Rozpoczynamy na sokolimokiem.com nowy cykl, w którym będziemy pisać o Formule 1 z lekkim przymrużeniem oka. Zamierzamy go publikować w każdy wyścigowy weekend. Zapraszamy do lektury i oczywiście zachęcamy do dyskusji!

Stało się dokładnie tak, jak podejrzewałem. Największą gwiazdą kwalifikacji na Silverstone okazał się Anglik – no dobra, może nie Anglik, tylko angielska pogoda. Zawsze coś. Miejscowi kibice mogą zacierać ręce, bo w końcu wszystko zostało w domu. A to, że warunki panujące w decydującym momencie czasówki najgorzej „przeczytał” Anglik, w dodatku najczęściej typowany do zwycięstwa, czyli Lewis Hamilton, pozostaje zwyczajnie wrzucić w koszty.

I tak pole position padło łupem skazywanego na pożarcie w jaskini lwa Nico Rosberga. Wygląda na to, że w przypadku blondyna o urodzie zbliżonej do pewnego hollywoodzkiego aktora świetnie sprawdza się mentalność znana niemieckim piłkarzom – gramy (jedziemy) do końca, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Lewis kompletnie zlekceważył tę oczywistą prawdę i przyszło mu za to słono zapłacić. Rachunek nie jest jeszcze zamknięty, ale jutro Hamilton będzie się musiał ostro napocić.

Jak się okazało, Rosberg też nie brał przykładu z niemieckich piłkarzy, lecz z pewnego amerykańskiego sportowca. – Michael Jordan powiedział kiedyś, że pudłujesz 100 procent rzutów, na które się nie zdecydowałeś (w rzeczywistości autorem cytatu jest Wayne Gretzky – Filip, dzięki za podpowiedź). W związku z tym powiedziałem ekipie, że jeśli wyjadę na tor szanse na pole position będą niewielkie, ale jeżeli zostanę w garażu, to będą równie zeru – zdradził Nico receptę na angielską pogodę i swojego angielskiego kolegę.

Dobra, wystarczy o „srebrnych”, teraz na tapetę idą „czerwoni”. Do tego, że Ferrari nie potrafi zbudować konkurencyjnego samochodu, zdążyliśmy się już przyzwyczaić (ile to już wody w Tybrze upłynęło od 2008 roku?), ale to, co Scuderia zafundowała swoim kierowcom podczas dzisiejszych kwalifikacji, woła po prostu o pomstę do nieba. Domyślam się, że 19. i 20. rezultat w czasówce (przed uwzględnieniem kar) nie stanowi szczytu marzeń dla dwóch mistrzów świata, reprezentujących barwy najbardziej utytułowanej ekipy w dziejach F1. Po tym spektakularnym sukcesie Fernando Alonso głośno napomknął coś o procedurach, ale w głębi duszy krzyknął pewnie „bravissimo”! Marnym pocieszeniem jest zapewne to, że kierowcy Ferrari odpadli w towarzystwie kierowców innej legendarnej stajni – Williamsa.

Szefujący Scuderii Marco Mattiacci zapowiada, że Alonso i Räikkönen pozostaną w składzie jego zespołu w 2015 roku. No cóż… chyba nie mają wyjścia, bo to, że poziom frustracji Fernando dawno przekroczył już wszelkie możliwe normy, stanowi tajemnicę poliszynela. Najlepiej świadczy o tym niedawna wypowiedź Fernando. – Cieszę się szacunkiem kierowców, szefów i kibiców. Prawdę jednak mówiąc, wolałbym inne rozwiązanie: mniej szacunku, więcej trofeów – przyznał z rozbrajającą szczerością wiecznie dwukrotny mistrz świata.

Sergio Pérez podpadł feministkom! Zapytany przez hiszpańską stację Antena 3 o potencjalną możliwość startów w ekipie z kobietą, Meksykanin zapomniał o politycznej poprawności i zdradził, co mu w duszy gra (kobiety do garów!). Szybko został sprowadzony na ziemię i pospieszył z przeprosinami, z lepszym skutkiem niż w czasówce. – Chcę podkreślić, że nie miałem zamiaru nikogo obrażać, a moja wypowiedź nie odzwierciedlała postawy macho – zapewnił Sergio. Aż świerzbi język, żeby zapytać, jak zniosła to jego męskość…

Renault traci klientów. Z puli francuskiego producenta wykruszył się właśnie zespół Lotusa, który zdecydował, że od 2015 roku przesiada się na silniki Mercedesa. Trudno się dziwić decyzji szefów ekipy z Enstone, w końcu jakieś 50 KM różnicy naprawdę robi różnicę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here