2018 Brazilian Grand Prix, Saturday - Wolfgang Wilhelm

Kwalifikacje na torze Interlagos przyniosły spore emocje i trochę kontrowersji zarówno z udziałem pięciokrotnego, jak i czterokrotnego mistrza świata. Pojedynek o pole position zakończył się sukcesem Lewisa Hamiltona, który zapewnił Mercedesowi setne pole position w F1. Sebastian Vettel przegrał walkę różnicą 0,093 sekundy, ale przed wyścigiem może zachowywać optymizm, ponieważ wydaje się, że posiada nad Anglikiem minimalną strategiczną przewagę w postaci twardszej mieszanki na pierwszą część zmagań. Czy to wystarczy, żeby wygrać w São Paulo i odłożyć koronację Mercedesa do rundy w Abu Zabi?

Wystrychnięci na dudka? 
– Startujemy na innych oponach, co może mieć pewne znaczenie – stwierdził po czasówce 31-letni Niemiec. Słupki termometrów mają dzisiaj powędrować w górę, więc jeśli chodzi o strategię z jednym pit stopem, twardsza mieszanka zapewnia większy komfort. Tyle tylko, że według Pirelli niewiele wolniejsza będzie taktyka oparta o dwie wizyty w alei serwisowej. Za kilka godzin ostatecznie przekonamy się, kto tu kogo wystrychnął na dudka. – Różnica w mieszankach występuje, ale nie jest ona szczególnie wielka. Będzie ciekawie – przyznał Hamilton i przypomniał, że Ferrari słynie w tym sezonie ze znakomitych startów.

Wczoraj zanosiło na to, że Ferrari – mówiąc kolokwialnie – zmiażdży konkurencję. Sebastian Vettel i Kimi Räikkönen awansowali bowiem do decydującej części kwalifikacji na miękkiej (twardszej) mieszance. W szeregi srebrnych i granatowych wdarło się lekkie zaskoczenie, ponieważ ich kierowcy zdążyli zaliczyć kółka na supermiękkich oponach. Próby poprawy rezultatów z twardszą mieszanką spełzły na niczym, ponieważ delikatny deszczyk zmienił panujące na Interlagos warunki gry.

Upiekło się
Dobry nastrój czterokrotnego mistrza świata i ekipy Ferrari zmąciła oczywiście kontrowersyjna (pod względem wyczucia czasu) sytuacja z wezwaniem Vettela na ważenie w dosyć newralgicznym momencie Q2. Zaproszenie na wagę nadeszło, gdy Sebastian zjeżdżał na zmianę opon supermiękkich na miękkie, a nad torem wisiały ciężkie chmury, z których w każdej chwili mogło zacząć padać. Sytuacja zrobiła się nerwowa, bo Vettel nie zatrzymał się przed pachołkiem i zamiast zgasić silnik, samodzielnie wjechał na wagę i nerwowo gestykulując, popędzał sędziów. Następnie zjechał z płytek pomiarowych, uszkadzając je. – To nie fair, gdy panują zmienne warunki. Chciałem tylko, żeby się pospieszyli – tłumaczył się Vettel z incydentu, który sprowadził go na sędziowski dywanik.

Nie licząc tego, że Sebastian zjechał na stanowisko, zlekceważenie przez niego procedur było oczywiste. Sędziowie techniczni mają naturalnie prawo wezwać kierowcę w dowolnym momencie sesji, trudno jednak zaprzeczyć, że nie był to najszczęśliwszy moment. Panowie nie spieszyli się zanadto, a nad torem przetaczały się czarne chmury. Pytanie, co by się stało, gdyby spadł deszcz i Seb nie zdołałby przejechać okrążenia na suchym torze? Wprawdzie w mistrzostwach świata kierowców sprawa jest już jasna, ale przecież nierozstrzygnięta pozostaje kwestia tytułu wśród konstruktorów. Nie sądzę, by ktokolwiek czuł się komfortowo, gdyby procedura w jakikolwiek sposób wpłynęła na losy tych zmagań. Byłoby dobrze, gdy wnioski z tej lekcji wyciągnął nie tylko Vettel (któremu się upiekło, bo tak należy ocenić reprymendę i 25 tysięcy euro kary), ale również FIA. Nie chodzi nawet o zmianę procedur, lecz bardziej rozsądne ich stosowanie.

