Niejeden tor może pozazdrościć atmosfery Red Bull Ringowi.

Nie każdy lubi Red Bulla – mam tu na myśli oczywiście zespół, którego dominacja pod znakiem triumfalnego palca Seba Vettela oraz frustracji Marka Webbera (odnotowaliście, że w 24h Le Mans też był drugi?) mocno dała się we znaki wszystkim kibicom Formuły 1. Teraz austriacki koncern zrehabilitował się w oczach fanów: to dzięki Red Bullowi mamy w kalendarzu „nowy” – po dziesięcioletniej przerwie – wyścig na europejskim torze. Bernie Ecclestone szuka kolejnych milionów w coraz dziwniejszych miejscach, więc powrót do Styrii (OK, za miliony Red Bulla) to naprawdę miła sprawa.

Takich miejsc właśnie potrzebujemy: zmodernizowany przez austriacki koncern obiekt pod względem infrastruktury dorównuje najnowszym inwestycjom, a jednocześnie zmaganiom w Austrii towarzyszy wyjątkowa atmosfera. Znakomita większość kibiców, którzy przed rokiem szczelnie wypełnili trybuny z doskonałym widokiem na niemal całą biegnącą po pagórkach pętlę, zamieszkała na polach biwakowych i przeżyła prawdziwe motorsportowe święto.

Organizator (znów ukłony w stronę Red Bulla) dba też o odpowiednie atrakcje: poza zmaganiami serii towarzyszących – w których znów możemy kibicować Arturowi Janoszowi i Olkowi Bosakowi w GP3 oraz Kubie Giermaziakowi i Robertowi Lukasowi w Porsche Supercup – fani będą mogli podziwiać klasyczne samochody F1 z „poprzedniej” ery turbo z dawnymi mistrzami w kokpitach.

Red Bull wie, jak rozerwać kibiców.

Niki Lauda zasiądzie w McLarenie MP4/2 z 1984 roku, a kolejne wcielenie tego auta – model MP4/2B z sezonu 1985 – poprowadzi Alain Prost. Gerhard Berger zaprezentuje Ferrari F188C z sezonu 1988, a historyczne grono uzupełniają czarny Lotus 98T z 1986 roku (pojedzie nim Martin Brundle), mistrzowski Brabham BT52 z sezonu 1983 (zamiast czempiona Nelsona Piqueta poprowadzi go Riccardo Patrese), Renault RE50 z 1984 roku (Jean Alesi), Zakspeed 871 z 1987 roku (Christian Danner) oraz Minardi M186 z 1986 roku (Pierluigi Martini).

Na dokładkę kibice będą mogli podziwiać w akcji przepiękną kolekcję samolotów z Hangar-7 Red Bulla i pokazy The Flying Bulls. Nie zdziwię się, jeśli trybuny znów będą pełne – po części „dzięki” absencji Grand Prix Niemiec, ale trzeba przyznać, że koncern, którego istnienie opiera się tylko i wyłącznie na marketingu, potrafi zorganizować pierwszorzędną imprezę. Może wypada trzymać kciuki za to, żeby cała Formuła 1 była zarządzana przez ludzi z takimi wizjami, pomysłami i jajami?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here