Massa najwyraźniej nie jest kogutem, zatem może sobie hasać po kurniku Ferrari jeszcze przez przynajmniej jeden sezon.

Felipe Massa pozostaje na sezon 2013 w zespole Ferrari. Kilka miesięcy temu taki scenariusz wydawał się nieprawdopodobny, bo wicemistrz świata z sezonu 2008 zdobywał punkty z częstotliwością mniejszą niż opady deszczu w Bahrajnie. Popatrzmy jednak na ostatnie pięć Grand Prix: więcej punktów od Brazylijczyka zdobył… tylko Sebastian Vettel. To wystarczyło do przekonania Scuderii, że nie warto rozglądać się za (niepewnym) następcą i spędzić kolejny sezon z Massą w kokpicie drugiego samochodu.

Oczywiście nie ma mowy o żadnym gwałtownym renesansie formy Massy. Niewątpliwie jest kierowcą szybkim, ale przebieg sezonu 2012 pokazuje, czego mu brakuje do ścisłej czołówki: umiejętności wyciskania siódmych potów z samochodu, któremu daleko jest do ideału. Zwyżka formy w drugiej połowie sezonu zdaje się potwierdzać, że Brazylijczyk potrzebuje (cennego) czasu na przystosowanie się do nowych warunków, jak chociażby zmienione w porównaniu z sezonem 2011 opony Pirelli. Kiedy jednak wszystko idzie po jego myśli, samochód jest w miarę konkurencyjny i dobrze ustawiony, to bez wątpienia stać go na osiąganie przyzwoitych wyników.

Ferrari nie potrzebuje drugiej gwiazdy. Po pierwsze Massa w wersji z drugiej połowy sezonu 2012 w zupełności wystarcza zespołowi, który dzięki jego pomocy wspiął się na drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów (nie bez pomocy McLarena, który w mojej opinii ma wielkie szanse na zdobycie tytułu największego rozczarowania sezonu). Po drugie Fernando Alonso zdążył już pokazać pięć lat temu, że – łagodnie to ujmując – nie czuje się komfortowo, kiedy jeździ w jednej ekipie z kierowcą, który jest w stanie zbliżyć się do jego poziomu. Jak to zgrabnie ujął (markiz) Luca di Montezemolo, Scuderia nie potrzebuje dwóch kogutów w jednym kurniku.

Zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych przedłużenie kontraktu z Massą na swój sposób potwierdza prawdziwość pogłosek o wspólnej przyszłości Ferrari i Sebastiana Vettela, mającej się rozpocząć w sezonie 2014. Brazylijczyk miałby wystąpić w roli „zapchajdziury” przed przybyciem Niemca do Maranello. Nie jest to jednak jedyny możliwy scenariusz – pomijając już sens takiego ruchu kadrowego, który na zdrowy rozsądek usprawiedliwiony byłby tylko w jednym przypadku: gdyby Red Bull miał wycofać się z Formuły 1.

Ferrari miało na oku kilku młodych kierowców jako potencjalnych następców Massy, ale – co zrozumiałe po dwóch efektownych wpadkach z zastępowaniem Brazylijczyka w końcówce sezonu 2009 – być może woli nie stawiać na niesprawdzone rozwiązania i chce, aby kandydaci zdobyli więcej doświadczenia w innych ekipach. Kierowca pokroju Nico Hülkenberga, który ma trafić na sezon 2013 do Saubera, może w przyszłym roku albo potwierdzić swoją przydatność dla Scuderii, albo przekreślić swoją szansę na starty u boku Alonso. Ferrari na pewno na tym nie straci.

Czy zatem wtorkowa decyzja jest dla Massy jedynie wyrokiem w zawieszeniu i przedłużeniem agonii w oczekiwaniu na przybycie nowego (być może niemieckiego) kierowcy do Maranello? Niekoniecznie. Brazylijczyk może swoją jazdą udowodnić, że zasługuje na jeszcze jeden rok (2014 byłby już dziewiątym sezonem!) w czerwonych barwach. Choć przyznajmy szczerze, że to raczej mało prawdopodobne…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here