Brak szacunku
Kontrowersje w Q2 towarzyszyły także pięciokrotnemu mistrzowi świata. Robiąc sobie miejsce przed szybkim okrążeniem Hamilton niemal wpadł pod koła Siergieja Sirotkina, a chwilę wcześniej przyprawił o szybsze bicie serca także Räikkönena. Znacznie więcej emocji wzbudził incydent z kierowcą Williamsa.

Lewis i Siergiej przygotowywali się do szybkich okrążeń. Na wyjściu z Mergulho zajmujący wyścigową linię jazdy Anglik dostrzegł w lusterku pędzący samochód. Natychmiast uciekł w lewo, ale gdy zobaczył, że Rosjanin robi to samo, zmienił kierunek, robiąc mu miejsce. Na szczęście skończyło się tylko na strachu, choć sytuacja mogła zjeżyć włosy na głowie. Po wszystkim Hamilton zarzucił Sirotkinowi „brak szacunku” i argumentował, że trudno mu zrozumieć motywy jego działania.

– Byliśmy na kółku wyjazdowym. Robiłem sobie miejsce, gdy zauważyłem szybko jadący samochód. Pomyślałem: „Mój Boże, czy ktoś jedzie na czas?”, Zjechałem w lewo, on [Sirotkin] też. Ale on nie był na szybkim kółku, więc nie wiem, co właściwie sobie myślał? To był manewr pozbawiony szacunku. Niebezpieczny dla nas obu. Do tego zupełnie niepotrzebny – tyle Anglik, który z „brakiem szacunku” jest mocno zakolegowany.

Co na to Rosjanin, który w związku z niespodziewanym awansem do Q2 został wyposażony przez zespół Williamsa w używany zestaw supermiękkiego ogumienia? – Naciskałem przez całe okrążenie. Na kółku wyjazdowym nie jest to zwykła sytuacja, ale musiałem tak zrobić. Między nami była ogromna różnica prędkości, więc kolizja była o krok. Nie uważam jednak, że Lewis zrobił coś złego. Brak szacunku? Niewielu jest kierowców, którzy podobnie jak ja okazują innym, zwłaszcza tym najlepszym szacunek. Nie mogłem zwolnić, nawet jeśli moje tempo nie byłoby wystarczające [by awansować] – przekonywał Sirotkin.

Wnioski możecie wyciągnąć sami, uwzględniając wypowiedzi obu panów, a także to, że Anglik toczył się wolno, zajmując linię wyścigową, podczas gdy jego zespół nie poinformował go i zbliżającym się Siergieju, który znalazł się – owszem – w dość niecodziennej dla niego sytuacji (obecność w Q2 i używane opony), ale wiedział, w jaki sposób musi przygotować szybkie okrążenie.

Hamilton dopiero w niedzielę, kilka godzin przed wyścigiem, wycofał się ze słów o braku szacunku. Przyznał, że to określenie było błędem i pochwalił Sirotkina za zachowanie w tej podbramkowej sytuacji.

Całe szczęście, że nieporozumienie nie zakończyło się tragedią. Najbardziej w tym wszystkim dziwi mnie jednak fakt, że sędziowie nawet nie zainteresowali się sprawą, prosząc obu panów o złożenie wyjaśnień. Nie chodzi mi tutaj zupełnie o kary, lecz o to, by w świecie odmieniającym pojęcie „bezpieczeństwo” na wszelkie możliwe sposoby, dowiedzieć się z pierwszej ręki, dlaczego doszło do tak groźnej sytuacji. Tym bardziej, że Sirotkin i Kevin Magnussen otrzymali później reprymendy za zbyt wolne tempo podczas okrążeń zjazdowych.

Z Senną na kasku
Od strony sportowej żadnych kontrowersji nie było. W decydującym podejściu Hamilton wykręcił 1.07,281 i pokonał Vettela, który na ostatnim kółku znowu przeszarżował (w środkowym sektorze) i przegrał walkę o pole position o 0,093 sekundy. Nie bez wpływu na wynik Hamiltona miało to, że od piątku udało się poprawić balans jego W09. Ponieważ Ferrari nadal twardo obstaje przy stanowisku, że otwory w tylnych felgach Srebrnych Strzał są nielegalne, na wszelki wypadek znowu zostały one zakryte.

– Cóż to była za sesja – z pogodą w kratkę. Było bardzo ciasno, ale przejechałem wyjątkowe okrążenie, nie popełniając błędu – cieszył się Anglik, demonstrując publiczności tył swojego kasku, przemalowany w barwy, z którymi ścigał się Ayrton Senna. Dzisiaj celem pięciokrotnego mistrza świata będzie postawienie kropki nad i w klasyfikacji konstruktorów. Mercedesowi do pełni szczęścia wystarczy sytuacja, w której nie straci do Ferrari więcej niż 12 punktów. Łatwe? Na papierze tak.

