Szięki wygranej na Marina Bay i niepowodzeniu Nico Rosberga Lewis Hamilton odzyskał fotel lidera mistrzostw świata.

Pomimo restrykcji dotyczących komunikacji radiowej, Lewis Hamilton jakoś sobie poradził ze ściganiem po zmroku i sięgnął po zwycięstwo na ulicach „Monako orientu”, choć sprawę niewątpliwie ułatwił mu pech Nico Rosberga. Dzięki temu Anglik zmienił 22-punktową stratę w 3-punktową przewagę w generalce. Sprawa tytułu jest oczywiście szeroko otwarta, ponieważ do zdobycia ciągle pozostaje 150 oczek. Biorąc pod uwagę matematykę, w grze pozostaje jeszcze sześciu zawodników, jednak trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś (przykładowo Daniel Ricciardo) sprzątnął kierowcom Mercedesa tytuł sprzed nosa.

Wstrząśnięty, nie mieszany?
Co prawda Hamilton nigdy nie wspominał, że marzy mu się rola agenta 007 Jej Królewskiej Mości, ale podczas kwalifikacji w Singapurze jakoś samo tak wyszło. Dokładnie taką różnicą Anglik wygrał z Rosbergiem walkę o pole position (mowa oczywiście o tysięcznych częściach sekundy). Podobno przez cały sobotni wieczór 29-latek przedstawiał się: nazywam się Hamilton, Lewis Hamilton. Jeśli wierzyć plotkom, w niedzielę poszedł jeszcze dalej i w trakcie wyścigu mamrotał coś o licencji na zabijanie, srebrnym supersamochodzie oraz podśpiewywał „Świat to za mało” (dla niego i Nico, rzecz jasna), a przed ceremonią na podium próbował wbić się w idealnie skrojony garnitur i zażądał martini z wódką, wstrząśnięte, nie mieszane! Zamiast szampana, oczywiście.

Pokonany przez gremliny
W przypadku Nico Rosberga weekend w Singapurze zakończył się najgorzej jak mógł – Hamilton wygrał, a on wyjechał z pustymi rękoma. Niemca dopadły na Marina Bay gremliny, które zagnieździły się w wiązce przewodów elektrycznych biegnących wewnątrz kolumny kierowniczej jego „Srebrnej Strzały”. Problemy ujawniły się jeszcze przed startem, wobec czego Nico został przepchnięty do alei serwisowej. Interwencja inżynierów niczego nie zmieniła i Niemiec ruszył do walki bez gadżetów w postaci ERS-u, DRS-u, za to z szalejącą elektroniką zmiany biegów. Podczas pit stopu zespół podjął próbę reanimacji samochodu #6, lecz nie przyniosła ona rezultatu i po trzynastu okrążeniach Rosbergowi nie pozostało nic innego, jak tylko rzucić ręcznik.

Adrenalina do końca
Pomimo kłopotów Rosberga zwycięstwo nie przyszło Hamiltonowi łatwo – nie tylko dlatego, że cała zabawa trwała ponad dwie godziny. Podwyższony poziom adrenaliny w drugiej części wyścigu zafundowali wszystkim Adrian Sutil i Sergio Pérez, po których kolizji do akcji wysłano samochód bezpieczeństwa. To sprawiło, że Lewis stracił swoją komfortową przewagę i w końcówce był zmuszony wcisnąć gaz do dechy. Chodziło o odskoczenie Sebastianowi Vettelowi na 27 sekund w trakcie 15 okrążeń, żeby zyskać czas na wizytę w alei serwisowej. Do realizacji planu zabrakło około dwóch sekund i po pit stopie Anglik znalazł się za Niemcem, nie zwlekał jednak zbyt długo z połknięciem Seba, kompletując siódmą (007) wygraną w sezonie. Normalnie, James Bond.

Pozostał fair
Swoją drogą nie wiem, czy ktokolwiek miałby do Vettela pretensje, gdyby zamknął przed Lewisem drzwi w zakręcie numer 6. Tym razem się udało, bo Niemiec zaglądał w lusterka i popisał się refleksem, w odpowiednim momencie zdejmując nogę z gazu, ale tego rodzaju zniecierpliwienie może Hamiltona kiedyś zgubić. – Luka była ciasna i być może powinienem był wyprzedzić go w innym miejscu, ale na szczęście Seb pozostał fair – przyznawał potem Lewis. Rosberg pewnie już widział oczyma wyobraźni utarty nos swojego angielskiego kolegi.

Przerwana seria
Malujące się na twarzy Sebastiana Vettela podczas ceremonii na podium uczucie wielkiej ulgi to bezcenny widok. Niemiec co prawda z łatwością oddał w końcówce wyścigu prowadzenie ścigającemu go na świeżych oponach Hamiltonowi (prawdę mówiąc w tym starciu nie miał najmniejszych szans), ale i tak miał powody do zachwytu. Wreszcie udało mu się bowiem przystopować regularnie pogrążającego go wizerunkowo Daniela Ricciardo. To nic, że w samochodzie Australijczyka występowały niedobory mocy, wynikające z kłopotów z hybrydą. Wynik poszedł w świat!

Brak synchronizacji
W sześciu pierwszych wyścigach na Marina Bay Fernando Alonso aż pięciokrotnie sięgał po podium (dwa zwycięstwa), tym razem musiała mu jednak wystarczyć czwarta lokata. Można to uznać za sukces, ponieważ F14T odstaje od topowych konstrukcji (szczególnie od Mercedesa). Przy odrobinie szczęścia, Hiszpan mógł nawet wskoczyć na pudło, lecz na przeszkodzie stanął brak synchronizacji z samochodem bezpieczeństwa. Może byłoby lepiej, gdyby w drugim Ferrari zasiadał syn jednego z mistrzów świata, ale w aktualnej sytuacji Alonso dalej pozostaje robienie dobrej miny do złej gry.

Cholerny silnik
Przykro patrzeć na to, co w tym sezonie dzieje się z zespołem Lotusa. Zamiatanie ogonów w przypadku ekipy, która rok wcześniej grała główne role, jest naprawdę frustrujące. Trudno w takiej sytuacji dziwić się, że po kolejnej porcji upokorzeń Romain Grosjean szalał w bezsilnej złości. – Nie mogę w to uwierzyć. Cholerny silnik! Ryzykujemy przyrodzeniem dla czegoś takiego? – grzmiał przez radio podczas kwalifikacji Francuz. Dobrze, że pod ręką nie miał akurat żadnej z osób odpowiedzialnych za silnik Renault, bo mogłaby polać się krew.

Na babcię
Recepta na piąte miejsce według Felipe Massy? Proszę bardzo: – Początkowo, gdy powiedzieli, że jedziemy na dwa pit stopy, uznałem, iż to żart. Nie sądziłem, że opony wytrzymają do końca. Wydawało mi się to niemożliwe, ale całkowicie zmieniłem swój styl i jechałem jak (własna?) babcia! – wyjaśniał po wyścigu Brazylijczyk. Nie chciałbym być posądzony o jakiekolwiek uprzedzenia, ale byłoby wspaniale, gdyby wszystkie babcie tak prowadziły swoje samochody!

Złote chłopaki
Zakończę nietypowo, gdyż porzucę na chwilę naszą ukochaną Formulę 1, ale sami przyznacie, że Polacy nie codziennie zdobywają mistrzostwo świata. Naszym złotym chłopakom (włącznie z trenerem) należą się owacje na stojąco za piękną grę, wielką klasę, niewiarygodny sukces i zaraźliwą umiejętność wyrażania swojej radości. Panowie, czapki z głów!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here