będzie nim podjęcie walki o podium. – Nigdy się nie poddaję. Jutro jest nowy dzień i jak zawsze pojadę tak, jakby zależało od tego moje życie! – podkreślał. Jego największym sprzymierzeńcem będzie naturalnie Bottas, ale Lewis może sobie także swobodnie dobrać strategię, choć zbyt wielkiego pola do popisu tutaj nie ma. Wiele będzie zależało od panującej w Badenii-Wirtembergii temperatury. Jeśli będzie bardzo ciepło, najbardziej logicznym rozwiązaniem wydaje się kombinacja miękkie/pośrednie, choć niekoniecznie akurat w takiej kolejności.

Na koniec jeszcze kilka słów o kłopotach Mercedesa. Wygląda bowiem na to, że w pogoni za osiągami mistrzowie świata zgubili gdzieś niezawodność. Nie są to przecież pierwsze problemy ze specyfikacją 2.1. Najpoważniejszym do tej pory sygnałem, że coś mogło pójść nie tak, były hydrauliczne problemy Bottasa w Austrii. W ich efekcie na Silverstone w jego samochodzie prewencyjnie zmieniono silnik spalinowy, turbosprężarkę, MGU-H i MGU-K (w każdym przypadku był to ostatni przewidziany limitem egzemplarz).

Z komunikatu Mercedesa wynikało, że zdemontowane podzespoły zostaną sprawdzone i być może zostaną jeszcze użyte, trudno jednak spodziewać się, że Fin bez kar przetrwa do końca sezonu. Hamilton na razie znajduje się w lepszej sytuacji i póki co nie ma doniesień, że w jego jednostce napędowej doszło do wymiany jakichś podzespołów, podstawy do obaw w Mercedesie jednak są.

Ach ten Max!
Ferrari i Mercedes mają specjalne tryby kwalifikacyjne, a Red Bull posiada swój dopalacz – Verstappena. Holender co prawda znowu znalazł się w połowie drogi między najlepszą dwójką (zespoły) a liderami grupy pościgowej, lądując na czwartej pozycji, ale znowu popisał się czymś, o czym wszyscy będą czas jakiś dyskutowali.

– Nie wpadłem w depresję. Byłem zadowolony ze swojego okrążenia, ale wiedziałem, że w kwalifikacjach nie mamy szans. Na ostatnim kółku pierwszy zakręt przejechałem pełnym gazem. To było dobre. Nie sądzę, żeby ktokolwiek jechał tam wczoraj na pełen gaz – stwierdził Max. Ten to potrafi podgrzać atmosferę.

A dzisiaj? Verstappen spodziewa się, że w wyścigu jego szanse na nawiązanie walki ze startującą przed nim trójką będą większe. – Łatwo nie będzie, chociaż nie jest przecież wykluczone. Potrzebuję jednak trochę szczęścia, jak w 2016 roku – oznajmił triumfator z Austrii, zajmujący na progu połowy mistrzostw świata szóstą pozycję w generalce.

Zdecydowanie więcej do roboty będzie miał dzisiaj Daniel Ricciardo, w którego RB14 przed weekendem założono nowe MGU-K, system magazynowania energii i elektronikę sterującą. Australijczyk nie traci jednak rezonu i zapowiada pościg z końca stawki. Z rywalizacji z Hamiltonem, na którą ostrzył sobie Dan pazury chyba nic jednak nie wyjdzie. – Wygląda na to, że Lewis i ja startujemy z końca stawki, więc szykuje się przedni spektakl. Zobaczymy, któremu z nas szybciej uda się przebić przez stawkę – zastanawiał się wczoraj Ricciardo, planując walkę o punkty.

Siła Ferrari
O sile Ferrari świadczą rezultaty nie tylko ekipy fabrycznej, ale także zespołów klienckich włoskiej marki. W najlepszej dziesiątce wczorajszych kwalifikacji znalazło się aż pięć aut napędzanych silnikami z Maranello. W Q3 zabrakło jedynie Marcusa Ericssona, który przy okazji nie omieszkał zaliczyć piruetu i lądowania w żwirze.

Podczas kwalifikacji znakomicie spisało się Ferrari B, jak określa ekipę Haasa m.in. Fernando Alonso. – Siłą naszego auta są szybkie zakręty, a tutaj jest ich kilka – cieszył się piątym czasem Magnussen, dla którego były to najlepsze kwalifikacje od momentu dołączenia do amerykańskiego zespołu. Romain Grosjean popełnił błąd w pierwszym zakręcie i przegrał z Duńczykiem o 0,3 sekundy, sięgając po szósty rezultat. – Wszedłem zbyt szeroko w pierwszy zakręt – tłumaczył Francuz.

