Robert Kubica przejął inicjatywę i sam zrezygnował z dalszej współpracy z Williamsem. Nie zamierzał do zimy czekać pod bramą z Grove – ze świadomością, że zespół mógł ostatecznie postawić na Nicholasa Latifiego, zostawiając go na lodzie. Lub z „propozycją nie do odrzucenia”: powrót do roli kierowcy rezerwowego albo pożegnanie. Kubica sam wybrał pożegnanie, najwyraźniej przy pierwszej możliwej okazji: wrzesień i październik to z reguły okres, w którym upływają terminy przeróżnych opcji i klauzul zawartych w kontraktach.

Wyczucie czasu mogło być tu bardzo istotne, bo z przekazywanych przed sezonem 2019 informacji wynikało, że Orlen zawarł z Williamsem dwuletnią umowę – owszem, uzależnioną od obecności Kubicy w roli kierowcy wyścigowego, ale kwestię ewentualnej dalszej współpracy polskiego koncernu z zespołem również należało we właściwym trybie rozwiązać. Udało się to zrobić i Orlen jasno deklaruje, że po pierwsze w Formule 1 pozostanie, a po drugie nadal będzie współpracował z Kubicą – należy się domyślać, że niezależnie od jego decyzji w sprawie sezonu 2020.

Z komentarzy Kubicy, wygłaszanych na gorąco po ogłoszeniu decyzji, łatwo można wytropić najważniejsze powody jego decyzji. Oczywiście pozostanie w Formule 1 w roli kierowcy wyścigowego było jego kolejnym – po powrocie – celem, ale… – Nie za wszelką cenę – zastrzega kierowca. – Muszę robić coś, co przywróci mi trochę radości ze ścigania.

Tej radości nie było. Nie dość, że zespół był kompletnie nieprzygotowany do sezonu, to jeszcze w jego trakcie nie zdołał wytworzyć przyjaznej, obiecującej, sprzyjającej rozwojowi atmosfery. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w wielu przypadkach nieudolność ekipy jeszcze bardziej potęgowała trudności związane z żenującym brakiem tempa. Dla kierowcy, w którego technicznym drygu i umiejętnościach motywacyjnych nawet pełniąca obowiązki szefa ekipy Claire Williams pokładała przed sezonem 2019 ogromne nadzieje, musiał to być bardzo zimny prysznic. Na tyle zimny, by porzucić – oby na niedługo – marzenia o dalszych startach i poszukać sobie zajęcia, które po pierwsze da mu więcej frajdy, a po drugie pozwoli poczuć się znów jak prawdziwy, rasowy kierowca wyścigowy.

Interesujące jest to, że Kubica co prawda trafia na rynek w sytuacji, w której praktycznie i tak nie ma szans na wyścigowy fotel w sezonie 2020, ale przy okazji jego decyzja i ogłoszenie jej teraz dość poważnie komplikuje sytuację Williamsa. Mogli – tak jak dwa lata temu – wykorzystywać Roberta w roli straszaka i „lewarka” w negocjacjach z Latifim. Kanadyjczyk podobno miał w umowie zapis, że zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc w Formule 2 gwarantuje mu wyścigowy fotel w Williamsie na sezon 2021. Nicholas jest wiceliderem serii: dwie rundy (cztery wyścigi) przed końcem zmagań traci już 59 punktów do lidera, ale nad piątym w klasyfikacji ma tylko 15 punktów przewagi. Jeśli nie wykonałby planu, to zawsze można było spróbować wyciągnąć od rodziny Latifich więcej pieniędzy za fotel. Teraz nie ma już kim straszyć, więc kanadyjscy miliarderzy mogą nawet coś utargować, żądając lepszych warunków wobec fatalnej formy sportowej Williamsa.

Dobrze, ale co dalej z Kubicą? – Będę zdziwiony, jeśli spędzę przyszły sezon tylko w symulatorze i nie będę się ścigał – mówi Polak. Przyznaje, że spogląda w stronę serii DTM, ale żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Wydaje się, że najważniejsze będzie odpowiednie poukładanie wszystkich elementów: chęci i możliwości samego kierowcy, możliwości jego sponsora (firma paliwowa nie ma pełnej swobody, nie z każdym może nawiązać współpracę) oraz możliwości połączenia roli w Formule 1 ze startami w innej serii.

Interesujące jest to, że Orlen deklaruje pozostanie w Formule 1, niezależnie od poczynań Kubicy. Tutaj chętnych nie brakuje – solidny sponsor to w obecnym klimacie ekonomicznym prawdziwa rzadkość, stąd też nie należy się dziwić, że rozmowy o potencjalnej współpracy toczone są z kilkoma zespołami. Jeśli Kubica chce być uwzględniany w tym równaniu – czyli jeśli rzeczywiście, jak sam zdążył już zadeklarować, rozstanie z Williamsem nie oznacza odejścia z Formuły 1 – to istotną rolę odegra oferta ze strony ekipy. Krótko mówiąc, czas za kierownicą samochodu F1 na torze (testy, piątkowe treningi) oraz elastyczność wobec startów w innych mistrzostwach – tutaj grę kwestiami czasowymi w grę wchodzą również ewentualne konflikty sponsorów czy producentów. Dlatego największe szanse na najbardziej kompleksowy program współpracy zdają się oferować te najbardziej prywatne zespoły, jak Haas i Racing Point. Nic dziwnego, że właśnie o nich wspomina się najczęściej w kontekście planów Kubicy i Orlenu – ale możemy być pewni, że na tej dwójce możliwości się nie kończą.

Gdyby przyglądać się tylko ekipom Gene’a Haasa i Lawrence’a Strolla, to ciekawsze perspektywy na przyszłość rysują się w tym pierwszym przypadku. Wyścigowy skład Racing Point jest zabetonowany na co najmniej trzy kolejne sezony, a po dość nieoczekiwanym pozostawieniu Romaina Grosjeana w składzie Haasa ta ekipa może mieć aż dwa wolne miejsca w 2021 roku.

Należy na koniec podkreślić jeszcze jedną, piekielnie istotną rzecz: akcje Roberta Kubicy wciąż stoją bardzo wysoko, a decyzja o odejściu z Williamsa chyba nawet umocniła jego wizerunek w oczach padokowych obserwatorów. Jak to już wiele razy trenowaliśmy, teraz ponownie musimy uzbroić się w trochę cierpliwości…

Artykuł ukazał się w polskiej edycji miesięcznika „F1 Racing”.

Inne artykuły z „F1 Racing”:
WRZESIEŃ 2019: Podcinanie skrzydeł
SIERPIEŃ 2019: Deszczowe przygody
LIPIEC 2019: Propozycja rewolucji
CZERWIEC 2019: Magia bohaterów z dzieciństwa
MAJ 2019: Dominacja, czyli zło konieczne
KWIECIEŃ 2019: Fenomen złudzeń
MARZEC 2019: Wiosenne ożywienie
LUTY 2019: Huragan świeżości
STYCZEŃ 2019: Nie zmarnować szansy

2 KOMENTARZE

Skomentuj Mikołaj Sokół Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here