– Ostatnie okrążenie Daniela było genialne. Wyciągnięte niczym królik z kapelusza. Skąd on je wytrzasnął? To było doskonałe – komplementował Daniela Ricciardo Christian Horner, ciesząc się z pierwszego od pięciu lat kwalifikacyjnego dubletu swojej ekipy. Max Verstappen, uskarżający się na gigantyczne problemy związane z blokującymi się podczas redukcji tylnymi kołami, przegrał walkę o pole position różnicą 26 tysięcznych sekundy.

Trzecią lokatę wywalczył Lewis Hamilton i jeśli na mecie zjawi się nie niżej niż na siódmej pozycji, to bez względu na wynik Sebastiana Vettela, zapewni sobie piąty tytuł mistrza świata.

Bez rekordu
Red Bull najlepiej poradził sobie ze specyficznymi warunkami panującymi na torze w stolicy Meksyku. W mocno rozrzedzonym powietrzu deficyt silnikowy stracił nieco na znaczeniu, w walce ze srebrnymi i czerwonymi pomogły natomiast aerodynamiczne i mechaniczne zalety modelu RB14. Dzięki temu walka o pole position stała się wewnętrzna rozgrywką ekipy z pędzącym bykiem w logotypie. Za głównego faworyta uchodził Verstappen, który nie tylko błyszczał podczas treningów, ale w trakcie pierwszego przejazdu w Q3 najwyżej zawiesił poprzeczkę (1.14,785).

Ricciardo czaił się do samego końca, wyciskając na ostatnim okrążeniu 1.14,759 i pozbawiając Verstappena złudzeń oraz rekordowego pole position. Gdyby 21-latek wygrał wczorajsze kwalifikacje, zostałby najmłodszym zdobywczą pole position w dziejach F1, bijąc osiągnięcie Vettela. Na decydującym kółku przeszkadzały mu nie tylko blokujące się koła, ale także dwaj wolno jadący rywale.

Nie tylko Max
– Całe kwalifikacje były do niczego. Miałem takie same problemy, jak w drugim treningu. Gdy zdejmowałem nogę z gazu i redukowałem biegi, blokowały się tylne koła – mówił Max, tłumacząc się z porażki z Danielem. – W kwalifikacjach nic nie mogliśmy z tym robić, więc musiałem przesunąć balans hamulców na przód, żeby jako tako ustabilizować samochód. W efekcie nie mogłem w pełni atakować – dodał.

Helmut Marko rzucił na wyjaśnienia 21-latka nowy snop światła, podkreślając, że „drugi przejazd Maksa nie był idealny”, a „Daniel lepiej poradził sobie z kłopotliwym tyłem RB14”. – Bez problemów Max byłyby o dwie-trzy dziesiąte szybszy, ale Ricciardo w pełni zasłużył na pole position – stwierdził autorytatywnie Austriak. – Wieczorem Max będzie miał okazję, żeby to przemyśleć. Stracił dzisiaj ostatnią rozsądną okazję do tego, żeby uzupełnić braki w swojej kolekcji i zostać najmłodszym zdobywcą pole position.

Przyczyny kłopotów kierowców Red Bulla tkwią w oprogramowaniu, z którym Renault walczy od Singapuru. Horner wyjaśnił jednak, dlaczego mocniej dotknęły one Verstappena. – Max jeździ trochę jak Vettel. Wjeżdża w zakręt z dużą szybkością i przeszkadza mu, kiedy tył robi dziwne rzeczy. Daniel jeździ z kolei bardziej klasyczną linią, więc lepiej czuje, gdy coś jest nie tak – oznajmił.

Potrzebna synchronizacja
Ricciardo potrzebował tego sukcesu. Czekał na niego od majowej rundy w Monako, cierpliwie znosząc kolejne porażki fundowane mu przez 21-latka. – Wiedziałem, że ta prędkość gdzieś jest. Max demonstrował ją przez cały weekend. Do dziś kwalifikacje wygrywałem tylko w Monako – przyznawał Dany ciesząc się, że w końcu dopisało mu trochę szczęścia i zdołał wyjść z cienia swojego młodszego kolegi. Czy w wyścigu będzie podobnie? Myślę, że Verstappen zrobi absolutnie wszystko, żeby powtórzyć sukces sprzed roku, rewanżując się Australijczykowi i demonstrując swoją wyższość.

