Wczoraj Lewis Hamilton wywalczył pole position, dzisiaj stanie przed szansą na jedenaste zwycięstwo w sezonie, a tym samym wyrównanie swojego osiągnięcia z 2014 roku. Chętnych do zwycięstwa w Abu Zabi jest jednak zdecydowanie więcej, bo o takim finiszu marzy rozczarowany sezonem Valtteri Bottas, nie mówiąc już nawet o Sebastianie Vettelu czy bardzo mocnych w poprzednich wyścigach kierowcach Red Bulla. Czy komuś uda się jednak znaleźć receptę na Mercedesa?

Konsternacja
W trakcie kwalifikacji na Yas Marina nie było mocnych na pięciokrotnego mistrza świata i jego Srebrną Strzałę (warto podkreślić, że po trzech wyścigach przerwy ekipa Toto Wolffa wróciła do budzących kontrowersje obręczy, poprawiających odprowadzenie ciepła z tylnych opon). Jasnym sygnałem, co za chwilę się wydarzy, było okrążenie Anglika z początku Q2. Na ultramiękkich oponach Hamilton przejechał bowiem jedno kółko w 1.35,693, wprawiając swoich rywali w lekką konsternację. W podobnych warunkach i na tych samej mieszance drugi w wynikach Bottas tracił do niego aż 0,699 sekundy. Pod koniec sesji Sebastian Vettel zmniejszył dystans do 0,652 sekundy, natomiast Max Verstappen urwał kolejne dwie dziesiąte, ale na kołach jego RB14 znajdowały się gumy z różowym paskiem. – Widząc czas Lewisa zrozumiałem, że łatwo nie będzie – przyznawał później czterokrotny mistrz świata.

W pierwszym przejeździe w Q3 Anglik popełnił dwa poważne błędy, a tył jego Srebrnej Strzały ślizgał się niemiłosiernie, w drugim był już bliższy perfekcji, urywając aż pół sekundy i zawieszając poprzeczkę na poziomie 1.34,794. Bottas zbliżył się na 0,162 sekundy, Vettel na 0,331 sekundy, więc Anglik mógł świętować jedenaste pole position w sezonie.

– Nigdy nie mówię, że przejechałem idealne okrążenie. Pierwsze kółko nie było zbyt spektakularne, ale drugie okazało się znacznie lepsze. Zacząłem je spokojnie, jadąc coraz agresywniej. Ostatni sektor to był prawdziwy killer i to w nim udało mi się zrobić różnicę – podkreślał na gorąco mistrz świata.

Nic złego
Czy to oznacza, że dziś pięciokrotnego mistrza świata czeka łatwy wieczór? Niekoniecznie, choć Anglik wystąpi w roli głównego faworyta do zwycięstwa (pytanie, jak rozegra wszystko Mercedes, bo pamiętajmy, że Bottas ciągle ma szansę na trzecią pozycję w generalce). – Kluczem znowu będą opony – podkreślał w piątek Verstappen, który po zawalonej próbie z ultramiękkimi oponami w Q2 jako jedyny kierowca ze ścisłej czołówki rozpocznie wyścig na mniej wytrzymałej, hipermiękkiej mieszance.

Pirelli sugeruje strategię opartą o jedną wizytę w alei serwisowej i założenie supermiękkiej mieszanki na resztę wyścigu. Czy zdecydowanie lepiej radzący sobie w kilku poprzednich wyścigach z oponami Red Bull zdoła wyczarować w przypadku Verstappena coś ekstra i zniwelować stratę wynikającą ze startu na szybciej degradujących oponach? Zobaczymy.

Max widzi to następująco: – Póki co nie postrzegam startu na ogumieniu z różowym paskiem jako czegoś negatywnego, choćby dlatego, że startujący przede mną kierowcy będą się obawiali podcinania. Dłuższe przejazdy na tych oponach w piątek były zresztą całkiem niezłe. Ultramiękka mieszanka też nie jest idealna. Trudno nią zarządzać, poza tym nie ma mowy o jeździe na pełnych obrotach – podkreślił.

Gra o honor
Przylatując do Abu Zabi, Bottas podkreślał, że jego celem jest powtórka zeszłorocznego wyniku – czyli zdobycie pole position i wygranie wyścigu. Wiemy już, że będzie to możliwe co najwyżej połowicznie, bo 29-letni Fin przegrał z Hamiltonem kwalifikacje. – Celem była pierwsze pozycja startowa, Lewis spisał się jednak znakomicie – komplementował swojego kolegę Valtteri, dla którego dzisiejszy wyścig będzie grą o honor. W takich kategoriach należy bowiem postrzegać jego walkę o zakończenie „najgorszego sezonu w karierze” pierwszym od roku zwycięstwem.