Amerykańska ekipa bardzo potrzebuje punktów, tak istotnych w kontekście rywalizacji z zespołem Renault o czwarte miejsce w mistrzostwach świata. Po tym co wydarzyło się na Silverstone najbliższe sąsiedztwo Kevina i Romaina musi jednak wywoływać u Günthera Steinera przyspieszone bicie serca. Prawdę mówiąc to wstyd, że dysponując czwartym najszybszym samochodem w stawce, zamiast z satysfakcją przeliczać punkty, szef Haasa musi drżeć o to, czy jego kierowcy (ze wskazaniem na Romaina) znowu czegoś nie zmalują.

Na celowniku
Po wyścigu na Silverstone ekipa Renault zwiększyła przewagę nad Haasem do 21 punktów. Dzisiaj bardziej realnym zadaniem będzie jednak ograniczanie strat. Po pierwsze dlatego, że Nico Hülkenberg (P7) i Carlos Sainz (P8) startują za swoimi bezpośrednimi rywalami, a po drugie – i ważniejsze – potencjał Renault na torze Hockenheim jest po prostu skromniejszy. Tak to przynajmniej wygląda na papierze, rzeczywistość lubi jednak płatać figle, więc nie jest powiedziane, że walka z Haasem przyniesie jakiś odmienny skutek.

Celownik na kierowcach Renault ustawi dzisiaj także Charles Leclerc, którego wizyty w Q3 powoli stają się normą, w czym zasługa nie tylko talentu 20-latka, ale również coraz szybszego – głównie za sprawą silnika Ferrari – samochodu. Tym jednak razem Sauber sprawiał pewne problemy, które mogły kosztować Leclerca nawet try pozycje. – Gdy wciskałem hamulce, ściągało mnie w prawo. Przejechanie szybkiego okrążenia nie było łatwe – przyznawał Charles, któremu do Grosjeana zabrakło jedynie 0,173 sekundy.

Światełko w tunelu
Postępy wykonał zespół Williams, czego najlepszym dowodem był dwunasty czas Siergieja Sirotkina w czasówce na Hockenheim. Po wpadce na Silverstone (jak zdradził Paddy Lowe, tylne skrzydło w żaden sposób nie chciało po zamknięciu DRS-u współpracować z podłogą i dyfuzorem), stajnia z Grove wróciła do starszej wersji podłogi i dyfuzora. Do Niemiec przywieziono za to m.in. nowe przednie skrzydło, którego celem była poprawa balansu FW41. Wygląd na to, że zmiana zażarła, przynajmniej w przypadku Rosjanina (jego kanadyjski kolega był szybszy tylko od Stoffela Vandoorne’a), który zapewnił Williamsowi najlepszy wynik w kwalifikacjach od jedenastej pozycji Lance’a Strolla z Azerbejdżanu.

Czyżby w tym długim, ciemnym tunelu wreszcie pojawiło się jakieś światełko? – Nie powiem, że wykonaliśmy jakiś gigantyczny skok jakościowy, ale zrobiliśmy krok we właściwą stronę – podkreślał Paddy Lowe. Znakomicie, w takim razie zaciskamy kciuki i czekamy na jakieś punkty. Nie mówię, że już w Niemczech, ale przynajmniej po wakacyjnej przerwie.

Przybity Stoffel
Nie tylko Hamilton przeżywał wczoraj koszmar. Równie traumatyczne doświadczenia stały się także udziałem Vandoorne’a. Na Silverstone „samochód, którego nie dało się prowadzić”, przedwczoraj „najgorszy piątek”, wczoraj „kompletne rozczarowanie” najsłabszym czasem kwalifikacji.

– Nie zapomniałem, jak się jeździ samochodem F1. Problem pojawił się po uderzeniu podłogą o ziemię na Silverstone. Zmieniliśmy mnóstwo części, ale to nic nie daje – zdradzał kompletnie zdruzgotany Belg. W obronę swojego młodszego kolegę postanowił wziąć sam Fernando Alonso. – Wyraźnie widać, że jest problem z osiągami w samochodzie Stoffela. Z danych jasno wynika, że auto generuje mniej docisku niż normalnie. Stoffel robi co może – podkreślił Hiszpan. Nie jest wykluczone, że jedynym wyjściem z tej patowej sytuacji będzie zmiana całego nadwozia.

A co do Alonso, dwukrotny mistrz świata zakończył sobotę z jedenastym rezultatem, pozwalającym mu wybrać opony na pierwszą część wyścigu. Celem Fernando są oczywiście punkty, ale jeśli nie uda mu się dobrze wystartować, może być o nie bardzo trudno. W środku stawki jest bowiem naprawdę bardzo ciasno, nie mówiąc już o tym, że ze jego plecami czyhają Lewis i Daniel. Ale kto wie, może trzykrotny triumfator Grand Prix Niemiec coś wykombinuje?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here