Pierwsza linia startowa to oczywiście powód do olbrzymiej radości (w erze hybrydowej dominacja Mercedesa i Ferrari w kwalifikacjach została przerwana jeszcze tylko raz – w 2014 roku, w Austrii przez ekipę Williamsa), ale także pewien ból głowy Red Bulla. Obrazki z Baku w głowach Marko i Hornera ciągle są świeże i skłaniają do refleksji. – Daniel i Max mogą się ścigać pod warunkiem, że będą robić to czysto. Jest jasne, że po starcie musimy zsynchronizować nasze poczynania, ale potrzebujemy czegoś ekstra, żeby obronić się przed Mercedesem i Ferrari. Sprawa zwycięstwa nie rozstrzygnie się w pierwszym zakręcie, kluczowa znaczenie będzie miało zadbanie o opony – podkreślił Horner, a Marko dodał, że „sprawa strategii zostanie poruszona podczas odprawy przed wyścigiem”. – Najważniejsze, żeby nasze pozycje przełożyć na dobre punkty – podkreślił, dając do zrozumienia, że o powtórce z Azerbejdżanu nie może być mowy. – Nikomu nie jest potrzebny atak serca. Najwyżej w ramach świętowania sukcesu – żartobliwie skwitował unoszące się w powietrzu napięcie Ricciardo.

Obawy Wolffa
Dobry start zawsze jest na wagę złota, ale w Meksyku istotną rolę odgrywa bardzo długi dojazd do pierwszego zakrętu, pozwalający na załapanie się w strugę i spróbowanie szczęścia jeszcze na prostej lub w strefie hamowania. Poprzednie lata uczą, że może być tutaj bardzo gorąco. Wystarczy przypomnieć sobie, czym zakończyła się zeszłoroczna walka w konfiguracji trzech pierwszych zakrętów w wykonaniu Maksa, Lewisa i Sebastiana.

– Ustawienie na starcie może zaowocować jakąś masakrą. Na czele znajdują się bowiem najwolniejsze na prostych Red Bulle, za nimi my i Ferrari, szybsze o jakieś 10 km/h. – oświadczył Toto Wolff, artykułując swoje obawy co do pierwszej fazy dzisiejszej rywalizacji.

Newralgiczną rolę odegra zarządzanie oponami, zwłaszcza przednią lewą. Start czołówki na ultramiękkiej mieszance ogranicza ryzyko degradacji, ale Pirelli daje jasno do zrozumienia, że najszybsza strategia będzie oparta o dwa pit stopy. Na papierze nic szczególnego – pierwsza wizyta w alei serwisowej w okolicach 9. okrążenia, a następnie dwa przejazdy po 31 kółek na oponach supermiękkich. I tutaj zaczyna się pewien problem.

Na taką taktykę w czołówce może sobie pozwolić właściwie tylko Verstappen, który posiada dwa komplety (świeżego) ogumienia z czerwonym paskiem. Jego rywale mają po jednym zestawie (też nowym) tego rodzaju opon, więc na finisz pozostanie im założenie ultramiękkiej mieszanki. W takiej wersji drobną przewagę będą mieć Ricciardo, Vettel i Kimi Räikkönen, którzy posiadają w swoim arsenale po świeżym komplecie gum tego typu. W przypadku Lewisa, Maksa i Valtteriego Bottasa w grę wchodzi jedynie używany zestaw.

Warto pamiętać także o tym, że dwa pit stopy dają pewną elastyczność działania, więc niezwykle ważną rolę może odegrać szybkie reagowanie na wszelkie wydarzenia na torze. Kto najlepiej poradzi sobie z tą niełatwą układanką, zobaczymy już za kilka godzin. Zdaniem Hamiltona i Vettela największe szanse na sukces mają Red Bulle.

Zaskoczony i zadowolony
Faworyci stracili w rozrzedzonym meksykańskim powietrzu swój pazur, gorzej niż ekipa Christiana Hornera radząc sobie z panującymi na Autódromo Hermanos Rodríguez warunkami. Piątek na zielonym torze nie poszedł po myśli mistrzów świata. Srebrne Strzały mocno się ślizgały, nadmiernie niszcząc ogumienie, poza tym kłopoty z przegrzewającą się „w kilku obszarach” jednostką napędową, skłoniło ekipę do przykręcenia jej parametrów.