Bottas może jeszcze wyrwać Räikkönenowi trzecią lokatę w generalce. Potrzebuje jednak czegoś więcej niż asysta Hamiltona (mającego wobec Fina dług wdzięczności), ponieważ nawet w przypadku zwycięstwa musi liczyć na to, że „Iceman” wypadnie z czwórki. Sytuacja nie jest zbyt komfortowa, ale F1 widywała już nie takie zwroty akcji.

Mocny akcent?
Scuderia Ferrari nie tak wyobrażała sobie drugą część sezonu. Tymczasem po wakacjach Włosi zgarnęli tylko dwa zwycięstwa – w Belgii z Vettelem i w Stanach Zjednoczonych z Räikkönenem. Zważywszy na fakt, że w tym czasie rozegrano aż osiem wyścigów, biorąc również pod uwagę potencjał i aspiracje ekipy Maurizio Arrivabene, trudno to uznać za sukces, nawet jeśli Włosi tak mocno starają się zaklinać rzeczywistość. Myślę, że w tej sytuacji krzepiący dla fanów stajni z Maranello byłby mocny akcent na zakończenie mistrzostw świata.

Wczoraj był on poza zasięgiem kierowców Ferrari. Vettel nie był w stanie wycisnąć ze swojej maszyny niczego więcej ponad trzecią lokatę. Mimo tego nie wyglądał na szczególnie zmartwionego. – W pierwszej sesji było blisko, ale gdy Lewis odpalił to kółko na ultramiękkich oponach w Q2, dotarło do mnie, że łatwo nie będzie. W trzeciej części czasówki poprawiliśmy się, lecz nie na tyle, żeby stać się dla nich [Mercedesa] zagrożeniem – tłumaczył Vettel. Najbardziej cieszył Niemca fakt, że zdołał uniknąć startu na oponach hipermiękkich, choć po napotkaniu ruchomej szykany w postaci Romaina Grosjeana na pierwszym kółku w Q2, przyszło mu postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować drugi przejazd na gumach z fioletowym paskiem.

Rzucanie rękawicy
– W piątek uświadomiliśmy sobie, że nie są to opony dla nas. Na pierwszym kółku trafiłem na korek i wiedziałem, że będzie ciasno, ale chciałem startować na ultramiękkiej mieszance, więc podjąłem ryzyko – konkludował Vettel. Dodał, że „wyścig jest długi” i zapowiedział Lewisowi oraz Valtteriemu, że w wyścigu „będzie próbował rzucić im rękawicę”. Chęci są oczywiście ważne, wygląda jednak na to, że więcej atutów w tej walce może posiadać Mercedes.

Czwarty rezultat (+0,571) wpadł w ręce Räikkönena, dla którego aktualny sezon jest najlepszym od 2012 roku. Nie jestem pewien, czy ma to dla niego większe znaczenie, ale 14-punktowa przewaga nad Bottasem i 17-punktowa nad Verstappenem daje mu spory komfort przed decydującym starciem. Nie mam również zielonego pojęcia, czy przed powrotem do Hinwil 39-latek wywalczy swoje trzynaste podium w sezonie (w jego przypadku rekordowe), mam jednak wrażenie, że nie tylko kibice Ferrari życzyliby sobie takiego pożegnania z włoska ekipą.

Nadzieje
Ten dzień będzie ważny także dla rozstającego się z rodziną Red Bulla Daniela Ricciardo. Czy w ostatnim, setnym występie w barwach zespołu Christiana Hornera Australijczyk zdoła przezwyciężyć ciągnącego się za nim pecha i wywalczy miejsce na podium? Z pewnością byłoby to miłe zakończenie współpracy, który przyniosła Danowi siedem zwycięstw, trzy pierwsze pozycje startowe i sporo innych sukcesów.

Sobota zaczęła się dla 29-latka i jego kibiców od palpitacji serca, bowiem w trakcie treningu w RB14 z #3 spadło ciśnienie wody. Do kwalifikacji mechanicy Red Bulla usunęli jednak problem i Ricciardo sięgnął po piąte pole startowe, wychodząc zwycięsko z ostatniego pojedynku z Verstappenem. – Sądziłem, że uda mi się zrzucić Kimiego z czwartej pozycji, ale zabrakło mi pół dziesiątej sekundy. Na papierze nasze pozycje nie wyglądają może najlepiej, liczę jednak na to, że w mniejszym stopniu dotknie nas degradacja – podkreślił, zdradzając swoje nadzieje na dzisiejszy wieczór.