Najgroźniejszemu rywalowi Lewisa nie udało się złożyć w Q3 bezbłędnego okrążenia. Na pierwszym za szeroko pojechał w czwórce, natomiast na drugim przeszarżował w ósemce. – Zabawa była przednia. W trakcie drugiego okrążenia zblokowałem koło w Zakręcie 8. Było bardzo blisko, ale chciałem trochę za dużo – wyjaśniał czterokrotny mistrz świata, któremu od Hockenheim jakoś nie jest po drodze z pole position. Dzisiaj szansa na rehabilitację. W piątek kierowcy Ferrari zmagali się z przegrzewaniem tylnej osi, ale dzięki sztuczce z Q2 mogą ominąć supermiękką mieszankę. Niedziela ma być cieplejsza, choć nad São Paulo trzeba cały czas monitorować. Szanse na deszcz w czasie wyścigu sięgają 50%, nie jest zatem wykluczone, że kierowcy będą musieli się zmierzyć z całkiem innym wyzwaniem.

Finowie i Max
Drugą linię startową utworzą walczący o trzecią pozycję w generalce Finowie. Wczoraj lepszy okazał się Valtteri Bottas, twierdząc że „pole position było w jego zasięgu”, ale mający w zapasie 9 oczek Räikkönen z pewnością tanio skóry nie sprzeda. Dzisiejsze rozdanie może okazać się w tej rywalizacji bardzo ważne, także dla Maksa Verstappena.

Z jednej strony 21-latek traci do „Icemana” aż 20 punktów, w dodatku Interlagos nie stanowi dla ekipy Red Bulla najbardziej przyjaznego środowiska, ale warto pamiętać o tym, że po wakacyjnej przerwie bardziej skuteczny od Maksa był jedynie Lewis Hamilton. Przekreślanie jego szans byłoby zatem, delikatnie mówiąc, przedwczesne, choć wczoraj triumfator z Meksyku musiał się zadowolić piątą pozycją.

Na znacznie niżej położonym torze Interlagos atuty RB14 zostały stłamszone morderczą dla silników Renault wspinaczką po najdłuższej prostej. W wewnętrznej rywalizacji Max (1.07,778) okazał się o dwie tysięczne sekundy szybszy od Daniela Ricciardo.

– To było dzisiaj maksimum. Balans nie był perfekcyjny, zmagałem się z kiepską przyczepnością przedniej osi. W wyścigu ustawienia powinny sprawdzić się jednak lepiej. Ma być cieplej, co oznacza większe wzywanie dla tylnych opon, a nam taki scenariusz odpowiada bardziej niż innym – podkreślił Holender, mając na myśli fakt, że jego RB14 łagodniej niż maszyny rywali obchodzi się z oponami. Szanse na podium? – Suchy wyścig będzie dla nas trudny, na naszą korzyść może zadziałać deszcz – dodał znacząco Verstappen, który w mokrym wyścigu na Interlagos w 2016 roku zdaniem Toto Wolffa „przedefiniował zasady fizyki”.

Gry zespołowe 
Jego australijski kolega niezmiennie ma mniej powodów do zadowolenia. W związku z wymianą uszkodzonej w wyniku interwencji strażackiej w Meksyku turbosprężarki, na starcie Ricciardo zostanie cofnięty o pięć lokat. Wydaje się, że Red Bull mógł rozegrać kwalifikacje trochę inaczej. Gdyby bowiem panowie zakończyli sesję w odwrotnej kolejności (co dla pozycji Maksa nie miałoby żadnego znaczenia), Dan rozpocząłby rywalizację nie z jedenastej, lecz dziesiątej pozycji. Niby niewiele, a jednak mówi nam to coś o grze zespołowej.

– Idealne na start byłby miękkie opony, ale nasz samochód jest łagodny dla ogumienia. Być może odmienna strategia zaowocuje dwiema wizytami w alei serwisowej. Przebijanie się przez stawkę nie jest mi tutaj obce. Znam kilka miejsc do wyprzedzania, więc cokolwiek się zdarzy, liczę na dobrą zabawę – powiedział Australijczyk, którego najlepszym osiągnięciem z São Paulo pozostaje szósta lokata sprzed roku. Jest zatem co poprawiać i o czym myśleć. O ile – rzecz jasna – jego planów nie pokrzyżuje „przeklęty” RB14 z #3.