W sobotę było lepiej. Mniej poślizgów, za to więcej szybkości. W czasówce Hamilton wylądował co prawda za Red Bullami, ale przed Vettelem. – Nie spodziewałem się, że znajdę się tak wysoko. To był znakomity dzień, zważywszy na to gdzie byliśmy w piątek – podkreślał, przypominając kłopoty z aerodynamiką, brak przyczepności mechanicznej oraz problemy z przegrzewającą się jednostką napędową. – Pozycja za Red Bullami nie jest zła. Oni byli dzisiaj w swojej lidze. Środkowy sektor w wykonaniu Daniela to było coś pięknego – dodał Lewis, któremu do zdobywcy pole position zabrakło 0,135 sekundy.

Jak Fangio?
Perspektywy na popołudnie rysują się mimo tego znakomicie. W poprzednim sezonie Hamilton właśnie w Meksyku zdobył w Meksyku swój czwarty tytuł. Dzisiaj może zrównać się z Juanem Manuelem Fangio. Dla niego układ nawet z uciekającymi Red Bullami jest korzystny. Anglik nie musi bowiem ani wygrać, ani nawet stawać na podium. Do pełni szczęścia wystarczy mu siódma lokata. I to nawet w sytuacji, w której Vettel sięgnie po zwycięstwo.

Anglik doskonale pamięta zeszłoroczny wyścig w Meksyku. Przyniósł mu on co prawda tytuł, lecz z tyłu głowy Lewis ma również i to, że po kolizji z Vettelem, kapciu i pościgu niesprawnym samochodem była to prawdziwa droga przez mękę.

– W pierwszym zakręcie należy spodziewać się prawdziwej bijatyki. To bardzo cienka linia. Jeśli pojedziesz za wolno, zostaniesz trafiony, jeśli będziesz zbyt agresywny, też możesz wpaść w tarapaty – zaznaczył Hamilton, który potrzebuje dzisiaj nade wszystko spokojnego wyścigu. Cel jest jasny.

Kwestia pierwszego okrążenia
Nie licząc Verstappena, najmniej powodów do zadowolenia miał w sobotę Vettel. Po renesansie formy Ferrari w Stanach Zjednoczonych, Niemiec obiecywał sobie znacznie więcej, przystępując do kwalifikacji na meksykańskim torze. Tymczasem musiał się pocieszyć czwartą lokatą.

– To nie było czyste okrążenie. Straciłem trochę tu, trochę tam. Starałem się ze wszystkich sił. Wiedziałem, że muszę znaleźć dwie dziesiąte sekundy, nie udało się jednak tego zrobić – podkreślał Seb, który świetnie zdaje sobie sprawę, że walka o zwycięstwo nie będzie ani łatwa, ani przyjemna.

– Póki co wykazujemy się największą niezawodnością. Red Bulle są bardzo szybkie i trudno będzie ich pokonać, ale może oni pokonają samych siebie? – zastanawiał się Vettel, prowokując temat Baku i niesławnej kolizji byków. – Postawiliśmy na mniejszy docisk niż inni, więc jesteśmy szybcy na prostych i wolni w zakrętach. Spodziewaliśmy się, że Red Bull będzie szybki. Nie tylko ze względu na aerodynamiczne zalety ich samochodu. Z ich wielkim turbo tracą też mniej mocy – wskazał atuty ekipy Hornera.

Wszyscy pewnie zastanawiają się, czy krytyczny dla Sebastiana nie okaże się znowu początek wyścigu. – Z czwartej pozycji trudno będzie wbić się na prowadzenie, ale kto wie, co się zdarzy – zaznaczył Vettel, dla którego pierwsze okrążenia (lub restarty) nie są ostatnio najszczęśliwsze. Wystarczy wspomnieć to, co wydarzyło się na Monzy, Suzuce czy w Austin. Ale może tym razem Seb nie trafi na „aerodynamiczną dziurę”, nie tylko dlatego, że powietrze w Meksyku i tak jest już mocno rozrzedzone.

