Sześć lat temu Robert Kubica wygrał dwa wyścigi World Series by Renault na torze Oschersleben.

Oczekiwanie na kolejny triumf Sebastiana Vettela w drodze po drugi z rzędu tytuł mistrza świata można sobie umilić oglądaniem zmagań w innych seriach wyścigowych. Niedzielne popołudnie, wolne od Formuły 1, było dla mnie okazją do przypomnienia sobie kilku epizodów z przeszłości.

Niestety, godziny rozpoczęcia drugiego wyścigu World Series by Renault na torze Paul Ricard i zawodów DTM na Oscherschleben skutecznie uniemożliwiły śledzenie obu tych wydarzeń. Dwa okrążenia rozgrzewkowe przed rozpoczęciem zmagań na niemieckim obiekcie pozwoliły mi przynajmniej obejrzeć start w wykonaniu młodych gniewnych, marzących o pójściu w ślady Roberta Kubicy. Dzięki temu nie przegapiłem ciekawej informacji, którą trzeba jednakowoż przyjąć z przymrużeniem oka.

O Polaku, który jako jedyny mistrz Formuły Renault 3,5 odpowiednio wykorzystał główną nagrodę w postaci testu z ekipą Formuły 1 i dzięki niej wywalczył sobie miejsce w stawce kierowców Grand Prix, przypomniano przed rozpoczęciem rywalizacji w Paul Ricard. W trakcie przedstartowych wywiadów przedstawiciel Renault Carlos Tavares oraz Alain Prost zasugerowali, że Kubica być może pojawi się za trzy tygodnie na torze Catalunya, gdzie odbędzie się ostatnia runda World Series by Renault. Polak, jeden z ulubieńców światka World Series by Renault, miałby dołączyć do pozostałych byłych czempionów serii podczas finału tegorocznych rozgrywek. Jeśli chcecie znać moje zdanie, to ten plan ma więcej wspólnego z tzw. „myśleniem życzeniowym” niż z rzeczywistością.

Jeszcze więcej wspomnień związanych z Kubicą wywołał startujący o tej samej porze wyścig DTM. Mokra nawierzchnia toru Oschersleben, kilka znajomych twarzy w stawce i dawna sympatia do śledzenia zmagań tej serii sprawiły, że batalię o wybór kanału w telewizorze wygrały Audi i Mercedesy. Warunki na torze przypominały nieco weekend WSbR na tym samym torze, gdzie w 2005 roku Kubica jako pierwszy kierowca w krótkiej wówczas historii tych mistrzostw wygrał oba rozgrywane w ciągu jednego weekendu wyścigi. Oschersleben leży blisko polskiej granicy, stąd na trybunach – mimo że w tamtych czasach popularność wyścigów samochodowych w naszej ojczyźnie wciąż była znikoma – powiewało sporo biało-czerwonych flag.

Robert popisał się wówczas charakterystycznym dla siebie opanowaniem w zmiennych warunkach i nawet nieporozumienie, które zaowocowało zbyt późnym zjazdem do boksu na zmianę opon, nie pozbawiło go efektownego podwójnego zwycięstwa. Pomógł w tym nieco Markus Winkelhock, który dwa lata później zapisał się na kartach historii Formuły 1, liderując na Nürburgringu w swoim jedynym starcie w mistrzostwach świata. „Winky” stracił szansę na wygraną w Oschersleben po krótkiej wycieczce na pobocze. – Zagapiłem się, bo inżynier mnie zagadał przez radio – wyznał po wyścigu z rozbrajającą szczerością.

Dwa triumfy na deszczowym Oschersleben znacznie przybliżyły Kubicę do zdobycia mistrzowskiego tytułu World Series by Renault, ale moje wspomnienia związane z nim oraz tym torem nie ograniczają się wyłącznie do tak miłych wydarzeń. Półtora roku wcześniej, przed sezonem 2004, na niemieckim obiekcie odbywały się pierwsze testy zespołu Mücke przed sezonem Formuły 3 Euro Series. Poza siarczystym mrozem do dziś pamiętam surrealistyczną scenkę sprzed rozpoczęcia jazd.