Niezłomny Charles
Spośród kierowców korzystających z silników Ferrari w najlepszej dziesiątce kwalifikacji na Interlagos zabrakło jedynie Kevina Magnussena (P11), który za sprawą kary dla Ricciardo zyska jedną pozycję na starcie. Moc włoskich jednostek napędowych zrobiła swoje na prowadzącej pod górę prostej. Najciekawsze jest jednak to, że najlepszym z reszty nie okazał się ani Charles Leclerc, ani Romain Grosjean, lecz Marcus Ericsson. Żegnający się posadą regularnego kierowcy Szwed zaliczył czasówkę życia, popisując się siódmym czasem (1.08,296). W związku z karą Daniela walkę o punkty Marcus rozpocznie z szóstej pozycji.

Oczko niżej ustawi się jego młodszy kolega, który w Q2 zademonstrował, dlaczego warto z wypiekami na twarzy czekać na jego debiut w ekipie Ferrari (wiemy już, że jednym z ludzi po jego stronie garażu będzie rutynowany Jock Clear). Mimo pogarszających się warunków i zaproszenia do alei serwisowej, 21-latek pozostał na torze i poprawił swój czas, zapewniając sobie awans do decydującej części kwalifikacji. – Nikt nie wierzył, że to się uda, ale ja nigdy się nie poddaję, dlatego chciałem spróbować. To było naprawdę znakomite okrążenie – cieszył się Leclerc, ściągając na siebie uwagę całej F1.

Mocny finisz
Świetny występ Saubera jest bardzo ważny w kontekście walki ze Scuderią Toro Rosso w klasyfikacji konstruktorów. Trzy punkty różnicy to niewiele i choć ekipa Franza Tosta ma w dziesiątce tylko Pierre’a Gasly’ego, możemy się spodziewać walki do końca sezonu.

Czy ekipa z Hinwil może jeszcze myśleć o złapaniu zajmujących siódmą pozycję w generalce „różowych panter”? Jedenaście punktów przewagi to sporo, więc byłaby to nie lada sensacja, gdyby kierowany przez Freda Vasseura zespół na finiszu ograł Force India.

Inne priorytety
Aby pokrzyżować Sauberowi szyki, Sergio Pérez i Esteban Ocon muszą dziś spisać się lepiej niż w sobotę. Podczas kwalifikacji obaj panowie utknęli w Q2, sięgając po dwunasty i trzynasty wynik. – Zmiany w ustawieniach poczynione pomiędzy treningiem a kwalifikacjami nie zadziałały na naszą korzyść – wyjaśniał Francuz, a jego meksykański kolega obiecał, że w wyścigu Force India „pokaże lepsze tempo”.

Oconowi trudniej będzie odrobić straty, bo z powodu przedwczesnej wymiany skrzyni biegów czeka go start z P18 – za Fernando Alonso, który znużony Formułą 1 poczyni w przyszłym sezonie drugie podejście do wygrania Indianapolis 500, a tym samym złożenia potrójnej korony sportów motorowych (dwie jej składowe – triumf w Monako i wygraną w 24h Le Mans – już ma). No cóż, dwukrotny mistrz świata od dłuższego czasu ma już zupełnie inne priorytety.

Czary-mary
Mimo kiepskich kwalifikacji, ekipa Renault może być już raczej spokojna o czwarte miejsce w mistrzostwach świata konstruktorów. Niczego nie można jeszcze wykluczać, lecz 30-punktowa przewaga nad Haasem zapewnia spory komfort. Nico Hülkenberg przyznał, że „w zmieniających się warunkach trudno było mu ocenić poziom przyczepności”, ale główną przyczyną czternastego czasu (zyska pozycję kosztem Ocona) było słabe tempo modelu R.S.18 na pojedynczym okrążeniu. Carlos Sainz nie wszedł nawet do Q2. Hiszpan pocieszał się jednak, że w wyścigu Renault „powinno być bardziej konkurencyjne”.

W przypadku Hülkenberga gra toczy się także o siódmą lokatę w klasyfikacji indywidualnej. Po dwóch z rzędu siódmych pozycjach Nico (69) wyprzedza Péreza o 12 punktów, więc pozbawienie go miana lidera drugiej ligi nie będzie bułką z masłem. Pod uwagę warto wziąć tutaj jeszcze Magnussena (53), który ostatnio nie miał najlepszej passy, ale może zdoła jeszcze coś wyczarować? Ręka w górę, kto wierzy w taki scenariusz.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here