Przekładka bez kary
Koledzy kandydatów do tytułu wywalczyli wczoraj miejsca w trzeciej linii. Lepszym z Finów okazał się Bottas, w którego Srebrnej Strzale przed kwalifikacjami przełożono silnik. Po awarii hydrauliki w sobotnim treningu (silnik w drugiej specyfikacji) mechanicy Mercedesa w 1,5 godziny uwinęli się z przekładką, zakładając nowszą wersję, wykorzystywaną przez Bottasa w Teksasie. Gorączkowe prace na ostatnią chwilę zawsze zwiększają stres, ale Valtteri poskładał okrążenie, dające mu piątą lokatę.

– Nie jestem zachwycony, aczkolwiek dziś lepiej radziliśmy sobie z oponami. Poprawiliśmy ustawienia i pracę jednostki napędowej, która na tych wysokościach traci swoje osiągi – przyznał 28-latek, walczący o trzecią pozycję w generalce.

Po sukcesie w Austin przejął ją Räikkönen. Starszy z Finów wyprzedził tam Bottasa i dziś powinien skupić się na tym, żeby nie stracić 4-punktowej przewagi. – Nie było idealnie. W porównaniu z piątkiem samochód zyskał trochę wigoru, lecz i tak miałem problemy z podsterownością – wyznał z kamienną twarzą „Iceman”, zdradzając przy okazji swój plan na niedzielne popołudnie. – Chcę dobrze wystartować i załapać się w strugę rozrzedzonego powietrza. Zobaczymy, co mi to przyniesie – dorzucił.

Kwestia wyczucia
Emocjami pachnie nie tylko w czołówce, ale również w środku stawki. Świetnie spisało się Renault, które jest coraz bliżej zapewnienia sobie czwartej pozycji w generalce. Nico Hülkenberg wyjeździł wczoraj siódmy czas, natomiast Carlos Sainz ósmy. Sęk w tym, że obaj panowie, podobnie jak konkurencja z Saubera, rozpoczną wyścig na hipermiękkich oponach, których żywotność jest znacznie krótsza (pierwszy pit stop może nastąpić już po 5 okrążeniach) niż ultramiękkich.

Nie jest zatem wykluczone, że w tej sytuacji najbardziej skorzystają kierowcy Force India, którzy poświęcili awans do Q3 na rzecz wyboru mieszanek na początek wyścigu. Jedenasta pozycja Estebana Ocona i trzynasta Sergio Péreza wyglądają w kontekście strategicznych szachów zachęcająco. Pytanie tylko, czy panowie zdecydują się na ultramiękkie opony na start, czy raczej pójdą w alternatywne rozwiązanie, zakładając supermiękką mieszankę i przeciągając pierwszy przejazd. Mając na względzie skłonności do trudnego pierwszego okrążenia, stawiam na pierwszy wariant, choć w takiej sytuacji ich plany mogą wziąć w łeb, bo jadący przed nimi rywale także chętnie pozbędą się różowego ogumienia. Czas pokaże, kto miał tutaj rację, czy też więcej wyścigowego wyczucia.

Przejaw frustracji
Zespół Renault musi skoncentrować się dziś na priorytetach, czyli zwiększeniu 22-punktowej przewagi nad Haasem, któremu w Meksyku wiedzie się fatalnie. Ze względu na potężne problemy z chłodzeniem, Romain Grosjean i Kevin Magnussen utknęli na poziomie Q1, co ostatnio przytrafiło się im… rok temu w Meksyku.

– Jest tutaj coś takiego, z czym nie możemy sobie poradzić. Wszyscy mają jednak jakieś problemy, więc nie jestem pewien, czy ściganie się na takich wysokościach ma większy sens – stwierdził Grosjean, tłumacząc kłopoty Haasa i wywołując przy okazji debatę nad tym, ileż można narzekać. Nie lepiej rzucić to wszystko w diabły i ustąpić miejsca tym, którzy z rozkoszą zabiorą się do roboty?

Być może jest to przejaw frustracji związanej z faktem, że mimo świetnego samochodu amerykańskiej ekipie wymyka się z rąk czwarte miejsce w mistrzostwach świata. Romain, Kevin i zespół właśnie przekonują się, jak kosztowne były ich błędy popełnione na przestrzeni sezonu. Melbourne, Baku, Barcelona, Monza, Austin… Nie ma sentymentów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here