Ubrany jeszcze w żółty kombinezon z poprzedniego sezonu Kubica dostał od szefa ekipy Petera Mücke drewnianą dechę i piłę z gigantycznymi zębami. Zdaniem Niemca złamane rok wcześniej w wypadku drogowym prawe ramię kierowcy nie było w pełni sprawne i dlatego w ramach treningu kazał mu przepiłować deskę, zanim pozwolił mu zasiąść za kierownicą. Ten rytuał powtarzał się jeszcze niejeden raz, a obsesja Herr Mücke na punkcie ramienia Kubicy przybierała groteskowe rozmiary – kiedy kilka miesięcy później Polak wycofał się z wyścigu na Norisringu po awarii skrzyni biegów, szef próbował wmawiać, że doszło do niej z winy kierowcy, który niewłaściwie zmienia przełożenia. Tak się jednak złożyło, że jeden z mechaników nieświadomie pokazał ojcu zawodnika uszkodzony element, który poza świeżym śladem pęknięcia nosił ślady wcześniejszego zużycia, mogącego w każdej chwili poskutkować awarią.

Przed sezonem 2004 Kubica wiązał spore nadzieje ze startami w barwach Mercedesa i ekipy Mücke, dla której rok wcześniej Christian Klien i Markus Winkelhock wygrali pięć wyścigów, a Austriak został wicemistrzem serii i najlepszym debiutantem. Jednak Polak zakończył zmagania dopiero na siódmej pozycji, z trzema wizytami na podium. Zespołowy kolega Bruno Spengler był w mistrzostwach jedenasty i zdobył niemal dokładnie dwa razy mniej punktów od Kubicy.

Dominowali za to inni użytkownicy silników Mercedesa: mistrz Jamie Green i wicemistrz Alexandre Prémat. Pamiętam rozmowę Kubicy i Lewisa Hamiltona (tamten sezon zakończył na piątej pozycji), którzy siedząc na krawężniku w padoku toru pod Brnem zastanawiali się, czy Green jest faktycznie aż tak dobry, czy może sporą zasługę w jego sukcesach ma najlepszy wówczas zespół F3 Euro Series, francuski ASM Frederika Vasseura. – Myślisz, że Jamie jest rzeczywiście od nas o tyle szybszy? – pytał z niedowierzaniem Hamilton. Potem rozmowa zeszła na tematy związane z Formułą 1 i poruszono temat węgierskiego kierowcy Zsolta Baumgartnera, który w tym samym sezonie zdobył punkt za ósme miejsce w Grand Prix USA za kierownicą Minardi. – Ech, gdyby tak kiedyś zdobyć punkt w Formule 1 – rozmarzyli się obaj młodzi kierowcy. Cóż, historia pokazała, że zdobyli coś więcej, ale wówczas patrzyli na wyścigi Grand Prix jak na coś nieosiągalnego.

Zwłaszcza Kubica, którego fatalny sezon Peter Mücke tłumaczył jego umiejętnościami – a raczej ich brakiem. Samochód, obsługiwany przez inżyniera, który próbował czytać odwrócone do góry nogami wykresy z telemetrią czy nanosić punkty hamowania na mapkę toru w Brnie, podczas gdy ścigano się na Hockenheim, z pewnością był w jak najlepszym porządku. Szefowi zespołu zdarzało się tłumaczyć przed Mercedesem słabe wyniki tym, że ma w składzie „dwóch g****nych kierowców”.

Tymczasem Kubica ma na koncie wygrany wyścig w Formule 1 i kilkanaście wizyt na podium, a Spengler zdobył dwa wicemistrzowskie tytuły w DTM i kolejny raz walczy o mistrzostwo tej serii. Co prawda w niedzielę nie ukończył wyścigu i drugi na mecie Martin Tomczyk odskoczył mu na dziewięć punktów, ale i tak sympatyczny Kanadyjczyk osiągnął w wyścigach więcej niż Stefan Mücke, syn właściciela zespołu. W sezonie 2004 Kubica i Spengler nadali mu przydomek „Teacher”, bo na polecenie ojca uczył ich optymalnej techniki jazdy podczas obchodów toru. Tyle, że w ciągu sześciu lat startów w DTM zdobył łącznie 12 punktów. Jak to się mówi, uczniowie przerośli mistrza…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here