Złość
Diametralnie inny nastrój panował po drugiej stronie garażu Red Bulla. Już mniejsza o to, że nie udało mu się poprawić rekordu Sebastiana Vettela, który utrzymał status najmłodszego zdobywcy pole position w F1 (21 lat, 72 dni). Sęk w tym, że czasówka na Yas Marina przyniosła 21-latkowi olbrzymie rozczarowanie.

Najpierw Max zawalił sprawę w Q2, bez powodzenia usiłując zapewnić sobie prawo startu w wyścigu na bardziej wytrzymałych oponach z fioletowym paskiem. W drugim podejściu założył najbardziej miękką mieszankę, co oznacza, że dzisiaj będzie musiał pojawić się w alei serwisowej wcześniej niż jego bezpośredni konkurenci.

W trzeciej części nie było wcale lepiej. Verstappen zaliczył tylko jedno szybkie kółko i zakończył dzień z szóstym czasem i pełnymi frustracji komentarzami. – To jakaś piep***na katastrofa – krzyczał przez radio Max, tłumacząc później, że stracił szansę za sprawą zbyt rozgrzanych opon. Co ciekawe, zespół twierdził, że temperatury ogumienia mieściły się w oknie. – Kiedy zaczynasz okrążenie z takimi temperaturami, to w ostatnim sektorze może być tylko gorzej. Od początku czułem, że samochód się ślizga, straciłem nad nim kontrolę i musiałem dać za wygraną – kipiał Max, wyjaśniając dopiero szósty rezultat.

W trybie ataku
W drugiej lidze prym wiódł wczoraj Grosjean, który stwierdził, że „pierwsze okrążenie w Q3 było jednym z najlepszych w jego karierze”. Francuzowi bardzo przyda się siódma pozycja startowa, ponieważ tuż za nim ustawi się Charles Leclerc, tracący w generalce do kierowcy Haasa tylko dwa punkty. Stawką jest trzynasta pozycja w mistrzostwach świata. Dla Grosjeana nie jest to może powód do szczególnej dumy, dla Leclerca wręcz przeciwnie, możemy się zatem spodziewać fajnej rywalizacji. – To był znakomity sezon, więc liczę na mocny finał – zapowiedział Monakijczyk.

Występ przyszłej gwiazdy Ferrari będzie ważny także dla zespołu Saubera, depczącego po piętach Force India. Sześć punktów na korzyść ekipy dowodzonej przez Otmara Szafnauera wydaje się bezpieczną zaliczką przed dzisiejszym starciem, ale kto wie, czy nie dojdzie do sensacji? Ze strony Force India ciężar walki spadnie w pierwszym rzędzie na barki Estebana Ocona, który startuje z dziewiątej pozycji.

Panowie z Renault znaleźli się odpowiednio na dziesiątej (Nico Hülkenberg) i jedenastej pozycji (Carlos Sainz). Dzisiaj ich celem będzie przede wszystkim pilnowanie tego, żeby nie przytrafiło im się jakieś nieszczęście. Przypieczętowanie czwartego miejsca wśród konstruktorów (24 punkty przewagi nad Haasem) i siódmej lokaty Hülkenberga (11 oczek nad Sergio Pérezem) w klasyfikacji kierowców wydają się formalnością, lecz z otwieraniem szampanów warto się jeszcze chwilę wstrzymać.

Pożegnanie mistrza
W Abu Zabi czeka nas sporo pożegnań. Tym najważniejszym będzie ostatni wyścig Fernando Alonso. Odejście kierowcy takiego kalibru nie jest w F1 codziennością. Ostatnio z taką sytuacją mieliśmy do czynienia, gdy kask na kołku (po raz drugi) zdecydował się odwiesić Michael Schumacher. Dorobek 37-letniego Hiszpana zamyka się oczywiście skromniejszymi cyframi i liczbami, ale jeśli chodzi o skalę talentu nikt chyba nie wątpi, że należy on do najwspanialszych kierowców, nie tylko swojego pokolenia. A że nie był najbardziej krystaliczną postacią? Cóż, to akurat nic szczególnego. Z całą pewnością będzie jednak brakować jego osobowości, natury wojownika, czy zadziornych, pełnych ironii komentarzy.

Kwalifikacje na Yas Marina przyniosły bicampeonowi z Oviedo awans do drugiej części czasówki i 15. lokatę startową. Nic więcej wycisnąć się z McLarena nie dało. – Nie sądziłem, że Q2 będzie w ogóle w naszym zasięgu – przyznał Hiszpan. Cel na jutro? – Wymarzonym rezultatem byłyby punkty, ale biorąc pod uwagę czyste tempo nie będzie to łatwe. Potrzebujemy drobnej pomocy ze strony rywali. Tak czy siak, gdy założę kask i wskoczę do kokpitu, spróbuję się dobrze bawić i dać z siebie wszystko – obiecał Alonso. I tego się trzymajmy!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here