Po starciu z Sebastianem Vettelem w trzecim zakręcie Lewis Hamilton finiszował w Meksyku na dziewiątej pozycji, z okrążeniem straty do zwycięskiego Maksa Verstappena, ale i tak był bardzo szczęśliwy, ponieważ wywalczył swój czwarty tytuł mistrza świata. Za jednym zamachem Anglik wyrównał osiągnięcie Alaina Prosta i Sebastiana Vettela oraz powtórzył wyczyn Jamesa Hunta. Dwaj pierwsi wiadomo, ale o co chodzi z mistrzem świata z 1976 roku? Otóż Hunt był ostatnim czempionem F1, który w swoim mistrzowskim wyścigu dotarł na metę z okrążeniem straty do triumfatora.

Z trójki Lewis Hamilton, Max Verstappen, Sebastian Vettel tylko ten ostatni nie osiągnął w Meksyku swojego celu, choć okoliczności mu sprzyjały, żeby pożegnać się z rywalizacją o tytuł zwycięstwem. Tyle tylko, że chwilę po starcie stracił na to szansę, najpierw ścierając się z Verstappenem, a następnie z Hamiltonem.

Mamma mia
Prawdę mówiąc Vettel przegrał tę walkę znacznie wcześniej, m.in. na ulicach Baku i Singapuru, ale także w Japonii. Do Meksyku przyleciał z minimalnymi szansami na przesunięcie koronacji do Brazylii. Wypracowana po wakacjach przez Lewisa Hamiltona przewaga – zresztą przy wydatnej pomocy asa Ferrari i jego ekipy – nie pozostawiała bowiem większych złudzeń co do ostatecznych rozstrzygnięć. Zdjęła za to z Niemca nieco presji, a w połączeniu ze specyfiką ścigania się w Mexico City (o której za chwilę) sprawiła, że Sebastian miał w ręku naprawdę mocne karty. Potwierdził to znakomitym okrążeniem w kwalifikacjach, które zapewniło mu 50. pole position w karierze.

Sęk w tym, że miejsce obok zajął poirytowany przegraną o włos Verstappen. Można było oczekiwać fajerwerków – nikt chyba jednak nie podejrzewał, że po trzech zakrętach będziemy mogli powiedzieć jedynie szach i mat. Cóż z pięknego pościgu, skoro Vettel nie był w stanie wskórać nic ponad czwarte miejsce. W tej sytuacji jego „mamma mia” stanowiło najlepsze podsumowanie.

Znudzony
Verstappen zaliczył w Meksyku swoje trzecie zwycięstwo w karierze. Po koszmarnej środkowej części sezonu 20-letni Holender naprawdę pięknie finiszuje. Z ostatnich czterech wyścigów jego łupem, poza ostatnim startem, padła jeszcze Malezja, w Japonii zajął drugie, natomiast w Stanach Zjednoczonych czwarte miejsce. W sumie Verstappen zdobył więcej punktów (80) niż w całej wcześniejszej części sezonu (68). Taką skutecznością w analogicznym czasie nie mógł się pochwalić nawet Hamilton, ale pamiętajmy o tym, że Anglik grał o zupełnie inną stawkę.

Do pełni szczęścia Verstappenowi zabrakło w Meksyku pole position. Przegrana z Vettelem podrażniła jednak jego ambicję i niewątpliwie spotęgowała w nim determinację do niedzielnego rewanżu. Max miał oczywiście nad swoimi rywalami pewną przewagę – w przeciwieństwie do Lewisa i Sebastiana mógł bowiem pójść na całość. Nic zatem dziwnego, że po firmowej akcji przedarł się w dwóch pierwszych zakrętach przed Vettela. Następnie zgrabnie zamknął przedzierającego się Hamiltona i pomknął po zwycięstwo.

Przyszło mu ono o tyle łatwiej, że kandydaci do tytułu po kontakcie w trójce zniknęli na kilka chwil w alei serwisowej. Na placu boju pozostał wprawdzie Valtteri Bottas, ale Fin nie stanowił dla 20-latka najmniejszego zagrożenia. W trakcie wyścigu doszło do tego, że Holender walczył z nudą, bez najmniejszej potrzeby nakręcając kolejne szybkie okrążenia. – Ouuups, przepraszam – skwitował prośby swojego inżyniera o wolniejszą jazdę i oszczędzanie samochodu.

To nie tak…
Hamilton nie tak wyobrażał sobie czwartą koronację, ale czy po tak znakomitym sezonie w wykonaniu Anglika ma to jakiekolwiek znaczenie? Zresztą, czy właśnie nie za takie sensacyjne rozstrzygnięcia kochamy F1? Jest faktem, że ekipa Mercedesa miała w Mexico City pod górkę – i to stromą. W rozrzedzonym meksykańskim powietrzu, przy chronicznej podsterowności i gładkim jak szkło asfalcie Srebrne Strzały straciły pazur. Odezwały się stare demony, bo znowu pojawiły się kłopoty z dogrzewaniem opon, zwłaszcza przedniej osi.

W czasówce Lewis nie miał więc tak naprawdę żadnych szans, żeby włączyć się do walki pomiędzy Verstappenem i Vettelem. Po starcie pięknie jednak wyczekał okazję i wykorzystując pojedynek Seba z Maksem, próbował objechać obu panów po zewnętrznej drugiego zakrętu. Verstappen zdążył się jednak pozbierać i w ostatniej chwili zamknął drzwi przed nosem Hamiltona. Anglik musiał odpuścić i w tym momencie jego prawa tylna opona została przecięta przez lewą krawędź przedniego skrzydła Ferrari z #5. Zjazd do alei serwisowej kosztował go mnóstwo czasu i spadek na ostatnią pozycję. Jazda z uszkodzonym dyfuzorem nie była łatwa i Lewis z mozołem odrabiał straty. Przez cały czas trzymał jednak rękę na pulsie, pytając o postępy Vettela.

Inne warunki gry
Pojedynek z Fernando Alonso na finiszu stanowił wisienkę na torcie. Fakt, wyścigu Anglik nie wygrał, ale pojedynek z Hiszpanem stanowił fascynującą zajawkę tego, co może przynieść nam przyszłość. Wyobraźcie to sobie – walka Lewisa, Maksa, Sebastiana, Daniela i Fernando. Dalej boję się nawet puszczać wodze fantazji. Tak czy siak, perspektywy są naprawdę obiecujące. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że z czymś nie wyskoczy Adrian Newey, bo on jak nikt inny potrafi zrujnować świetnie zapowiadającą się zabawę.

Jestem ciekawy, co wydarzy się w Brazylii. Na Interlagos zmienią się trochę warunki gry. Lewis z Sebastianem w końcu będą bowiem mogli pościgać się bez ciążącej na nich całymi miesiącami presji, podejmując rzucaną im w ostatnich wyścigach przez Maksa rękawicę. Jeżeli tylko Hamiltona nie ogarnie typowe po zdobyciu tytułu rozprężenie (jak w 2015 roku), a o losach rywalizacji nie przesądzą niedogrzane opony, bo w przesadne oglądanie się Vettela na Bottasa zwyczajnie nie wierzę, możemy szykować się na naprawdę interesujący spektakl. Szkoda, że prawdopodobnie zabraknie w nim Daniela Ricciardo, w którego RB13 może być konieczna wymiana MGU-H.

Powrót
Po trzech wyścigach przerwy Bottas wrócił w Meksyku na podium. Znalezienie się we właściwym miejscu i czasie pozwoliło mu wyfrunąć na drugą lokatę – i tak już pozostało do końca. Na podjęcie walki z Verstappenem nie miał amunicji, przypilnował za to drugiej lokaty, istotnej z punktu widzenia Lewisa w kontekście jego rywalizacji z Vettelem. Przy okazji sam Valtteri zbliżył się w generalce do Sebastiana na 15 punktów, więc w Brazylii i Abu Zabi będzie mógł pokusić się o walkę o drugie miejsce w mistrzostwach świata.

Podium, ale…
Nie wiem, czy ekipa Ferrari żałuje tego, że Kimi Räikkönen pozostanie z nią na kolejny sezon, ale startem w Meksyku „Iceman” nie poprawił swoich notowań. Niby wywalczył trzecie miejsce, ale finiszował z niemal minutową stratą do Verstappena. W sumie Kimi i tak powinien być zadowolony, że w szczęśliwym dla niego momencie pojawiła się wirtualna neutralizacja, dzięki której przeskoczył Estebana Ocona.

Trzecia lokata pozwoliła co prawda skrócić Räikkönen owi dystans do Ricciardo (dzieli ich aktualnie 14 punktów), ale Fin jeszcze uważniej musi oglądać się za siebie, gdyż znajdujący się w trybie „seek and destroy” Verstappen okazać się śmiertelnie niebezpieczny.

Wiatr w oczy
Za sprawą wspomnianego przed chwilą Maksa trudne chwile przeżywa Ricciardo. Na dobrą sprawę trwa to od Malezji, gdzie Australijczyk finiszował co prawda na trzeciej pozycji, ale Verstappen przecież zwyciężył. Potem był najniższy stopień podium w Japonii i kolejna przegrana z młodszym kolegą. Ostatnie dwa starty przyniosły jednak Ricciardo nieporównywalnie większe rozczarowanie – ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Meksyku nie dotarł bowiem do mety. Być może – przewrotnie rzecz ujmując – zagrało to na jego korzyść, bo istnieje ryzyko, że w konfrontacji z latającym Holendrem mógłby wypaść blado. Zwłaszcza w Mexico City.

Kłopoty z dogrzewaniem przedniej osi w trakcie kwalifikacji spowodowały niemal sekundową stratę do Verstappena i dopiero siódmy czas. Taktyczna wymiana silnika, turbosprężarki i MGU-H, dokonana z myślą o Brazylii, oznaczała start z szesnastej pozycji. Siódma lokata na trzecim okrążeniu była obiecująca, inne plany miała jednak jednostka napędowa (konkretnie MGU-H) w jego RB13. Biednemu zawsze wiatr w oczy…

Z tej mąki będzie chleb
Ostatnim francuskim kierowcą na podium F1 był Romain Grosjean (Belgia 2015), ostatnim zwycięzcą Olivier Panis (Monako 1996), ale czasy wielkości i dumy Francji minęły wraz z zakończeniem kariery przez czterokrotnego mistrza świata – Alaina Prosta. Wszelkie porównania są naturalnie nieuprawnione, ale wiele wskazuje na to, że Esteban Ocon może przynieść swoim rodakom wiele satysfakcji. Na razie „pan regularny” kontynuuje swoją niesamowitą serię wyścigów zakończonych zdobyciem punktów. Najbardziej cieszy jednak to, że regularność wspiera rosnąca pewnością siebie, idącą w parze z coraz bardziej widoczną szybkością. Perspektywy są obiecujące. Tak trzymać!

W Meksyku Ocon po raz kolejny w tym sezonie błyszczał. Szósty rezultat kwalifikacji (ograł Pereza o 0,4 sekundy) i trzecie miejsce na początku wyścigu najlepiej ilustrują ambicje 21-latka. Przez chwilę zapachniało nawet walką o podium, ale na ten moment Ocon musi jeszcze poczekać. Nie pomogła mu wirtualna neutralizacja, bo spadł za Räikkönena. Poza tym pod koniec wyścigu musiał jeszcze skapitulować przed Vettelem. Tak czy siak co się odwlecze, to… wiadomo. F1 jest kapryśna, ale na rywalizację z Nico Hülkenbergiem raczej bym nie liczył. Nie ulega wątpliwości, że Sergio Pérez (siódmy u siebie) musi się pilnować, bo Ocon gotów złamać jego karierę w F1.

Jaśniejsze punkty
Wygląda na to, że zespół Williams sięgnie po piąte miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Podwójna awaria samochodów Renault przy szóstej pozycji Lance’a Strolla w zasadzie przesądza sprawę. Kanadyjczyk zaliczył w Meksyku całkiem niezły występ. W efekcie zamieszania na początku wyścigu awansował na ósmą pozycję (skorzystał między innymi z kapcia, który zrujnował wyścig Felipe Massie). Na ultramiękkich oponach wspiął się na czwarte miejsce. Miał trochę szczęścia, bo zjechał po świeże opony, gdy zarządzono wirtualną neutralizację, w związku z czym stracił tylko jedną lokatę, spadając za Ocona. Powstrzymanie Vettela nie leżało w granicach jego możliwości, ale szóste miejsce i tak stanowiło niezły prezent z okazji jego 19. urodzin.

No dobrze, to teraz ręka w górę, kto przed startem sezonu zakładał, że dwie rundy przed końcem mistrzostw świata Stroll będzie figurował w generalce przed brazylijskim weteranem? Co do mnie, to w najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie podobnego scenariusza, a już na pewno nie tego, że to Lance będzie autorem najjaśniejszych (bez względu na okoliczności) punktów sezonu w wykonaniu Williamsa. I właśnie to najlepiej świadczy o tym, że czas Brazylijczyka w Formule 1 dobiegł końca. Dla ekipy z Grove zrobił on już bowiem wszystko, co leżało w jego mocy. Pora na emeryturę.

Pozytywne sygnały
O emeryturze z pewnością nie myśli Alonso. Wręcz przeciwnie, Hiszpan ciągle marzy o swojej trzeciej koronie mistrza świata. Jego wiarę niewątpliwie podsyca znakomite nadwozie McLarena. Po czasówce w Meksyku Alonso orzekł wręcz, że najlepsze w obecnej stawce. Specyficzne warunki panujące na Autódromo Hermanos Rodríguez pozwoliły uwypuklić aerodynamiczne zalety nowego pakietu aerodynamicznego MCL32 (Stoffel Vandoorne swój zestaw otrzyma w Brazylii), co stanowi pozytywny sygnał w kontekście kolejnego sezonu i współpracy z Renault. Trudno oczywiście wyrokować, co tak naprawdę przyniesie ten związek, aczkolwiek drzemie w nim wielki potencjał.

Na meksykańskim torze McLaren okazał się naprawdę szybki. W trakcie Q1 dwukrotny mistrz świata zszokował wszystkich swoim czasem (Vandoorne wypadł gorzej, ale jeździł ze starym pakietem), niespełna 0,2 sekundy słabszym od rezultatu Hamiltona. Szkoda, że ze względu na karę za wymianę jednostki napędowej Hiszpan nie pojawił się już więcej na torze, bo wtedy moglibyśmy zobaczyć jeszcze ciekawsze wyniki. W wyścigu Alonso wywalczył dziesiątą lokatę, na finiszu tocząc pasjonującą batalię z Hamiltonem. W kolejnym sezonie prosimy o więcej takich momentów, no i przede wszystkim o wyższą stawkę.

1 KOMENTARZ

  1. O wreszcie stary porządek układ lista. Tak jest najlepiej. Bo ten ostatni układ był beznadziejny. Nie wiadomo co było aktualne a co stare.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here